Po finale Ligi Mistrzów w Porto mówi się głównie o Kaiu Havertzie i N’Golo Kante. Cichym bohaterem tego meczu był Mason Mount, który popisał się znakomitą asystą przy jednym golu przeciwko Manchesterowi City.
- Podopieczni Thomasa Tuchela pokonali Man City 1:0
- Asystę przy jedynym golu dla londyńskiej Chelsea zaliczył Mason Mount.
- Mason Mount przełamał złą passę, bo przegrał dwa poprzednie mecze finałowe.
22-latek wypuścił na czystą pozycję Kaia Havertza i podał mu w idealnym momencie. Dzięki temu ten znalazł się po chwili sam na sam z bramkarzem.
Mason Mount odegrał niewątpliwie kluczową rolę w sobotnim finale i zasłużenie jest chwalony przez ekspertów i dziennikarzy. Nie zmienia to faktu, że znalazł się nieco w cieniu dwóch pozostałych bohaterów meczu z Manchesterem City.
Chelsea przełamała finałową niemoc
– Grałem wcześniej w dwóch finałach z Chelsea i oba przegrałem. Teraz w końcu udało mi się wygrać. Brakuje mi słów, by opisać to, jak się czuję – powiedział Mount.
– Zawsze marzyłem o wygraniu pucharu z Chelsea i w końcu mi się udało. Mieliśmy na swojej drodze wielu trudnych rywali. To wszystko jest niesamowite. Jesteśmy teraz najlepszą drużyną na świecie i nikt nam tego nie zabierze – mówił po meczu podekscytowany 22-latek z Chelsea.
Mount przyznał, że kluczem do pokonania Manchesteru City była żelazna defensywa. The Citizens nie mieli wielu klarownych sytuacji strzeleckich. – Man City to wielka drużyna i widzieliśmy, czego dokonała w Premier League. Naszym celem był bronić się cały mecz i świetnie wykonaliśmy to zadanie – dodał.
Czytaj także: Liga Mistrzów: media po finale, czyli błękitny raj Chelsea w Porto
Zgoda w kwestii Mounta. Nie był tak groźny jak Kante, ale w tym jednym jedynym momencie zagrał idealnie. Ale dla mnie głównym, chociaż nie cichym bohaterem tego meczu, jest Tuchel. Wszedł do drużyny osuwającej się w tabeli i zrobił z niej prymusa. FA Cup i CL Cup po pół roku! Szacunek.