Jeden, by wszystkimi rządzić

Harry Kane
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Harry Kane

Cała sprawa jest beznadziejna, nie ma sensu troszczyć się o jutro. Prawdopodobnie jutra w ogóle nie będzie – rzekł Ryan Mason do Daniela Levy’ego w przededniu ostatniej kolejki sezonu. Harry Kane poinformował władze Tottenhamu o chęci rozstania z północnym Londynem. Chociaż transfer 27-latka nie jest jeszcze przesądzony, ten, kto wygra wyścig o jego podpis, może zdominować Premier League na wiele lat.

„Don Levy, transferu”

Daniel Levy nie zamierza sprzedawać swojej największej gwiazdy. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Gdyby transfer reprezentanta Anglii był uzależniony wyłącznie od decyzji brytyjskiego biznesmena, Harry Kane zakładałby koszulkę Spurs do końca kariery. Kapitan Synów Albionu to as w jego talii, fundament i gwarancja powodzenia inwestycji, a także jednoosobowa geneza rozpoczęcia projektu rozwoju klubu. Tottenham to Harry Kane – jednak czy Kane to nadal Tottenham? Przy High Road z pewnością zupełnie inaczej wyobrażano sobie rozwój wydarzeń. Obecność w finale Ligi Mistrzów miała być optymistyczną zapowiedzią świetlanej przyszłości londyńczyków.

Rozstanie z Mauricio Pochettino nie oznaczało porzucenia ambitnych planów. W końcu miejsce Argentyńczyka zajął Jose Mourinho, specjalista od zdobywania trofeów. Nowy stadion, trener z najwyższej półki i zawodnik, który gwarantuje przynajmniej 20 trafień w sezonie – w północnej części stolicy celowano w środek tarczy. Jeszcze w listopadzie wydawało się, że Spurs są na dobrej drodze do włączenia się w walkę o mistrzostwo. Niestety szybko okazało się, że nawet miejsce w czołowej czwórce to zbyt wysokie progi na kogucie nogi.

Szumne deklaracje po raz kolejny okazały się tylko zapowiedziami bez żadnego pokrycia. Triumf w Premier League był po prostu nieosiągalny. Przygoda w Pucharze Anglii zakończyła się po zaledwie trzech meczach, o wydarzeniach związanych z Ligą Europejską kibice Spurs chcieliby jak najszybciej zapomnieć, natomiast przed finałowym starciem Pucharu Ligi zwolniono tego, który miał zapełnić klubową gablotę. Nie pomogło. Tottenham zakończy kolejny sezon bez jakiekogolwiek trofeum. Niewykluczone, że na ostatniej prostej stołeczna ekipa straci także szanse na udział w kolejnej edycji międzynarodowych  rozgrywek.

Nic dziwnego, że wobec pucharowej niemocy Harry Kane ogląda się za innymi. Nie możemy zarzucić mu zdrady. Biało-granatowym barwom oddał wszystko. Serce, zdrowie, a także ogromne pokłady cierpliwości i wiary w powodzenie każdej inicjatywy. Nie dostał nic w zamian. Przy jego nazwisku nie znajdziemy słowa “zdobywca”. Kane jest tylko uczestnikiem, który ogląda, jak inni z uśmiechem wznoszą kolejne puchary. Indywidualne nagrody nigdy nie zastąpią sukcesów odnoszonych z drużyną. Anglik ma prawo odwiedzić gabinet Daniela Levy’ego, nawet w dniu ślubu jego córki, i prosić, by ten pozwolił mu odejść. Zasługi 27-latka są na tyle duże, że mógłby prosić prezesa, by ten mordował. I to za darmo.

Harry Kane jako conditio sine qua non

Jeżeli Levy postanowi odpowiedzieć na prośbę diamentu w swojej koronie, postawi Tottenham przed wyjątkowo trudną sytuacją. Spurs zgarną za swoją gwiazdę ponad 100 milionów funtów, jednak zostaną pozbawieni snajpera z najwyższej światowej półki. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko. Nawet jeżeli na talerzu położymy nowe, nie będzie ono tak smaczne jak to wypieczone w londyńskiej cukierni. Prezes stołecznego klubu doskonale zdaje sobie sprawę z powagi, a może nawet beznadziei sytuacji, w jakiej się znalazł. Sprzedaż Kane’a pozwoli podreperować mocno nadwyrężony budżet, jednak… Bez kapitana reprezentacji Anglii projekt pod tytułem “zapełniamy gablotę Tottenhamu” od razu straci szanse na powodzenie. Właściwie straci także sens. Obecność 27-latka jest warunkiem koniecznym.

