Szymon Sobczak dla Goal.pl: chciał mnie beniaminek Ekstraklasy

- Nie chcę już odgrzewać tych wiadomości, a jednocześnie wskazać informację, która sprawi, że nie będę już w przyszłości ciągnięty za język w tej kwestii. Zgadza się, że miałem propozycję od klubu z Ekstraklasy. Chodziło o jednego z beniaminków - powiedział napastnik Wisły Kraków – Szymon Sobczak.

Szymon Sobczak
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Szymon Sobczak
  • Wisła Kraków w sezonie 2023/2024 podejmie kolejną próbę związaną z wywalczeniem awansu do Ekstraklasy
  • Szymon Sobczak w rozmowie z Goal.pl opowiedział o tym, dlaczego nie został skoczkiem narciarskim, o celach związanych z grą w Wiśle Kraków, a także odniósł się do pytania, czy szatnia Białej Gwiazdy była zaskoczona decyzją Luisa Fernandeza o transferze do Lechii Gdańsk
  • 30-latek w 1 Lidze wystąpił ponad 220 razy i strzelał 52 gole, notując też 18 asyst

Góral z krwi i kości

Chłopak z Zakopanego został piłkarzem. Wydaje się, że to niepopularne. Wyjaśnij, jak to się stało, że nie zostałeś następcą Adama Małysza?

Faktycznie urodziłem się w Zakopanem i jestem góralem z krwi i kości. Niemniej szybko z rodzicami przeprowadziliśmy się do Lubnia. To mała miejscowość, znajdująca się niedaleko bazy treningowej Wisły Kraków. Co do skoków narciarskich, to fajna dyscyplina sportu, ale mnie od dziecka cieszyła piłka nożna. Zawsze to była moja pasja.

Czyli gdybyś nie został piłkarzem, to skoczkiem też nie?

Były różne sporty, które trenowałem. Zaczynałem od pływania. Dochodziłem nawet do mistrzostw Polski, ale to było bardzo dawno temu. Można powiedzieć, że za wczesnego dzieciaka (śmiech). Sport towarzyszył mi zawsze. Chyba rodzice mnie tak nastawili, że próbowałem swoich sił wszędzie. Skoczkiem jednak bym nie został.

Trochę klubów już zaliczyłeś, ale muszę przyznać, że zaskoczony byłem, że masz tylko sześć występów w Ekstraklasie. Wydawało mi się, że będzie tych meczów więcej…

Licznik mógłby bić dalej w Ekstraklasie, gdybym podjął tego lata nieco inną decyzję. W każdym razie, gdy pojawiła się propozycja z Wisły Kraków, to oczywiste było dla mnie, że chcę trafić do tego klubu. Wisła to ekipa, dla której zrobiłbym wyjątek w każdej sytuacji. Przyszedłem do tego klubu z jasnym celem, aby pomóc drużynie w wywalczeniu awansu do Ekstraklasy. Gdyby udało mi się to zrobić w klubie, do którego mam duży sentyment, to radość byłaby podwójna.

Ekstraklasa trochę jak wejście na Mont Blanc

Mała liczba występów w elicie to Twoja bolączka?

W każdej ekipie, w której byłem, zebrałem cenne doświadczenie. Wiadomo, że będąc w Jagiellonii Białystok, grającej w Ekstraklasie, liczyłem na więcej. Trafiłem do tej drużyny w dobrym momencie. Sytuacja jednak potoczyła się nieco inaczej i nie ma sensu tego rozpamiętywać. To już jest za mną. W ogóle nie myślę o tym, że mam tylko kilka występów w elicie. Koncentruję się tylko na tym, aby dzisiaj pomóc Wiśle.

W najwyższej klasie rozgrywkowej znalazłeś się szybko…

To prawda. Przez bardzo długi czas byłem jednym z najmłodszych zawodników, który debiutował w tamtym czasie w Ekstraklasie. To były czasy, gdy nie było jeszcze przepisu o młodzieżowcu. Aby tę szansę otrzymać, to trzeba było wyróżniać się bardzo w Młodej Ekstraklasie lub po prostu na tle rówieśników. Ceniłem zatem możliwość debiutu w młodym wieku. Później jednak dużo czasu spędziłem w 1 Lidze.

