Dino Hotić: Van den Brom był zbyt zrelaksowany. Byliśmy wściekli, a on mówił: brawo, dobry mecz

- Uważam, że nasz poprzedni trener wprowadzał za dużo luzu. Czasem jest to dobre, ale czasem zupełnie nie. Myślę, że ten zbyt duży poziom zrelaksowania w jakiś sposób przełożył się na to, jak wyglądało ostatnie półrocze - mówi w rozmowie z Goal.pl Dino Hotić, piłkarz Lecha Poznań.

Dino Hotić
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Dino Hotić
  • Z Dino Hoticiem porozmawialiśmy o jego początku w Lechu, przyczynach słabszej formy później, ale i powodach, dla których jego zdaniem Lech nie może zaliczyć jesieni do udanych
  • Zdaniem skrzydłowego John van den Brom był zbyt zrelaksowany w sytuacjach, w których nie powinien być
  • Zapraszamy do kolejnej korespondencji z Belek, gdzie przebywa 14 zespołów Ekstraklasy

Dino Hotić, czyli świetny początek i szybki zjazd

Przemysław Langier: Mówisz już po polsku?

Dino Hotić (piłkarz Lecha Poznań): Rozumiem wiele słów, zwłaszcza te potrzebne na boisku. Jest pod tym względem coraz lepiej. Bardzo szybko język polski łapie mój syn, który chodzi tu do przedszkola. On właściwie rozumie już wszystko, zaczął nawet już powoli mówić po polsku.

Pytam dlatego, bo jestem ciekawy, czy wiesz, co po polsku oznacza “wejść z drzwiami”?

Prawdę mówiąc nie za bardzo…

To idiom pasujący do twojego przywitania z Lechem. Wejść z drzwiami oznacza zaliczyć bardzo dobry początek. Czytałeś, co się wtedy o tobie pisało?

Nie za bardzo, staram się unikać bez względu, czy jest dobrze, czy źle.

Media oszalały na twoim punkcie. Pisało się, że do ligi przyszedł piłkarz z innego świata. Miałeś podobne odczucie?

Nie wiem, czy podobne, ale faktycznie ten początek był świetny. Strzeliłem w Europie, dorzuciłem asystę z Radomiakiem w Poznaniu. Grałem bardzo dobry mecz, choć z tego, co pamiętam, mogłem mieć jeszcze jednego gola i asystę więcej. Wejście było mocne, ale z drugiej strony nie przeszedłem przygotowań z drużyną latem. Do tego czasu trenowałem indywidualnie, co nigdy nie będzie miało takiej samej wartości. Wiedziałem, że w pewnym momencie moja moc zacznie spadać. Do tego przydarzyła się kontuzja i to jest powód tego, że te najlepsze występy zaliczyłem zaraz po przyjściu do Lecha.

Według komunikatu Lecha, miałeś ją leczyć przez cztery tygodnie, a nie było cię dwa miesiące. Wyszedł jakiś nieoczekiwany problem?

Faktycznie miałem ominąć tylko trzy mecze i być gotowy na spotkanie z ŁKS. Wróciłem do treningu i wyglądało, że wszystko jest w porządku. Ale na drugich zajęciach poczułem ból w tym samym miejscu. To się utrzymywało, więc po dwóch dniach pełnego treningu okazało się, że muszę pauzować przez kolejne 14 dni. To sprawiło, że zamiast trzech meczów pauzy, zrobiło się już sześć.

Transfermarkt twierdzi, że to twoja jedyna kontuzja w karierze.

To prawda.

Jak to możliwe, że przez ponad 10 lat profesjonalnego grania nie nabawiłeś się żadnego urazu?  

Brzmi to prosto, ale robiłem wszystko, by uniknąć takiej sytuacji. Więc kiedy wypadłem z gry w Lechu, naprawdę byłem wściekły. Tym bardziej, że po tym dobrym początku i szybkim zjeździe, zagraliśmy niezły mecz z Wartą. Czułem, że znów rośniemy jako drużyna i ja indywidualnie. W kolejnym spotkaniu zdarzyła się już ta kontuzja i wypadłem na długo akurat w chwili, gdy wszystko zaczęło się układać. Nigdy do tej pory w karierze nie opuściłem więcej niż jednego, może w jakichś pojedynczych przypadkach dwóch meczów.

