Krzywa wieża w Wolverhampton. Portugalski projekt chyli się ku upadkowi

Santo-Nuno
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Santo-Nuno

West Midlands, środkowo-zachodnia część Anglii. Jesteśmy w Compton, jednej z dzielnic na przedmieściach Wolverhampton. Z oddali widać Sir Jack Hayward Training Ground, czyli bazę Wilków, nazwaną tak na cześć jednego z legendarnych prezesów Wolves. Im bliżej podchodzimy, tym głośniej słychać dialogi w jednym z zachodnioromańskich języków. Tu, ponad 180 kilometrów na północny zachód od Londynu, zbudowano lokalny odpowiednik jednego z najbardziej rozpoznawalnych symboli Lizbony. Torre de Molineux, które coraz bardziej przypomina Krzywą Wieżę w Pizie.

Historia portugalskiej kolonizacji serca Wysp Brytyjskich rozpoczęła się wraz z przejęciem Wolverhampton przez chińską spółkę Fosun International w 2016 roku. Co łączy Azjatów z krajem leżącym na Półwyspie Iberyjskim? Postać Jorge Mendesa, piłkarskiego superagenta i właściciela agencji GestiFute. Nieoficjalnie mówi się, że gdyby nie on, potężna firma z Państwa Środka nigdy nie pomyślałaby o inwestycjach w jeden z klubów Championship.

Mendes dał know-how i siatkę kontaktów, natomiast jego biznesowi partnerzy wyłożyli potężne środki. I tak Portugalczyk rozpoczął budowę kolejnego imperium. O Valencii nikt już nie pamiętał. Tym razem wszystko miało pójść zgodnie z planem – postawiono na spokojny rozwój, bez nieprzemyślanych transferów i niepotrzebnych wydatków. Agent w kwestii wzmocnień dostał wolną rękę. Nic dziwnego, w końcu na swoim fachu znał się jak mało kto. Jednocześnie, mimo oczywistych zawodowych powiązań, Iberyjczyk nie figurował na liście płac Wilków. Całą sprawą zainteresowały się nawet władze ligi, które po „wezwaniu” przez zaniepokojonych rywali Wolverhampton, postanowiły bliżej przyjrzeć się portugalsko-chińskiej przyjaźni. Krótkie śledztwo nie wykazało żadnych nieprawidłowości, a na Molineux wszyscy mogli spać spokojnie.

Portugalska armia zaciężna

W szeregi Wolves wcielono kilku znakomitych piłkarzy, często pozyskując ich za niezwykle korzystne kwoty. Na Waterloo Road trafili m.in. Ruben Neves, Willy Boly, Rui Patricio, Raul Jimenez, Diogo Jota, Ruben Vinagre czy Joao Moutinho. Co łączy wspomnianych zawodników? Albo narodowość, albo liga, z której przenieśli się do Anglii. Słowo klucz: Portugalia. Wolverhampton systematycznie, ale niesamowicie sprawnie pięło się w górę. Po awansie do Premier League Wędrowcy szybko wykonali kolejny krok i otwarli drzwi oddzielające ich od międzynarodowej rywalizacji. Do obecności przybyszów z południa kontynentalnej Europy wszyscy zdążyli się przyzwyczaić i coraz rzadziej było słychać głosy sprzeciwu wobec tej specyficznej kolonizacji. Jeden z historycznych założycieli Football League z dnia na dzień tracił kolejne pierwiastki angielskości. Dopóki sytuacja finansowa klubu ma się dobrze, narzekań słychać nie będzie. Komu przeszkadza to, że w niektórych spotkaniach w jedenastce Wilków znajdziemy jednego Syna Albionu i aż sześciu potomków Henryka Żeglarza?

Pęknięcia na fundamentach

Po dwóch sezonach obecności na najwyższym szczeblu wieża, która miała przypominać budowlę z Belem, coraz bardziej upodabnia się do swojej siostry z Pizy. Projekt Mendesa zaczyna się powoli przekrzywiać. Oczywiście o natychmiastowym upadku nie ma mowy, jednak kto wie, czy za rok lub dwa nie będziemy świadkami scenariusza walenckiego. Pierwsze poważne tąpnięcie nastąpiło w poprzednich rozgrywkach. Wilki na kilka kolejek przed końcem ligowej rywalizacji mogły śmiało aspirować do miejsca w czołowej czwórce. Ostatecznie podopieczni Nuno Espirito Santo finiszowali na siódmej lokacie, która tym razem nie pozwoliła im na udział nawet w kwalifikacjach do nieco mniej elitarnego europejskiego turnieju.  

Źle się dzieje w państwie portugalsko-chińsko-angielskim. Wraz z odejściem Diogo Joty i Matta Doherty’ego Wolves stracili coś więcej niż tylko dwóch świetnych graczy. Wilk został pozbawiony serca i płuc. W tej chwili kontuzja zabrała także i kły. Co na tę wyjątkową sytuację przygotował Mendes? Tu zaczynają się coraz bardziej strome schody. Ryzyko poruszania się po nich jest tym większe, że od lipca prowadzą one w dół. Na Molineux trafił duet Fabio Silva-Nelson Semedo. Pierwszy to 18-latek, który przed transferem do Premier League wystąpił tylko w 21 starciach w dorosłej drużynie FC Porto. Natomiast drugi to co najwyżej solidny prawy obrońca. Ten, który zwykł dostarczać do wilczego legowiska najlepsze kąski, tym razem rzucił podrzędne ochłapy.

Wolverhampton: portugalskie albo żadne?

Na kolejnym projekcie superagenta pojawiły się zauważalne rysy. Po bolesnej porażce z osłabionym Liverpoolem głosy wieszczące upadek mozolnie budowanej wieży zdają się coraz bardziej wyraźne. Jeszcze kilka miesięcy temu nikomu nie przyszłoby na myśl, by powątpiewać w sens tworzenia portugalskiego imperium i skuteczność pracy Nuno Espirito Santo. Przypadek Wolverhampton jest o tyle krytyczny, że na stanowisku trenera trudno wyobrazić sobie kogoś innego, niż były szkoleniowiec Valencii. Molineux to Nuno, Nuno to Portugalia, a Portugalia to Jorge Mendes. Jeżeli Jeff Shi, oczywiście wspólnie i w porozumieniu ze swoim doradcą, uzna, że czas 46-latka przy Waterloo Road dobiegł końca, możemy zakładać, że prędzej czy później ekipa z West Midlands podzieli los Nietoperzy z Mestalla.

Oczywiście w tej chwili nie ma co wcielać się w rolę złego proroka, ponieważ Wilki zajmują dziesiątą lokatę, a do liderującego Tottenhamu tracą tylko siedem punktów. Jednak dłuższa absencja Raula Jimeneza może okazać się dramatyczna w skutkach. Bez Meksykanina pierwsza linia Wędrowców nie prezentuje zbyt atrakcyjnie. Ze starej gwardii aż do marca będziemy oglądać tylko Adamę Traore, który tylko posturą przypomina piłkarza, jakiego podziwialiśmy w poprzednim sezonie. Jeżeli Mendes w styczniu nie „doradzi” swoim chińskim przyjaciołom kilku bardziej ambitnych ruchów na rynku transferowym, Torre de Molineux po raz kolejny zacznie niebezpiecznie odchylać się od pionu. Zespół kierowany przez portugalskiego eksperta nie mógł pójść w ślady profesora Jamiolkowskiego, który kierował pracami konserwatorskimi budowli w Pizie. Włoski inżynier swoim zabiegom gwarancję na 300 lat. Ile lat może dać Jorge Mendes?

Komentarze