Z niejednego pieca jadłeś chleb. Jesteś zawodnikiem, mającym pokaźny bilans meczów na zapleczu Ekstraklasy. Jesteś z niego zadowolony?

Wiadomo, że napastnika rozlicza się z goli. Moje statystyki przypuszczam, że byłyby lepsze, gdyby nie to, że w większości spotkań rozgrywanych w 1 Lidze, grałem na skrzydle. Tak naprawdę jako napastnik zaliczyłem cztery sezony. Aczkolwiek gra na różnych pozycjach sprawiła, że dużo mogłem się dużo nauczyć.

Nowa era

Trafiłeś do Wisły Kraków, która swoją: historią, tradycją i samą nazwą przyciąga. Jak przebiega aklimatyzacja w nowym zespole?

Nie ma na nią zbyt dużo czasu. Do startu ligi każdy dzień się liczy. Zależało mi zatem, aby jak najszybciej trafić do drużyny. Bardzo dobrze rozumiem się z kolegami z zespołu. Nie można jednak zapominać, że w grze liczą się automatyzmy. Staram się zatem każdą chwilę wykorzystywać na maxa. Relacje na boisku i poza nim mamy bardzo dobre, więc domyślam się, że przyniesie to owoce w postaci liczb, co dla napastnika zawsze jest ważne.

Powszechnie wiadomo, że w Lechu Poznań i w Radomiaku językiem urzędowym jest angielski. Przypuszczam, że w przypadku Białej Gwiazdy jest podobnie. Czy jednak hiszpańscy zawodnicy mówią chociaż trochę po polsku?

Mało ważne jest to, w jakim języku będziemy się komunikować. Istotne jest jednak, aby komunikacja była. Jako osoba mocno związana z Wisłą, będę tego wymagał, bo to klub z ogromnymi tradycjami. Każdy, kto jest w Wiśle, musi mieć tego świadomość. Nieważne, czy to będzie Hiszpan, Francuz, czy zawodnik z innej części świata. Wracając natomiast do pytania, to jest kilku graczy, którzy uczą się języka polskiego i to jest też fajne, bo widać, że obcokrajowcom zależy na tym, aby szybko zaaklimatyzować się w nowym otoczeniu. Wiadomo, że nie wszyscy porozumiewają się w języku angielskim, a co dopiero w języku hiszpańskim. Robimy natomiast wszystko, aby nowi gracze dobrze czuli się w nowym dla nich klubie. Coraz więcej Hiszpanów trafia do Wisły, co może świadczyć o tym, że opinia z zewnątrz o klubie jest bardzo dobra. Oby miało to też dobre odzwierciedlenie na boisku.

Opowiedz o kulisach transferu. Kiedy tak naprawdę zrodził się temat Szymona Sobczaka w Wiśle Kraków?

Pierwsze sygnały związane z moim powrotem do klubu z Reymonta, miały miejsce już rok temu. Wisła złożyła za mnie dwie oferty, które Zagłębie odrzucało, stawiając jednocześnie warunki zaporowe za zawodnika w moim wieku. Do transferu finalnie nie doszło, ale mobilizowało mnie to jeszcze bardziej. Oczywiście działy się różne inne rzeczy. Ja jednak zawsze skupiałem się na tym, aby dobrze wywiązywać się ze swoich obowiązków. Temat wrócił po mojej bezpośredniej rozmowie z trenerem Radosławem Sobolewskim. Ona przesądziła o tym, że jestem w Krakowie. Ogólnie świetnie układa się praca na linii trener-dyrektor sportowy. Zespół jest bardzo mądrze budowany, co pokazała runda wiosenna poprzedniego sezonu.

Zagłębie Sosnowiec w pewnym sensie skomplikowało w poprzedniej kampanii Wiśle walkę o bezpośredni awans do Ekstraklasy. Czy po transferze do Wisły żartobliwie było to wypominane Tobie?

