50 talentów. Nikogo z kraju najlepszego piłkarza świata

Ansu Fati
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Ansu Fati

“L’Equipe” opublikował listę 50 największych talentów światowego futbolu. Same najlepsze młodziaki do 20. roku życia. Francuscy spece przefiltrowali rynki niemal całego świata. Wskazali sporo ciekawych nazwisk, szczególnie wiele z afrykańskim rodowodem, acz…

Rządzą wielcy

Zasadnicza zmiana na przestrzeni lat jest następująca: wielkie kluby rządzą w światowym futbolu od początku do końca, w tym także w promocji młodych talentów. Pisząc wielkie kluby mam na myśli reprezentantów kilku czołowych lig zachodniej Europy. Spoza klubów europejskich na liście “L’Equipe” znalazło się tylko sześciu piłkarzy grających w Ameryce Południowej, która w zestawieniu ma w sumie ośmiu swoich reprezentantów. Na wschód od Niemiec wyróżniono tylko sześciu piłkarzy. W zestawieniu francuskiego magazynu najliczniej wystąpili gracze angielskich klubów (7) i nie było niespodzianką, że tych zespołów także znalazło się tam najwięcej (5). Z kolei najwięcej talentów ma Borussia Dortmund, bo aż trzech piłkarzy tego klubu zasłużyło na takie wyróżnienie.

Generalnie “L’Equipe” rozdzielało bardzo demokratycznie bo i nacji, i klubów nie zabrakło, nie było też mowy o supremacji jednego czy dwóch krajów. A jednak przyczepić się muszę, bo jak zwykle bezpiecznie wskazywać na wychowanków Barcelony, Liverpoolu czy innego Ajaksu. Oczywiście, zaraz ktoś skontruje mnie wskazując na francuskie wybory: – Bartku, przecież nie PSG jest w awangardzie francuskich wyborów lecz Rennes z Eduardo Camavingą na miejscu drugim i Jeremym Doku na miejscu 22. Pewnie, ale akurat Francja poza Rennes reprezentowana jest przez AS Monaco (stąd wyszli w świat między innymi: Thierry Henry, David Trezeguet, Emanuel Petit czy Liliam Thuram), Bordeaux (Christophe Dugarry, Zinedine Zidane czy Bixente Lizarazu) i Lyon (Karim Benzema, Samuel Umtiti, Alexandre Lacazette, Corentin Tolisso), czyli “producentów talentów” o uznanej w świecie renomie.

Jak Ukraina to wiadomo, że Szachtar i Dynamo Kijów, jeśli Belgia to Anderlecht, FC Brugge i Standard Liege, z Holandii musiały być Ajax i PSV a na dokładkę wskoczył ten niesamowity Myron Boadu z AZ Alkmaar (10. miejsce w rankingu).

Z innych kontynentów bezpiecznie: kluby z Brazylii (awizowani od kilkunastu miesięcy w Europie Kaio Jorge z Santosu i Gabriel Veron z Palmeirasu), z Argentyny grający już trzeci rok w pierwszej lidze Thiago Almada z Velezu Sarsfield i Alan Velasco z Independiente, czyli zawodnicy, o których sam pisałem jeden z tekstów na podsumowanie… 2019 roku!

Bezpiecznie, na 32. miejscu Matias Arezo z urugwajskiego River Plate (19-letni pomocnik) i na 36. Ekwadorczyk Moises Caicedo, już złowiony przez angielski Brighton and Hove Albion za 5 mln euro. Wspominam o tym nie bez kozery, bowiem odnoszę wrażenie, iż z roku na rok ubywa w tego typu rankingach zawodników z Ameryki Łacińskiej, chociaż dwóch największych eksporterów piłkarzy na świecie to Argentyna i Brazylia. Brak sukcesów reprezentacji obu krajów w mistrzostwach świata, kryzys latynoskich lig, zdegradowanych do poziomu dostarczycieli piłkarzy do bogatych lig Europy, MLS i Chin czy Japonii znajduje ujście w ocenach. Najwyżej notowany Thiago Almada na 18. miejscu. Najwyżej notowany Brazylijczyk, Kaio Jorge na 24. Najdroższy nastolatek świata, Rodrygo kupiony za 45 mln euro przez Real Madryt dopiero na 32. miejscu. Akcje młodocianych Brazylijczyków nisko są notowane w kontekście przyszłych sukcesów, bowiem lista największych talentów świata to nic innego jak spekulacja na temat przyszłych profitów drużyn inwestujących w tych młodzieńców.

