Daniel Szczepan: na kopalnię poszedłem, żeby zarabiać [WYWIAD]

- W GKS-ie Jastrzębie się nie przelewało. Najwyższy kontrakt w drużynie wynosił trzy tysiące złotych. Ja zarabiałem jeszcze mniej. Umówmy się, że nawet te kilka lat temu, kiedy ten pieniądz ważył trochę inaczej, nie była to kwota z której człowiek mógł wyżyć – opowiada napastnik Ruchu Chorzów Daniel Szczepan. Jak można połączyć pracę górnika z byciem profesjonalnym piłkarzem? Dlaczego w Śląsku odbił się od ekstraklasy? Kto we Wrocławiu robił na nim największe wrażenie? Zapraszamy.

Daniel Szczepan
Obserwuj nas w
IMAGO/Grzegorz Wajda Na zdjęciu: Daniel Szczepan
  • Daniel Szczepan na boiskach Ekstraklasy zadebiutował w barwach Śląska w listopadzie 2018 roku. Od tamtej pory rozegrał w niej 20 spotkań
  • 28-latek wciąż czeka jednak na swojego pierwszego gola w najwyższej klasie rozgrywkowej
  • W wywiadzie dla Goal.pl opowiada o tym, jak drogę przebył, aby znaleźć się w obecnym punkcie swojej kariery

Daniel Szczepan, czyli synek ze Śląska?

Faktycznie mocno identyfikuję się z miejscem, z którego pochodzę. Moja rodzina mieszka tu od pokoleń. Wszyscy godają, praktycznie każdy pracował na kopalni. Można powiedzieć, że jestem Ślązakiem na sto procent.

Wychowywałeś się na familokach (familoki to po śląsku bloki)?

Na familokach nie, ale miałem kolegów, którzy mieszkali w takich miejscach i dużo czasu tam spędzałem. Wiadomo jak to kiedyś było, trzeba było walczyć o swoje – osiedle na osiedle, ulica na ulice. Fajny czas.

Można powiedzieć, że podwórko ukształtowało cię jako człowieka?

Na pewno nie mam problemów, żeby odnajdować się w nowych miejscach. Proces aklimatyzacji w nowej drużynie przychodzi mi bez problemu. Druga rzecz to kwestia charakteru. Myślę, że spokojnie mogę powiedzieć, że osiedle na którym się wychowałem ma duży wpływ na to kim jestem teraz.

Jako dzieciak wyróżniałeś się w meczach na tle swoich kumpli?

Ja od kiedy pamiętam zawsze miałem starszych kolegów. Wiadomo, że ta różnica wieku u dzieci mocno rzuca się w oczy. Potrzebowałem czasu, żeby im dorównać. Na tle swoich rówieśników rozwijałem się trochę wolniej. Jednak jak miałbym patrzeć tylko na swój rocznik to na pewno byłem kimś kto się wyróżniał.

Granie ze starszymi to mocna szkoła życia.

Moim pierwszym klubem był Górnik Radlin. Pamiętam, że nie było mojego rocznika i grałem z chłopakami, którzy byli starsi ode mnie o trzy lata. Dla mnie gra była najważniejsza. Jak w meczu udawało mi się trzy razy kopnąć piłkę to byłem przeszczęśliwy. Dopiero po jakimś czasie znajomy mojego taty zadzwonił i zaprosił do swojej szkółki gdzie już grałem z innymi dzieciakami w moim wieku. Przy tym wszystkim trenowałem gimnastykę przez trzy lata. To wszystko na pewno pomogło mi w tym, że jestem teraz tu gdzie jestem.

Kądzior: może gdybym został w Zagrzebiu, to nie zagrałbym przeciwko Barcelonie? [WYWIAD]
Damian Kądzior

Początek Piasta zwłaszcza w pierwszych trzech kolejkach nie był udany. Przyszedł mecz z Rakowem, wygrana wywalczona w ostatnich minutach, domyślam się, że morale w drużynie mocno poszły w górę? W piłce jest tak że czasami jeden mecz może zmienić wszystko. Brakowało nam takiego spotkania na przełamanie. Nie wygrywaliśmy już dawno z tymi najlepszymi ekipami jak

Czytaj dalej…

Pokus, żeby skręcić w złą stronę nie brakowało?

