Muzułmanie, Żydzi i Chrześcijanie razem. Klub, który łączy ludzi

Maccabi Bnei Reineh
Obserwuj nas w
Ultras Maccabi Bnei Reineh Na zdjęciu: Maccabi Bnei Reineh

40. minuta. Rzut wolny. Do piłki ustawionej około 17 metrów od bramki podchodzi Shlomi Azulay. Uderza ją niezbyt mocno, ale futbolówka odbija się od klatki piersiowej piłkarza stojącego w murze i myli bramkarza. 1:0 dla gospodarzy! Jak się kilkadziesiąt minut później okazało, ten nieco szczęśliwy gol dał zwycięstwo ekipie, która 6,5 roku temu nie brała w ogóle udziału w żadnych ligowych rozgrywkach, nad drużyną, która rywalizuje w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Po drodze z Nazaretu

Drogi Turysto/Pielgrzymie, jeśli po odwiedzeniu Nazaretu, zapragniesz zobaczyć także Kanę Galilejską, gdzie według Biblii Jezus Chrystus w trakcie wesela zamienił wodę w wino, prawdopodobnie przejedziesz przez miasteczko Reineh. Przypuszczalnie nie zwrócisz większej uwagi na tę 19-tysięczną osadę, której nazwy raczej trudno szukać w przewodnikach po Izraelu. No chyba że jesteś kibicem piłkarskim. W Reineh bowiem swój dom ma klub Maccabi. Jeszcze w 2015 roku tej drużyny nie było na mapie, a dziś rozpycha się łokciami w izraelskiej elicie piłkarskiej.

Kosztowna lekcja

O Maccabi Bnei Reineh pewnie nigdy nie usłyszelibyśmy, gdyby rodzina Bsoulów, którą dziennik Haaretz uznał za jedną z 5 najbogatszych arabskich familii w Izraelu. Swoje życie zaczynali w dostatku, ale 30 lat temu ich ojciec prowadzący biznes w branży nieruchomości zbankrutował. – Z rodziny, która miała wszystko, staliśmy się rodziną, która nie miała nic. Przejęto naszą własność, zabrano samochody, skonfiskowano pieniądze z kont bankowych – wspomina Anwar Bsoul w rozmowie z Hilo Glazarem, dziennikarzem Haaretz. Miał wówczas 15 lat, a firmę prowadził jego ojciec.

Anwar i jego brat Said wyciągnęli wnioski z lekcji, jakiej udzielił im los. Założyli własną firmę Boneh Reineh. która od przeszło 20 lat realizuje różne projekty deweloperskie na terenie całego Izraela. Jej roczny obrót to około 140 mln dolarów. I choć są Muzułmanami budują także w miejscach tradycyjnie zamieszkanych przez społeczność żydowską.

O rodzinie Bsulów poza Izraelem głośno zrobiło się w czerwcu tego roku za sprawą artykułu w New York Times. Autor tekstu Mikhail Yokhin opisał zaangażowanie biznesmenów w prowadzenie klubu piłkarskiego Maccabi Bnei Reineh będącego wówczas świeżo po awansie do Ligi ha’Al (izraelskiej ekstraklasy).

„Wprowadzić trochę sportu”

Wszystko zaczęło się w 2016 roku, gdy Bsoulowie postanowili zainwestować w miejscowy klub piłkarski. – Chcieliśmy po prostu wprowadzić trochę sportu do Reineh – mówił Anwar Bsoul. W tym przypadku „trochę sportu” oznaczało awans klubu do izraelskiej elity i pokonanie w debiutanckim sezonie mistrza kraju.

Niegdyś w Reineh działał klub Hapoel Reineh. Miał nawet pewne sukcesy: dwukrotnie wygrywał piątą ligę. – Miałem 12 lat, wciąż pamiętam ten dzień, jakby to było dzisiaj. Hapoel Reineh wygrał rozgrywki piątej ligi i awansował. Świętowaliśmy sukcesy, jakby jutra miało nie być, ludzie byli szczęśliwi, a my mieliśmy duże nadzieje i marzenia. Mieliśmy wielkie marzenie, że kiedyś dojdziemy do Ligi Ha’al. Niestety sen skończył się 3 lata po tym, jak klub spadł z powrotem do piątej ligi i wkrótce upadł – mówi nam jeden z kibiców Maccabi.

