Tomasz Salski dla Goal.pl: przeczytałem wiele bzdur o ŁKS

- Spojrzałem na telefon, a tam sto-coś nieodebranych połączeń. Kibice, których znam, dziennikarze... Pomyślałem: ups, pewnie coś poszło w mediach. A tam informacja, że Platkowie wylądowali, podpisali, ŁKS jest już w ich rękach. Wtedy wszedłem na Twittera i odpowiedziałem, bo to już było ponad moje siły i empatię - mówi w rozmowie z Goal.pl Tomasz Salski, właściciel Łódzkiego Klubu Sportowego.

Tomasz Salski
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Tomasz Salski
  • Tomasz Salski w rozmowie z nami wyjaśnił, jak aktualnie wygląda kwestia wejścia w klub Philipa Platka i z czego wynika przedłużanie oficjalnego ogłoszenia tej transakcji. Prawdopodobnie będzie to ostatni wywiad właściciela ŁKS w tej sprawie
  • – Póki dokumenty są niepodpisane, musimy mieć też plan B – mówi, przekonując jednocześnie, że słowa o planie B biorą się wyłącznie z ostrożności biznesowej, natomiast nic nie wskazuje, że ten plan mógłby zostać uruchomiony
  • Zaznaczył także, że wbrew obawom kibiców, spadek Spezii, czyli innego klubu należącego do rodziny Platków, nie ma żadnego znaczenia dla inwestycji w ŁKS

Dlaczego Platków wciąż nie ma w ŁKS?

Przemysław Langier: Dziś spędzę część dnia na stadionie ŁKS-u. Dlaczego wciąż nie spotkam tam nikogo z rodziny Platków?

Tomasz Salski (właściciel Łódzkiego KS): Może dlatego, że jest okres wakacyjny? A tak zupełnie poważnie. Amerykanie bardzo skrupulatnie podchodzą do tej inwestycji, która nie jest sprzedażą klubu, a dokapitalizowaniem spółki i powiększeniem rodziny akcjonariuszy. Myślę, że byłoby dużo łatwiej i szybciej, gdybyśmy ŁKS po prostu chcieli sprzedać i odejść. Ale skoro mamy razem działać, i my, i oni chcielibyśmy mieć wszystko zdefiniowane. To jest kluczowe. A do tego zatrzymują nas pewne rzeczy formalne związane np. z rejestracją poprzedniego dokapitalizowania spółki .  Wszystkie strony  są zgodne, że umowy  tworzy się na złe czasy, bo wiadomo – dziś jest miło i sympatycznie, ale docelowo to małżeństwo ma być dłuższe. Póki dokumenty są niepodpisane, musimy również mieć też plan B.

Szybko pan mówi o planie B.

Bo wyznaję taką zasadę, że póki nie mamy podpisanych dokumentów, pewna biznesowa ostrożność jest zawsze konieczna. A tę ostrożność stanowi posiadanie jakiegoś planu rezerwowego. Ale żeby dość jasno to wybrzmiało – jesteśmy pełni nadziei, że doprowadzimy transakcje do końca. Dziś na przykład również jesteśmy z Philem umówieni na rozmowę, mogę potwierdzić , że jesteśmy non stop na łączach i na bieżąco wymieniamy się poglądami co do zawodników  w naszej kadrze, ruchów transferowych. I to pomimo tego, że Phil wciąż nie jest akcjonariuszem, uważam, że jako nasz przyszły potencjalny partner powinien być informowany o transakcjach , które mogą mieć wpływ na przyszłość spółki. 

Gdy umawialiśmy się na wywiad, analizując kalendarz wspomniał pan, że widzi się w Warszawie z panem Platkiem.

To było spotkanie, którego pierwotnie nie zakładałem, bo myślałem, że damy radę załatwić je na teamsach. Phil jednak uznał, że trzeba się zobaczyć i pracować na gotowych projektach, co – jak sądzę – tylko pokazuje jego zaangażowanie w sprawę. Pewne rzeczy musieliśmy sobie też zdefiniować w obecności prawników.

