Olkiewicz w środę #88. Mundial w Arabii, czyli potęga dobrego planu

Gianni Infantino, szef FIFA i jeden z najbardziej popularnych łysych sojuszników Bliskiego Wschodu, ogłosił już oficjalnie - z braku innych ofert, Mistrzostwa Świata w 2034 roku odbędą się w Arabii Saudyjskiej. Po ostatniej ofensywie transferowej, po spektakularnym wyjęciu z Europy kilkudziesięciu topowych zawodników, po zbudowaniu brandu wokół Cristiano Ronaldo, Sadio Mane, N'Golo Kante czy Neymara, po awansie sponsorowanego przez nich Newcastle United do Ligi Mistrzów - Arabia Saudyjska postawiła kropkę nad i. I jest to kropka nad i w wyrażeniu "Wielki Plan".

Stadion w Rijadzie, oprawa
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Stadion w Rijadzie, oprawa
  • Arabia Saudyjska to pod wieloma względami Katar czy Emiraty, ale na sterydach, z dopalaczem, po mocnym tuningu.
  • Saudyjczycy wyciągają wnioski z nieudanych rewolucji futbolowych z tą chińską na czele – przebijają konkurencję nie tylko liczbami zer na kontraktach, ale przede wszystkim dbałością o wszystkie elementy planu.
  • Sufit Saudyjczyków wydaje się obecnie na tyle wysoko, że po raz pierwszy można zacząć poważnie zastanawiać się – czy to jeszcze sportswashing, czy już coś zdecydowanie większego?

Muhammad Ibn Salman – “nowoczesny reformator”

Nowoczesny. Śledząc publikacje poświęcone faktycznemu władcy Arabii Saudyjskiej, czyli Muhammadowi Ibn Salmanowi, da się łatwo zauważyć pewne słowa klucze, jakby kopiowane i przesyłane w charakterze pewnych stałych pozycji w tekstach poświęconych Saudyjczykom. Nowoczesny to zdecydowanie ścisły top, ale dalej mamy jeszcze “otwartą głowę”, “wizję”, “próby reform”, “generacyjne wyzwania”. Trudno znaleźć nieco większy reportaż, w którym zabrakłoby podkreślenia wieku (wciąż przed czterdziestką!), pochwały nieszablonowych ruchów, często wbrew wizerunkowi Arabii Saudyjskiej, postrzeganej jako skostniałe muzułmańskie państwo oparte na paliwach. Trudno wreszcie znaleźć reportaż bez zdjęcia szczerze rozbawionego młodzieńca – bo tak naprawdę Ibn Salman na fotkach wygląda jeszcze młodziej. Nie wiem, czy 38-latek chce, byśmy w ten jego wizerunek wierzyli, czy po prostu jest świadomy, że “uśmiechnięty nowoczesny reformator” to klasa postaci, która zapewnia zdecydowanie wyższy stopień zaufania u zachodnioeuropejskich czy amerykańskich polityków. Wiem, że tak właśnie mamy go widzieć – wiem, że taki właśnie wizerunek pragnie mieć.

Okej, Arabia Saudyjska nie jest idealna. W ostatnim głośnym wywiadzie Ibn Salmana dla amerykańskiego Fox News, koronowany książę przyznaje: nie ze wszystkich praw, panujących w Arabii Saudyjskiej jesteśmy dumni. Tak, być może w przeszłości bywaliśmy trochę zbyt zamknięci. Trochę za bardzo ortodoksyjni. Trochę zbyt konfrontacyjni. Ale to się zmieniło, spójrzcie tylko na te bielutkie zęby człowieka, który by po prostu nieba przychylił każdemu gościowi Arabii Saudyjskiej. Ibn Salman zadbał, by każdy widz dobrze utrwalił sobie obrazek – śnieżnobiała szata, tradycyjne nakrycie głowy, ale przy tym nienagannie przystrzyżona broda, szeroki, szczery uśmiech. Tony danych – daty, liczby, procenty – wypluwane jak na zawołanie. A wszystko na uroczym tle Morza Czerwonego falującego za oknem. Gdybym był bogatszy – pewnie sam obrazek z wywiadu wywołałby we mnie wspomnienia z ostatniego all inclusive. Ibn Salman jedzie jak czołg – szeroko, konsekwentnie, dbając, by nikt spod kół nie zwiał w jakieś rozkojarzone złe myśli o Bliskim Wschodzie. Wizerunek, sposób ujęcia w kamerze, wreszcie plan, przedstawiany przez szejka od razu z całym zapleczem statystycznym. Nadal propaganda, ale jakże inna od wklejania tysiąc razy tego samego polityka, który mówi coś po niemiecku.

