Olkiewicz w środę #59. Grecka piłka, czyli polska piłka, ale bardziej

Niedziela Wielkanocna dla wierzących to przede wszystkim najważniejsze święto liturgiczne, niejako uzasadniające całą chrześcijańską wiarę. Dla wszystkich Polaków, nawet tych nieco oddalonych od Kościoła - to czas odpoczynku, rodzinnych spotkań i niekończących się rozmów nad sernikiem. Dla ludzi śledzących polską piłkę jest to jednak dzień jak każdy inny, więc pomiędzy żurkiem, babką wielkanocną oraz przygotowywaniem wodnych pocisków na Lany Poniedziałek, trzeba było jakoś zmieścić pogoń za nowymi informacjami w sprawie wielkich greckich wakacji Pawła Raczkowskiego.

Paweł Raczkowski Arbiter
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Paweł Raczkowski Arbiter
  • Gdy w niedzielny poranek dosięgła nas informacja ze słowami kluczowymi “sędzia, alkohol, Polak w Grecji” część osób miała już ułożoną gotową historię
  • Grecki futbol to jednak świat równie barwny, nieoczywisty i pełen absurdalnych sytuacji jak futbol polski
  • Jeśli wyciągać jakieś uniwersalne nauki z wielkanocnej lekcji od Pawła Raczkowskiego, to przede wszystkim dotyczą one ograniczonego zaufania do greckiego środowiska piłkarskiego

Starły się dwie potężne siły i najlepiej było to widać na Twitterze, pośród ludzi komentujących wszystkie zdarzenia na żywo. Pierwsza siła – to siła reputacji polskiego piłkarstwa. Jak okiem sięgnąć i jak pamięcią sięgnąć – alkohol przewijał się gdzieś w tle rodzimego futbolu. Długie lata ostrych popijaw na każdym szczeblu, od piłkarskiej szatni po pokoje dziennikarzy w zagranicznych hotelach, wykształciły u obserwatorów prosty odruch: jeśli rzecz dotyczy kogoś, kto ma jakikolwiek związek z polską piłką, a pojawia się też element bycia naprutym jak szpadel, to z pewnością Polak zawinił. Zbyt wielu mieliśmy w przeszłości piłkarzy, którzy w swoich wspomnieniach wprost przyznawali się do gry na kacu. Zbyt wielu działaczy, którzy byli nagrywani w stanie wskazującym na spożycie. Zbyt mocno i zbyt długo futbol był podlewany, by nie wykwitło przekonanie, że abstynenci są w tym środowisku błędem systemu.

Kolejne informacje ws. Raczkowskiego. Zgłosił się na policję
Paweł Raczkowski

Raczkowski zgłosił się na policję. Był badany alkomatem Polski zespół sędziowski miał poprowadzić spotkanie 30. kolejki Superleague Ellada pomiędzy AEK-iem Ateny a Arisem Saloniki. Jednak ostatecznie Paweł Raczkowski, Radosław Siejka, Adam Kupsik i Krzysztof Jakubik zostali odsunięci od pracy przy tym starciu. Według doniesień portalu Gazetta.gr Raczkowski nadużywał alkoholu i rozpoczął awanturę na pokładzie samolotu

Czytaj dalej…

Paweł Raczkowski nie musiał mieć na sumieniu żadnych skandali, ba, mógł słynąć nawet ze swoich twardych zasad w kwestii konsumpcji, to nie miało znaczenia. Mamy słowa kluczowe: sędzia, alkohol, Polak, Grecja i już wiemy wszystko. Polak się wziął i ubzdryngolił, awanturował się na pokładzie samolotu, dzień później nie można go było w ogóle odnaleźć, ostatecznie ktoś zgłosił, że dziwnych czterech typów tańczy zorbę na plaży i tym tropem udało się namierzyć rozjemców z kraju nad Wisłą. Mniej wprawni obserwatorzy, ludzie szybkiej ręki, od razu wydali wyrok: polski sędzia narobił przypału na pół Europy, miał sędziować hit, a zamiast tego łoił wódę cały lot, a potem pewnie jeszcze poprawił w ateńskich knajpkach.

