Więcej niż pożegnanie piłkarza. “Dziś myślę – co z tego?”

Jakub Błaszczykowski
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Jakub Błaszczykowski
  • Występem przeciwko Niemcom Jakub Błaszczykowski oficjalnie zakończy reprezentacyjną karierę
  • Przez lata Kuba był kimś więcej niż piłkarzem
  • W tym tekście żegnam go w bardzo osobisty sposób

Pożegnanie Jakuba Błaszczykowskiego

Z perspektywy dziennikarza Kuba nie był najłatwiejszą osobą do współpracy. Czuł się atakowany, gdy co najwyżej był oceniany. Selekcjonował dziennikarzy, którzy mogli z nim rozmawiać. Przed zwykłym pomeczowym wywiadem o niczym potrafił wszystkich zgromadzonych wokół wypytać o ich redakcję – by ewentualną niechcianą odrzucić. Do czasu, bo od lat – myślę, że konkretnie od czasu przed Euro 2016, gdy jego powołanie było w mediach kwestionowane – w ogóle nie wychodził do mediów. Miał pretensje o rozdmuchanie afery biletowej po Euro 2012 i pewnie znalazłoby się pięćdziesiąt innych rzeczy, które mu się nie podobały. Dzień przed swoim pożegnalnym meczem sam za to przeprosił, choć nawet jeśli wtedy w pewien sposób bywało to irytujące, dziś myślę o tym zupełnie inaczej.

Bo myślę – co z tego? Kuba miał swoją wrażliwość. Swoje widzenie świata. Wrażliwość i widzenie, do których miał prawo, bo na końcu każdy jest człowiekiem. A Jakub Błaszczykowski od zawsze był nim przez duże C. Ukształtowanym trudną historią, ale i reakcją na nią. W czasach, gdy znanym i bogatym zarzuca się dobroczynność tworzoną pod publiczkę, on swoją ukrywał – pewnie ze świadomością, że nie jest w stanie zbawić całego świata, a będąc zbyt otwartym cały świat o to zbawienie zacznie prosić. Ale zbawiać kawałek po kawałku już się dało. Odwiedzać szpitale, pomagać finansowo, zapewniać lepszy los choć części dzieciaków, które potrzebowały pomocy z zewnątrz. Ocenianie Kuby przez pryzmat kamer czy błędów popełnionych po akcji ratowania swojego ukochanego klubu jest skrajnie niesprawiedliwe. Nawet ocenianie przez pryzmat bycia piłkarzem.

Prezes Borussii wspomina Błaszczykowskiego. “Od pierwszego momentu zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie”
Jakub Błaszczykowski

“Kuba rósł dzięki Borussii, a Borussia też rosła dzięki Kubie” Jakub Błaszczykowski z Borussią Dortmund wygrał dwa mistrzostwa Niemiec, dwa Superpuchary Niemiec, Puchar Niemiec i dotarł do finału Ligi Mistrzów. Prezes BVB Hans-Joachim Watzke ma bardzo dobre wspomnienia związane z Kubą. 37-latek dzisiaj wieczorem rozegra swój ostatni mecz w koszulce reprezentacji Polski, a z tej

Czytaj dalej…

Nigdy nie lubiłem tego określenia – Klub Wybitnego Reprezentanta. Choćby dlatego, że – być może zbyt idealistycznie – zawsze wierzyłem, że sport musi dziać się szerzej niż na boisku, a tu wybitność przychodziła sama z 60., później z 80. meczem w kadrze. Przesłanie sportu jest znacznie szersze, niż bieganie za piłką przez 90 minut co weekend. To emocje, radość i nadzieja. Zatem też odpowiedzialność za tych, którzy tej nadziei szukają. Błaszczykowski w tym rozumieniu tych słów zawsze był wybitny i pewnie on sam nie wie, ile niematerialnych rzeczy zapewnił tysiącom. Czy był bez skazy? Nie, wspomniałem o tym na początku. Ale gdybyśmy położyli plusy i minusy Błaszczykowskiego-człowieka na szalach, nie mam wątpliwości, która z nich by przeważyła. A przecież gdzieś obok tego był Błaszczkowski-piłkarz. Nie boję się powiedzieć, że również wybitny.

