Jedna z piosenek Krzysztofa Zalewskiego zaczyna się od słów: “Minął rok, pięć lat, ty się pojawiasz, jak gdyby nigdy nic”. Jako że jednym z moich zupełnie nieprzydatnych hobby jest poszukiwanie przypadkowych odniesień do futbolu w miejscach, które nie mają z nim nic wspólnego, słysząc te słowa, widzę Bartosza Kapustkę. Piłkarz Legii swój ostatni mecz w reprezentacji Polski – swoją drogą tytuł wspomnianej piosenki Zalewskiego to “Polsko” – zagrał niewiele ponad rok po debiucie, a jego obecna forma każe zadać pytanie, czy po kolejnych pięciu znów zobaczymy go w walce o międzynarodowe punkty.
Przywracanie do życia
Około miesiąc temu rozmawiałem z Bogusławem Leśnodorskim. Mówiąc, jakich transferów Legii się spodziewa, powiedział, że innych niż ten Bartka Kapustki. Miał na myśli to, że jeśli ktoś ma przyjść teraz do klubu, musi być to zawodnik od razu gotowy do gry, bez konieczności stawiania go na nogi. Tak, jak trzeba było to robić z Kapustką.
W przypadku byłego piłkarza Leicester zdecydowano się na metodę małych kroczków i wszystko trwało kilka miesięcy. Najpierw w Legii złapał pierwsze minuty, później wyszedł w podstawowej jedenastce, po kolejnych 10 tygodniach rozegrał pełne spotkanie, aż w końcówce listopadza pierwszy raz trafił do siatki. Od startu rundy rewanżowej jest jednym z najlepszych piłkarzy Ekstraklasy, a w ostatni weekend przeciwko Wiśle Płock (5:2) zaliczył gola, asystę i był postacią, która robiła największą różnicę. Co nie bez znaczenia, przy zrobieniu obu liczb nie było miejsca na przypadek. Strzelając gola zaprezentował pewność siebie i świetną technikę, notując asystę – dynamikę i precyzję. Wspólnym mianownikiem tych zagrań była boiskowa inteligencja. Kapustka wybierał najbardziej optymalne rozwiązania.
To nie wymysł dziennikarzy
Dziennikarzom często obrywa się za “wpychanie” do reprezentacji zawodników, którzy – jak to w komentarzach piszą internauci – kilka razy kopną prosto piłkę. W tym przypadku temat reprezentacji jako jeden z pierwszych został wywołany przez Czesława Michniewicza. Trener Legii po meczu z Rakowem Częstochowa (2:0) powiedział: – Myślę, że Bartek cały czas rośnie. Miał w karierze kilka urazów, które nie pozwalały mu wejść na szczyt. Musi być w regularnym treningu. Jak przepracuje cały mikrocykl przed meczem, to zawsze jestem o niego spokojny. A jak wypadnie na dwa-trzy dni, a często się tak zdarza, jest poobijany po meczach, bo dużo ryzykuje, gra jeden na jeden w kontakcie, to wtedy od razu jest to widoczne w jego formie. Życzę mu, żeby był zdrowy. Jak tak się stanie, myślę, że przy zmianach na stanowisku selekcjonera, trener Sousa szybko zwróci na niego uwagę.
Mówiąc o byciu spokojnym o Kapustkę przy przepracowanym mikrocyklu, Michniewicz ma na myśli przede wszystkim motoryczne możliwości swojego pomocnika, które – obok techniki – są jego główym argumentem. Kapustka w dwóch z czterech wiosennych meczów pokonał dystans przekraczający 12 km, a w pierwszej dziesiątce najszybszych spintów w przekroju całego sezonu znajduje się dwa razy – na miejscach pierwszym i siódmym z rekordem 34,77 km/h.
