Widzew w Ekstraklasie. Teraz potrzeba spokoju i cierpliwości

Widzew Łódź
Obserwuj nas w
PressFocus.pl Na zdjęciu: Widzew Łódź

Nie byłem na pierwszym treningu Widzewa po reaktywacji. Nie byłem przy Widzewie, gdy jechał grać do Brzezin czy Pajęczna. Nie było mnie na konferencji, na której Widzew chwalił się odzyskaniem herbu. Nie było mnie, gdy Widzew grał na SMS-ie.

Śledziłem to z oddali. Czasem większej, czasem mniejszej, ale na pewno z oddali. Są natomiast dziennikarze, którzy byli przy Widzewie blisko przez te wszystkie lata. Dziś mają najwięcej satysfakcji. Dziś mają też najwięcej do opowiedzenia. Warto ich posłuchać. Znam niektóre z ich historii i jestem pewien, że to te konteksty, czwartoligowe, trzecioligowe, ratunkowe, są dziś niezwykle ważne. Sam chętnie zdobyłbym koszulkę Widzewa bez herbu. Jako przypomnienie. Jako symbol drogi.

Jest czego tym dziennikarzom – tak jak i kibicom – zazdrościć. Bo byli. Byli wtedy, kiedy klub najbardziej ich potrzebował. Kiedy śledzenie Widzewa – przynajmniej pozornie – było najbardziej nieoczywiste. Mówię “pozornie”, bo w praktyce pisała się historia. Moim zdaniem, obok Wielkiego Widzewa i Widzewa połowy lat 90-tych, najważniejsza w dziejach RTS-u. Historia diametralnie inna od tamtych dwóch. Historia ani na jotę cukierkowa. Ale o ile bardziej życiowa. Uniwersalnie pouczająca. Ci, którzy przy tym byli, doświadczyli całej tej ścieżki i na pewno nie żałują czasu, sił, swojej uwagi. Zupełnie poważnie myślę, że kto ostatnie siedem lat był przy Widzewie, wie o życiu trochę więcej. Nawet jeśli czasem potwierdzały się oczywistości, jak ta, że nie wychodzi się z zakrętu – dowolnie ostrego – prostą ścieżką.

Mnie przy tym nie było. Nie będę więc udawał autorytetu od tych lat. Mogę uchylać nie tyle kapelusza, co ucha wobec wszystkich, którzy to przeżyli. Bez względu na to jaką pełnili rolę, czy aktywną, czy tylko relacjonując lub śledząc. Tak czy siak, to było trudne, ale i fascynujące rozpoznanie bojem. Próba rysowania mapy dżungli, będąc właśnie zrzuconym w jej serce na spadochronie. Ja, w najlepszym wypadku, przez lornetkę oglądałem, jak rozbijają piknik pod wiszącą skałą.

W tym czasie śledziłem Ekstraklasę. To mój chleb powszedni odkąd tylko zostałem dziennikarzem sportowym. Ten moment, w zasadzie, nakłada się na spadek Widzewa Łódź. Co prawda mam przebłyski. Mój pierwszy wywiad na Weszło to rozmowa z Rafałem Pawlakiem. Pamiętam z niego jakieś nawiązanie, że chciałby, aby Widzew grał bardziej jak Barcelona. Potem jak Barcelona jednak Widzew nie grał. Tyle.

Ekstraklasowe spojrzenie jest spojrzeniem, jakie mogę dodać do dyskusji o Widzewie, z odpowiedzialnością za słowo. Spojrzenie Ekstraklasy, jego środowiska, spojrzenie ze środka tego mikroklimatu, na awansujący właśnie Widzew. Dzięki tym bezcennym latom, poświęconym tej lidze, jestem w stanie pokusić się o tak błyskotliwą, merytoryczną i odkrywczą myśl:

Łatwo nie będzie.

WIDZEW I JEGO MARKA

Do Ekstraklasy wraca wielka marka.

Pod kątem – by tak rzec – żywotności marki, w żaden sposób niezakurzona.

Oczywiście rozumiem przytyki, że sukcesy Widzewa można obejrzeć na TVP Historia. Oczywiście znam tabelę 90minut.pl za XXI wiek: Widzew jest w niej za GKS-em Bełchatów, a nawet za Odrą Wodzisław.

Ale mówię o marce, nie o boisku, a marką Widzew wciąż elektryzuje.