Na pewno nie mogę o sobie powiedzieć, że byłem grzecznym dzieckiem. Mówiąc krótko nie dawałem sobie w kaszę dmuchać. Potrafiłem walczyć o swoje. Jasne, że miałem kolegów, którzy robili różne rzeczy. Ja byłem mocno skoncentrowany na swoim celu i raczej unikałem pokus.

Jak zareagowała mama kiedy dowiedziała się, że te nocowanie u kumpla w dzieciństwie to ściema?

Faktycznie tak było, że pod pretekstem nocowania u kolegi jeździłem na mecze wyjazdowe Ruchu Chorzów. Teraz już oczywiście się z tego śmieje. Trochę tych meczów wyjazdowych w taki sposób się zaliczyło.

Twój tata też grał w piłkę, czyli u was to wszystko rodzinne.

Można tak powiedzieć. Mama wiedziała, jak piłka jest ważna dla taty. Myślę, że u mnie wyszło to po prostu naturalnie. Miałem od nich bardzo duże wsparcie. Nigdy nie nakładali na mnie jakiejś presji jak to czasami rodzice robią swoim dzieciakom, którzy krzyczą, wykłócają się z sędzią. Moi rodzice zawsze zachowywali spokój w takich sytuacjach.

Ale jakieś złote rady od taty na pewno dostawałeś.

Jasne, że tak. Często siadaliśmy i rozmawialiśmy o jakiś sytuacjach. Do dzisiaj po meczu dzwoni do mnie i pyta o konkretne momenty. Tata bardzo często jest na moich meczach, a wiadomo, że z trybun wiele sytuacji wygląda inaczej.

Jeśli tata był na meczu z Jagiellonią to widział na pewno, że piłka cię szuka, ale bramki nie zdobyłeś?

Nie da się ukryć, że brakuje trochę spokoju i skuteczności. Żałuję zwłaszcza sytuacji kiedy dostałem piłkę od Patryka Sikory. Źle się z nią zabrałem i nic nie udało mi się z tego zrobić. Pracuję dalej i jestem pewny, że bramki przyjdą.

Michał Rakoczy dla Goal.pl: mając 13 lat, byłem zdany tylko na siebie [WYWIAD]
Michał Rakoczy

Przepis o młodzieżowcu a zawojowanie Ekstraklasy Masz dopiero 21 lat i blisko 70 meczów w PKO Ekstraklasie. Czujesz się beneficjentem przepisu o młodzieżowcu, czy bez niego też tak szybko zaliczyłbyś tyle spotkań w elicie? W pewnym sensie ten przepis był pomocny, ale nawet bez niego bym sobie poradził. Chociaż mam świadomość tego, że dzięki takiemu

Czytaj dalej…

Nie tylko piłka łączy cię z twoim tatą. Połączyła was też kopalnia.

Zgadza się. Tata jest już na emeryturze górniczej.

Jak to jest możliwe, że grałeś w drugiej lidze, czyli wydaje się, że to już wysoki poziom rozgrywkowy, a jednocześnie pracowałeś na kopalni?

W GKS Jastrzębie się nie przelewało. Najwyższy kontrakt w drużynie wynosił trzy tysiące złotych. Ja zarabiałem jeszcze mniej. Umówmy się, że nawet te kilka lat temu kiedy ten pieniądz ważył trochę inaczej, nie była to kwota z której człowiek mógł spokojnie i bez stresu wyżyć. Na kopalnie poszedłem, żeby zarabiać.

Ile zarabiałeś jako górnik?

Myślę, że było to coś koło trzy tysiące. Skończyłem szkołę górniczą, miałem pewną posadę państwową. Nikt nie wiedział czy będę grał w piłkę i na jakim poziomie. Prawda jest taka, że w każdym momencie mogę wrócić do zawodu. Mam fach w ręku i na pewno sobie poradzę. Nawiązując jeszcze do pytania, szanowałem swoją pracę i nie chciałem z niej rezygnować. W tamtym momencie piłka nie pozwalała mi np. w tym, żeby spokojnie myśleć o założeniu rodziny.

Pamiętasz swój pierwszy zjazd na dół?

To było na praktykach w trzeciej klasie. Na pewno wtedy ogromne przeżycie. Później człowiek stara się nie myśleć o tym co może go spotkać. Ja podchodziłem do tego w ten sposób, że to kolejny dzień w pracy.

