Olkiewicz w środę #79. Od Greenwooda do Rubialesa

Matka Luisa Manuela Rubialesa, prezesa hiszpańskiego związku piłkarskiego, musiała przerwać prowadzony w kościele strajk głodowy i udała się na konsultacje medyczne do zakrystii, a wszystko skrzętnie odnotowały wszystkie hiszpańskie telewizje. Nie spodziewałem się, że taka będzie dogrywka do finału kobiecych Mistrzostw Świata, ale generalnie nie należę do ludzi przygotowanych na starcia z rzeczywistością.

Mason Greenwood
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Mason Greenwood
  • Luis Rubiales dołącza do obszernego panteonu ludzi ulokowanych na tyle wysoko, że naprawdę wiele da się im wybaczyć, albo chociaż zapomnieć.
  • Sporo zamieszania w sprawach pokroju tej Rubialesa czy Greenwooda wiąże się z charakterystycznym dla naszego narodu radykalizmem – w języku nie wykształciliśmy rozróżnienia między “unguilty” a “innocent”.
  • Jeśli założymy, że nie wszystko, co niezgodne z prawem, jest dopuszczalne, tworzymy szarą strefę, która może w przyszłości stać się niebezpieczna.

Rubiales, Greenwood, Mendy – sąd a rozsądek

Jako że w kwestii Kewina Komara jeszcze nie wszystko wydaje się w pełni wyjaśnione (zwłaszcza kluczowa informacja czy Komar jedynie podkoloryzował swoją wersję, czy po prostu bezczelnie nakłamał), a poza tym poświęciliśmy temu wraz z Leszkiem Milewskim cały wtorkowy program, postanowiłem skorzystać z okazji i zanurzyć się po uszy w bajecznym świecie zagranicznej piłki. Raków wreszcie nie gra we wtorek, tylko we środę, tornado afer w polskiej piłce nieco zwolniło, więc można wyściubić nos poza ten nasz przepiękny rodzimy futbol i spojrzeć na prawdziwe frykasy za Odrą i dalej na zachód.

No i co? I strzelił mnie od razu po tym wyściubionym nosie niejaki Luis Manuel Rubiales, prezes hiszpańskiego związku piłkarskiego, który podczas dekoracji po finale Mistrzostw Świata postanowił pocałować w usta Jennifer Hermoso, piłkarkę reprezentacji Hiszpanii. Afera dotycząca Rubialesa, a już zwłaszcza szczegółowe dochodzenie, dotyczące faktycznego stosunku Rubialesa do Hermoso, to tak naprawdę studium czegoś, co coraz mocniej zarysowuje się na horyzoncie. Spójrzmy bowiem na wersję obu stron oraz reakcję całego środowiska, łącznie z samymi zainteresowanymi. Ludzie, którzy atakują szefa federacji, mają do dyspozycji dość obszerny materiał dowodowy – liczne zdjęcia, filmy oraz świadków. Będąc precyzyjnym – po stronie ludzi, atakujących Rubialesa, dość twardo stoi rzeczywistość. Świat empirii. Zwyczajnie, “cała Polska widziała”, do czynu doszło, nie ma co do tego dyskusji. Gość wziął i pocałował zawodniczkę w usta.

Nie będzie jednak całą prawdą stwierdzenie, że obrońcom Rubialesa została jedynie ostatnia, dzielnie broniąca się zakrystia, w której zabarykadowała się matka pana prezesa, apelując gorliwie, by zaprzestać nagonki na sympatycznego łysego z RFEF. Rubiales bowiem mówi wprost o tym, że zawodniczka zgodziła się na taki rodzaj celebrowania zwycięstwa, a na filmach z samolotu traktuje całą sytuację jako żart, podśpiewując nawet z koleżankami “buziaki, buziaki” oraz “prezydent, prezydent”, gdy Rubiales wsiada na pokład. Argumentami dla tych, którzy bronią Rubialesa jest też nieznaczne przesunięcie w czasie – mianowicie, cała awantura nie wybuchła tuż po geście, a gdyby nie został ustalony przez obie strony, to przecież powinno dojść do rękoczynów i generalnej szamotaniny na murawie. Tak, wiem, liche to tłumaczenie, ale na moment zostawmy oceny, chcę jedynie przedstawić, jak kreuje się linia sporu. Oczywiście po stronie piłkarki stanęli właściwie wszyscy, eksperci, dziennikarze, nawet Borja Iglesias, reprezentant Hiszpanii, który stwierdził, że nie zagra w kadrze, póki Rubiales będzie szefem związku. Ale dla wielu filmik ze śmiechem samej zawodniczki to dowód na to, że cała afera jest dęta, a gest – choć kontrowersyjny – to jednak w pełni akceptowalny.