Tylko u nas

Jak Dino Hotić trafił do Ekstraklasy

Wcześniej ubiegłeś moje pytanie o przyczyny słabszej gry w dalszej części rundy, więc jeszcze wrócę do tej lepszej. Gdy od razu odpaliłeś, nie pomyślałeś: ale ta Ekstraklasa to fajna liga, będę się tu bawił z wszystkimi?

Zupełnie nie, wręcz przeciwnie. Bardzo dobrze znam piłkę, wszystkie te wjazdy na górę i jeszcze szybsze zjazdy, a mając świadomość, że nie jestem optymalnie przygotowany do sezonu, szaleństwem byłoby liczyć, że z każdym będę wyglądał jak przeciwko Radomiakowi. Jedyne czego nie przewidziałem, to kontuzja, która totalnie wybiła mnie z dochodzenia do właściwej formy. Jeśli pytasz mnie o polską ligę, to wiedziałem, że jest dobra, a Lech ma najlepszą drużynę. Dobrze się gra, gdy wiesz, że masz kolegów o wysokiej jakości, którzy zaraz dostarczą ci piłkę do przodu, albo stworzą sytuację.

Czego dokładnie spodziewałeś się w Polsce?

Sprawdziłem kilka rzeczy i jedną z pierwszych, jakie mi wyskoczyły po wpisaniu nazwy Lech Poznań, byli kibice. Widziałem, że są zawsze głośni, zawsze jest ich sporo na stadionie, że mocno wspierają drużynę. O lidze wiedziałem, że jest przede wszystkim wymagająca fizycznie. To duża różnica w porównaniu z Belgią.

Czytałem wywiad z jednym z belgijskich dziennikarzy, który powiedział: “Dino to dobry zawodnik. Myślę, że jest na poziomie lig z dziewiątego-dziesiątego miejsca w rankingu”. Gdy przychodziłeś do Polski, byliśmy na 24. Skąd ten pomysł, by grać akurat tu?

Lech chciał mnie już, gdy grałem w Mariborze. Wtedy wybrałem Belgię. Kontaktów jednak było sporo. Teraz, chcąc odejść z Cercle Brugge, wiedziałem, że chciałbym trafić do mocnego, zdrowego zespołu, w którym mógłbym liczyć na grę w Europie i co rok walczyć o mistrzostwo. To był główny powód, że tu jestem. Lech bardzo mnie chciał i gwarantował wszystko, o czym przed chwilą mówiłem.

Rozmawiałeś z kimś o Lechu zanim podpisałeś kontrakt?

Tak. Z Miliciem, bo nasze kraje leżą po sąsiedzku. Poza tym będąc kiedyś na podobnym obozie jak tutaj, wybraliśmy się na kawę z Muharem i Crnomarkoviciem. Wiadomo, że rozmawialiśmy także o Lechu, usłyszałem wiele dobrego. Pogooglowałem też, co przed moim przybyciem Lech robił w Europie, i już wiedziałem, że będę chciał tu przyjść.

Ja też mogę ci powiedzieć jedną rzecz o Lechu. Kibice Lecha nie akceptują przeciętności. Nastroje po gorszych meczach są tu bardzo ciężkie, a presja jest ogromna. Odczułeś to już?

Oczywiście, ale uwierz mi: nikt po porażce Lecha nie będzie w gorszym nastroju ode mnie. Każdy kto mnie zna, to potwierdzi. Dzieci, narzeczona… ona już wie, że jeśli przegramy, to po moim powrocie dobrze nie zaczepiać mnie przez jakieś 15 minut, bym jeszcze na moment usiadł i ochłonął. Nie jestem w stanie ukrywać emocji, a one są najmocniejsze, gdy przegrywamy. W gruncie rzeczy myślę, że to pozytywna cecha. Sprowadza się do tego, o czym mówisz: nieakceptowania przeciętności, przegrywania. Zresztą nie tylko ja tak mam. Wiesz, co mnie zaskoczyło po przyjściu do Lecha?

Oglądaj także: Transferowe rozbiory Ekstraklasy

Słucham?