Wiadomo, jak ważne to było spotkanie. Można dzisiaj mówić, że łatwiej byłoby wywalczyć awans bezpośredni. Z drugiej strony w barażach Wisła miała los w swoich rękach. W każdym razie nikt nie ma do mnie żalu. Poprzedni sezon to już zamknięty rozdział. Teraz wszyscy myślą o tym, co tu i teraz. Ważne jest dzisiaj, aby wyciągnąć wnioski z tego niepowodzenia.

Cel oczywisty i wszystkim znany

Umowę podpisałeś tylko na jeden sezon z opcją przedłużenia. Czy ona warunkuje to, ile musisz rozegrać spotkań i ile zdobyć bramek?

O warunkach kontraktu nie mogę rozmawiać. Chciałbym jednak podkreślić jedną rzecz. Myślę, że nie powiem tutaj nic, co nie jest oczywiste. Najważniejsze jest to, aby Wisła wywalczyła awans. Najlepiej bezpośredni. Jestem tego świadomy, bo wywodzę się z tego środowiska. Masa ludzi, którą znam od dziecka, jest związana z klubem. Priorytetem jest dla mnie cel zespołowy. Indywidualnie też stawiam sobie wyzwania, ale głośno nie chcę o tym mówić, bo to tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Jestem ambitnym zawodnikiem i mocno wierzę w to, że będziemy grać ładną piłkę, tworzyć sobie sytuacje. Co to da? Przekonamy się na koniec sezonu.

Napastnikami w Wiśle oprócz Ciebie są jeszcze Angel Rodado i Michał Żyro. Który w hierarchii się czujesz, mając na uwadze, że Wisła będzie grać najpewniej jednym klasycznym napastnikiem?

To jakim będziemy grać systemem, zweryfikuje liga. Niczego bym nie przesądzał. Hierarchię wyznaczy natomiast boisko. Liga prawdę powie. To jak wyglądało to do tej pory, za kilka tygodni może się zmienić. Nie można się do tego przywiązywać. Najważniejsze będą spotkania ligowe. Skupiam się natomiast przede wszystkim na tym, aby zapewnić jakość drużynie.

W mediach pojawiały się spekulacje dotyczące Twojego ewentualnego transferu do Ruchu Chorzów. Trener Jarosław Skrobacz przekonywał, że nie było takiego tematu. Jak było naprawdę?

Nie chcę już odgrzewać tych wiadomości, a jednocześnie wskazać informację, która sprawi, że nie będę już w przyszłości ciągnięty za język w tej kwestii. Zgadza się, że miałem propozycję od klubu z Ekstraklasy. Chodziło o jednego z beniaminków. Dzisiaj jestem jednak zawodnikiem Wisły i to jest najważniejsze.

Kilka treningów w nowej drużynie już zaliczyłeś. Kto robi na Tobie największe wrażenie?

Nikogo nie chcę wyróżniać. Są gracze, z którymi rozumiem się lepiej, z innymi trochę gorzej, ale to jest normalne, najważniejsze, aby dobrze funkcjonować na boisku. Na każdej pozycji są w naszej ekipie zawodnicy, mogący dać jakość. Ważne jest jednak, abyśmy byli mocni jako zespół.

“Papier wszystko przyjmie”

Z innej beczki. Jak szatnia Wisły przyjęła wiadomość, że Luis Fernandez zdecydował się na grę w Lechii Gdańsk?

Nie chcę się wypowiadać w imieniu większości. Moim jednak zdaniem Wisła to tak wielki klub, że warto bazować już na doświadczeniach, które w klubie miały miejsce, bo pewne sytuacje się powtarzają. Ważne, aby patrzeć na czyny, a nie słowa. Można mówić dużo, bo papier wszystko przyjmie. Wiadomo natomiast, jak wygląda sytuacja. Prawda jest jednak taka, że w klubie tego tematu nie ma.

WISŁA KRAKÓW – OSĄD PRZYGOTOWAŃ | Studio Reymonta | Sparingi | Transfery

Wisła praktycznie kadrę na sezon ma gotową. Czy to będzie Wasz handicap, mając na uwadze, że niektóre kluby będą budowały zespoły być może nawet do końca sierpnia?