Tu zostawmy na moment nierozstrzygniętą sprawę Rubialesa i przenieśmy się w jeszcze bardziej ohydny zakamarek piłkarskiej rzeczywistości. Do posiadłości Masona Greenwooda, jeszcze jakiś czas temu obiecującego skrzydłowego Manchesteru United. To tam, w styczniu 2022, miała się zakończyć profesjonalna kariera tego wonderkida z akademii, która wypuściła w świat m.in. Class of 92. Greenwood został aresztowany przez brytyjską policję pod zarzutem znęcania się, pobicia oraz próby zgwałcenia swojej partnerki, Harriet Robson. Być może udałoby się sprawę załatwić w taki sposób, jak niektóre podobne obyczajowe skandale z udziałem obrzydliwie bogatych i obrzydliwie bezkarnych piłkarzy, ale partnerka piłkarza dowody upubliczniła w Internecie. Dowody właściwie jednoznaczne, niewiele mniej mocne niż materiał, którym dysponujemy w sprawie Rubialesa. Było widać obrażenia, było słychać nikczemne słowa. To nie była sytuacja: “a kto wie, może ta kobieta po prostu wyczuła, że może naciągnąć piłkarza na pieniądze”. To były dowody właściwie niepodważalne.

POLECAMY TAKŻE

Manchester United, eksperci, media, dziennikarze i generalnie cała piłkarska rodzina zachowała się z klasą – Mason Greenwood został skreślony, wydawałoby się, że bezpowrotnie. Pozostawało jedynie czekać na oficjalne wyroki od bezstronnych i niezawisłych sądów, by przyklepać to, co właściwie było pewne – wyłączenie Greenwooda ze społeczności wielkiej piłki. Problem polegał na tym, że… Harriet Robson przestała walczyć o sprawiedliwe osądzenie brutalności, agresji i innych przestępstw Greenwooda. Ba, para znów jest razem, ma dziecko, a zarzuty wobec piłkarza zostały wycofane. Gorący kartofel, który miał już zostać zakopany z powrotem w popiołach, trafił w ręce Manchesteru United.

“Czerwone Diabły” wydały najpierw enigmatyczny komunikat o dogłębnym, wewnętrznym dochodzeniu, w którym przeanalizowano nawet materiały, których do tej pory nie poznał nikt poza inkwizytorami na usługach klubu z Manchesteru. Brzmiało to trochę jak przygotowanie gruntu pod ewentualny powrót Greenwooda, ale też jak badanie nastrojów. Czy ludzie mu wybaczyli, tak jak potrafiła mu wybaczyć pani Robson? A może tamte instagramowe materiały tak mocno utwkiły w pamięci kibiców, że Greenwood nawet technicznie niewinny, pozbawiony zarzutów, nie zostanie nigdy zaakceptowany przez fanów United?

Oczywiście nie chcę tutaj zrównywać Greenwooda z Rubialesem, wyczyn tego pierwszego w żaden sposób nie koresponduje z zachowaniem drugiego. Natomiast mimo wszystko znajduję pewną wspólną cechę, która wydaje mi się potężnym problemem – i to problemem, który będzie do nas wracał częściej i częściej. Wracam do tego pojęcia “niewinny”. W języku angielskim istnieje bardzo subtelna różnica między “unguilty” a “innocent”, u nas, jak biblia przekazała. “Niech mowa wasza będzie tak-tak, nie-nie”. Mamy winnego i niewinnego, a nie jakieś dziwaczne terminy o “pozbawionym winy”. Trochę szydzę, ale temat jest wyjątkowo poważny – szczególnie, że przecież spraw pokroju tej Benjamina Mendy’ego możemy się spodziewać coraz więcej. Nie ulega żadnej wątpliwości, że sądowy wyrok to za mało, by opierać się wyłącznie na nim. Bo co właściwie oznacza “niewinność” przy tak haniebnych czynach, jak te, których dopuścił się Greenwood? Nie jest skazany, ale czy w ogóle może przejść przez klawiaturę “niewinny” w świetle wszystkiego, co działo się w jego życiu na przestrzeni ostatnich dwóch lat?

Trochę podobnie jest z Rubialesem – nie przypuszczam, by jakikolwiek sąd się tym zajął. Nie przypuszczam, by nawet żarty z samolotu uchroniły prezesa od kary, zwłaszcza, że w jego sprawie zaczynają interweniować coraz poważniejsze organizacje – poza hiszpańskimi politykami i FIFA, głos zabrała nawet… Organizacja Narodów Zjednoczonych. I trudno się dziwić, w obu przypadkach. Dowody winy są tak ewidentne, tak oczywiste, że sąd wydaje się zbędny. Zresztą, nie zawsze trzeba złamać prawo, by utracić miano osoby godnej danego stanowiska. Rubiales może zbijać piątki z piłkarką, mogą nawet jechać na wspólne wakacje, ale prawdopodobnie tym, co przekreśli jego karierę, będzie po prostu sama niestosowność takiego pocałunku na takiej scenie w takim momencie. I to, czy sama piłkarka doszła do wniosku, że to niestosowne tego samego wieczoru, czy dopiero po wyparowaniu z organizmu szampana obficie rozlewanego na murawie, pewnie niewiele w sytuacji Rubialesa zmieni.