To, jak bardzo ta szatnia trzyma się razem. Nie ma nikogo na uboczu. Mówimy jednym głosem.

Spodziewam się, że w żadnym klubie wcześniej nie grałeś też pod taką presją.

Nie do końca. Podobnie było w Mariborze, który też regularnie walczył o mistrzostwo. Byliśmy małym klubem w skali Europy, a udawało nam się nawet awansować do Ligi Mistrzów, więc presja na kolejny tytuł w kraju była ogromna. Przynieśliśmy do klubu bardzo dużo pieniędzy, każdy więc z góry widział w nas faworyta i nie wyobrażał sobie, że możemy zawieść. W Belgii faktycznie ta presja była mniejsza, bo przede wszystkim graliśmy w środku tabeli, ale zdarzył się sezon, kiedy na sześć meczów do końca sezonu mieliśmy dziewięć punktów straty do bezpiecznej strefy. Wtedy presja była duża, a jednak utrzymaliśmy się w lidze. Więc to nie jest tak, że Lech jest pierwszym klubem, w którym odczuwam presję. Inna sprawa, że nikt nie jest w stanie na mnie narzucić większej, niż narzucam na siebie sam. Za każdym razem przed sezonem spisuję listę moich celów i ona stanowi dla mnie presję. Presja mi pomaga.

Jesteś już piłkarzem, którego rozpoznaje się na ulicach?

Tak. To też mnie zaskoczyło, że tak szybko do tego doszło. Dosłownie drugiego dnia ludzie mnie już znali, prosili o zdjęcia. Idąc ulicami Poznania czuje się, jak to miasto oddycha Lechem. Pod tym kątem Polska jest porównywalna ze Słowenią i krajami bałkańskimi. W Belgii wygląda to inaczej. Ludzie są tam bardziej zamknięci, nie podchodzą do ciebie. Bardzo mocno przestrzegają ogólnie przyjętych zasad. Jeśli możesz jechać 50 km na godzinę, jedziesz 40. W Polsce i na Bałkanach raczej to tak nie działa.

Zła runda Lecha. Van den Brom zbyt zrelaksowany

Jaka to była runda w wykonaniu Lecha?

Zła. I myślę, że każdy z moich kolegów się z tym zgodzi. W tej chwili powinniśmy wciąż grać w Europie. Byliśmy lepszą drużyną od Trnawy i pokazaliśmy to w pierwszym meczu. W drugim daliśmy się zdominować i skończyło się na wielkim rozczarowaniu. Podobnie w Ekstraklasie – jesteśmy na trzecim miejscu, a powinniśmy być pierwsi. Tu na szczęście nic nie jest jeszcze przegrane.

Ale na dziś Lech prezentował się poniżej swojego potencjału. Jaki jest powód?

Widzisz – mówimy o występnie poniżej potencjału, gdy zajmujemy trzecie miejsce i wciąż mamy szansę na mistrzostwo. To najlepiej pokazuje, jaką siłę ma Lech. Ale przechodząc do pytania – wydaje mi się, że głównym powodem była organizacja na boisku. Tego brakowało. Mam wrażenie, że póki mieliśmy piłkę, to jeszcze nie było tak źle, ale przeciwnik tylko czekał na moment, gdy ją stracimy, bo bez piłki nasza organizacja była słaba.

OK, powodem straty punktów była słaba organizacja, ale co było powodem słabej organizacji?

Nie da się tak jednoznacznie i łatwo odpowiedzieć… wiele rzeczy się na to składało, my też nie jesteśmy bez winy, bo nie zawsze wykorzystywaliśmy jakość, jaką dysponujemy…

Organizacja gry kojarzy się z trenerem, więc spytam cię o Johna van den Broma. Jako dziennikarze poznaliśmy jego nerwową twarz, gdy przestało dobrze iść. Mieliście w szatni podobnie?

Wręcz przeciwnie. W życiu bym nie powiedział, że był nerwowy. Powiedziałbym: był zbyt zrelaksowany. To trudne, by znaleźć odpowiedni balans między tymi stanami – złości i relaksu – ale uważam, że nasz poprzedni trener wprowadzał za dużo luzu. Czasem jest to dobre, ale czasem zupełnie nie. Myślę, że ten zbyt duży poziom zrelaksowania w jakiś sposób przełożył się na to, jak wyglądało ostatnie półrocze.

