Jeśli nie Borussia, to kto. Bayern właśnie teraz ma mieć kłopoty w lidze

Bayern - Borussia
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Bayern - Borussia

Lotharowi Mattheusowi przed sezonem dziennikarz zadał proste pytanie – czy Borussia Dortmund może zostać nowym mistrzem Niemiec. Mimo że Mattheus był obrońcą, okazję do wbicia szpili wykorzystał jak rasowy napastnik. “Tak. Jeśli Bayern wycofa się z Bundesligi”. Z tym, że to raczej nie jest prawda, a w sobotnim Klassikerze BVB zagra także o to, by to udowodnić.

Czytaj dalej…

Do Luciena Favre’a przylgnęła łatka trenera, który Bayernowi kłania się w pas. W zmianie wizerunku nie pomógł ostatni mecz o Superpuchar Niemiec, w którym Borussia goniła wynik jak szalona, wyciągnęła go z 0:2 na 2:2, ale gdy na horyzoncie zaczął majaczyć się obraz zwycięstwa, Favre ściągnął z boiska Erlinga Haalanda. Kilka chwil później Joshua Kimmich przewracając się już w polu karnym jakimś cudem sięgnął piłki piętą i zapewnił Bayernowi kolejny skalp. Znowu mówiło się, że to bardziej Favre to spotkanie przegrał niż Bayern je wygrał, choć Szwajcarowi trzeba oddać sprawiedliwość – w Niemczech panowało przekonanie, że to najbardziej niepotrzebny mecz świata, wciśnięty gdzieś na siłę w terminarz pomiędzy grami o znacznie wyższą stawkę. Gdyby to było spotkanie ligowe, Favre na pewno nie ściągnąłby Haalanda.

Tylko, że oddanie trofeum przez Borussię zdarzyło się kolejny raz. – Borussia zmarnowała swoje szanse. Bayern przechodził przeobrażenia, jak na przykład wtedy, gdy na prędce trzeba było znaleźć zastępstwo na skrzydłach dla Arjerna Robbena i Francka Ribery’ego, a BVB w tym czasie potrafiła roztrwonić dziewięć punktów przewagi i przegrać mistrzostwo. W poprzednim sezonie mieli szansę zbliżyć się do Bayernu, ale tym razem przegrali u siebie po golu Kimmicha. Widzimy jednak na tej podstawie, że ta Borussia od Bayernu wcale nie jest tak daleko. Na końcu różnicę robi indywidualna jakość piłkarzy, ale na pewno nie jest tak, że Borussia może wygrać mistrzostwo tylko wtedy, gdy Bayern się wycofa z Bundesligi. Po prostu musi przestać przegrywać kluczowe mecze, jak np. derby z Schalke 2:4. Oni są jedynym klubem, który jest w stanie odebrać tytuł Bayernowi – mówi nam Tomasz Urban, jeden z największych ekspertów w Polsce zajmujących się ligą niemiecką, komentator Eleven Sports.

Bayern już nie jest walcem

Taki kluczowy mecz jest dziś i konia z rzędem dla tego, kto bez pomyłki wskaże jego przebieg. Bayern jest oczywiście faworytem, ale przecież nie wydaje się być w nienaruszalnej formie. Gdybyśmy skupili się tylko na śledzeniu tego klubu na Flashscorze, wnioski byłyby inne, ale jednak mamy okazję oglądać go dwa razy w tygodniu. I nie jest to Bayern przypominający walec, jaki znamy z wcześniejszych meczów, tylko drużyna, który traca sporo goli, która ostatnio nie ma lekkości i polotu w grze do przodu, jak sugerować mogłyby wyniki. Co oczywiście jest wielką szansą dla Borussii, mającej aktualnie najlepszą defensywę w lidze i będącą w stanie znaleźć sposób na ofensywę mistrza. Jego sześć goli z Salzburgiem wpływają pozytywnie na odbiór, ale nie zapominajmy, że cztery z nich padły w ostatnim kwadransie, a wcześniej wcale nie wyglądało to aż tak dobrze, gdy Salzburg stwarzył sobie sporo okazji.
Urban: – Właściwie to nie kojarzę, by ktoś tak sprawnie przedostawał się w tę strefę między obroną a Neuerem. Jeśli Borussia to powtórzy, wcale nie stoi na straconej pozycji. Tym bardziej. że ustabilizowała ostatnio grę defensywną, przestała tracić bramki, przeszła z trzech obrońców na czterech, czyli zaczęła stosować ulubiony system Favre’a i to zadziałało.

A obrona to z kolei pięta achillesowa Bayernu. Choć eksperci są daleko od głoszenia, że przez nią monachijczycy stracą tytuł, przecież ofensywa i tak wszystko nadrabia. W obecnym sezonie piłkarze Flicka strzelają średnio cztery gole na mecz, natomiast samo zjawisko masowego tracenia bramek jest oczywiście niebezpieczne, nie zawsze nadrobi się wszystko atakiem. Rywale już się przyzwyczajają do tego, co gra Bayern, już wiedzą, jak go gryźć, choć nie zawsze umieją tę wiedzę wykorzystać. Modelowym meczem, w którym się to udało, był ten z Hoffenheim. Oczywiście Bayern był świeżo po meczu o Superpuchar Europy z Sevillą, miał mało czasu, by odpocząć, Flick sięgnął w dużej mierze po rezerwowy skład, natomiast nie można zabierać Hoffenheim, że zagrało mądrze.