W kwestii Rubialesa wstrzymuję się od zdecydowanych sądów wyłącznie z uwagi na dość różne podejście do kwestii obyczajowych. Cezary Kulesza po takim pocałowaniu Ewy Pajor prawdopodobnie mógłby już układać sobie życie w Boliwiii, ale to jest Hiszpania – i jeszcze możemy wszyscy poczuć się bardzo zaskoczeni. Za to naprawdę ucieszyłem się z decyzji Manchesteru United, że Greenwood nie ma już czego szukać na Old Trafford, I tu warto postawić kropkę, bo przecież w tej kwestii nie ma żadnego “ale”.
Natomiast trudno nie zauważyć, że być może właśnie wchodzimy, na razie dość niepewnie i z nieśmiałością, na bardzo niebezpieczną i niezbadaną ścieżkę. Obecnie decydować przynajmniej w tych dwóch sprawach jest dość łatwo. Mamy niezbite dowody, mamy czyny, które zasługują na potępienie, nie potrzebujemy sądu, wystarczy przyzwoitość. Ale czym jest przyzwoitość? I kto ma ją definiować? Czym są “czyny, które zasługują na potępienie” i kto ma w przyszłości je wyłapywać?

Sprawa Greenwooda jest niemal zero-jedynkowa, w pewnym momencie afery wokół Rubialesa też szaniec obrońców skurczył się właściwie do jednej, samotnej, niezdobytej jak dotąd zakrystii, którą przywołałem we wstępie. Ale filmik z samolotu już delikatnie poszerzył ekipę obrońców, bo dla niektórych przyzwoitość jest definiowana inaczej – i taki całus, o ile piłkarka faktycznie potraktowała to jako żart, nie jest wcale dyskwalifikujący. I co teraz? Na czyim poczuciu przyzwoitości bazować? Czyj kompas moralny uznać za ten najbardziej wartościowy, za ten, który powinniśmy przyłożyć do zachowania Rubialesa?

Tu warto powrócić do Benjamina Mendy’ego, który ostatecznie zatriumfował przed sądami, został oczyszczony z zarzutów, wznowił karierę jako piłkarz Lorient. W jego wypadku nie dysponowaliśmy materiałem wideo, zdjęciami czy nagraniami, dzięki którym każdy mógł wyrobić sobie opinię, a nawet wydać wyrok we własnym przykanapowym sądzie rejonowym. Były oskarżenia, zarzuty, zeznania, które bardzo długo rozpatrywał wymiar sprawiedliwości. I ostatecznie nie znalazł dość dowodów, by skazać piłkarza. Już świeżo po tej informacji dało się wyczuć, że sprawa jest opisywana na dwa sposoby. “Sąd nie znalazł dość dowodów, by skazać”. “Sąd uniewinnił”. Ten drugi przekaz podbił choćby Memphis Depay, który na swoim Instagramie zaapelował o szerszą dyskusję na temat niesłusznych oskarżeń, które coraz częściej spotykają piłkarzy. “Sąd uniewinnił”, więc porozmawiajmy o tych, którzy zerwali kontrakt z Mendym, którzy go aresztowali, którzy przez kilkanaście miesięcy traktowali go jak gwałciciela.

Ale jest i ta druga grupa, wcale nie mniej liczna, co pokazały nawet transparenty, jakimi został przywitany Mendy we Francji. “Sąd nie znalazł dość dowodów, by skazać”, co tylko potwierdza, jak trudne jest sprawiedliwe osądzenie gwałciciela, gdzie często sąd ma jedynie słowo przeciwko słowu. Jak traktować Mendy’ego? Czy tak jak Greenwooda, który dopuścił się strasznych rzeczy, ale z różnych przyczyn nie usłyszał wyroku? A może jednak bardziej jak Tomasza Komendę albo bohatera z Kafki, który padł ofiarą bezlitosnej intrygi, która nieomal zniszczyła mu życie?

Najgorsza jest świadomość, że nie ma absolutnie żadnego sposobu na wybrnięcie z tej sytuacji. Czuję – i pewnie czuje to też większość ludzi – że istnieją te moralne kompasy, które zawsze odpowiednio wskazują północ. Ale czy u wszystkich te kompasy są na pewno identyczne? Jestem w stanie usprawiedliwić naprawdę wiele, jeśli rzecz dotyczy moich kolegów z Limanki. Czy na pewno identyczne werdykty jak ja wydałby jakiś oddany sprawie paladyn, niech będzie – Tomasz Terlikowski? A jeśli zgadzamy się, że kompasy moralne mogą mieć różną tolerancję, to kto będzie ostatecznie decydował? Przed kim staną Greenwood, Mendy i Rubiales, kto powie – wszyscy jesteście – według sądu – unguilty. Ale według mnie nie jesteście innocent.

Tyle pytań, tyle zagrożeń, a tak mało odpowiedzi, tak mało twardego gruntu pod nogami. Chyba już lepiej wrócić do śledzenia, czy Kewin Komar już wyjaśnił, dlaczego wersja policji i świadków nie do końca pokrywa się z tą, którą początkowo mogliśmy poznać. Choć i to jest przecież niełatwy kawałek chleba.

Komentarze