Problem skali Messiego i kolejny zakładnik w Barcelonie

Leo Messi
Obserwuj nas w
Cosmin Iftode / Sport Pictures Na zdjęciu: Leo Messi

FC Barcelona ma kłopoty, co widać zwłaszcza w LaLiga, ale dało się to zauważyć także w przypadku meczu z Dynamem Kijów w Lidze Mistrzów. Uzależnienie od Lionela Messiego może wyjść w tym sezonie bokiem. Argentyńczyk też ma dołek, pewnie nieprzypadkowo. A trener Ronald Koeman, choć nikt z klubu tego głośno nie powie, ma związane ręce w tym przypadku.

Czytaj dalej…

  • Lionel Messi nie błyszczy na początku obecnego sezonu, nie zdobył jeszcze ani jednego gola z gry
  • FC Barcelona jest w nieciekawym położeniu nie tylko w samej lidze hiszpańskiej. Ma nie tylko problemy sportowe
  • Ronald Koeman nie tak sobie wyobrażał swój powrót na Camp Nou. Na razie Holender uspokaja, ale zdaje sobie sprawę, że atmosfera robi się gęsta

Marność

FC Barcelona jest często na tapecie w tym sezonie, ale nie w aspektach, w jakich chcieliby widzieć to cules. Zamieszanie z odejściem/pozostaniem Messiego, wręcz wyrzucenie z klubu Luisa Suareza, afera wokół Josepa Bartomeu i w końcu dymisja jego i zarządu, pusta kasa, a wypadkową tego wszystkiego najsłabszy początek sezonu od 18 lat. Nie tak wyobrażał sobie pewnie to Ronald Koeman. Holender syczy, wkurza się, momentami wygląda na obrażonego podczas meczów. Był legendą na Camp Nou, wiele dał klubowi jako piłkarz, ale jeśli zespół wkrótce nie wróci na zwycięską ścieżkę, może pojawić się duża rysa na jego wizerunku, którą dołoży jako trener.

– Martwię się tym. To nie jest normalne, że taka drużyna jak FC Barcelona zdobywa tylko dwa punkty z 12 możliwych – trener nie krył frustracji po remisie z Deportivo Alaves, który zaczął przelewać czarę goryczy. Duma Katalonii przegrała u siebie El Clasico, gubi punkty i zajmuje dopiero 12. miejsce z ośmioma punktami na koncie. Do Realu Madryt traci osiem, choć ma zaległy mecz do rozegrania. Średnia strzelanych goli w lidze na mecz (poniżej dwóch) także marna jak na Dumę Katalonii.

Tylko Messi

Od wielu lat widać jak na dłoni uzależnienie wyników Barcelony od Messiego. Nie idzie Leo, nie idzie Barcelonie, Leo w gazie, Barca w gazie. Po zawirowaniu w letnim oknie transferowym i kilku dniach niepewności, czy Messiemu pozwolą odejść, czy nie, jasne było, że nawet jak zostanie, to nie będzie do końca szczęśliwy. A piłkarz, który traci radość z gry, nie błyszczy. Od początku rozgrywek Argentyńczyk nie strzelił gola z akcji. Swoje statystyki ratuje bramkami z rzutów karnych. Do tego, jak zauważył komentator TVP Jacek Laskowski w trakcie meczu z Dynamem Kijów, Messi zatracił skuteczność w rzutach wolnych i na 50 prób, a w środę dołożył do tego jeszcze jedną, tylko raz pokonał bramkarza rywali. Z Dynamem zabrakło szczęścia, bo Messi uderzył kapitalnie, piłka szła w okno, ale dzień konia miał młody, trzeci bramkarz rywali Rusłan Neszczeret.

Często zadaję sobie pytanie, czy Messi powinien być od wszystkiego w Barcelonie? Rzut karny – strzela Messi. Rzut wolny z prawej strony pola karnego – strzela Messi. Rzut wolny z lewej strony pola karnego – strzela, dośrodkowuje Messi. I biorąc pod uwagę liczby, to Messi wcale nie ma ich najlepszych, jeśli chodzi o stałe fragmenty gry. Znowu powołując się na Jacka Laskowskiego – as Barcelony nie jest nadzwyczajnym egzekutorem, skoro ze 101 wykonanych 79 zamienił na gole – 22 nie, czyli co piąty mu nie wchodzi. Możliwe, że w Barcy nie ma lepszych wykonawców i dlatego zawsze strzela Messi, ale raczej nie to jest powodem. Po prostu Argentyńczyk ma status półboga na Camp Nou i kiedy tylko jest na boisku, to każdy stały fragment gry, gdzie jest szansa na bezpośredni strzał na bramkę należy do niego. Jest najlepszy w zespole, bez dwóch zdań, ale skoro wszyscy wokół i on sam na pewno też, widzą, że jednak nie idzie, to warto może czasem spróbować czegoś innego. Przecież w bordowo-granatowych koszulkach biegają takie asy rzutów wolnych jak Philippe Coutinho czy Miralem Pjanić. Gdyby ich od czasu do czasu wykorzystać, pojawiłby się element zaskoczenia, który przy stałych fragmentach jest bezcenny, a który przy każdym kolejnym uderzeniu Messiego Barcelona traci.

