Kibice szkockiego Rangers musieli znosić dziesięć lat upokorzeń, by teraz, w marcu 2021 roku, zdobyć upragnione od dekady mistrzostwo kraju. Opinia publiczna w Wielkiej Brytanii jest jednak zbulwersowana. W czasie niedzielnego świętowania fani złamali wszystkie obostrzenia związane z pandemią. “Pokazali, że bardziej niż zdrowie liczy się dla nich futbol” – skomentował jeden z mieszkańców. Dziennik Glasgow Times nazwał te wydarzenia “dzikim świętowaniem”.
Solidarność przestała mieć znaczenie
By dobrze zrozumieć to, co wydarzyło się w Glasgow, trzeba przyjrzeć się temu, jak miasto wygląda od jesieni zeszłego roku. Szkocja wprowadziła surowsze obostrzenia koronawirusowe niż Anglia. Przylatując do Glasgow czy Edynburga trzeba obowiązkowo spędzić 10 dni w hotelu, płacąc za to ponad 1500 funtów. Ulice największego miasta Szkocji są od kilku miesięcy wymarłe. Pozamykano wszystkie restauracje i sklepy, nie licząc tych spożywczych. Ludzie nie mogą odwiedzać się w domach, a centrum miasta jest puste, niczym z gry Follout lub horroru.
Szkotom trzeba oddać to, że przez ostatnie miesiące zachowywali się solidarnie. Do zasad nie stosują się wszyscy i zdarzały się mandaty ze strony policji, ale większość mieszkańców przyjęła restrykcje ze zrozumieniem. Ludzie wspólnymi siłami pracowali na to, by pokonać pandemię i wrócić do normalności. To, co wydarzyło się w niedzielę sprawiło, że starania wielu osób poszły po prostu na marne.
7 marca, 13:54. Nagle w środku dnia w Glasgow zaczęły wybuchać fajerwerki. Sam przebywałem wtedy na dworze będąc z psem na spacerze. Zerknąłem na aplikację FlashScore i już i wiedziałem, co się stało. Celtic stracił dwa punkty w wyjazdowym meczu z Dundee United (0:0), za sprawą czego Rangers zostali po raz pierwszy od 2011 roku mistrzami Szkocji. Wchodząc na swoją ulicę odgłosy petard słyszałem już ze wszystkich stron. Sąsiedzi zaczęli wychodzić przed dom, a kierowcy z radości trąbili stojąc na światłach. Niektórzy w oknach zaczęli wywieszać brytyjskie flagi. Nagłe usłyszałem puszczane na cały regulator klubowe piosenki. Był to dopiero początek fali radości, która ogarnęła połowę szkockiego miasta.
Znosili lata upokorzeń
Świętowanie zaczęło się tak naprawdę dzień wcześniej. W sobotę Rangers grali u siebie z St. Mirren i wiedzieli, że w przypadku wygranej będą na 99,9 procent mistrzami. Niezwykłą popularność w Internecie zdobyło nagranie z samochodu menedżera The Gers, Stevena Gerrarda. Anglik nagrał swój wjazd na stadion Ibrox Park. Powitały go tam setki kibiców, którzy rozstąpili się na moment tylko po to, by auto szkoleniowca mogło wjechać na parking. Fani przyszli pod stadion pomimo apeli, by w związku z koronawirusem tego nie robili. Policjanci próbowali interweniować, ale wobec tak dużego tłumu wiele zrobić nie mogli. Agresywna postawa z ich strony tylko podgrzałaby atmosferę.
Rangers zgodnie z planem wygrali 3:0 i zarówno na stadionie, jak i przed nim zaczęło się pierwsze, jeszcze dość spokoje świętowanie. Media obiegło nagranie napastnika Alfredo Morelosa, który otworzył jedno z okien na stadionie i nagrał świętujących na ulicy kibiców. “Patrząc na to, że nikt nie myślał o maseczkach czy społecznym dystansie, fani równie dobrze mogliby siedzieć na trybunach” – stwierdzili dziennikarze Daily Record.
Sobotnia radość była jednak dopiero namiastką tego, co wydarzyło się w niedzielę na ulicach Glasgow. By to zrozumieć musielibyśmy wejść w skórę kibica Rangers. Wyobraźmy sobie, że nasz utytułowany klub jest nagle degradowany do najniższej, czwartej dywizji. Z powodu bankructwa zostaje on założony na nowo, a większość gwiazd decyduje się odejść. Przez kilka lat musimy oglądać naszych ulubieńców grających z półamatorami na stadionach, gdzie nie może wejść więcej niż 200 kibiców. Gdyby tego było mało widzimy jak Celtic zdobywa rokrocznie kolejne mistrzostwa i gra przy tym w europejskich pucharach.