Nie tykaj greckiej piłki, bo cię zmiecie z planszy

Tyle że tu jest druga wielka siła. Siła reputacji greckiego futbolu. Siła reputacji greckich fanatyków, którzy mają w Europie opinię ścisłego topu wśród “szajbniętych”. Jeśli komuś na Starym Kontynencie blisko do obsesyjnej pasji Argentyńczyków czy Brazylijczyków – to pewnie właśnie Grekom, łączącym na własnych trybunach typowo południowy, melodyjny doping, bałkańską werwę i pirotechnikę oraz agresję rodem z dzieł o Sparcie. Wszystko gęsto doprawione nieprawdopodobnym wręcz przywiązaniem do własnych klubów, z czym zresztą wiążą się problemy – na przykład z odpowiednim ułożeniem obsady sędziowskiej. Kto w jakikolwiek sposób zetknął się z uniwersum greckiej piłki – z postaciami takimi jak Evangelos Marinakis czy Ivan Savvidis, ten wie – doniesienia greckich mediów trzeba sprawdzać przede wszystkim pod kątem tego, komu mogą służyć i który z lokalnych gigantów na takich doniesieniach skorzysta.

Czy przesadzam? Cóż, chciałbym, ale niestety – los zepchnął mnie kiedyś na mętne wody greckiej piłki, gdy próbowałem jakoś przedstawić czytelnikom, dlaczego właściciel jednego z najmocniejszych klubów biega po murawie z pistoletem za paskiem, wydzierając się w kierunku arbitrów. Streszczenie dorobku takich postaci jak właściciele Olympiakosu Pireus (Marinakis) czy PAOK-u Ateny (Savvidis) jest właściwie niemożliwe – to są przepastne tomiska, w których mieszczą się zarówno genialne zagrywki biznesowe (Savvidis produkował artykuły tytoniowe… dla dzieci), jak i nie do końca czyste fortele (po jednym z meczów Olympiakosu sędziemu tego spotkania spłonęła piekarnia, natomiast bliski współpracownik szefa sędziów został pobity, w podobnych okolicznościach). Skupmy się jednak na pewnej syntezie.

Marinakis przez lata był w greckim futbolu niemalże pół-bogiem, co zresztą przy obfitości greckiego panteonu nie jest jakimś wybitnie trudnym zadaniem. Posłużę się tutaj zdaniem, które raz już zapisałem jeszcze w czasach Weszło – to bowiem najkrótszy opis zakresu “wpływów” Marinakisa. Swego czasu podli ludzie zarzucali, że Olympiakos wpływa na sędziów, między innymi poprzez władze Superligi czy swoje wpływy w Greckim ZPN-ie. Co się wówczas stało? Evangelos Marinakis, wiceprezes greckiego związku piłkarskiego, zapewniał że szef greckiej ligi, Evangelos Marinakis, a także właściciel i prezes Olympiakosu Pireus, Evangelos Marinakis, nie wpływali na sędziów.

Tak, Marinakis prawdopodobnie sam sędziowałby mecze Olympiakosu, gdyby nie dość obfity brzuszek utrudniający bieganie – a wówczas ani Marinakis ze związku piłkarskiego, ani Marinakis z władz ligi, zapewnie nie widzieliby w tym nic zdrożnego. Nie chcę się tu wikłać w historie z pogranicza bandyterki, ale odnotujmy: Giorgos Bikas, szef sędziów, spłonął mu dom. Christoforos Zografos, bliski znajomy kolejnego z przewodniczących wydziału sędziowskiego, Hugh Dallasa – pobity. Petros Konstantineas, arbiter w meczu Skoda – Olympiakos – jego piekarnia została wysadzona.

Aha, jeszcze uroczy wycinek z Wikipedii. Trudno zarzucić Wikipedii, że jest jakąś propagandową gadzinówką, która żywi się hejtem. Podaję suchy cytat, bez szerszych komentarzy, bo po pierwsze – nie lubię procesów, a po drugie – lubię życie. Otóż:

“W styczniu 2021 roku, po tym, jak wszyscy świadkowie zostali zamordowani, sędzia doszedł do wniosku, że nie ma żadnych dowodów obciążających Marinakisa i dlatego zakończył dochodzenie”.