Widziałem to również po liczbie osób, które życzyły, żeby Widzew wczoraj zawalił i się ośmieszył. Na pierwszy rzut oka w takich życzeniach jest dużo złej woli. Na drugi – w sumie pewna ukryta doza szacunku. Bo to znaczy, że ten klub nie jest ci obojętny. Żeby pokusić się o złośliwość wobec drugiego klubu, nie można mieć go za nic. Dlatego, choć ponad dwie dekady minęły, odkąd był naprawdę mocny, choć dziś boiskowo z punktu widzenia ESA mocny na pewno nie jest, tak jestem pewien, że przyjazd Widzewa do w zasadzie dowolnego klubu w ESA będzie pewnym wydarzeniem. A przynajmniej wzbudzi ciekawość. Nawet jeśli nie czysto sportową.

Ale marka to nie boisko. Marka to nie to, czy zrobiłeś sukces dziś czy wczoraj. Od strony medialności, niewiele klubów może się z Widzewem równać. Niektórzy pytają mądrze, czy Widzew jest gotowy na Ekstraklasę. Ja jednak pytam sam siebie: czy Ekstraklasa jest gotowa na Widzew. Bo Widzew to stacje radiowe. Bo Widzew to jakieś 57 podcastów i programów video. Bo Widzew to niebywale silna, ale i wewnętrznie podzielona społeczność. W Widzewie najmniejsze zdarzenie potrafi urosnąć do wydarzenia, o którym mówi się przez tydzień i roztrząsa je na tysiąc sposobów. Nie zdziwi mnie, jak to wszystko będzie bardziej odczuwalnym dla ekstraklasowego środowiska transferem, niż jakikolwiek widzewski piłkarz. Ekstraklasowy krwioobieg właśnie za chwilę dostanie zastrzyk przeróżnych tematów, ale i – by tak rzec – silny i ciekawy obóz dyskusyjny.

Nigdy nie znudzi mi się jednak przypominać i o oczywistym: że blisko osiemnaście tysięcy średniej frekwencji – na każdym poziomie odkąd został oddany stadion – to fenomen. Nawet jeśli nikt już w Polsce nie chce o tym słuchać, nigdy mi się nie znudzi. A przecież czas pobudzenia kibicowania Widzewowi przyszedł na najtrudniejszy moment w historii klubu. Wisła Płock właśnie oddaje stadion i liczy, że będzie sukces, by nowy obiekt się zapełnił. Wyobrażam sobie co by się działo w niejednym miejscu, gdyby nowy stadion oddawano na poziomie III ligi. Byłaby afera w mieście. Szukano by winnych rozdawnictwa. A potem tłumaczono, że stadion niekoniecznie muszą zapełnić tylko piłkarze. Przyda się na wystawie psów i jak przyjedzie Akcent. Na Widzewie zapraszać Akcentu nie trzeba. Na Widzewie zastanawiano się, czy nie przesadzono stawiając tylko osiemnastotysięcznik.

Ale ta marka może być też myląca, przede wszystkim dla samego widzewskiego środowiska. Może sprawić, że trudno będzie realnie spojrzeć na sytuację, realnie ocenić samych siebie.

Bowiem słuchajcie, ja nie jestem minimalistą. Ale nie można też wszystkiego wrzucać do worka z napisem “albo wszystko albo chorujesz na minimalizm i wymówkarstwo”.

WIDZEW A EKSTRAKLASA

Według mnie, w Widzewie da się zaobserwować zjawisko krótkiego lontu.

Słuchając przed finiszem zaledwie kilkunastu z 57 okołowidzewskich programów, najciekawszą wydała mi się dyskusja, czy w Widzewie jest bardzo źle, czy jednak jest OK, a także czy Niedźwiedź jest do zwolnienia, czy jednak może pozostać.

Co tu kryć – raczej przemawiało do mnie, że przed sezonem w Widzewie zmienił się właściciel, zmienił się prezes, zmienił się trener, a to tylko najgłośniejsze wymiany. Można mówić, że Widzew miał wysoki jak na 1.Ligę budżet – to prawda. Ale sam budżet awansu nie robi i są z tego bardzo dobitne przykłady pierwszoligowe, także łódzkie.