Pod ziemią spotykałeś kibiców?

Wiadomo, że sporo moich kolegów z kopalni interesowało się sportem. Często pytali o różne sprawy, byli ciekawi jak to wszystko wygląda od środka. Mogę powiedzieć, że na pewno doceniali to co robię, że łącze pracę z graniem w piłkę i ile kosztuje mnie to wyrzeczeń. 

Wstawałeś rano, praca i później na trening?

Funkcjonowałem jak robot. Pobudka o piątej, po czternastej wracałem do domu. Mama bardzo mi pomagała, czekała już z obiadem. Później pół godziny drzemki i jazda na trening. Czasu na głupoty nie było.

W końcu stało się to o czym marzyłeś, przyszła propozycja z ekstraklasy.

Kiedy podpisałem kontrakt ze Śląskiem Wrocław wiadomo było, że to już zupełnie inny poziom. Zwolniłem się z kopalni i liczyła się już tylko piłka, ale cały czas uważam że to właśnie kopalnia nauczyła mnie życia. Potrafię skoncentrować się na sobie, na tym co chcę osiągnąć i nie patrzeć na innych.

Kto zrobił na tobie największe wrażenie w Śląsku?

Nie mogę wskazać jednej osoby. Na pewno Marcin Robak, Arek Piech, od nich mogłem wiele się nauczyć. Ogromne wrażenie robił też Djordje Cotra. Doświadczenie, inteligencja, wiele jakości od razu rzucało się w oczy. Jeśli chodzi o samo podejście do treningu to Mariusz Pawelec. Nawet trening, który miał być luźny wykonywał na sto dwadzieścia procent.

Czego zabrakło, żeby przebić się w Śląsku?

Ja nie jestem tego typu człowiekiem, że będę szukał wymówek, zwalał na kogoś, że nie dał mi szansy albo wymyślał inne historie. Byłem po prostu słabszy, nieprzygotowany na taki poziom. Brakowało mi jakości, ale bardzo się cieszę że dostałem taką szanse, bo na pewno wiele mnie to nauczyło i podniosłem swoje umiejętności.

Nie miałeś obaw kiedy przechodziłeś do Ruchu, że zejście do drugiej ligi może spowodować, że zakopiesz się na tym niższym poziomie?

Nie myślałem w ten sposób. W tym momencie przejście do Ruchu było mi bardzo na rękę. Miałem małe dziecko, więc mogłem mieszkać w swoich rodzinnych stronach. Ruch kocham od dziecka, więc wiele się nie zastanawiałem nad tą ofertą.

Decyzja można powiedzieć “strzał w dziesiątkę”.

Gdyby ktoś przed moim przejściem do Ruchu powiedział mi, że zrobimy awans z drugiej ligi do Ekstraklasy, a ja będę strzelał tyle ważnych goli to kazałbym mu popukać się w głowę. Teraz zrobię wszystko, żeby Ruch utrzymał się w Ekstraklasie. To na pewno cel nas wszystkich w klubie.

W Ruchu chyba nie lubicie obcokrajowców? Patrząc na polskie podwórko jesteście pewnego rodzaju ewenementem.

Myślę, że w Polsce mamy bardzo dużo chłopaków którzy potrafią grać w piłkę. Nie mam oczywiście nic do zagranicznych zawodników, ale gdybym to ja był prezesem klubu to robiłbym wszystko, żeby polskich zawodników było jak najwięcej. 

Polską szatnię łatwiej zmotywować?

Nie podchodzę do tego w ten sposób. To nie jest tak, że obcokrajowcowi nie zależy. Przecież do klubu też może trafić Polak, który nie będzie chciał zapierdzielać dla drużyny. Uważam jednak że w naszym kraju jest tylu zdolnych zawodników, że nie trzeba szukać za wszelką cenę za granicą.

To na koniec, kiedy pierwszy gol w Ekstraklasie?

Oby jak najszybciej (śmiech). Wiadomo, że jako napastnik chcę zdobywać bramki i z tego jestem rozliczany. Jeśli będziemy wygrywać, a ja będę miał udział przy bramkach to nie będę miał z tym żadnego problemu.

Komentarze