Czy Savvidis w tym wypadku jest aniołem sprawiedliwości, który wkroczył na te dzikie ziemie, by wreszcie przywrócić greckiej piłce uczciwość i transparentność? No nie do końca. Z jego historii najbardziej zabawny jest wycinek o przejęciu giganta tytoniowego w Grecji za pomocą jego rosyjskiej spółki. Savvidis był już wówczas oligarchą, ale na rosyjskiej prowincji, co nie do końca odpowiadało jego ambicjom. Dlatego też spółka Doński Tytoń przejęła firmę SEKAR, która stała się pomostem dla Savvidisa do świata greckiego biznesu, sportu oraz polityki. Co ciekawe – SEKARu długo nikt nie chciał kupić, bo wisiała nad nim kara 40 milionów euro za przemyt papierosów. Savvidis zaryzykował, wyłożył 3 miliony euro i przejął tego gorącego kartofla. Co ciekawe – po wyborach, Aleksis Tsipras, zresztą znajomy Savvidisa, zadecydował o anulowaniu kary. Czy Savvidis zdawał sobie sprawę, że po wyborach uda mu się zaoszczędzić te 40 baniek w momencie przeprowadzania transakcji? No kurczę, nie wiadomo, możemy jedynie się domyślać, że to po prostu głęboka wiara, optymizm oraz pozytywne przyciąganie nastawieniem spowodowały ten szczęśliwy zbieg okoliczności.

Takich wycinków z bujnej kariery Savvidisa można byłoby odnaleźć więcej, jak wspomniałem, najpiękniejszy jest epizod z produkowaniem środków tytoniowych dla dzieci i młodzieży, natomiast myślę, że klimat greckiej piłki został tutaj i tak dość mocno zarysowany. Nic dziwnego, że Grecja od lat próbuje łatać dziury zagranicznymi autorytetami, które w teorii mogłyby jakoś dźwignąć ciężar sędziowania klubom zarządzanym przez tak skutecznych i jednocześnie bezkompromisowych biznesmenów. Do uzdrawiania środowiska sędziowskiego został ściągnięty swego czasu Szkot, Hugh Dallas, ale zrezygnował po wspomnianym pobiciu jednego z jego współpracowników. Prób było więcej, roszady były często związane z zarzutami korupcyjnymi między innymi w aferze z 2015 roku. Cały czas trwały poszukiwania człowieka, który z jednej strony nie będzie sprzyjał żadnemu z największych klubów, a z drugiej – będzie jednak w stanie złożyć obsadę sędziowską na każdą kolejkę, co nie jest łatwe w państwie, gdzie praktycznie żaden sędzia nie jest uznawany za uczciwego jednocześnie przez przynajmniej dwa z czterech największych klubów.

Aktualnie szefem sędziów jest Steve Bennett, autorytet z przeszłością w Premier League. Czy ma pewne problemy związane ze swoją pracą? Cóż, cofnijmy się do 2 lutego, do afery, którą opisał na swoim Twitterze znany miłośnik greckiej piłki, FotnikPL. Otóż sędzią kluczowego dla losów tabeli meczu PAOK – Olympiakos miał zostać wyznaczony przez Bennetta Słowak, Ivan Kruzliak. Środowisko związane z Olympiakosem oraz sam klub, zaczęły domagać się zmiany arbitra. Powód? Sędziował mecz Ligi Europy pomiędzy Olympiakosem a Dynamem Kijów, grecki zespół odpadł z pucharów. Nie po żadnej kontrowersji, ot tak, źle się Marinakisowi kojarzy, więc trzeba tego arbtira zmienić. Żeby było symetrycznie – w meczu Volos z Olympiakosem ci pierwsi jeszcze w trakcie spotkania (!) opublikowali dwa oświadczenia na własnej stronie internetowej dotyczące pracy arbitra meczu (!!!). Bo to cecha charakterystyczna dla greckiego futbolu – korupcję i skręcanie meczów w jednej kolejce może być elementem spisku, którego finał to kolejne mistrzostwo Olympiakosu, a w kolejnej już epizodem w epopei pod tytułem: oszukujemy mistrza z Pireusu. Najgorsze możliwe czyny, łącznie z otwartym kupowaniem sobie sędziów, zarzucają w Grecji wszyscy wszystkim. Jak w Hollywood: wszystko, wszędzie, naraz.

Jeszcze w grudniu Marinakis przekonywał, że Bennett jest po prostu sprzedajny i dlatego Olympiakos ma ciężary w lidze. Nie może dziwić, że coraz częściej Grecja na hitowe mecze sięga po posiłki z zagranicy – w teorii zagranicznego sędziego skorumpować nieco trudniej. Według Daily Mail o przysyłanie arbitrów z zagranicy miał nawet apelować u Aleksandra Ceferina sam premier Kyriakos Mitsotakis, ale tego akurat nie potwierdzają inne źródła. Faktem jest jednak, że dwa hity ostatniej niedzieli mieli sędziować zagraniczni arbitrzy. Panathinaikos z Olympiakosem gwizdała czwórka z Hiszpanii, Polaków ostatecznie zdjął z meczu Bennett, podkreślając, że presja jest już zbyt duża, biorąc pod uwagę poranne doniesienia.