Pijani kibice z petardami
W ciągu tych dziesięciu lat pojawiło się zupełnie nowe pokolenie fanów, które aż do niedzieli 7 marca nie znało smaku jakiegokolwiek trofeum. Gdy Rangers spadali do najniższej ligi, dzisiejsi 17-latkowie mieli przecież zaledwie siedem lat. Dlatego w miniony weekend dla wielu ludzi w Glasgow, niezależnie od wieku, koronawirus przestał mieć znaczenie. Na miasto w niebieskich koszulkach wyszły całe rodziny z dziećmi. Na największym placu w mieście – George Square, zebrało się kilkanaście tysięcy ludzi.
Fani Rangers mają niechlubną opinię nawet poza granicami kraju. Na meczach wyjazdowych w europejskich pucharach często demolowali centrum miasta. Głośno było zwłaszcza o ich zachowaniu po finale Pucharu UEFA przeszło dekadę temu w Manchesterze. W niedzielę zniszczyli wejście znajdującego się w centrum Glasgow klubowego sklepu Celticu. Media obiegły nagrania pijanych kibiców, którzy odpalali petardy. Niektórzy wchodzili na pomniki i słupy z oświetleniem.
Na wydarzenia te zareagowała pierwsza minister Szkocji, Nicola Sturgeon, wspólnie z policją i władzami miasta apelując do fanów, by ci rozeszli się do domu. Zaczęły pojawiać się oskarżenia. Skrytykowany został sam klub, który nie wydał żadnego komunikatu nawołującego kibiców do rozsądnego zachowania. “Pozostaje pytanie czy na drugi dzień u fanów pojawi się refleksja, że przesadzili, a swoim zachowaniem narazili siebie i innych” – pytał w artykule dziennikarz Glasgow Times.
Oskarżenia pod adresem klubu
Z powodu ścisłego lockdownu i szczepienia ludzi wskaźnik zachorowań na koronawirusa zaczął w Szkocji spadać. Nikt nie wie jednak jakie będą konsekwencje niedzielnego świętowania. Politycy partii rządzącej mówią o tym, że wychodzenie z lockdownu może zostać z powodu fanów Rangers opóźnione. Gospodarka straci na tym kolejne miliony. Częściej niż o pieniądzach mówi się jednak o zdrowiu ludzi.
Opinia publiczna w samej Szkocji jest podzielona. Ci, którzy sympatyzują z Rangers próbują fanów usprawiedliwić. Większość wyraża jednak swoje oburzenie. – Ostatni rok był dla nas wszystkich pasmem wyrzeczeń i cierpienia. Wielu z nas straciło bliskich. Przez miesiące nie mogliśmy oglądać swoich rodzin. To, co zrobiła część kibiców było haniebne i skrajnie nieodpowiedzialne. Zachowali się oni bardzo nie fair i nie myśleli o naszym społeczeństwie – skomentowała pierwsza minister Nicola Sturgeon.
Jeszcze dosadniej skomentował to szef szkockiej policji, David Hamilton. – Odpowiedzialność za to, co się wydarzyło na mieście ponosi klub. Nie powinno być tak, że rząd musi prosić działaczy Rangers, by ci zaapelowali do swoich fanów o rozsądne zachowanie – powiedział dziennikarzom BBC.
Policja aresztowała kilkadziesiąt osób, ale surowe restrykcje związane z pandemią złamało tysiące fanów. Obecnie na mieście można spotykać się w nie więcej niż dwie osoby. “Jak mamy prosić naszych obywateli o to, by nadal przestrzegali zasad, jeśli widzieli sceny z centrum miasta i fanów, którzy pozostali bezkarni?” – pytają dziennikarze.
Słyszałem opinię – i trudno mi się z nią nie zgodzić – że byłoby jeszcze gorzej, gdyby Rangers zapewnili sobie tytuł w następnej kolejce ligowej. Wówczas dojdzie do derbowego meczu z Celtikiem na stadionie byłego już mistrza Szkocji. Niewykluczone, że w takim przypadku doszłoby do zamieszek kibiców z udziałem obu stron. Fanom z biało-zielonej części Glasgow należy oddać to, że zostali w niedzielę w domach i nie dolali oliwy do ognia.
Niektórzy bronią jednak działaczy Rangers mówiąc, że tego, co wydarzyło się na mieście uniknąć się nie dało. Kibice byli zbyt wygłodniali sukcesu, by jakiekolwiek apele ich powstrzymały. Być może część z nich najdzie autorefleksja i swego zachowania będą po czasie żałować. Zdjęcia z Glasgow obiegły już jednak świat, a wirus został rozprzestrzeniony. Bo to, że wielu fanów wróciło do domu przynosząc koronawirusa nie podlega dyskusji.
“Kibice Rangers mówili nieraz, że kochają swój klub ponad życie. Faktycznie pokazali teraz, że życie i zdrowie wcale nie jest u nich na pierwszym miejscu” – skomentowała jedna z osób na Twitterze. Słowa dosadne, ale czy do końca niesprawiedliwe?
Z Glasgow dla goal.pl Michał Wachowski
Komentarze