Cena za kartę zawodniczą wychowanka Spurs wydaje się zaporowa. Levy nie zadowoli się żadną ofertą, której podstawą nie jest liczba 100. Z kolei Harry Kane nie zadowoli się żadną propozycją, która nie zagwarantuje mu gry w Lidze Mistrzów. Anglik najprawdopodobniej nie myśli o zmianie kraju zamieszkania. Wprawdzie do Alana Shearera traci 95 goli, jednak rozstanie z Premier League w szczycie formy uniemożliwi mu zmniejszenie tej różnicy. Z kolei prezes londyńczyków najchętniej usiadłby do stołu wyłącznie z zagranicznymi rozmówcami. Wzmocnienie lokalnej konkurencji byłoby sportowym i wizerunkowym samobójstwem. Dwukrotni mistrzowie kraju już teraz oglądają plecy ligowych rywali. Nietrudno domyślić się, jak wyglądałaby pozycja Tottenhamu bez 22 trafień i 13 asyst najlepszego snajpera. To właśnie Kane, w duecie z Sonem, trzyma swoją drużynę przy życiu.

Stół tylko dla wybranych

Czyją koszulkę mógłby założyć Anglik, gdyby ewentualny kontrahent doszedł do porozumienia z Danielem Levym? Do walki o podpis dwukrotnego króla strzelców Premier League mogą stanąć tylko cztery kluby: Manchester City, Manchester United, Chelsea i Liverpool. Najwięcej mówi się o kandydaturze Obywateli, natomiast najmniej słychać o zabiegach The Reds. Jamie Carragher twierdzi, że to właśnie Anfield Road dysponuje najbardziej korzystnymi warunkami sportowymi:

W bardziej atrakcyjnych okolicznościach Kane mógł bez trudu wejść do Liverpoolu. Idealnie pasuje do atakującej trójki, w której mógłby odgrywać podwójną rolę, którą opanował jako grający nieco głębiej środkowy napastnik. Kane jest dokładnie tym, czego brakowało Liverpoolowi w tym sezonie i bez problemu dokonałby odpowiedniej przemiany pod okiem Jurgena Kloppa, którą zapoczątkował za kadencji Mauricio Pochettino. Uwielbiam to, co Roberto Firmino zrobił dla mojego starego klubu. W ciągu ostatnich kilku tygodni odnalazł formę strzelecką we właściwym czasie – ale nikt nie będzie się spierał z faktem, że Kane może robić to, co Brazylijczyk i nie tylko.

Spróbujcie to sobie wyobrazić. Salah, Mane i Kane. Tercet doskonały. Etihad to inna wielka trójka – De Bruyne, Mahrez, Kane. Nie wykluczajmy także kolejnej opcji – Bruno Fernades, Rahsford, Kane. A może wariant londyński? Werner, Mount, Kane. Każda ze wspominanych alternatyw wygląda imponująco. Każdy z wymienionych klubów chciałby mieć Anglika w swoich szeregach. Jednak nie każdego stać na wyłożenie kwoty wymaganej przez Daniela Levy’ego. To właśnie z tego powodu plotki łączące 27-latka z Liverpoolem są traktowane z przymrużeniem oka. The Reds nie mogą pozwolić sobie na tak ogromny wydatek.

W przypadku trzech pozostałych chętnych finanse nie stanowią równie istotnej przeszkody. Oba kluby z Manchesteru, gdy tylko nadarzy się okazja pozyskania jednego z najlepszych piłkarzy ligi, wyłożą na stół dokładnie tyle, ile zażyczy sobie prezes Spurs. Roman Abramowicz nie zamierza zostać w tyle, jednak akurat on chętnie zmniejszyłby wkład gotówkowy, oferując lokalnym rywalom kartę Tammy’ego Abrahama. Mimo pokaźnego budżetu, jakim dysponują The Blues, Stamford Bridge, nawet mimo zapowiedzi samego zainteresowanego o chęci pozostania w ojczyźnie, to kierunek, który powinniśmy wykluczyć. Chociaż jeszcze w tej chwili trudno wyobrazić sobie Anglika w koszulce City czy United, Harry Kane zakładający strój Chelsea to czysty surrealizm.

“My precious” 

Harry Kane musi odejść. Chociaż te słowa brzmią niczym groźba wymierzona w całą społeczność Tottenhamu, wyłącznie stwierdzają fakty. Kapitan kadry Synów Albionu najprawdopodobniej jeszcze nie jest u kresu swojej cierpliwości, jednak wydaje się, że zazwyczaj zimna, angielska krew niedługo osiągnie temperaturę wrzenia. Ktokolwiek zdoła przekonać Levy’ego do sprzedaży swojego najcenniejszego skarbu. Brytyjski biznesmen doskonale zdaje sobie sprawę z wartości posiadanego przez siebie pierścienia. Dopóki ma taką możliwość, zapewne wieczorami zasiada w swoim ulubionym bujanym fotelu i patrzy na zdjęcie 27-latka, w myślach powtarzając słynne słowa Golluma. Jeden, by wszystkimi rządzić. Ten, kto zdobędzie Harry’ego Kane’a, zdominuje Premier League na długie lata.

Komentarze