Maccabi Bnei Reineh powstało w 2005 roku. Przez pierwsze trzy lata swego istnienia klub grał w Lidze Gimel, która wówczas była szóstym i najniższym poziomem rozgrywkowym w Izraelu. Po sezonie 2007/08 drużyna wycofała się z rozgrywek. Prze kolejne 8 lat w Reineh futbolu ligowego nie było. Wszystko zmieniło się w 2016 roku, gdy w Maccabi postanowili zainwestować Bsoulowie.

Dobroczyńcy najpierw musieli wykonać pracę u podstaw. Said podarował drużynie koszulki, piłki i urządzenie do malowania kredą linii na trawie. W ramach wdzięczności został prezesem klubu. Potem wzięli się za budowę szatni i wyrównanie boiska treningowego.

Remis z Atalantą

Swój sportowy marsz Maccabi rozpoczęło od samego dołu, czyli piątej ligi. Pierwszy sezon zwieńczyli awansem na czwarty poziom (Liga Bet). Tu już tak łatwo nie poszło, bo spędzili na nim 3 sezony. Potem jednak zaliczyli dwie szybkie promocje – podczas kampanii 2020/21 grali już w trzeciej lidze, a 2021/22 – w drugiej. Teraz są już w izraelskiej elicie.

Po drodze do Ligi Ha’Al nie brakowało wybojów. W sezonie 2019/20 Maccabi biło się o awans do Ligi Alef (trzeciej ligi), ale w marcu federacja zawiesiła rozgrywki z powodu pandemii koronawirusa. Drużyna zajmowała wówczas drugą lokatę w tabeli, a „góra” zdecydowała, że promocję wywalczy tylko lider. Ostatecznie jednak i tak mogli cieszyć się z awansu. Doszło bowiem do fuzji dwóch klubów z trzeciej ligi i na tym poziomie pojawiło się wolne miejsce. Federacja uznała, że powinna je zająć właśnie ekipa z Bnei Reineh.

Przygotowując się do gry na zapleczu izraelskiej ekstraklasy, Maccabi pojechało na obóz do Izraela, gdzie czekał ich ciekawy sparing z Atalantą Bergamo, która dwa miesięcy wcześniej zajęła 3. miejsce w Serie A. Na boisku padł wynik 1:1. Można czepiać się, że to tylko spotkanie przedsezonowe, ale remis z tak klasową ekipą, nawet jeśli chodzi o mecz towarzyski, to bardzo wartościowy rezultat.

„Mówiliśmy, że jesteśmy z Nazaretu”

Maccabi wzbudziło szerokie zainteresowanie międzynarodowej prasy, gdy wiosną 2022 roku wygrało drugoligowe rozgrywki. Daleko za ich plecami finiszowały znacznie bardziej utytułowane ekipy, m.in. sześciokrotni mistrzowie Izraela Hapoel Petah Tikva czy Bnei Yehuda Tel Aviv, który w swojej historii siedem razy rywalizował w europejskich pucharach (w tym np. z PSV czy Zenitem).

