Dawaj Hiszpana! Włosi nie doceniają “hispanizacji” futbolu

Josep Guardiola
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Josep Guardiola

Czytając doniesienia z Włoch, po klęsce ichniej  reprezentacji w eliminacjach do mistrzostw świata, nie mogłem się nadziwić powtarzaniu z odrazą tezy o „hispanizacji” tamtejszego futbolu. Bo równocześnie podobny zabieg stosowany w Brazylii spowodował pobicie w eliminacjach rekordu zdobytych punktów i to mimo ciągle zaległego meczu z Argentyną!

  • Hiszpańska myśl szkoleniowca wywarła ogromny wpływ nie tylko na europejską, ale także piłkę na całym świecie
  • Wzorce z Hiszpanii na swój teren starali się przełożyć między innymi Niemcy
  • Hiszpański wpływ bardzo dobrze widoczny jest także w Anglii

Brazylia i Niemcy czerpią z Hiszpanii

Niespełna rok temu kapitalnie grający Włosi wygrali mistrzostwa Europy. Ależ to się oglądało, ależ się ich chwaliło za styl, za jakość. Brazylia dzięki fenomenalnym sukcesom FC Barcelony i Hiszpanii z lat 2008-2012 „przypomniała sobie” jak to kiedyś sama grała w piłkę nożną. Ostatnio nawet grając rezerwowym składem, na wyjeździe w La Paz (4 000 m.n.p.m) rozjechali Boliwię, nie dając jej powąchać piłki. Cierpliwość, konsekwencja, powtarzalność ataku, a przede wszystkim nieustanne nękanie rywala odbiera mu z czasem ochotę do gry, widz zaś cały czas ma wrażenie, iż kolejne gole dla „kanarków” są po prostu nieuchronne.

Zobacz także: Włosi przed rewolucją. Następcy weteranów poszukiwani

“Hispanizacja” dała także kapitalne sukcesy Bayernowi i reprezentacji Niemiec. Nie sposób bowiem nie zauważyć, że rozkwit Bayernu wiązał się z trenerem Juppem Heynckesem, znanym przede wszystkim z pracy w klubach hiszpańskich oraz z wielką zmianą reprezentacyjną za kadencji Juergena Klinsmanna i Joachima Loewa. Dzisiaj mało kto już pamięta jak Niemcy podeszli do problemu dogonienia najlepszych w kwestii operowania piłką i przyspieszenia gry. A było to na podstawie obserwacji klubów ligi hiszpańskiej.

Niemcy policzyli sobie, że w FC Barcelonie i Realu Madryt najlepsi piłkarze potrzebowali (blisko 20 lat temu!) 0,7 sekundy na przyjęcie, opanowanie i podanie piłki, a reprezentant Niemiec statystycznie potrzebował na to 1,2 sekundy! W skali całego zdarzenia jakim jest mecz piłkarski była to przepaść. Niemcy jak to Niemcy, pomierzyli, policzyli, zbadali i doszli do wniosku, że można „przyspieszyć” ówcześnie grających zawodników by zeszli poniżej sekundy. Trzeba było zmienić system ćwiczeń fizycznych, inaczej trenować reakcje meczowe a wówczas nawet i Per Mertesacker zejdzie do 0,9. Jak wiemy na podstawie późniejszych sukcesów, udało się kapitalnie.

Tak, to też był efekt „hispanizacji” niemieckiej piłki.

Wystarczy popatrzeć jak w minionej dekadzie grały ich młodzieżówki – palce lizać! A przecież w pierwszej dekadzie XX wieku dalecy byliśmy od zachwytów na temat gry niemieckiej reprezentacji, której prawdziwy renesans obserwowaliśmy w 2006 roku, roku wygrania Ligi Mistrzów przez Barcelonę i Pucharu UEFA przez Sevillę…

Kilka lat później natknąłem się w Argentynie na książkę „Che Pep, o wpływie Guardioli na futbol argentyński”. Było to działo pokazujące jak Latynosi wywarli wpływ na Pepa, a potem jak twórcze rozwinięcie tamtych pomysłów promieniuje na renesans futbolu technicznego, opartego na posiadaniu piłki, prowadzeniu gry i dominacji nad przeciwnikiem.

Tak, to także efekt „hispanizacji”, która „przypomniała” Latynosom za co kiedyś uwielbiano ich reprezentacje i kluby, a co dzisiaj zdaje się na tamtejszym kontynencie piłkarskim Świętym Graalem.

Hiszpańska myśl szkoleniowa

Pep Guardiola bije wszelkie rekordy w Anglii. Powtarza to samo co robił w Niemczech i Hiszpanii. Nie ma dzisiaj cienia wątpliwości, że Katalończyk ściga się już sam ze sobą w wyścigu o futbolową perfekcję.

Unai Emery za to kolejny hiszpański klub prowadzi ku sukcesom w europejskich pucharach. Malutki Villarreal jest już w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Emery, triumfator czterech edycji Ligi Europy, jest kolejnym z hiszpańskich łowców rekordów. Unai podobnie jak Pep jest detalistą, perfekcjonistą, planującym każdy krok. Wymagającym wiele od innych, bo wiele wymaga od siebie. Nie będąc wielkim zawodnikiem jest wielkim trenerem, choć – paradoksalnie – jego zagraniczne wojaże na ogół oceniane są poniżej oczekiwań. Jednak sukcesy Valencii, Sevilli i Villarrealu decydują, iż jego imię i nazwisko jest dziś jednym z najważniejszych na europejskim rynku trenerskim.

Jeśli sięgnę pamięcią i przypomnę sobie najlepsze granie ostatnich lat w Portugalii to kojarzy mi się z FC Porto Julena Lopeteguiego, obecnie trenera Sevilli, przez wiele lat gracza FC Barcelony.

Kiedy Katarczycy chcieli odnieść sukces to fortunę wydali na trenerów z Hiszpanii. Do Hiszpanii na staże jeździli trenerzy z Anglii, na Hiszpanów w ostatniej dekadzie stawiały ich kluby namiętnie (Quique Sanchez Flores, Mikael Arteta, wspomniani Emery i Guardiola, Juande Ramos i inni). Anglikom wyszło to na dobre. Ba, plotka głosi, że Manchester United marzy o Luisie Enrique, najradykalniejszym i najciekawszym dzisiaj selekcjonerze w Europie, nie cofającym się przed najbardziej awangardowymi rozwiązaniami taktycznymi, byleby utrzymać piłkę i zdominować rywala.

Wybrzydzać na „hispanizację” to wybrzydzać na wysoką kulturę gry, najwyższą jakość techniczną, posiadanie piłki i traktowanie jej z szacunkiem i atencją. Włosi kochani, to jak wybrzydzać na Ferrari, Lamborghini, Rzym i Wenecję. Wstydźcie się!

Bartłomiej Rabij

Komentarze