– Sportswashing? Cóż, jeśli te działania mają powiększyć mój PKB o 1%, tak jak to się stało, możecie nazywać to sportswashingiem, dalej będę to robić. Nie dbam o to, mierzę w 1,5 procent. Nazywajcie to jak chcecie, ale my zgarniemy to 1,5 procent – tłumaczył w Fox News Ibn Salman.

Tak, można niby zapytać o aresztowania w 2017 roku, gdy praktycznie zniknęła konkurencja polityczna Ibn Salmana. Można zapytać o Jemen, można zapytać o Syrię. Ale w zalewie statystyk i uśmiechów, trudno właściwie uwierzyć, że jakieś aktywistki w Rijadze siedzą w więzieniach. Pytanie o Jamala Khashoggiego, dziennikarza, który wszedł do tureckiego konsulatu Arabii Saudyjskiej i prawopodobnie został tam zamordowany pozostaje bez przekonującej odpowiedzi.

Ale tak już przy pisaniu Wielkiej Historii bywa, że małe tragedie zazwyczaj nie są w stanie przesłonić Wielkich Planów. A tu plan jest naprawdę wielki.

Arabia Saudyjska, czyli Chiny i Katar razem wzięte

Arabia Saudyjska w niczym nie przypomina ani Kataru, ani tym bardziej Emiratów Arabskich. Przede wszystkim – to zupełnie inny kraj pod względem wielkości, liczby ludności czy nawet pozycji w swoim regionie. Ale poza tym – to państwo, które do futbolowej rewolucji przestępuje bogatsze w doświadczenia tych, którzy swoje zrywy “piłkarsko-godnościowe” zwyczajnie przegrali. Co więcej – wydaje się, że inny jest też ten ostateczny cel całej piłkarskiej zawieruchy. Bo tu nie chodzi o maskowanie tego czy innego świństwa, jak Putin otwierający osobiście igrzyska w Soczi. Nie, chodzi o plan bardziej śmiały.

Natomiast zanim określimy, co jest ostatnim punktem planu, przyznajmy wprost – Arabia Saudyjska przy Katarze czy Chinach jest jak to ulepszone zombie z Dying Light. Gdy konkurencja jeszcze porusza się jak mumie czy inne nieruchawe kloce, Saudyjczycy skaczą, wspinają się, pływają i oczarowują kolejnych ludzi.

Ich wielki piłkarski plan zakłada działania na wszystkich możliwych polach. To nie jest przypadkowe ściągnięcie kilkunastu 37-letnich gwiazdorów, obrażonych na cały świat. Liga chińska w swoim najmocniejszym punkcie nawet nie dotknęła poziomu transferów, które wykonała w ostatnich miesiącach Arabia Saudyjska. To jest oczywiście najbardziej namacalny, najłatwiejszy do wychwycenia element. Cristiano Ronaldo, Sadio Mane i parę innych gwiazd w lokalnych klubach to manifestacja siły, ale też najbardziej banalne narzędzie do ocieplania wizerunku. 23 września, w Narodowe Święto Niepodległości Arabii Saudyjskiej kilka gwiazd w towarzystwie szejków nagrało okolicznościowy klip – jeden z dwóch najlepszych piłkarzy w historii futbolu przebrany w tradycyjne saudyjskie szaty z szablą w ręku pokazywał, jak cudowną tradycję posiada państwo, któremu aktualnie oferuje swoje piłkarskie i marketingowe wartości. To nadal trochę pałka, jeśli mielibyśmy zestawić finezję działania z orężem, natomiast to zdecydowanie największa i najbardziej spektakularna maczuga w historii sportswashingu. Nikomu, nawet Katarowi, nie udało się jednocześnie zebrać u siebie takiego gwiazdozbioru – i co więcej, nie dzieje się to w europejskim klubie sponsorowanym przez bliskowschodnie państwo, ale po prostu – w saudyjskiej lidze. Gdy dzisiaj wspominamy tych Hulków i Rodriguezów w lidze chińskiej, możemy się co najwyżej uśmiechnąć. Arabia Saudyjska zebrała całą przeszłą konkurencję, pomnożyła przez trzy i dopiero wprowadziła u siebie.