W momencie, gdy zrobiono tak wiele zmian, spodziewałem się sezonu budowy, może zakręcenia się wokół baraży, ale generalnie budowy zespołu mogącego szarpnąć się na ESA w przyszłym sezonie. I dokładnie taki był plan w Widzewie – dwa lata na ESA. W klubie w zasadzie był zakaz mówienia o awansie już teraz. To było mądre podejście. Nie pamiętam też jakiegoś wielkiego poruszenia, gdy pan Stamirowski rok temu mówił, że Widzew może powalczyć o baraże i tyle. Nie zarzucano mu raczej minimalizmu.

Oczywiście taki mecz z Resovią był haniebny, i były momenty nieprzystające do Widzewa w tym sezonie. Ale przedsezonowa narracja była znacznie skromniejsza. Zastanawiam się ile osób, przed pierwszym meczem sezonu, wzięłoby w ciemno bycie o jeden mecz u siebie od Ekstraklasy.

Zmierzam do tego, że krótki lont, krótka pamięć, szybkie uwierzenie w swoją wielkość, w ESA może być największym wrogiem Widzewa. A w tej lidze zrobiła się za wielka konkurencja, by jeszcze walczyć ze sobą. Za wielka, by pozwalać sobie na nerwowość, chaos.

Śledząc Ekstraklasę przez lata, widzę jak na dłoni, że jej poziom wzrósł. Może nie jest to jeszcze tak widoczne na tle europucharów, ale to trochę co innego. Puchary są probierzem dla najmocniejszych. A ja mówię o wyrównaniu się ligi. O dole tabeli, który na teraz interesuje Widzew. O tym, ile trzeba się natrudzić, by zostać chociaż średniakiem. Spójrzmy na dół tabeli w tym sezonie:

  • – Termalica, beniaminek, spadł, choć wydał naprawdę duże pieniądze, wiosną w zasadzie nie licząc się z żadnymi kosztami
  • Wisła Kraków spadła, choć był to rok zatrudnienia Adriana Guli, niewiele wcześniej przymierzanego do Lecha czy Legii, a szereg transferów Wisły robił wrażenie na papierze, bo to byli gracze z ciekawym CV; przed sezonem mówiło się o potencjale na górną ósemkę
  • – Śląsk Wrocław był jednym z rozczarowań sezonu, choć najpierw prowadził go ceniony trener Magiera, a potem ceniony trener Tworek; zespole na pewno nie brakuje też ani jakości, ani utalentowanych młodych graczy
  • – Zagłębie Lubin zimą wydało potężną kasę, sam Scekić to bodajże pół miliona euro samego odstępnego, a był tylko jednym z kilku; do tego powrót duetu Stokowiec-Burlikowski, a jednak momentami balansowano na krawędzi.

Bywały takie sezony, kiedy utrzymywał się najmniej słaby z kilku słabych. Na dole były zespoły łatane na kolanie, jeden biedniejszy od drugiego, jeden z krótką ławką, drugi bez ławki. To się skończyło. Dzisiaj trzeba mieć naprawdę dużo jakości by ekstraklasowiczom dotrzymać kroku.

Spójrzmy na losy beniaminków:

  • – 21/22 – beniaminkami Radomiak, Termalica, Górnik Łęczna; spadek Termaliki i Górnika
  • – 20/21 – beniaminkami Warta, Stal Mielec, Podbeskidzie; spada Podbeskidzie, Stal jest przedostatnia, ratuje ją poszerzenie ligi
  • – 19/20 – beniaminkami Raków i ŁKS, ŁKS spada z ligi
  • – 18/19 – beniaminkami Miedź i Zagłębie Sosnowiec, z ligi leci Miedź i Zagłębie Sosnowiec
  • – 17/18 – beniaminkami Górnik i Sandecja, spada Sandecja
  • – 16/17 – beniaminkami Arka i Wisła Płock, jedni i drudzy z utrzymaniem

Statystyki są nieubłagane, od paru lat beniaminkowie padają jak muchy. Oko jest jeszcze bardziej bezlitosne. Bowiem moim zdaniem, Wisła Kraków kilka lat temu zrobiłaby utrzymanie czystą siłą jakości indywidualnej niektórych piłkarzy. Tak samo pieniądze wydane przez Termalikę zrobiłyby różnicę. Nawet Górnik Łęczna, który i tak zrobił wynik ponad stan, mógłby szarpnąć. Ale nie teraz. Teraz, choć dał więcej niż powinien, i tak nie miał szans.

