Historia jednego faksu. De Gea kulą u nogi United

David de Gea
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: David de Gea


Nie byłem pewien, jak Old Trafford na mnie zareaguje. Byłem zdenerwowany, wychodząc na murawę tego dnia. Zawsze byli za mną, ale tego dnia byłem pełny wątpliwości. Okazało się, że byli niesamowici. Wszyscy śpiewali moje imię. To było dla mnie ważne. Ci sami kibice po pięciu latach zastanawiają się, ich błagalne prośby o pozostanie golkipera na pewno powinny zostać wysłuchane. Do finalizacji transferu na Santiago Bernabeu zabrakło kilku minut, a może nawet sekund. Jak potoczyłaby się kariera Hiszpana, gdyby jedna ze stron nie spóźniła się z wysłaniem faksu? Być może wraz z Królewskimi trzykrotnie wznosiłby trofeum za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, a teraz po raz kolejny walczył o awans do wielkiego finału. Od mistrza Anglii i marzenia Realu do największego problemu United – David de Gea stał się kulą u nogi Czerwonych Diabłów.

Jak daleko od Madrytu był David De Gea?

Zabrakło naprawdę niewiele. Niektóre źródła liczą ten czas w minutach, inne wskazują, że Anglicy spóźnili się o zaledwie 20 sekund. Jedno jest pewne – fani klubu z czerwonej części Manchesteru nie zamierzali się rozstawać ze swoim ulubieńcem, więc informacja o upadku rozmów z Los Blancos z pewnością pokrzepiła ich serca. United wygrali starcie gigantów. Niezależnie od tego, która strona zawiniła i co doprowadziło do zerwania negocjacji, De Gea miał kontynuować karierę przy Sir Matt Busby Way. Chociaż sama wieść o chęci zmiany klubowych barw z pewnością pozbawiła bramkarza kilku sympatyków, jak wspomniał po latach, mógł liczyć na pełne wsparcie trybun. Nawet wtedy, gdy van Gaal stwierdził, że jego podopieczny nie chce grać w pierwszych dwóch domowych meczach. Wychowanek Atletico został zmuszony do trenowania z rezerwami. De Gea w rozmowie z Daily Mail odrzucił tę sugestię. Nie odmówił gry. Po upadku transferowej sagi został przywrócony do zespołu.

Sezon 15/16 zakończył z drugą największą liczbą czystych kont w Premier League. W kolejnych rozgrywkach zajął trzecie miejsce w tej klasyfikacji, a rok później wspiął się na sam szczyt. Wydawało się, że wszystkie doniesienia dotyczące złego samopoczucia DDG w Manchesterze to tylko plotki. Hiszpan odpowiadał na krytykę w najlepszy możliwy sposób. W następnym sezonie skuteczność madrytczyka między słupkami znacząco się pogorszyła – w 38 ligowych kolejkach tylko siedmiokrotnie nie musiał wyciągać piłki z siatki. United stracili więcej goli niż Wolverhampton, Everton, Leicester, Crystal Palace i Newcastle! Bez wątpienia fatalne statystyki defensywne to efekt niesatysfakcjonującej współpracy między linią obrony, jednak golkiper również wziął udział w tym procederze. De Gea miał problem z bramkarskim abecadłem – źle ustawiał się przy strzałach w krótki róg, zbyt późno i niepewnie wychodził do dośrodkowań, często zbyt późno reagował na przewidywalne uderzenia. Nawet gra nogami pozostawiała wiele do życzenia.

Wychowanek wraca na Old Trafford z szablą

W czerwcu 2020 roku hiszpański golkiper znowu mógł uważać się za jednego z najlepszych w swoim fachu. Trzynaście razy schodził z boiska z czystym kontem, co pozwoliło mu uplasować się na 5. miejscu w tym rankingu. Wyprzedzili go Ederson, Alisson, Nick Pope i Dean Henderson, który dzięki fantastycznej dyspozycji w barwach Sheffield United stał się swoistą nemezis Hiszpana. Miesiąc później wychowanek Czerwonych Diabłów wrócił na Old Trafford. Podbudowany świetnymi występami i trzymający w rękach kartkę z napisem: chcę grać. Gdzieś z torby wystawała końcówka naostrzonej szabli. Sprawa była gardłowa. Postawienie na doświadczonego madrytczyka mogło oznaczać koniec przygody Hendersona z rodzimym klubem, zanim ten zdążyłby w nim zadebiutować. Wiele także zależało od młodziana. Po fenomenalnym roku w bluzie numer jeden trudno było mu pogodzić się z rolą zmiennika.

Absolwent akademii United zasługiwał na coś więcej, niż tylko na pucharowe ogony. Kolejne wypożyczenie nie wchodziło w grę. O transferze definitywnym nikt nawet nie chciał myśleć. Henderson był jednym z tych zawodników, którzy mieli stanowić o sile zespołu. Nie za pięć lat, ani nawet za rok. Anglik już teraz miał się stać symbolem nowego Manchesteru. Reprezentant Rojiblancos zyskał na Old Trafford status piłkarskiego boga i proces pozbawiania go wszelkich przywilejów nie należał do najłatwiejszych. Skoro będący w kapitalnej dyspozycji Sergio Romero, nawet wobec niezadowalających wyników rywala, mógł liczyć tylko na ochłapy, trudno było spodziewać się, że młodszy piłkarz z łatwością wygryzie ze składu zbliżającego się do 30-stki gracza.