Ekstraklasa opublikowała wyczekiwaną wiadomość, poznaliśmy terminarz na nowy sezon
Ekstraklasa

Ekstraklasa ujawniła harmonogram meczów na sezon 2023/2024 Ekstraklasa wystartuje już 21 lipca. Wiadomo, że spotkania będą zwykle rozgrywane od piątku do poniedziałku. Głównym nadawcą spotkań będzie CANAL+. Wkrótce pojawić ma się także komunikat, gdzie poszczególne spotkania będzie można obejrzeć na antenie otwartej. – W nowym sezonie, podobnie jak w poprzednich, pucharowicze mają możliwość́ przekładania swoich

Czytaj dalej…

Pewne rzeczy?

Chodzi o to, żebyśmy w przyszłości wiedzieli, jak mamy działać, jak będziemy podejmować decyzje. Wcześniej poinformowaliśmy się, jakie mamy zastrzeżenia z jednej i drugiej strony do projektu, jaki przygotowali prawnicy. Wytłumaczyliśmy sobie, jaki mieliśmy cel wprowadzając pewne zapisy albo uwagi do umowy.

Deklaracje Platków jakkolwiek się zmieniły na przestrzeni ostatniego półrocza? Gdyby porównać te z pierwszych rozmów do tych obecnych?

Nie. Wszystko wygląda tak, jak pierwotnie. A przypomnę, że rozmawiamy od października. Już wtedy nie było żadnych kwestii, czy ŁKS awansuje, czy Spezia albo Casa Pia spadnie. ŁKS od początku był traktowany oddzielnie, bez powiązań z innymi klubami.

Ubiegł pan moje pytanie o wpływ spadku Spezii na…

Tak, bo wiedziałem, że je pan zada. Wiem, że kibice spekulują. Spadek Spezii na pewno oznacza stratę funduszy w całym projekcie, natomiast według zapewnień Amerykanów to, co stało się we Włoszech, w żaden sposób nie rzutuje na transakcje w ŁKS.

Jak będzie wyglądać decyzyjność w klubie po oficjalnym wejściu Platków? Skoro oni nie kupują klubu, a do niego dołączają.

Ci, którzy obejmują większą pulę akcji, a tak jest w ich przypadku, mają decydujący głos.

Co z trenerem i dyrektorem sportowym

Czyli po sformalizowaniu transakcji może się zdarzyć, że Philip Platek uzna, iż nie chce w klubie trenera albo dyrektora sportowego i właściwie nie będzie miał przeszkód, by ich zmienić.

Tak. Oczywiście mamy współdziałać, dyskutować, ale jeśli chcemy stąpać twardo po ziemi, trzeba powiedzieć sobie jasno: pakiet większościowy oznacza decydujący głos. Zarząd będzie wieloosobowy, ale większość w nim będą stanowić ich osoby. Z mojego punktu widzenia, czyli osoby, która poświęciła na ŁKS siedem lat i niestety sporo środków, najważniejsze jest to, by klub dalej się rozwijał i ta praca nie poszła na marne.

A jakie notowania mają u Platka Kazimierz Moskal i Janusz Dziedzic?

Sądzę, że wysokie. Poza tym patrząc na historię ich działań w Spezii czy Casa Pii, tam nie dochodziło do jakiejś żonglerki na tych stanowiskach. W Spezii może bardziej, natomiast żeby to zrozumieć, trzeba by się mocniej zagłębić w to, co działo się w klubie. Ale w Casa Pii zawsze był spokój w oparciu o harmonię z ludźmi, którzy wcześniej ten klub tworzyli. Wydaje mi się, że w przypadku ŁKS został obrany ten sam kierunek.

Tomasz Salski podczas wywiadu

Ile fejkniusów przeczytał pan w mediach na temat przejęcia klubu przez nowego inwestora?