Zauważmy więc: w tabeli w czubie liczą się przede wszystkim AEK i Panathinaikos, goni ich Olympiakos. Od lat liga układa się trochę jako Olympiakos kontra reszta świata – słabość najbardziej utytułowanego greckiego klubu próbują wykorzystać pretendenci, z różnym skutkiem. Paweł Raczkowski miał mieć spięcie z kibicami Panathinaikosu, którzy grozili “zniszczeniem go w mediach”. W obronę polskiego sędziego wziął Olympiakos, a po części też Steve Bennett. W meczu AEK – Aris gospodarze wygrali po rzucie karnym oraz przy nieuznanej bramce dla gości, co oczywiście niczego nie dowodzi i niczego nie znaczy – ale pokazuje, jak wielkie mogłyby towarzyszyć temu spotkaniu kontrowersje, gdyby sędziował Paweł Raczkowski. Aha, AEK też wydał oświadczenie, że bardzo chce zagranicznych sędziów, ale trzeźwych. Czy da się tu dostrzec pewien element przedłużenia walki najmożniejszych klubów? Czy da się tutaj dostrzec dość jasną linię podziału, która wpływa na sposób prowadzenia narracji wokół Pawła Raczkowskiego? Cóż, trochę tak. Nie osądzam. Nie rozstrzygam. Ale nasz sędzia znalazł się w środku tornada, w miejscu, gdzie las płonie od tak dawna, że nikt już nawet nie pamięta czym są róże. Zmiotło go z planszy, niezależnie od tego, co się właściwie wydarzyło w samolocie, na lotnisku i następnego dnia w hotelu. Ja mimo wszystko wierzę, że Paweł Raczkowski jest niewinny, a pewnego dnia wszystko pięknie wyjaśni w Hejt Parku. Ale jego zachowanie wobec kibiców Panathinaikosu jest tak naprawdę drugorzędną sprawą – był dzień przed meczem, nie zrobił niczego, co nakazywałoby sądzić, że dzień później nie sprawdzi się podczas wykonywania swojego zawodu. Po prostu trafił z pionkami od szachów na sam środek pola paintballowego. Nikt tu nie zastanawia się nad ruchami gońca, tylko strzela.

Czyli sumując – starły się dwie naprawdę potężne siły. Nie było łatwo utrzymać klawiaturę na wodzy, gdy niektórzy już skakali po głowie Pawła Raczkowskiego, ale pamięć o tym, jakie historie towarzyszą sędziowaniu w Grecji zrobiła swoje. Czy da się z tej sytuacji wyciągnąć jakieś wnioski na przyszłość? Cóż, zdaje się, że ten najbardziej banalny dotyczy po prostu wycieczek do Grecji. Nie da się nigdy sędziować spotkania w taki sposób, żeby zadowoleni byli jednocześnie działacze i kibice Olympiakosu, Panathinaikosu oraz AEK-u i PAOK-u. Czy wobec tego warto pchać się w to bagno ze świadomością, że ktoś i tak będzie niezadowolony? Ktoś i tak pewnie zarzuci nieudolność (w najlepszym) albo korupcję (w najgorszym przypadku). Ktoś i tak wygłosi w mediach tyradę, że Steve Bennett miał sprowadzać następców Colliny, a sprowadza alkoholików. Ktoś będzie przekonywał, że lepiej sędziowałby pies Blaża Kramera.

Wczoraj Leszek Milewski ładnie spuentował naszą rozmowę o greckich wakacjach – kiedy patrzysz się w grecki futbol, pamiętaj, że grecki futbol spogląda na ciebie. Parafraza tekstu z otchłanią jest na miejscu, biorąc pod uwagę jakie sympatyczne historie rodem z kroniki kryminalnej widział świat greckiej piłki. Być może lepiej po prostu dbać, by polski futbol z greckim spotykał się tylko na boiskach w europejskich pucharach, a niekoniecznie w innych sytuacjach. Z drugiej strony – w tornadzie afer trawiących polską piłkę, warto mimo wszystko poczekać na zdanie drugiej strony. Paweł Raczkowski przez kilkanaście minut był uznawany za zaginionego podczas szalonej alkoholowej eskapady, po czym okazało się, że jest w swoim hotelu i odbiera telefony, ba, nawet nie plącze mu się przy tym język.

Czasem po prostu dobrze jest wstrzymać konie. Wstrzymać konie zanim stratuje się sędziego, ale też wstrzymać konie, o ile ciągnięta przez nie dorożka ma zmierzać do Aten.

Komentarze