Brzęczka po takiej połowie byśmy zwalniali. Sousa chyba nie spodziewał sie tylu problemów

Anglia - Polska
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Anglia - Polska

Gdyby Jerzy Brzęczek zagrał taką pierwszą połowę meczu z Anglią, jak Paulo Sousa, Zbigniew Boniek czytałby właśnie na Twitterze zmasowane nawoływania do zmiany trenera. Ale byłego selekcjonera od obecnego odróżniało to, że wcześniej z tymi najmocniejszymi najważniejszy nie był nawet wynik, a przetrwanie. Teraz dajemy sobie szansę na złapanie rywala, co nie znaczy, że problemy nie leżą gdzieś indziej.

Paulo Sousa miał plan na mecze z Węgrami i Anglią. W pierwszym założył, że wysoko ustawiona linia defensywy połączona z pressingiem już na połowie rywali, sprawi, że ci nie będą mieli miejsca na skuteczne rozegranie. Do tego w teorii każda druga piłka będzie należeć do Polaków, którzy szybkim podaniem do przodu stworzą sobie sytuacje. W praktyce Węgrzy już pierwszym wyjściem spod własnej bramki wykorzystali wszelkie minusy tej taktyki i wyszli na prowadzenie, a nam w pierwszej połowie nie udało się stworzyć choćby okazji. Na Anglików pomysł był nieco inny – pressing został utrzymany, choć trochę niżej, a trójka stoperów miała zagrać głębiej. Przewagę miały stwarzać wahadła, które w założeniu w ofensywie miały operować bardziej w pomocy, niż w obronie. Nic z tego nie wyszło, bo Anglicy całkowicie zdominowali grę, Bartosz Bereszyński został wrzucony na karuzelę, a w premierowych trzech kwadransach nie oddaliśmy choćby niecelnego strzału.

Prawem selekcjonera jest próbować swoich rozwiązań, zwłaszcza tego selekcjonera, który przeszedł przyszedł, by odmienić hasło “męczy nas piłka”. Ale Paulo Sousa ma teraz duży problem, bo prawdopodobnie nie spodziewał się, że oba pomysły na mecze nie wypalą aż w tak ogromnym stopniu. Z Węgrami czasu starczyło na dowiezienie remisu, z Anglią byliśmy od tego bardzo daleko. Późna minuta, w której straciliśmy decydującą bramkę mydli oczy. Gdyby wszystko skończyło się szczęśliwym 1:1, nie mielibyśmy poczucia, że w przypadku rozegrania tego meczu jeszcze pięć razy, choć raz powtórzylibyśmy remis.

Nie można jednocześnie zwrócić uwagi na podstawową zmianę w porównaniu z nastawieniem Jerzego Brzęczka. O ile pierwsza połowa meczu z Anglią niczym nie różniła się od tego, co oglądaliśmy jesienią w Holandii i Włoszech, o tyle po zmianie stron bywały nawet momenty – zwłaszcza po drugim golu – w których to Polacy prowadzili grę. Wyrównująca bramka też nie wzięła się wyłącznie z błędu popełnionego przez przeciwnika, a z próby wymuszenia go, co było jednym z głównych założeń przyjętych przez Portugalczyka. “Brzęczkowa” gra na przetrwanie nie dawała szans na odbiór piłki w tym sektorze boiska, w środę strzeliliśmy gola po wytworzeniu przewagi dwóch na jednego. Asystę zaliczył rezerwowy Milik, który tym samym sprawił, że w każdym z marcowych meczów piłkarz wprowadzony przez Paulo Sousę był w stanie zrobić liczbę. W sumie rezerwowi zanotowali ich sześć (trzy asysty, trzy gole).

Zbigniew Boniek powiedział ostatnio, że defensywna gra z czekaniem na kontrę bez własnej kreacji nie ma nic wspólnego z rozwojem zespołu. No to na razie w porównaniu z jesienią krok do przodu jest bardzo dyskretny, opierający się na próbie nieklękania przed znacznie mocniejszym przeciwnikiem. Poprawa gry ofensywnej na jego tle właściwie nie istnieje. Bardzo możliwe, że wynika to z braku czasu – pisałem już wcześniej, że skoro prezes PZPN skłaniał się ku radykalnej decyzji o zmianie selekcjonera, podejmując ją po fatalnych wrześniowych meczach, dałby nowemu sześć gier na testy. Ale jeśli Paulo Sousa drugi raz próbuje ratować mecz zmianami, zasadne jest pytanie, czy zacznie trafiać z pierwszym składem.

Z Anglią widzieliśmy rękę Sousy w próbie szybkiego doskoku do rywali. Wahadłowi wywierali momentami presję nawet w okolicy linii środkowej boiska, ale jednocześnie zderzyli się ze zbyt dużą jakością u przeciwnika. Symptomatyczna była akcja, w której Anglicy korzystając ze swojego lewego korytarza wpadli dwójką w okolice naszego pola karnego i mimo zagęszczenia boiska w tej strefie przez sześciu Polaków, wymianą na jeden kontrakt doprowadzili do pozycji strzeleckiej Harry’ego Kane’a z 20 m. Wystarczyło, że podkręcali tempo, byśmy mogli liczyć jedynie na szczęście.

Na jednoznaczną ocenę reprezentacji Polski jest zdecydowanie za wcześnie, ale weryfikacja powinna przyjść już w czerwcu – w ostatnim sparingu przed Euro 2020 z Islandią (8.06). Paulo Sousa otrzymał w marcu ogromną porcję materiału, w maju dostanie też czas na naprawę rzeczy, które nie działają. Nikt rozsądny nie wymagał, by już po kilku treningach Portugalczyk odcisnął na zespole swoje piętno, ale jeśli nie zobaczymy go po zgrupowaniu w Opalenicy, znów nadzieja przerodzi się w strach.

Komentarze

Na temat “Brzęczka po takiej połowie byśmy zwalniali. Sousa chyba nie spodziewał sie tylu problemów

Polacy na tle przeciętnie grających Anglików zagrali… marnie. Ani przez moment nie stanowiliśmy drużyny, która próbuje narzucić swój styl gry, zaatakować rywali, pokazać, że nie przyjechaliśmy jedynie bronić własnej bramki. Wymiana szybkich podań jedynie do najbliższego rywala, a i to była niełatwa sztuka, bo ograniczona jedynie do rozgrywania na własnej połowie. Wyjście na połowę Anglików to już nieosiągalny wyczyn. Gdyby gospodarze nas przycisnęli, to do przerwy wybiliby nadzieje z głów polskich kibiców.

Trzeci mecz Sousy i można rzec, że w tym czasie zagraliśmy na zadowalającym poziomie może z 60 min. W tabeli wyprzedzamy jedynie Andorę i San Marino, ale póki co mieliśmy trudny terminarz, więc jest nadzieja, że i Albania, i Węgry potracą jeszcze kilka punktów. Tak czy inaczej, zaraz EURO i… chyba pierwszy raz od dawna nie będzie pompowania balonika- uff!