Ogólnie dużo bzdur o ŁKS-ie było w ostatnim czasie. Kiedyś zastanawiałem się, dlaczego przy różnych problemach w klubach piłkarskich, aż tyle pisze się o ŁKS-ie. Ale pogodziłem się z tym. Chyba chodzi o to, że im klub jest bardziej medialny, większy, tym spekulacji będzie więcej. Dziś mnie to już nawet nie denerwuje. Bardzo często mam ochotę coś skomentować, ale w tej rundzie zdecydowałem się na to raz. Napisałem, że siedzę w swoim ukochanym Rzgowie i pojęcia nie mam o tym, czego “dowiedzieli się” inni. Bo to były jakieś – kolejny raz – nieprawdziwe informacje, że wszystko jest już podpisane. Byłem wtedy na spotkaniu i ustawiłem telefon na “milczy”. W pewnym momencie na niego spojrzałem, a tam sto-coś nieodebranych połączeń. Kibice, których znam, dziennikarze… Pomyślałem: ups, pewnie coś poszło w mediach. A tam informacja, że Platkowie wylądowali, podpisali, ŁKS jest już w ich rękach. Wtedy wszedłem na Twittera i odpowiedziałem, bo to już było ponad moją empatię.

To przy okazji zweryfikuję artykuł, który pojawił się we włoskich mediach. Zacytuję fragment artykułu. “Platek sfinalizował już zakup ŁKS-u. Amerykanin zainwestuje 25 mln zł. Przy utrzymaniu obecnego akcjonariatu i pieniądzach, które łodzianie dostaną po awansie od Canal Plus, przyszłość klubu z al. Unii maluje się w jasnych barwach. Wydaje się, że do rozgrywek krajowej elity mogą przystąpić z budżetem oscylującym w granicach 50 mln złotych”. Jak się pan odniesie do wszystkich tych kwestii?

Papier wszystko przyjmie… Po pierwsze, tak jak powiedziałem wcześniej, nie ma finalizacji. Po drugie, jeśli mówimy o początkowej fazie, to na pewno mówimy o mniejszych środkach. Wiele też zależy od tego, ile ŁKS pozyska z rynku – i od tego w głównej mierze zależy wysokość budżetu. Natomiast co będzie później? Te pytania możliwe , że będzie Pan za jakiś czas kierował do innych osób. Co do artykułu nie zgadza się właściwie w nim nic, ale  życzyłbym sobie , aby przyszłość klubu namalowana była w jasnych barwach.

Ile kosztuje ŁKS?

Ma pan policzone pieniądze, jakie wpompował w ŁKS?

Pomidor.

Swego czasu zadałem podobne pytanie Michałowi Świerczewskiemu z Rakowa. Też nie powiedział, ale zaznaczył, że ma je policzone z marginesem błędu do 300 tys. zł. To i tak pozwala wyobrazić sobie skalę.

W moim przypadku są to mniejsze kwoty niż u Michała i są one są widoczne  trzech obszarach. Po pierwsze w kapitale, jaki jest wpłacony w spółce. Po drugie w pożyczkach, jakie są, i które zapewne przejdą na kapitał. I po trzecie w sponsoringu, choć moją branżę (funeralną – przyp. red.) ciężko jest pokazywać poprzez piłkę nożną. Ale byłem w jakiś sposób do tego zobligowany.

Jaka będzie pana rola po wejściu Platków w ŁKS?

I właśnie tutaj dochodzimy do meritum. Nie ukrywałem, że byłem przygotowany na całkowite wyjście z tego projektu. Natomiast potencjalny inwestor oczekuje, żebym został. Dlatego chciałbym mieć moje zadania bardzo konkretnie zdefiniowane i jest to dla mnie osobiście bardzo ważne. Choć nie ukrywam, że rola spokojnego akcjonariusza jest dla mnie najciekawsza. Natomiast oczekiwania drugiej strony są trochę inne i to musimy uszczegółowić.

Czyli jakie?

Sądzę, że im zależy na roli reprezentacyjnej, relacyjnej. Z pewnym wpływem na to, co dzieje się w klubie, jeśli chodzi o część sportową. Czyli to, na co miałem wpływ w ostatnim sezonie.