Na mundialu w Katarze rolę mechanizmu piłkarza-reprezentanta świetnie opisał Carlos Queiroz, wtedy selekcjoner reprezentacji Iranu, czyli kraju, gdzie ludzie umierają za swoje przekonania i pragnienie wolności. Ważny mecz to na czas jego trwania życie zastępcze. Zjednoczenie ludzi oraz ich wyjście z ich własnych problemów na 90 minut. Kraje nie posiadające dobrych drużyn oraz dobrych piłkarzy – choć od czasu do czasu wygrywających – są tego życia zastępczego pozbawione. Błaszczykowski – jak mało kto w ostatnich 17 latach, bo tyle dzieli jego debiut od dzisiejszego pożegnania –  zapewniał nam chwile zapomnienia. 108 występów w reprezentacji Polski, w większości dobrych lub bardzo dobrych, to drugi wynik po Robercie Lewandowskim. Gdy słyszę, jak Fernando Santos mówi, że Kuba zagra z Niemcami dokładnie tyle minut, na ile będzie miał siły, to nie wnikając w to, czy decyzję podjął sam Portugalczyk, czy poszła delikatna prośba z góry, uważam to za dziejową sprawiedliwość. Wiem, że pomnikami nie buduje się przyszłości, ale mamy tak mało okazji, by jakiś zasłużenie postawić, że bycie w opozycji do tego jest zwyczajnie małostkowe.

Sporo było dyskusji, czy czasem żegnanie piłkarza po tak długim czasie od jego ostatniego meczu, nie jest robieniem cyrku z reprezentacji. Była grupa osób twierdzących, że kwiaty i koszulka w antyramie jest wystarczająca, bo przecież profesjonalna piłka nie powinna mieć uczuć. A ja uważam, że powinna mieć godność, a niegodne pożegnanie piłkarza tego kalibru z definicji jest – hmm… – niegodne. Nie umiem zrozumieć, jak profesjonalizm piłki ucierpi na krótkim występie zasłużonego piłkarza w meczu, którego zdaniem selekcjonera nawet nie powinno być w terminarzu. W jaki sposób budowa reprezentacji na wstępnym etapie – wciąż mamy dopiero początek czterolecia (w tym wypadku wyjątkowo trzy-i-półlecia), jakie wyznaczają mundiale będzie zaburzona, jeśli przez pewnie kwadrans z okładem zamiast siedemnastu reprezentacyjnych piłkarzy (jedenastka i sześciu zmienników), na boisku znajdzie się szesnastu? Często odbijamy się od ściany do ściany wyolbrzymiając problemy, których nie ma, zamiast przyjąć zasadę postępowania tak, jak należy.

Nie każdego piłkarza będziemy żegnać w ten sposób. Ba, do tej pory w najnowszej historii polskiej piłki, podobne pożegnanie po karierze miał dziesięć lat temu tylko Jerzy Dudek, choć w tamtym przypadku nie powiedziałbym, że zasłużone. Nie wyznaczamy tu nowego trendu, a jedynie doceniamy osobę wybitną w polskiej skali, a pewnie też w międzynarodowej. Biorąc pod uwagę czas gry w reprezentacji, jakość, namacalne korzyści i szeroko rozumiane zasługi – a te w przypadku Kuby wychodzą poza boisko i sięgają nawet uratowania dalszej egzystencji jednego z największych klubów w Polsce – Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego od reszty oddziela bardzo gruba kreska. By ją przebić, trzeba być znacznie bardziej wybitnym niż po rozegraniu 80 meczów w kadrze.

Mógłbym powiedzieć: szanujmy samych siebie (i naszą własną historię), bo jeśli my tego nie zrobimy, nikt inny nie zrobi tego za nas. Jednak nawet w tym przypadku nie do końca się to zgadza, bo Jakub Błaszczykowski to człowiek szanowany poza granicami Polski, za to do granic możliwości. Pamiętam, jak pod informacją o powrocie Kuby do Polski, do Wisły Kraków, w komentarzach zaroiło się od kibiców Borussii Dortmund piszących krótko: legenda. To dla niego znany w Niemczech raper, także fan BVB, nagrał specjalną piosenkę. To o nim Juergen Klopp mówi dziś, że był bardzo ważnym członkiem jednej z najlepszych Borusii w historii.

Rzadko udzielają mi się emocje na meczach, co jest skutkiem ubocznym wykonywanej pracy. Czasem na reprezentacji coś krzyknę, ucieszę się z gola, ale nie pamiętam, bym kiedykolwiek dołączył się do spontanicznie odpalonego przez trybuny standing ovation.

Dziś to zrobię z przyjemnością.  

Komentarze