– Jeśli ktoś będzie w stanie zrobić to w tym samym stylu, z taką agresją w środku pola, z uruchamianiem szybkich skrzydeł, może Bayernowi narobić szkód. Tym bardziej, że w Bayernie jest trochę kontuzji, słabsze formy u niektórych piłkarzy, jak np. u Daviesa, jest trochę zamieszania związanego z Alabą, w przeciętnej dyspozycji jest Pavard… Te wszystkie pojedyncze problemy składają się na kompleksowy obraz Bayernu, który wciąż jest bardzo mocny, ale nie wydaje się być nie do ugryzienia – przewiduje Tomasz Urban.

Jesień, która zawsze niosła nadzieję

Dzisiejszy Klassiker trafia się akurat w momencie, w którym inne kluby Bundesligi marzące o wyrwaniu Bayernowi mistrzostwa właściwie co roku były podpinane przez niego pod tlen. Tegoroczny kryzys Die Roten trwał jednak dokładnie jeden mecz. Pytamy zatem Urbana, czy można liczyć na kolejny, czy marzenia trzeba odłożyć na kolejny sezon.

– Wszyscy w lecie mówili, że przyjdzie listopad i Bayern będzie miał problemy. Przygotowań tak naprawdę nie było, do nowego sezonu Bayern ruszył de facto po tygodniowym okresie treningowym. Flick musi formę “sztukować” co jakiś czas – czasem stawiać na Ligę Mistrzów, czasem na Bundesligę… Z czasem to może czasem wyjść, być może to też jest powód, że w niektórych meczach brakuje kluczowych centymetrów obrońcom, może to “przygotowanie” da się we znaki i Bayern będzie miał kłopoty. Ale trzeba pamiętać, że na koniec okienka Bayern sprowadził sporo piłkarzy i kadrę ma obecnie szeroką. Myślę, że gdyby nagle wypadło przez kontuzje trzech podstawowych zawodników, nie będzie żadnego dramatu, jak to bywało w przeszłości. Nie spodziewam się większego załamania formy Bayernu, choć od czasu do czasu może on tracić punkty i się potykać. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że przegra z Borussią – słyszymy.

Faktycznie Bayern, jeśli chodzi nie tylko o głębię kadry, ale też o jakość tej głębi, wygląda na drużynę bez wad. To nie jest piekielnie mocna jedenastka, a piętnastka o takiej właśnie nieziemskiej sile. Nie będzie naciąganą teorią, jeśli powiemy, że nie ma klubu na świecie, który byłby w stanie bez straty jakości zespołu zastąpić kilku podstawowych zawodników. Z tego powodu transfery do Bayernu robi się niezwykle trudno, bo sztuką jest znaleźć na rynku piłkarza, który kosztuje przyzwoite pieniądze i z miejsca byłby w stanie wskoczyć do podstawowego składu. Siłą rzeczy oni nie wzmacniają składu, a jedynie poszerzają kadrę – nie kierują się, by dodać jakości (za wyjątkiem Leroya Sane), a po prostu jej nie obniżyć. Mimo niepewności unoszącej się nad Bayernem w tej kwestii w ostatnim okienku transferowym, cel zrealizowano w 100 proc.

Alaba zrobił szach, Bayern skontrował matem

Jest jeszcze jeden powód, dla którego warto oglądać sobotni mecz. Może on być jednym z ostatnich Klassikerów dla Davida Alaby, który przez wiele miesięcy szachował Bayern, ale kontra klubu bez wątpienia go zaskoczyła. Austriak żądał wielkich pieniędzy za pozostanie w zespole, odrzucał kolejne oferty z Saebener Strasse, aż wreszcie usłyszał: to my już panu podziękujemy.

Urban: – Myślę, że Bayern faktycznie nie będzie już składał żadnej oferty. Zresztą jak się posłucha, co mówi teraz obóz Alaby, można dojść do wniosku, że klub ich zaskoczył, że menedżerowie Austriaka nieco przeszarżowali. Raczej nie spodziewali się zakończenia rozmów. Jeśli ten temat znów ożyje, to dlatego, że Pini Zahavi i Alaba okażą skruchę i sami poproszą Bayern o powrót do rozmów. W Bayernie sobie przekalkulowali, że w bardzo dobrej formie w tym sezonie jest Lucas Hernandez, który w naturalny sposób może zastąpić Alabę na środku obrony. Nie ma w Monachium ciśnienia, by dać mu takie pieniądze, jakiego obóz Alaby sobie życzy.

W sobotę wieczorem na boisku zobaczymy prawdopodobnie zarówno Alabę, jak i Hernandeza. Osłabieniem będzie brak Benjamina Pavarda, którego na prawej stronie obrony zastąpi Bouna Sarr. Z przodu jednak tych największych już nie zabraknie. Zatrzymać ich będzie musiał Mats Hummels, jeśli nic nie “wysypie” się w doprowadzaniu go do zdrowia po kontuzji uda. Jeśli były stoper Bayernu nie będzie mógł zagrać, na środku defensywy prawdopodobnie zastąpi go Axel Witsel lub Thomas Delaney.

Przewidywane składy:

Borussia Dortmund: Buerki – Meunier, Akanji, Hummels, Guerreiro – Witsel, Dahoud – Sancho, Reus, Hazard – Haaland

Bayern Monachium : Neuer – Sarr, Boateng, Alaba, Hernandez – Kimmich, Goretzka – Gnabry, Mueller, Sane – Lewandowski.

Komentarze