Będzie spokój, nie szaleństwo

Duże pieniądze, duże transfery? Tak to będzie działać, czy niekoniecznie?

Nie, nie sądzę. To tak nie wygląda w innych ich klubach. Wszystko jest oparte o stabilizację i spokojne budowanie. Zobaczymy też, jak to będzie wyglądać, jeśli chodzi generalnie o pieniądze w polskiej piłce. Kilka lat temu powiedziałem, że będzie ich mniej, bo przez COVID samorządy będą musiały ciąć wydatki m.in. na kluby. To się trochę dzieje. Swoją drogą samorządy posiadające kluby piłkarskie psują ten sport. Dochodzi do sytuacji, w której niezależnie od poziomu bogactwa prywatnego właściciela, on zawsze będzie analizował, czy zawodnika X warto sprzedać – bo kończy się kontrakt, bo on nie chce przedłużyć itd. Najczęściej kończy się to tak, że siada się do rozmów z innym właścicielem prywatnym i dochodzi do transakcji. Wszystko oparte o funkcjonowanie rynkowe. Ale jeśli po jednej stronie jest spółka miejska, to transakcji najczęściej nie ma. Na zasadzie: nie, bo nie. Bo przecież jak nie sprzeda się danego zawodnika, mimo że jest taka konieczność, a on później odejdzie za darmo, to i tak miasto zasypie tę dziurę w budżecie.

Zgadzam się, ale zostawmy ten temat, bo rozmawiamy o ŁKS. Choć chciałbym, by punktem wyjścia do dalszej rozmowy znów był Michał Świerczewski i Raków. On lubi przedstawiać plany pięcioletnie – ambitne, ale oparte o realne przesłanki. Macie taki plan pięcioletni w ŁKS-ie? Spodziewacie się, gdzie realnie wtedy możecie być?

Ja kiedyś powiedziałem, że potrzebuję siedmiu lat na zbudowanie klubu i to się w dużej części udało. Co do planów na przyszłość, Michał podchodzi do sprawy systemowo. Dobrał odpowiednich ludzi i to się powiodło , natomiast piłka jest na tyle nieprzewidywalna, że nie zawsze przy odpowiednim rozwoju klubu jako spółki muszą być również sukcesy sportowe.

Pana też irytuje wydawanie pieniędzy, tak jak Świerczewskiego? Który o tym ostatnio powiedział wprost.

Myślę, że jak się prowadzi normalny biznes, to za wydawanymi pieniędzmi zawsze kryje się oczekiwanie, by ten wózek dalej jechał w odpowiednim kierunku. I gdy się dołoży do tego udane pomysły oraz ciężką pracę, to ten cel się realizuje. A w piłce niekoniecznie. Przykłady można mnożyć na każdym szczeblu i w każdej lidze. Sądzę, że o to chodziło Michałowi – że nie lubi wydawać pieniędzy, bo widzi, że w piłce za wydatkami niekoniecznie idzie zwrot z inwestycji. I ja się pod tym podpisuję.  

A tak na dobrą sprawę, skąd wziął się w ogóle temat Phillipa Platka? Znam historię, że napisał do pana na LinkedInie, natomiast pytał go pan, dlaczego akurat ŁKS?

Dokładnie to napisał jeden z jego współpracowników. A dlaczego akurat do mnie? Wydaje mi się, że parę rzeczy się wydarzyło i to miało znaczenie. Na przykład oddanie nowego stadionu, o czym generalnie w środowisku się mówiło. Do tego doszła moja aktywność w strukturach polskiej piłki, gdzie  nie ukrywałem, że szukam partnera albo inwestora.

W sumie to te same słowa można podpiąć pod Wisłę Kraków. Tam szukali i nie znaleźli, a pan znalazł.

Nie znam szczegółów Wisły. Bardziej to ja zostałem znaleziony, mimo wszystko.