Nieoczekiwane powołanie
Gdy Bartosz Kapustka został powołany do reprezentacji pierwszy raz w karierze, miał 19 lat i za sobą jedynie kilka meczów rundy jesiennej w barwach Cracovii. Sezon dopiero się rozpędzał, a Kapustka odbierając telefon od Adama Nawałki miał na koncie gola i asystę w czterech rozegranych spotkaniach. Wcześniejszy sezon kończył jako rezerwowy Pasów. Wyłączając spojrzenie na wiek, który u piłkarza Legii wciąż pozwala myśleć o rozwoju, sytuacja jest absolutnie analogiczna. Od Nawałki Kapustka dostał powołanie nie za to, kim jest, a przez to, kim zdaniem selekcjonera może się stać w przyszłości. Były trener kadry idealnie ocenił potencjał piłkarza – po pierwszym powołaniu 19-latek do swojego dorobku z początku sezonu dorzucił trzy gole i osiem asyst, a jego grą na Euro 2016 zachwycił się Gary Lineker.
Dziś patrząc na Kapustkę wąsko, widzimy jego ostatnie występy. Szeroko – materiał na najlepszego zawodnika Ekstraklasy. Jeśli Paulo Sousa ocenia to podobnie, trudno mieć wątpliwości, czy Bartek jest w gronie 8-10 zawodników z polskiej ligi, którym przygląda się Portugalczyk.
Uniwersalność
U Adama Nawałki Kapustka występował na skrzydle, jednak Czesław Michniewicz udowodnił, że z powodzeniem z usług 24-latka można korzystać także w środku pomocy. To bardzo istotne w kontekście gry na turniejach, gdzie selekcjonerom wytrącana z ręki jest oręż w postaci możliwości dowołania piłkarza za kontuzjowanego kolegę.
Jeszcze kilka miesięcy temu o środku drugiej linii w ogóle byśmy nie dyskutowali, bo konkurencja w niej była ogromna. Dziś wciąż jest spora, ale sytuacja i tak się mocno zmieniła. Grzegorz Krychowiak przestał być pewniakiem, bo wątpliwe, że Paulo Sousa oglądając mecze polskiej kadry sięgnął wstecz dalej niż rok, Karol Linetty sukcesywnie traci swoją mocną pozycję w Torino, Jakubowi Moderowi brakuje praktyki meczowej, bo mecze w Brighton póki co ogląda z perspektywy ławki. Do tego poważne problemy w klubach mają nasi skrzydłowi – Kamil Grosicki, Przemysław Płacheta i Damian Kądzior. Kapustka mógłby być lekarstwem na ból głowy selekcjonera.
Myśli o kadrze
Powrót do reprezentacji Polski nie jest czymś, co dominuje w głowie Kapustki, ale Robert Podoliński, trener, u którego Bartek debiutował w Ekstraklasie w podstawowym składzie przyznaje w rozmowie z nami, że nieśmiałe myśli faktycznie się pojawiają.
– Jak będą go omijać kontuzje, to z Bartka będą zadowoleni nie tylko w Legii. To był najważniejszy powód, dlaczego nie poszło mu za granicą. Jesteśmy ze sobą w stałym kontakcie, bardzo doradzałem mu transfer do Warszawy. Ale nawet ja jestem zaskoczony szybkością jego powrotu do takiej formy. Gdybym miał porównać go do Kapustki sprzed pięciu lat, jest przede wszystkim dojrzalszy. Takiego doświadczenia, jakie nabył najpierw w reprezentacji Polski, później w zespole mistrza Anglii, nie można deprecjonować. Jedno natomiast u niego się nie zmienia – jego głowa świetnie wytrzymuje obciążenia. Pamiętam, gdy pierwszy raz w życiu grał od początku w Ekstraklasie. To były Wielkie Derby Krakowa, zresztą dla nas zwycięskie, a Bartek już wtedy bez trudu zniósł to napięcie. Jeśli chodzi o reprezentację, na pewno brałbym pod uwagę jego nazwisko. Nie wiem, czy dobrze przewiduję, ale wydaje mi się, że trener Sousa wyjdzie w marcu ustawieniem 3-4-3, wtedy Bartek byłby ustawiony za napastnikiem, co nie byłoby dla niego nowością – grywał tak w Cracovii. W ogóle jeśli chodzi o Legię, mi bardzo podoba się dwójka Slisz – Kapustka, widać, że między nimi jest porozumienie. Przed meczem z Wisłą Płock rozmawialiśmy, że fajnie, iż wrócił do dobrej formy, ale trzeba wreszcie zrobić liczby. No i to się stało, do tego na dziś Bartek jest wiodącą postacią Legii – mówi Podoliński.
Komentarze