Oczywiście tempo awansu było imponujące (z piątej do pierwszej ligi w ciągu 6 lat), ale nie tylko ono sprawiło, że New York Times postanowił napisać o Maccabi. Smaczku całej historii dodaje fakt, że mówimy o klubie prowadzonym i finansowym przez przedstawicieli mniejszości arabskiej w Izraelu. W dodatku z niewielkiej, bo zaledwie 19-tysięcznej osady. Nawet w kraju nazwa Bnei Reineh nie wszystkim coś mówiła. – Mieszkańcy Reineh nie podawali nazwy swojego miasta, kiedy jechali do Tel Awiwu czy Jerozolimy. Gdyby powiedzieli, że są z Reineh, nikt i tak nie wiedziałby, gdzie to jest. Wszyscy mówiliśmy, że jesteśmy z Nazaretu – mówił w rozmowie z tureckim Hurriyet Jamil Bsoul, od 2018 burmistrz Reineh i kolejny dobrodziej klubu, a prywatnie wujek Anwara i Saida. – Zawsze musieliśmy wyjaśniać agentom, gdzie dokładnie znajduje się siedziba klubu – powiedział z kolei Anwar w rozmowie z 11.freunde.de.

Dodajmy w tym miejscu, że choć Arabowie stanowią aż około 20% społeczności Izraela (1,8 mln mieszkańców), to gra arabskich klubów piłkarskich w izraelskiej ekstraklasie wcale nie jest oczywistością. Historia zna tylko 4 takie ekipy: nieistniejący już Hapoel Tayibe (w latach 90. pracował tam Wojciech Łazarek), Maccabi Ahi Nazareth (aktualnie drugoligowiec), Bnei Sakhnin FC (obecnie także gra w elicie) i właśnie Maccabi Bnei Reineh.

Wrogie hasła

Zamożni właściciele, kilka szybkich awansów, gra w elicie, zwycięstwo z najlepszym izraelskim klubem – brzmi trochę jak bajka. Ale nawet jeśli zgodzimy się, że to rzeczywiście bajkowa historia, pamiętajmy, że nie wszystko szło jak z płatka. Gdy zaczynali, zespół wspierało 10-20 osób. Pewnego razu, było to na początku 2020 roku, do osady przyjechali pseudokibice Beitaru, jednej z największej ekip z Izraelu. Rasiści, nienawidzący Arabów. Przed spotkaniem wypisali na murze „Śmierć ludziom z Reineh. Do piekła”. W dodatku kilku z nich we wczesnych godzinach rannych przeszło przez miasteczko z wrogim transparentem. Próbowali także spalić samochód.

Po tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich lat, kibice z Reineh zrezygnowali z oglądania piłki nożnej, a drużyna ledwo przyciągała uwagę ludzi. Byliśmy grupą 10-15 ludzi, czasem 20. To zależało od tego, jak daleko musieliśmy podróżować, ponieważ, nie mając własnego stadionu, trzeba było jeździć nawet na meczu domowe – wspomina kibic Maccabi. – I rok po roku, awans po awansie, ludzie znów zaczęli marzyć. A po tym, jak klub wynajął stadion znajdujący się 10 minut jazdy od Reineh, w Nof HaGalil, kibicom łatwiej przychodzić na mecze. Od tamtej zainteresowanie futbolem wzrosło i nadal działamy – dodaje.

fot. Ultras Maccabi Bnei Reineh

Dziś klub ma swoich kibiców. Wprawdzie nie tak licznych jak Beitar czy Maccabi Haifa, ale bardzo zagorzałych. Trzon wsparcia z trybun stanowi 350-osobowa grupa ultrasów. Co ciekawe, około 70% z nich to Muzułmanie, a 30% Chrześcijanie, których w okolicach Nazaretu żyje ponad 20 tysięcy. W zgodzie i pokoju wspierają swój klub. – Zanim awansowaliśmy do I ligi, mieliśmy opinię najbardziej fair fanów w Izraelu. Ale po awansie trochę musieliśmy dostosować się do okoliczności. Nie zrozumcie mnie źle, nadal jesteśmy najbardziej fair kibicami w lidze, ale nie w stosunku do kibiców Beitaru. Oni są naszym największym rywalem. Ci goście są rasistami, są brutalni i nie możemy patrzeć na to spokojnie. Nikt ich nie lubi, szczególnie my, ultrasi Reineh – słyszymy od sympatyka Maccabi.