Jakie miał pan odczucie, gdy pierwszy raz nastąpił jakiś kontakt między Platkami, a ŁKS-em? Brzmiało to w ogóle wiarygodnie, czy pomyślał pan: e, tam, bzdura?

Wcześniej  prowadziliśmy już rozmowy za pośrednictwem jednego menedżera, byłego zawodnika, który wykreował pomysł wejścia kapitału tureckiego. Ale nie był to nikt, kto wcześniej inwestował w Polsce. Dzięki temu byliśmy przygotowani, dlatego pierwsze rozmowy z Philem były szybkie i bardzo konkretne. Również poprosiliśmy władze Łodzi o zorganizowanie spotkania i wyjaśnienie kilku spraw np. kwestii, której Amerykanie nie do końca rozumieli: jak to jest, że miasto ma stadion, daje go spółce miejskiej, a ta spółka udostępnia go nam. I co, jeśli miasto powie, że nie będzie dawało nam tego stadionu. Oni obawiali się tej sytuacji, choć dla nas, Polaków, to jest nie do wyobrażenia, by mogło dojść do takiego czegoś.

W Jagiellonii dziś mogliby z tym polemizować…

Niech walczą, tak powiem (uśmiech). Natomiast Platkowie badali też, jakie mamy kontakty, bo przecież z ich perspektywy to ma być inwestycja w mieście, którego nie znają. Na pewno prowadzą monitoring mediów, zrobili wywiad gospodarczy. To normalne działanie.

ŁKS, czyli nie zawsze było słodko

Żeby nie było tak słodko, bo rozmawiamy sobie o ładnych wizjach na przyszłość. Co w ŁKS-ie dziś nie funkcjonuje na tyle, że chciałby pan poprawy natychmiast?

Kuleje administracja. Nie, jeśli chodzi o jakość pracy, bo za to należą się pochwały dla całej grupy, ale o jej liczebność. Zawsze na tym cięliśmy koszty, a prawda jest taka, że to integralna i bardzo ważna część piłki nożnej. Klub bez administracji się nie rozwinie. Mam ambicję, byśmy w lipcu byli całkowicie zdrowym tworem jako spółka. Również jeśli chodzi poszerzenie sztabu o dodatkowe osoby.

Ostatni rok to najdłuższa droga, jaką pokonaliście w tym czasie? Ledwie rok temu straciliście czterech piłkarzy z powodów finansowych.

Tak naprawdę to dwóch –  Rygaarda i Ricardinho. Stipe zrozumiał, że to powinno wyglądać inaczej, a Antonio – wszyscy wiedzą, jak teraz postąpił w Tychach. Znów zatęsknił za ojczyzną – mam nadzieję, że będzie szczęśliwy. Ale do czego zmierzam – w piłce jest tak, że jeśli wynik sportowy jest dobry, obojętnie co by się nie działo, wszystko inne schodzi na dalszy plan. Jeśli natomiast pod kątem finansowym czy organizacyjnym wszystko jest dobrze, ale nie ma wyniku sportowego – marketingowcy mogą stać na rzęsach i będzie klapa. To, z czym ŁKS się zmagał w kontekście pana pytania, było przede wszystkim związane z brakiem wyników.

Chyba nie do końca rozumiem. To brak wyników sprawił, że piłkarze upomnieli się o pieniądze i zdecydowali się na rozwiązanie kontraktu z winy klubu?

Nie, nie. Inaczej powiem. W pierwszym sezonie po spadku nie mieliśmy aż takich problemów, a efektów też nie było. Zaufania nadużyliśmy w sezonie 21/22. Obecnie problemy komunikowaliśmy wewnątrz klubu i spotykaliśmy się ze zrozumieniem, którego nie było rok wcześniej. Oczywiście w każdym przypadku pokazywaliśmy, jak będziemy z tego wychodzić. W tym roku się udało, a 12 miesięcy wcześniej nie. I dziś mówi się o ŁKS-ie lepiej, że jest awans, że jest atmosfera. Oczywiście, że jest lepiej i kilka kwestii w tym czasie naprawiliśmy, ale jakby pan porównał poprawę wyniku sportowego i poprawę spraw organizacyjnych, to proporcje niekoniecznie rozłożą się po równo.