Może to być jakiś plus dla nas. Wiadomo, że im szybciej pewne zmiany zostaną zrealizowane, tym lepiej. Dzisiaj jednak za wcześnie jest, aby wyciągać jakieś wnioski. Jeden zawodnik może zaaklimatyzować się natychmiast, a inny może potrzebować kilku miesięcy. Czas wszystko zweryfikuje.

Pewność siebie to podstawa

O celu już mówiłeś. Kogo natomiast postrzegasz jako Waszego głównego rywala w walce o dwie pierwsze lokaty na koniec sezonu Fortuna 1 Ligi?

Odpowiadając za siebie jako zawodnik bardzo świadomy, bo trochę meczów już w tych rozgrywkach rozegrałem, nie skupiam się na tym. Nie jest to istotne dla mnie.

Czy to nie oznaka zbyt dużej pewności siebie?

Każdy może odbierać te słowa, jak chce. Ja jestem zawodnikiem Wisły i wiem, że muszę skupiać się na każdym najbliższym meczu. Pewność siebie jest potrzebna. Jeśli by jej nie było, to trudno byłoby przełożyć jakość sportową na boisko. Podkreślam jednak, że ważne będzie to, abyśmy dobrze funkcjonowali jako zespół.

Próba generalna w Waszym wykonaniu miała miejsce przeciwko Zagłębiu w Sosnowcu. Chciałeś coś udowodnić w tym spotkaniu, czy podchodziłeś do tego meczu jak do jednostki treningowej?

Gdy zadałeś to pytanie, muszę przyznać, że pojawił się uśmiech na mojej twarzy. Tak naprawdę nie muszę już nic nikomu udowadniać. Niezależnie od sytuacji, w której się znajdowałem, to zachowywałem się profesjonalnie. Najważniejsze jest boisko. To było fajne przetarcie przed startem nowego sezonu. Wiele wniosków można po tym spotkaniu wyciągnąć.

Powrót do przeszłości

Pobyt w Sosnowcu będziesz wspominał dobrze, czy jednak fakt, że byłeś w klubie aferogennym, odcisnął piętno na Twoim pobycie w klubie?

Sportowo to był dla mnie bardzo dobry czas. Kwestie pozasportowe zostawmy na boku. Tak naprawdę piłka jest w tym wszystkim najważniejsza. Reszta to dodatek. Były lepsze i gorsze momenty, ale ogólnie będę wspominał czas w Sosnowcu dobrze.

Szymon Sobczak (fot. PressFocus)

Po rozstaniu z Zagłębiem, Twój były klub poczynił ciekawe wzmocnienia, pozyskując Joela Valencię, czy Kamila Bilińskiego. Widzisz sosnowiczan w rywalizacji z Wami o awans do Ekstraklasy?

Zabrzmi to może drastycznie, ale poziom sportowy musi być zawsze zachowany. Jakość jest bardzo istotna. Mając jakieś cele, trzeba mieć też konkretne argumenty na to, aby je realizować. Dobrze życzę Zagłębiu. Wierzę, że w klubie będzie mądre zarządzanie i wzmocnienia pomogą drużynie. Niemniej w tym momencie liczy się dla mnie tylko Wisła i to, jak będziemy funkcjonować. Cała moja uwaga skupiona jest w tym kierunku.

Pobyt w Wiśle katapultą do zwiększenia fame’u

Zaczynacie od meczu z Górnikiem Łęczna, a później mierzycie się z Polonią Warszawa. Jesteście już gotowi do tych starć?

Ostatnie szlify będą przeprowadzane do samego końca. Wiadomo, że start jest bardzo ważny. Liczy się jednak przede wszystkim efekt na koniec sezonu. Czujemy się mocni i pora pokazać to na boisku.

Ostatnio Twoja popularność w mediach społecznościowych wzrosła. Jaki masz do tego stosunek?

Social media są dla mnie dodatkiem. Chociaż cieszy, że zainteresowanie klubem jest duże. Nie mam problemu z tym, aby wyrażać swoją opinię. Nie gryzę się w język i jestem chyba z tego aż za dobrze znany. Niemniej zdaję sobie sprawę z tego, w jakim miejscu jestem dzisiaj.

Czytaj więcej: Trener Arki Gdynia dla Goal.pl: kwestie pozasportowe są poza mną

Komentarze