Ole Gunnar Solskjaer już w październiku chciał dokonać pokoleniowej wymiany między słupkami. W meczu z West Hamem Norweg zamierzał desygnować do gry Hendersona. Gdy De Gea dowiedział się o planach norweskiego szkoleniowca, miał wyrazić zaniepokojenie i być może nawet oburzenie. Trener United ostatecznie postawił na etatowego golkipera, jednak jednocześnie wysłał swojemu podopiecznemu wyraźny sygnał. Niewykluczone, że doniesienia o niezadowoleniu Hiszpana, które miało wymusić na Solskjaerze zmianę decyzji, nie miały zbyt wiele wspólnego z prawdą. Jednak pozycja byłego zawodnika Atletico nie była już tak mocna, jak kiedyś. Nic dziwnego – zdarzały mu się słabsze mecze, a na horyzoncie pojawił się obiecujący konkurent.

Izolacja od pierwszego składu

Punktem zwrotnym okazały się wydarzenia, które miały miejsce na początku marca. De Gea nie pojawił się w kadrze na mecz z Crystal Palace. Hiszpan poprosił o możliwość podróży do ojczyzny, ponieważ chciał być ze swoją partnerką podczas narodzin dziecka. Solskjaer potwierdził, że jego podopieczny otrzyma „tyle czasu, ile potrzebuje”. W związku z lotem do Hiszpanii golkiper stracił aż trzy ligowe kolejki. Dłuższa absencja była spowodowana koniecznością izolacji po powrocie do Manchesteru.

Henderson wykorzystał nieobecność rywala. Chociaż nie zaprezentował się wybitnie, zyskał zaufanie w oczach klubowych legend. Paul Scholes stwierdził, że młody Anglik powinien utrzymać miejsce w wyjściowej jedenastce. Jednocześnie były pomocnik wytykał starszemu piłkarzowi niepewne interwencje z rywalizacji z The Toffees:

To czas Hendersona. Myślę, że przejął rolę podstawowego bramkarza. Uważam, że po meczu z Evertonem David miał szczęście, że udało mu się utrzymać miejsce między słupkami. Popełnił kilka błędów, w kilku sytuacjach mógł zachować się lepiej. Nie były to rażąco oczywiste pomyłki, ale po prostu czuję się trochę bardziej pewny siebie z Hendersonem na boisku. Wydaje się trochę bardziej zrelaksowany. Nie chcę skreślać Davida, ponieważ niesamowicie prezentował się w koszulce United, był genialny i nadal będzie jedynką, jeśli Dean nie wykorzysta swojej szansy. Po prostu myślę, że nadszedł czas, aby dać Hendersonowi serię meczów w pierwszym składzie i zobaczyć, jak sobie radzi. Został wybrany do reprezentacji Anglii i myślę, że prawdopodobnie powinien być numerem jeden również w kadrze, jeśli uda mu się utrzymać tę formę. W swoim pierwszym spotkaniu popełnił błąd, ale pokazał świetny charakter i nie załamał się. Znowu był naprawdę spokojny i zrobił wszystko, co powinien.

Gdy De Gea wrócił do zajęć z grupą, okazało się, że stracił nie tylko trzy ekstraklasowe pojedynki i kilka sesji treningowych. Stracił także bluzę z numerem jeden. Tak jak zapowiadał Scholes, nadszedł czas Hendersona. Solskjaer zmienił hierarchię – w lidze bronił wychowanek United, a hiszpański bramkarz został zdegradowany do roli “pucharowicza”. I to tylko tego europejskiego, ponieważ w starciu z Leicester w FA Cup pierwszym wyborem Norwega był młodszy z piłkarzy.

Solskjaerowi w żłoby dano…

W dzisiejszym pojedynku z Romą De Gea z pewnością wybiegnie w podstawowym składzie. Tak jak niegdyś Sergio Romero, tak dzisiaj 30-latek z Madrytu musi pogodzić się z ograniczoną liczbą występów. Obecnie Manchester United dysponuje aż trzema wartościowymi golkiperami: Hendersonem, De Geą i Romero. Argentyńczyk, niegdyś uznawany za najlepszego rezerwowego bramkarza świata, pożegna się z Old Trafford wraz z końcem tego sezonu. Nigdy nie mógł liczyć na godne swojej postawy zaufanie ze strony klubowych władz. Jednak reprezentantem Albicelestes już nikt się nie przejmuje. Teraz w gabinetach dyrektorów i sztabu szkoleniowego, a także w głowach rywalizujących piłkarzy rozgrywa się walka o przyszłość bramki Czerwonych Diabłów.

Solskjaer zastanawia się, jak pozbyć się lub przynajmniej na razie tylko udobruchać zasłużonego hiszpańskiego gracza, Henderson rozmyśla o regularnej obecności w wyjściowej jedenastce, natomiast De Gea rozważa, co by było, gdyby pięć lat temu jedna ze stron hitowej transakcji nie spóźniła się z wysłaniem faksu. W tej historii swoje miejsce mają także księgowi, którzy zapewne liczą na zysk z ewentualnej sprzedaży 30-latka i odciążenie klubowego budżetu. Dopóki główny bohater tej opowieści nie zdradzi światu swoich planów, dopóty spekulacje na temat jego losu będą ciągnęły się w nieskończoność. Ławka rezerwowych w Manchesterze, nawet mimo satysfakcjonującego wynagrodzenia, raczej nie jest szczytem marzeń rodowitego madrytczyka. Niewykluczone, że ten szczyt już nigdy nie zostanie zdobyty. De Gea zmaga się z problemem, jednocześnie samemu nim się stając.

Komentarze