Tym, którzy rozwiązali kontrakt, zabrakło zrozumienia?

Z Ricardinho było tak, że mieliśmy zapewnienia ze strony jego przedstawiciela i dyrektora sportowego, że jeśli nie zrobimy awansu, to Rico odchodzi. Ja z takim przeświadczeniem podpisywałem dokumenty, a w nich nawet znajdowała się symboliczna kwota, za jaką w wiadomym przypadku może odejść. Później się okazało, że nie odszedł i zrobiły się schody. A był to piłkarz, który zdaniem szeroko rozumianego ówczesnego sztabu szkoleniowego, miał być zbawcą. A jak wyglądał na boisku, to każdy widział.

Z perspektywy czasu nie szkoda Rygaarda? Odszedł i został gwiazdą ligi szwedzkiej, zdobył tam mistrzostwo.

U nas bez szans na coś takiego. Być może, gdyby był  jedynym zawodnikiem dreptającym i nieposiadającym odbioru, byłaby szansa, by w Łodzi też mu wyszło. Ale to cała drużyna musiałaby inaczej grać. Na Rygaarda stawiał każdy kolejny trener, miał bardzo duży kredyt zaufania i wsparcie. I jego postawy nie wiązałbym z finansami, bo przecież sezon po spadku pod tym względem nie wyglądał źle, a Rygaard niewiele pomógł. W meczach decydujących on w ogóle nie grał – na przykład w wygranym barażu z Arką. Późniejsze problemy finansowe były związane z tym, że postawiliśmy na jedną kartę, a nie zrobiliśmy awansu, a na zawodników najbardziej obciążających budżet nie było chętnych.

Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że tyle musiało się zmienić, by nic się nie zmieniło. Znów wchodzicie do Ekstraklasy i znów z trenerem Kazimierzem Moskalem. Wie pan, co było w chronologii zdarzeń, gdy takie rzeczy działy się ostatnim razem…

By tamta sytuacja się nie powtórzyła, konieczne są na pewno zmiany personalne. Ale chciałbym zaznaczyć, że w tym roku awansował zupełnie inny ŁKS, niż poprzednio. Mamy dużo lepszą drużynę i jak teraz spojrzymy – wyłączając młodych – większość piłkarzy ma ekstraklasową przeszłość. Otwarte pytanie jest, kogo uda się pozyskać na pozycje, które uważamy za kluczowe do wzmocnienia. I to, czy uda się trafić. Ale to już jest kwestia pionu sportowego.

Pytałem o pięcioletni plan na ŁKS. A jaki pan ma na siebie? Kiedyś powiedział, że chciałby opuścić klub, gdy ten będzie na szczycie. Biorąc pod uwagę to, gdzie zaczynaliście, szczyt nie wydaje się daleko…

Szczyt jest bardzo daleko. Będziemy o nim mogli powiedzieć w momencie, gdy przed sezonem zaczniemy mówić, że gramy o pierwszą czwórkę. A my – mówiąc z pełną odpowiedzialnością – powalczymy o to, by się utrzymać. O wyższych aspiracjach na dziś nie ma mowy, bo byłoby to niczym nie podparte.

Czyli miejsce piętanste bierze pan w ciemno.

Celem jest utrzymanie. Po prostu. Pamiętając poprzedni sezon w Ekstraklasie wiemy, jakie to jest trudne. Choć z drugiej strony tamten sezon był specyficzny i to nie tylko ze względu na COVID. Spadały trzy drużyny z szesnastozespołowej ligi, więc statystycznie teraz szansa na utrzymanie jest większa. Swoją drogą rok temu niektórzy eksperci do spadku z I ligi typowali i ŁKS, i Ruch. Czego zupełnie nie rozumiałem, ale dzięki temu mam jeszcze większą satysfakcję, że zajęliśmy pierwsze dwa miejsca.

Komentarze