Przyznam się bez bicia, że aż korci mnie by zabawić się w proroctwa i stwierdzić, że już po mundialu w Katarze (o ile dojdzie do niego w 2022, bo dzisiaj to już człowiek niczego pewien być nie może), o ile Brazylijczycy odbiorą wreszcie tytuł Europie, każdy nowy talent z tego kraju dostanie “punkty za pochodzenie” dokładnie tak jak to jeszcze niedawno bywało, kiedy to Barcelona i Real rządziły w Europie a ich kadry pełne były Danielów Alvesów, Neymarów, Casemirów, Marcelów i innych, pośledniejszych rodaków. PSG szastając kasą na Neymara, Barcelona na Coutinho, a Real zabezpieczając przyszłość szokujący transferem 17-letniego Viniciusa Juniora, wpisywały się w trend: inwestuj w talenty z Brazylii, ciągłość sukcesów klubowych zapewniona. 

Nie pykło! Coutinho w Barcelonie zawiódł na całej linii, Neymara trapią kontuzje, a Vinicius rozwija się trochę wolniej niż się spodziewano.
Dużo większe wrażenie robią pracusie, niekoniecznie tak głośno fetowani na wejściu na europejski rynek: Roberto Firmino czy Richarlison. Żadnego z nich nie pamiętam z list “największych talentów”.

Za to Oscar (29 lat, od kilku sezonów gra w Chinach) czy Lucas Moura (rezerwa w Tottenhamie) przychodzili prawie dekadę temu za astronomiczne wówczas kwoty przekraczające 30 mln euro. Ani Chelsea ani PSG nigdy nie wycisnęły z nich potencjału, który mieli w sobie. Pierwszy okazał się kruchego zdrowia, a kiedy dowiedział się, że londyńczycy chcą go wcisnąć Juventusowi, oferującemu mu mniejszą gażę, prysnął go Chin i praktycznie zakończył międzynarodową karierę w wieku 26 lat. Lucas to z kolei wielka nieodgadniona tajemnica futbolu, bo kiwa fenomenalnie, potrafi zagrać zdumiewające mecze – jak ten w półfinale Ligi Mistrzów, kiedy wpakował hat-trick Ajaksowi – ale regularności nie osiągnął nigdy. Stąd odsunięcie od pierwszego składu, frustracja, obniżka formy i pewnie niedługo kolejny transfer.

Ale co tam Brazylijczycy, Włochów prawie nie ma! Jeden tylko piłkarz z tego kaju, jeden tylko włoski klub, którym nie okazał się Juventus. To akurat wszystko dziwić nie powinno, bo na przestrzeni dekad liga włoska okazała się ligą starych graczy, a już ostatnimi laty podstarzałe gwiazdy La Ligi, Premier League czy Bundesligi przyjeżdżają tam poszaleć przed emeryturą. Młodzież lokalna ma pod górę, praktycznie nie dostają szansy w rywalizacji z obcokrajowcami. Jeśli młody to stranieri. Dziwna, zabijająca lokalny futbol strategia mści się nieubłaganie. Ani kluby, anie reprezentacja sukcesów nie odnoszą. Ostatnia wygrana w pucharach to 2010 rok, ostatni sukces reprezentacji był w 2006.

Polacy akurat ostatnimi czasy zostali przez włoskich trenerów docenieni, Seria A i B stały się kluczowymi importerami polskich zawodników. A ani jednego polskiego zawodnika na liście 50 talentów wartych śledzenia nie zobaczymy. Zresztą jak co roku nie ma naszych.

Za to na liście znaleźli się naprawdę nieźle rokujący Czech Adam Hlozek ze Sparty Praga (19 lat) i Słowak David Strelec ze Slovana Bratysława. I to chyba wkurza najbardziej, bo klubów z Europy wschodniej nie brakuje (Partizan, Dinamo Zagrzeb, Slovan, Sparta, Dynamo Kijów, Rubin Kazań, Szachtar), są nawet: reprezentant przeciętniaków z Belgii (KV Mechelen), aż trzech graczy z trzech klubów szwajcarskich, jeden z klubu duńskiego. Są prawie wszyscy tylko nikogo z kraju lub klubu najlepszego piłkarza świata. Chociaż pewnym pocieszeniem w tych spekulacjach niech będzie fakt iż, w 2008 roku, kiedy Lewandowski miał 20 lat, na 100 procent nikt nie umieszczał go na listach największych talentów świata. Było zaś na nich kilku hulaków, szklano-kościstych albo wciśniętych tylko dlatego, że akurat Pep Team dominował wtedy na świecie i każdy chłopak z barcelońskiej cantery od razy rozbudzał emocje jako “nowy Messi”, “nowy Xavi”, “nowy Iniesta” czy “nowy Pique”.

PS
Aha, listę otwiera Ansu Fati z FC Barcelony. Co akurat już wcale nie dziwi, bo ten naprawdę jest światowego formatu talentem i z niepokojem nasłuchujemy informacji o problemach zdrowotnych piłkarza. 

Bartłomiej Rabij

Komentarze