John Van Der Brom (fot. Łukasz Laskowski / PressFocus)

W Poznaniu ludzie mają mieszane uczucia do tego trenera. Z jednej strony osiągnął ćwierćfinał Ligi Konferencji, z drugiej zawodził w Ekstraklasie. Gdybym cię poprosił o stuprocentowo szczerą opinię o Van den Bromie, co byś mi powiedział?

Jestem mu wdzięczny, bo to on wraz z dyrektorem sportowym mnie tu sprowadził. Wiem, że zrobił rok temu bardzo dobrą robotę w Europie, ale w lidze szło mu przeciętnie. Moja opinia jest taka, że był zbyt zrelaksowany i miał problem z utrzymaniem wszystkiego w ryzach na boisku. Moim zdaniem to przyczyniło się do odpadnięcia z pucharów. Grając w Europie, gdzie występują najlepsze drużyny ze swoich krajów i dorzucają do tego jeszcze ekstra motywację, każdy może cię skrzywdzić. Wystarczy, że nie jesteś odpowiednio zorganizowany i nie trzymasz się taktyki. Wtedy przegrywasz tak, jak my przegraliśmy. Nie do końca było też jasne, czego oczekiwał.

Podasz jakiś konkretny przykład?

Weźmy ten dwumecz z Trnawą. Wygraliśmy pierwszy mecz 2:1, ale Trnawa na naszym tle zaprezentowała się bardzo słabo. Dominowaliśmy, bezpiecznie prowadziliśmy 2:0, powinniśmy wyżej, a oni w samej końcówce oddali właściwie jedyny strzał w meczu i sprawili, że w rewanżu już nie było tak komfortowo, jak mogłoby być. W szatni byliśmy bardzo źli. Wściekli. Przekaz od trenera był inny – wszystko jest w porządku, brawo, zagraliście dobry mecz, nie ma strachu przed drugim meczem. Nie sądzę, że to było właściwe podejście. Przy takim wyniku i perspektywie gry na wyjeździe, powinno być maksymalne skupienie, nastawienie jak na wojnę. Rozmawiałem z kapitanem Trnawy, lewym obrońcą, który powiedział mi, że tamten gol w Poznaniu zupełnie zmienił ich nastawienie. Że uwierzyli, że mogą nas wyeliminować. Że będą skupieni i cierpliwi. I tak właśnie zagrali.

Wiem, że Mariusz Rumak nie jest długo w klubie, ale pytam o pierwsze wrażenie. Jak porównałbyś go z Johnem van den Bromem?

To całkowite przeciwieństwa. Mariusz Rumak ma swój plan, ma swoje jasno określone zasady. Nie zawsze zgadzasz się z wszystkimi zasadami trenera, ale zawsze musisz za nimi podążać, bo o to w tym chodzi. Pracujemy obecnie fizycznie, ale nawet w takim treningu jest sporo mowy o taktyce. To jest coś, co lubię, bo mam konkretnie określone, jak mam grać w czasie meczu. Dzięki czemuś takiemu nie musisz biegać jak idiota, tylko wiesz, jak się poruszać w określonej sytuacji. Wiem dokładnie, jak się zachować, gdy stracę piłkę, gdy piłka wyleci na aut, jak to ma wyglądać przy stałych fragmentach gry, kiedy krótkie, kiedy długie wrzutki… Moim zdaniem to jest droga do zdobycia mistrzostwa. Dokładnie coś takiego przerabiałem już w Mariborze. Mamy ogromną jakość w zespole, ale ona może być wykorzystana tylko wtedy, gdy wszyscy wiedzą, jak ma wyglądać ich gra. Jeśli na boisko wyjdzie mocna i zorganizowana drużyna, będzie wygrywać częściej niż mocna drużyna bez jasnej organizacji.

Czyli postawiłbyś pieniądze, że Lech będzie mistrzem Polski?

Śmiało mógłbym to zrobić. Wszystko jest wciąż pod naszą kontrolą.

Komentarze