Betis nie pozostawił złudzeń Valencii

Sergio Canales
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Sergio Canales

Kolejnym spotkaniem 11. kolejki La Liga, który obejrzeliśmy w środę był pojedynek Betisu i Valencii. Zespół z Andaluzji prezentował wyższą jakość piłkarską już od samego początku. Ostatecznie gospodarze odnieśli pewne zwycięstwo 4:1 (2:1), dzięki czemu wciąż pozostają w czołówce hiszpańskiej ekstraklasy.

Świetne widowisko do przerwy

Od samego początku obie drużyny lepiej czuły się w ofensywie. Stąd też oglądaliśmy ciekawe spotkanie, w którym kwestią czasu było pierwsze trafienie. Tuż przed upływem kwadransa Betis objął prowadzenie za sprawą Borji Iglesiasa. Hiszpan chwilę wcześniej został sfaulowany w polu karnym Valencii. Sędzia po analizie VAR wskazał na wapno, po czym rzut karny na gola zamienił napastnik gospodarzy.

Natomiast po 30 minutach Andaluzja miała kolejne powody do świętowania. Tym razem do siatki przeciwnika ponownie trafił Iglesiasa. Tylko, że 28-latek stanął na drodze piłki, która po odbiciu od niego, wleciała do bramki.

Z kolei przed przerwą nadzieje Nietoperzy przywrócił Gabriel Paulista. Brazylijczyk przytomnie wykorzystał błąd bramkarza, przejął futbolówkę i z bliska dopełnił formalności, uderzając od wewnętrznej strony prawego słupka.

Valencia na kolanach

Tymczasem po przerwie oglądaliśmy koncertową grę jednej drużyny. Mowa oczywiście o Betisie. Andaluzyjczycy wciąż byli głodni kolejnych goli. Zaś Valencia szukała swoich szans w kontrach lub stałych fragmentach.

Po upływie godziny German Pezzella zachował najwięcej opanowania podczas rzutu rożnego. W małej awanturze wyskoczył najwyżej do podania z boku boiska, aby później wpisać się na listę strzelców po uderzeniu głową. W dodatku kilka minut później “kropkę nad i” postawił Juanmi, który oddał kapitalne uderzenie z dystansu, czym zupełnie zaskoczył golkipera.

Ostatecznie więcej trafień już nie zobaczyliśmy. Przy takim scenariuszu Betis umocnił się na pozycji wicelidera La Ligi, zaś Valencia ostatni komplet punktów zdobyła w połowie września.

Komentarze