Gdyby to była pojedyncza akcja, pewnie można byłoby na to machnąć ręką. Ale to właśnie jest klucz do zrozumienia działań Muhammada Ibn Salmana. Jego konsekwentnie wprowadzany plan reform, nazywany “Vision 2030”, w niczym nie przypomina sprintu, a raczej dokładnie rozrysowany szlak maratończyka. To kapitalne, wyjątkowe okno transferowe dla Arabii Saudyjskiej to przecież najbardziej efektowny, ale jednak – tylko element planu. Równolegle Saudyjczycy dopięli transakcję, z którą mieli pewnie najwięcej problemów – trochę siłą, a trochę sposobem wdarli się do ekskluzywnego grona właścicieli klubów w Premier League. Przeszli przez ścisłe sito selekcyjne, po czym w jednej z pierwszych decyzji ustalili barwy trzeciego kompletu Newcastle – biało-zielona góra, zielony dół. Gdy dziś trwają debaty dotyczące ewentualnego zapraszania do Ligi Mistrzów najsilniejszych zespołów z Bliskiego Wschodu, Saudyjczycy tak naprawdę nie muszą nawet naciskać. Przecież już mają w Champions League swojego reprezentanta, którego w razie konieczności można mocniej wtłoczyć w tryby machiny propagandowej. Był gigantyczny obuch, tutaj broń bardziej przypomina rapier.

Prezydent FIFA wyjawił gospodarza MŚ 2034! Tam mundialu jeszcze nie było
Gianni Infantino

MŚ 2034: Arabia Saudyjska ugości najlepsze reprezentacje świata Ubiegłoroczne mistrzostwa świata zorganizował Katar. Od lat wiemy, że najbliższy mundial odbędzie się w: USA, Meksyku oraz Kanadzie. Tajemnicą nie jest też to, że w 2030 roku turniej po raz pierwszy zagości na trzech kontynentach. Czołowe drużyny globu zagoszczą w: Europie, Afryce oraz Ameryce Południowej. Niewiadomą pozostawał

Czytaj dalej…

Mają już prawie najlepszych piłkarzy, mają klub w najsilniejszej lidze oraz w tym sezonie – w najbardziej elitarnych rozgrywkach. A jak się okazało w tym tygodniu – w 2034 roku zorganizują również Mistrzostwa Świata (część Holendrów już zaczyna nawoływania do bojkotu). Już dziś można założyć, że spektakularność działań Kataru wokół mundialu 2022 zostanie przebita, przyćmiona i zaorana – bo gdy Arabia Saudyjska robi to, co Katar, to robi to dwa razy bardziej. Biorąc pod uwagę obecny rozmach całego planu, można zakładać, że przynajmniej do mundialu liga arabska będzie nadal gonić najsilniejsze europejskie rozgrywki. Jasne, to bój przede wszystkim korespondencyjny, ale już teraz Al-Hilal zajmuje 47. miejsce na świecie pod względem wartości drużyny wg Transfermarkt. Saudyjski klub wyprzedził Lille, Fenerbahce, Lyon, Sevillę czy Ajax. W siódmej dziesiątce znajdują się jeszcze Al-Nassr i Al-Ahli, które wyprzedzają m.in. Valencię, Celtic czy Hoffenheim. A przecież na jedenastym miejscu pozostaje Newcastle, jeśli ktoś oczekiwałby bardziej frontalnego starcia. Nie wygląda to źle, biorąc pod uwagę, że pościg za Europą Arabia Saudyjska zaczęła tak naprawdę kilkanaście miesięcy temu. Ich przewaga nad PSG – czyli uczestnictwo w najpopularniejszej i najmocniejszej lidze świata – daje możliwości, które posiada Manchester City. Wielkość kraju i ligi, liczba kibiców na trybunach, jakość stadionów, pozwalają sądzić, że do ligi arabskiej uda się ściągać coraz lepszych i coraz… młodszych piłkarzy. Zasady? Jeśli udało się ściągnąć Jordana Hendersona, gościa, który szedł w pierwszym szeregu walki o prawa LGBT, to znaczy, że każdy jest na sprzedaż, pozostaje jedynie kwestia ceny.