Pryzmat

Obecna sytuacja Barcelony jest nie do pozazdroszczenia. Brak perspektywy wzmocnień w zimowym oknie transferowym, nawet pojawił się wątek widma bankructwa, a humorów nie poprawia forma w lidze. Dziennikarze i kibice skupiają się oczywiście na dwóch najważniejszych osobach – Messim i Koemanie, tak, dokłanie w tej kolejności. Zresztą chyba tylko za czasów Franka Rijkarda i Pepa Guardioli hierarchia była odwrócona. I choć z krytyką Messiego raczej się nie przesadza, bo każdy wie, że to jeden z najlepszych piłkarzy, jacy kiedykolwiek biegali na tej planecie, to kiedy Messi jest pod formą, bije się na alarm w całej Katalonii.

Jeden z naszych użytkowników po meczu z Deportivo Alaves, napisał ciekawą rzecz, mianowicie o skali Messiego. W jego wywodzie chodziło o to, że patrząc przez pryzmat, w jakim postrzegany jest Messi, to Leo w tym sezonie strasznie zawodzi. Dalej było o tym, że kiedyś wolne były jak karne, a gdyby nie karne w tym sezonie, to statystyki kapitana Barcelony byłyby marne. I ja się pod tym podpisuję obiema rękami. Messi dochodzi do sytuacji strzeleckich, kreuje okazje dla kolegów, ciągle ma to odejście na kilku metrach i wspaniały drybling. Jest to niezmiennie piłkarz nietuzinkowy, nadal wyróżniający się. Brakuje mu jednak skuteczności. Tę pewniej łatwiej byłoby odzyskać, gdyby była radość z gry, a daje się dostrzec, że tej brakuje. Z czego to wynika, było kilka akapitów wyżej.

I faktycznie Messi w skali Messiego wypada blado. Kibice nawet w zeszłym sezonie uważali, że Leo prezentuje się znacznie poniżej swojego poziomu. Było to widać przy okazji odwołania Złotej Piłki (przypomnijmy – nastąpiło to PRZED 2:8 Barcy z Bayernem), gdzie ludzie forsowali tezę, że Messi ma słaby sezon i zero podejścia do Roberta Lewandowskiego (de facto nikt nie miał). A Messi miał taki oto sezon: 31 goli + 27 asyst i tytuł króla strzelców w LaLiga. Niejeden piłkarz dałby się pokroić za takie osiągnięcia. Tylko, że w skali Messiego taki bilans wyglądał przeciętnie.

Zakładnik

Messiego się nie zmienia, kiedy sam o to nie prosi. Żaden trener nie jest tak odważny, aby ściągnąć go z boiska, nawet widząc, że nie daje drużynie tyle, ile się od niego oczekuje. Wiadomo, że skończy się to konfliktem, a trener będzie miał przechlapane. Messiego nie sadza się na ławce na 2-3 mecze, (jeżeli nie jest kontuzjowany), aby dać mu odpocząć, kiedy nie jest w formie, aby próbował złapać świeżość. W Barcelonie trener może mieć swój plan, wizję, ale musi działać w porozumieniu z Messim. Koeman mówił ostatnio, że nie zgadza się ze słowami swojego poprzednika Quiqe Setiena, który twierdził, że z Messim trudno się współpracowało. Holender nawet jakby myślał podobnie, to i tak głośno tego nie powie, bo zdaje sobie sprawę, że wtedy straci jakąkolwiek kontrolę nad szatnią. I tak doskonale wie, że nie jego głos jest w niej najważniejszy. – To nie jest zawodnik, z którym mam problemy. Jest kapitanem i co tydzień rozmawiam z nim o sprawach boiskowych i tych w szatni, aby utrzymać z nim dobre relacje – mówił Koeman, cytowany przez Sky Sports. Holender wie, że w pewien sposób stał się zakładnikiem, takim, jakimi byli Gerardo Martino, Ernesto Valverde czy Quiqe Setien. Niewiele wskazuje, aby chciał wyjść z tej roli. Pozostaje mu czekać, aż Messi w swojej skali, a w ślad za nim cała Barca, znowu odpali.

Komentarze