Piję do tego, że Widzew to wielka marka, Widzew to wielki show medialny, Widzew to wspaniała atmosfera, Widzew to rzesza kibiców. Ale na ten moment Widzew to przede wszystkim beniaminek ESA. Beniaminek, który nie olśnił grą tak, jak swego czasu olśnił w pierwszej lidze Raków. A zresztą, wczoraj trener Mamrot przypominał w studiu Meczyków, że Podbeskidzie, gdy awansowało, rozbiło rywali w pył. Zjadło ligę. A potem dostało brutalnie w trąbę.

Nie twierdzę, że Widzew nie może odpalić. Ale trzeba zdawać sobie sprawę ze sportowo-organizacyjnej różnicy. Owszem, w Ekstraklasie też znajdziemy projekty chybotliwe. Ale coraz więcej klubów ma bardzo solidne fundamenty. Bazują na znakomitych akademiach, seryjnie produkujących talenty. Mają prężnych sponsorów. Albo bazują na pomysłowości, dobrej siatce skautingowej jak Warta. Przykład Jagiellonii, która jeszcze niedawno trzęsła ligą, ale przespała trochę moment, kiedy cała liga profesjonalizowała się od strony transferowej. Jaga wciąż działała trochę na czuja, coraz częściej chybiając. To między innymi kosztowało ich osunięcie się drastyczne w ligowej hierarchii. Dziś próbują się odkopać, budują skauting, zatrudnili Łukasza Masłowskiego. Ale Jaga to kolejny dowód, że ESA się zmieniła.

Widzew w tym momencie nie ma drużyny, która będzie miała prawo patrzeć na kogokolwiek w tej lidze z góry. Widzew nie jest jeszcze strukturalnie takim projektem, taką organizacją, by to jemu zazdroszczono. Można mu w lidze zazdrościć wielu innych rzeczy, ale jeśli chodzi o szeroko pojęty pomysł na siebie, to uważam, że Widzew go ma, ale jest na początku drogi. Dopiero bada kierunki, dopiero stawia pierwsze, a najdalej trzecie kroki. Ma swoje atuty w tej lidze wyjątkowe, będzie doskonale zarabiał z tytułu dnia meczowego – to kapitał. Wielki potencjał. Ale to też wymaga obudowania, nie musi zrobić różnicy już teraz.

Dlatego apeluję o cierpliwość. Apeluję o chłodne głowy. Każdego w Ekstraklasie będzie ekscytować gra z Widzewem. Ale nikt nie będzie się Widzewa bać. Pod tym względem, na ten moment, Widzew będzie wchodził do ringu prawie z samymi bokserami wagi cięższej. Może zrobi kozackie transfery – na pewno stać go na parę poważnych wzmocnień. Ale wciąż, to niczego w tej lidze dziś nie gwarantuje. Termalica też miała pieniądze na transfery. Wisła jeszcze więcej.

Uważam, że trzeba patrzeć realnie. Szanować każdy wyszarpany punkt. Odliczać punkty do utrzymania. Cieszyć się z niego, jeśli będzie, a nie narzekać na styl czy jakąś jedną lub drugą dotkliwą porażkę. Bo utrzymanie będzie sukcesem. Zaryzykuję i powiem, że większym niż awans, bo w ESA co tydzień grasz z dużo mocniejszymi rywalami.

Wiadomo, że ambicja jest potrzebna. Wiadomo, że Widzew wróci na swoje miejsce w pełni dopiero, gdy będzie znów liczył się w grze o najważniejsze stawki. To jest jasne. Ale nie wróci się do tego, jeśli teraz nie będzie potrafił spojrzeć prawdzie w oczy, zaciemniając sobie obraz swoją wspaniałą historią, atmosferą na meczach, medialnością.

Chciałbym się mylić. Chciałbym, żeby Widzew zaadaptował się w ESA bez problemu. To może się wydarzyć. Beniaminkowie zostają też rewelacjami ligi. Ale moim zdaniem Widzew potrzebuje teraz dużo spokoju i cierpliwości całego widzewskiego środowiska, by najpierw powalczyć o utrzymanie, a potem o zostanie średniakiem ligi.

Leszek Milewski

Komentarze

Na temat “Widzew w Ekstraklasie. Teraz potrzeba spokoju i cierpliwości