A jeśli oni naprawdę chcą dobrze?

Najdziwniejsze jest to, że… Arabia Saudyjska ostatnich lat wcale nie ma tak dużo brudów do wyprania. Mogłoby się wydawać, że ich bardzo intensywne wejście w świat sportu ma jakieś drugie dno, przykrywa jakiś rodzaj politycznej bandyterki, jak choćby te słynne Igrzyska, które często stanowiły forpocztę działań militarnych w Rosji. Soczi skończyło się 23 lutego 2014 roku, kilka dni później na Krym wkroczyły zielone ludziki. Arabia Saudyjska z kolei marketingowe działania wokół sportu traktuje jako uzupełnienie budowania wizerunku nowoczesnego, sprawnie zarządzanego państwa z ambicjami, by stać się krajem o wartościach akceptowalnych przez Zachód. Ibn Salman uderza nie tylko w nuty układające się w hymn Ligi Mistrzów, w jego wywiadach istotna część jest zawsze poświęcona elektromobilności, odnawialnym źródłom energii, wyzwaniom klimatycznym. Profesor Simon Chadwick w rozmowie z Szymonem Janczykiem na Weszło podkreśla przyczyny: Arabia Saudyjska to kraj dość młody, gdzie “wyborcami” jest już generacja Z. Oczywiście, Ibn Salman nie musi dbać o żadne kampanie wyborcze czy inne demokratyczne bzdury, ale tak jak futbolowego rzemiosła uczył się na błędach Chińczyków czy Katarczyków, tak politycznej ostrożności musiały go nauczyć przykład z arabskiej Wiosny Ludów. Jeśli da się zrobić cokolwiek, by uniknąć losu Mubaraka czy innego Kaddafiego – to warto to zrobić. Poza tym Saudyjczycy widzą, jak kształtuje się rozkład sił we współczesnym świecie, dostrzegają, że stare, niemal “odwieczne” sojusze zaczynają pękać, że stary porządek zaczyna się burzyć. W tej wichurze o wiele łatwiej pozować na rozważną ostoję spokoju, na mediatora czy po prostu – na nowego klienta, jak w przypadku podmiany rosyjskich minerałów na te importowane z Arabii Saudyjskiej.

I tu właśnie pojawia się największa wątpliwość. Jeśli Ibn Salman reformuje kraj, by ten stał się bardziej ludzki, jeśli dba o to, by Saudyjczycy nie byli wyłącznie potęgą paliwową, jeśli dywersyfikuje źródła przychodów, normalizuje stosunki z innymi państwami regionu, generalnie: jeśli działa w taki sposób, w jaki opisuje go jego propaganda… To dlaczego mu nie kibicować? Nawet biorąc pod uwagę sprawy z 2016 czy 2017 roku, nawet biorąc pod uwagę Jemen?

Czyż to nie jest istota sportswashingu? Co ciekawe, największe rozliczenie grzechów Ibn Salmana można znaleźć na angielskiej stronie… Al-Jazeery. Fundowanej przez Katar.
Najbardziej na wyobraźnię działa fragment wspomnianego przeze mnie wywiadu Szymona Janczyka. Profesor Chadwick na pytanie dotyczące porażki Arabii Saudyjskiej, jaką był transfer Messiego do Interu Miami, zamiast któregoś z saudyjskich klubów odpowiada rozbrajająco.

– Nie powiedziałbym, że go stracili, bo nadal jest ambasadorem Arabii Saudyjskiej i programu “Visit Saudia”.


Bret Baier, dziennikarz Fox News, który miał okazję przeprowadzić wywiad z Muhammadem Ibn Salmanem swój obszerny tekst o kulisach całej akcji puentuje przemyśleniami dotyczącymi stosunków Arabii Saudyjskiej z Izraelem. Według niego – a tuż po rozmowie z Ibn Salmanem przeprowadził również wywiad z Benjaminem Netanyahu – obie strony pozostają pełne optymizmu wobec wielkiej misji normalizacji swoich stosunków. “Każdego dnia jesteśmy bliżej pokoju” – ekscytował się Netanyahu.

To był początek października. Z dzisiejszej perspektywy – sto lat temu. I o tym również trzeba pamiętać, gdy śledzimy świat Bliskiego Wschodu.

Komentarze