O tym, jak ważne jest starcie z Beitarem dla kibiców Maccabi, świadczy fakt, że gdy zbliżał się mecz, poszli do władz miasta z prośbą o wynajęcie autokarów dla sympatyków. Nie każdy bowiem mógł sobie pozwolić na 250-kilometrową podróż do Jerozolimy. Samorząd pomógł i kilkusetosobowa grupa sympatyków klubu z Reineh dopingowała swoich podczas starcia z największym rywalem.

Najniższy budżet

Nie da się prowadzić profesjonalnego klubu bez pieniędzy. A te w Maccabi nie były i nie są zbyt duże. W drugiej lidze ekipa z Reineh miała najniższy budżet wynoszący 4,5 miliona szekli (1,3 mln dolarów). Dysponując takimi środkami, zarząd nie mógł dokonywać transferów gotówkowych. Musiał więc polegać na takich graczach, którzy nie znaleźli zatrudnienia nigdzie indziej i nie mieli wygórowanych oczekiwań finansowych, a jednocześnie chcą jeszcze coś udowodnić. Jak się wkrótce okazało, w ten sposób da się zbudować drużynę na awans.

Chcąc skutecznie walczyć o utrzymanie w elicie, niezbędne były jednak wzmocnienia. Anwar Bsoul, który sprawuje funkcje dyrektora Maccabi, i jego ludzie musieli zatem zakasać rękawy w poszukiwaniu graczy gwarantujących odpowiedni poziom sportowy. Nie zwracali uwagi na to, czy ktoś jest Żydem, Arabem, Chrześcijaninem, czarnym czy białym. Liczyły się jedynie kwestie finansowe i umiejętności. I tak latem do Maccabi sprowadzono kilku doświadczonych graczy. Między innymi: Lukasa Spendlhofera (rozegrał ponad 160 meczów w austriackiej Bundeslidze), Richarda Boatenga, który spędził trochę czasu w hiszpańskiej Segunda División, Sambinhę z Gwinei Bissau mającego w swojej karierze nawet epizod w MLS czy Ahmeda Abeda, Shlomiego Azulaya, Arika Yanko i Guya Hadidę, doświadczonych izraelskich ligowców.

Mieć własny stadion

W bieżącym sezonie domowe mecze Maccabi na stadionie ogląda średnio niespełna 2 tysiące widzów. Największą publikę zgromadziło wspomniane na początku tego tekstu spotkanie z Maccabi Haifa, na które przyszło prawie 4,8 tys. fanów. Trzeba jednak pamiętać, że klub nie ma póki co obiektu spełniającego wymogi Ligi Ha’al. Swoje spotkania musi grać na Green Stadium w nieodległym NofHaGalil.

W marzeniach i planach jest budowa nowego obiektu. Do tego potrzeba jednak inwestora. Bsoulowie już nad tym pracują. Dziennikarz Raanan Baranovski podał, że w sierpniu Said Bsoul podczas swojej wizyty z Francji spotkał się z biznesmenem znad Zatoki Perskiej.

Póki co w Reineh udało się zbudować stworzyć akademię, w której dziś trenuje około 300 dzieci w wieku 7-13 lat. Adepci futbolu do dyspozycji mają nawet sztuczne boisko.

Maccabi Bnei Reineh zajmuje obecnie (stan na 23.12.2022) 12. lokatę w 14-zespołowej lidze. Jak dotąd, udało im się odnieść 3 zwycięstwa, zanotować 4 remisy i 7 porażek. Bez wątpienia ich największym sukcesem była wygrana z aktualnym mistrzem kraju i uczestnikiem Ligi Mistrzów Maccabi Haifa.

Nikt w nas nie wierzył, inni mówili, że mecz już się skończył, zanim się zaczął. Tylko my wierzyliśmy, że damy radę. Daj spokój, kto by uwierzył, że beniaminek może pokonać jedną z największych drużyn w Izraelu. Trudno to opisać, to było szalone, a po meczu ludzie w wiosce świętowali zwycięstwo na ulicach. Oto, co oznacza Maccabi Bnei Reineh dla fanów – mówi kibic.

Komentarze