Pobyt Mourinho w Romie coraz mniej przypomina serial o miłości. Coraz bardziej filmy Smarzowskiego

Jose Mourinho
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Jose Mourinho

W samej teorii nikt nie mógł na tym stracić. Roma po beznadziejnym sezonie, w którym nie zrealizowała nawet żadnego celu minimum właściwie nic nie ryzykowała, Mourinho dostał prawdopodobnie ostatnią szansę zahaczenia się w jakkolwiek znaczącym europejskim klubie. Tymczasem obie strony na dziś mogą powiedzieć: tyle musiało się zmienić, by nie zmieniło się nic – czytamy w najnowszym odcinku cyklu SerieALL na SerieA.pl.

Czytaj dalej…

Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.

Przyznamy się – po pierwszych kolejkach obecnego sezonu sami trochę zakochaliśmy się w nowym Mourinho. Wierzyliśmy w magiczną moc rzymskiego powietrza (każdy, kto je poczuł, potwierdzi, że to nie mit!), w to małżeństwo, w którym obie strony potrzebują się wzajemnie. Było naprawdę miło – komplet punktów po czterech meczach, ultraofensywna i piękna dla oka drużyna, zdjęcia z pizzą pałaszowaną w pociągu oraz szelmowski uśmiech na ustach. Wszystko układało się raczej jak w tanich serialach o miłości niż w filmach Smarzowskiego. W samej teorii nikt nie mógł na tym stracić. Roma po beznadziejnym sezonie, w którym nie zrealizowała nawet żadnego celu minimum właściwie nic nie ryzykowała, Mourinho dostał prawdopodobnie ostatnią szansę zahaczenia się w jakkolwiek znaczącym europejskim klubie. Tymczasem obie strony na dziś mogą powiedzieć: tyle musiało się zmienić, by nie zmieniło się nic.

Ale żeby być uczciwym – wyłączne obwinianie Mourinho za ostatnie klęski Romy (właśnie przegrała z beniaminkiem Venezią 2:3, czym już na tak wczesnym etapie sezonu uzupełniła tryptyk fatalnych wyników łamane na występów – po 1:6 z Bodo Glimt i innym 2:3 z Lazio) to trochę zbyt daleko idący wniosek. Giallorossi regularnie są oszukiwani przez sędziów, a to, że Mourinho ma aktualnie 12-13 piłkarzy prezentujących wysoką jakość na tu i teraz, wcale nie jest mitem. W sprawie sędziowania Portugalczyk długo trzymał język za zębami – przecież nawet po 0:1 z Juventusem i niezrozumiałej decyzji Daniele Orsato o anulowaniu gola Romy i przyznaniu jej “tylko” rzutu karnego – odmówił komentarza. Ostatnio jednak eksplodował, a jego wywiad po rewanżu z Bodo/Glimt stał się wiralem.

Jak pan wyjaśni sposób gry z dzisiejszego wieczora?

Sędzia powinien wyjaśnić. Ale oni nie mówią.

Co sędzia zrobił źle?

Widziałeś mecz?

Ale ja pytam pana. Chcę usłyszeć pański punkt widzenia.

Nie, ty mi powiedz.

Chcę to usłyszeć od trenera Romy.

Nie, ty mi powiedz.

Uważa pan, że Romie należały się rzuty karne?

Przecież ty też to wiesz, prawda?

Chciałbym się dowiedzieć, w których sytuacjach Roma powinna dostać rzuty karne.

No to powiedz mi, co widziałeś.

Siedziałem daleko od boiska.

I nie widziałeś nawet na ekranie?

I tak dalej.

Po wizycie w Wenecji przypuścił kolejny szturm, nawet jeśli nie umknie nam stwierdzenie, że woli nic nie mówić. – Zasady są tworzone przez tych, którzy niewiele rozumieją z piłki nożnej. Którzy nie grali w nią ani nie trenowali. Kiedy te sytuacje powtarzają się tydzień po tygodniu, lepiej się zamknąć. Podobno na koniec sezonu suma decyzji korzystnych i niekorzystnych wychodzi na zero, ale póki co mamy jakąś dziwną kumulację tych drugich. Żadnej rekompensaty.

Z całą pewnością możemy powiedzieć, że oglądamy już tę drugą wersję Mourinho. Bez uśmiechu do pizzy. Inna sprawa, że on sam pewnie nie zdawał sobie sprawy, jakie rozczarowania czekają go na Olimpico. – Nasz cel to czwarte miejsce, ale nie dysponujemy składem zasługującym na nie. Nie sądzę, że ten skład jest lepszy niż w zeszłym roku. Straciliśmy doświadczonych graczy. Bruno Peres byłby dziś przydatny, Juan Jesus także – mówił.

Nie do końca jest jasne, jak to interpretować i czy Mourinho przywołując akurat tych piłkarzy nie ukrył między wierszami prawdziwego przesłania. Peres i Jesus to dwójka, której po rozstaniu nie żałował choćby jeden kibic Romy, ale mówienie o nich jest pewnie przesłaniem dla tych, którzy ich zastąpili. Negatywną weryfikacją. – W Interze, jeśli Darmian ma trudności, wchodzi Dumfries, w Milanie, jeśli Kjaer ma trudności, zastępuje go Romagnoli. My mieliśmy Tripiego (Filippo, niedoświadczony 19-latek – przyp. red.) i Reynoldsa na skrzydłach, Primaverę i jednego chłopaka, który grał dwa lub trzy mecze w Serie A – ciągnął wątek kadrowy. To była dość jasna sugestia, by nie oczekiwać od niego cudów. Dlatego dobra rada, jeśli lubicie obstawiać wyniki meczów – na jakiś czas odpuśćcie Romę.

Cały tekst na SerieA.pl

Komentarze