Kwiatkowski: Być może wtedy podpisałem na siebie wyrok. Nie byłem anonimowym informatorem

Spotkaliśmy się z Jakubem Kwiatkowskim, by porozmawiać o jego przeszłej i obecnej roli.

Jakub Kwiatkowski
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Jakub Kwiatkowski
  • W ostatnim czasie pojawiło się kilka wywiadów z Jakubem Kwiatkowskim, jednak w naszym staraliśmy się unikać powtarzania tych samych pytań
  • Stąd pomysł na podzielenie rozmowy na część z naszymi zagadnieniami, i tę drugą z pytaniami od naszych użytkowników. W części Q&A były rzecznik PZPN i team menadżer reprezentacji Polski zmierzył się zatem z podejrzeniami o bycie anonimowym informatorem, nagonką medialną na Czesława Michniewicza, czy pytaniem “naprawdę myślisz, że nie próbujemy?”
  • Przy okazji Kwiatkowski ujawnił kulisy pierwszej konferencji Michniewicza

Jakub Kwiatkowski: sam też chciałem odejść, ale trochę później

Poniżej zapis fragmentu wywiadu. Całość w plejerce poniżej tekstu.

Nie zasiedziałeś się w PZPN? W oczach ludzi miałeś od pewnego momentu wizerunek nieco zblazowanego gościa. Patrząc na Twittera, taką miałeś opinię u ludzi.

Akurat to nie twitterowicze zatrudniają ludzi w różnych organizacjach. Oczywiście Twitter jest fajny, każdy ma prawo wypowiadać swoje osądy, ale nigdy nikt nie wie, jak to wygląda od środka. Nikt nie ma pełnej wiedzy, by wysnuć obiektywną ocenę. Pracowałem tam długo, ale gdybym nie wykonywał jej dobrze, nikt nie trzymałby mnie tam przez 11 lat. Nie miałem na nikogo papierów, bo coś takiego się pojawiało, a po prostu ktoś uznawał, że praca, którą wykonuję jest dobra i nie ma potrzebny zmian. Ale wiadomo – nic nie jest dane w życiu na zawsze. Myśl, że kiedyś odejdę, towarzyszyła mi zawsze. Bałem się trochę tej perspektywy, ale nie dlatego, że sobie w późniejszym życiu nie poradzę, a bardziej tego, że będzie mi trudno stracić to, że zżyłem się z reprezentacją Polski, z meczami kadry. To jest trochę jak narkotyk. Adrenalina, którą daje możliwość pracy z drużyną, jest uzależniająca. Bałem się efektu odstawienia. To, jak to się później potoczyło, że tydzień później otrzymałem propozycję pracy jako szef TVP Sport, pokazało, że moja obawa była nad wyraz.

Ta adrenalina to powód, dla którego sam nie złożyłeś wypowiedzenia? Miałem wrażenie, że od pewnego momentu chciałeś rzucić papierami, ale tego nie zrobiłeś.

Ja się męczyłem, to prawda. Ostatni rok to już był brak satysfakcji. Ktoś może powiedzieć: chłopie, to po co tam siedziałeś? Chciałeś, żeby ci pieniądze płacili? Ale nie o to chodziło. Tak jak mówiłem – emocje towarzyszące meczom i zgrupowaniom reprezentacji są takie wysokie, że to jest rzecz, która trzyma. Pomiędzy zgrupowaniami zawsze było gorzej, ale na zgrupowaniach to jakby się zmieniało miejsce pracy. Ta perspektywa i myśl mi towarzyszyła. Ale mogę powiedzieć coś, czego wcześniej nie mówiłem – że miałem swój plan w głowie, że w przypadku odpadnięcia z barażów, sam bym zrezygnował. A w przypadku awansu, chciałem pojechać na swój ostatni turniej i wtedy zrezygnować. Taki plan chodził za mną od kilku miesięcy z racji tego, co mówisz – że już długo, że już miałem poczucie, że się zasiedziałem. Poza tym kończy się pewna epoka w reprezentacji. Mogę powiedzieć, że przeszedłem tę drogę wspólnie z zawodnikami i stara gwardia, która odchodzi lub zaraz odejdzie, to też sygnał, by dać szansę komuś innemu. Ktoś za mnie zrealizował mój plan trochę wcześniej.

Tylko u nas

Jaka była twoja rola w komunikacji sprawy ze Stasiakiem?

W oczach kibiców byłem twarzą, która firmowała to, co się działo w PZPN, ale trudno jest pracować nad wizerunkiem, czy ustawiać komunikację jakiejkolwiek organizacji, kiedy organizacja nie robi nic, żeby ograniczać jakieś kryzysowe sytuacje. Przecież nie trzeba mieć wielce wybujałej wyobraźni, że zabranie na pokład osoby, która ma coś za uszami, nie przyniesie nic dobrego. Reprezentacja Polski nie jest anonimową drużyną. Ona skupia na sobie zainteresowanie całego społeczeństwa, dziennikarzy sportowych. Często jak wylatywaliśmy, towarzyszyły nam kamery. Widać, kto się z nami porusza, kto z nami podróżuje. Kto jest na meczach. Takie rzeczy zawsze wyjdą w tych czasach. Co wtedy może zrobić osoba odpowiadająca za komunikację? Gdyby mi ktoś pokazał w samolocie pana Stasiaka, to ja nawet nie wiedziałbym, kto to jest. Latając z drużyną, skupiałem się na drużynie. Lądując wsiadaliśmy w autokar i jechaliśmy do jednego hotelu, druga grupa do drugiego. Kiedy sytuacja o Stasiaku ujrzała światło dzienne, Szymon Jadczak wysłał pytania, PZPN nie chciał na nie odpowiedzieć…

… PZPN, czyli kto?

PZPN, użyjmy takiego sformułowania. Kiedy powiedziałem, że będzie afera, nikt sobie z tym nic nie zrobił. Afera wybuchła, powiedziałem: przeprośmy. Nawet był gotowy tweet, który prezes opublikowałby na swoim Twitterze. Padłoby słowo przepraszam i temat byłby zamknięty. Później powstały jakieś kuriozalne oświadczenia, pod którymi nikt się nie chciał podpisać i z którymi ja się nie zgadzałem, to dlaczego ja miałem za to odpowiadać? Ludzie powiedzą, że dlatego, że ktoś mi za to płacił. Ale ja powiedziałem wtedy sekretarzowi generalnemu, że ja nie zamierzam zabierać głosu w tej sprawie, bo tracić będzie mój wizerunek. Być może wtedy podpisałem na siebie wyrok.

Ostatnio ujawniłeś publicznie, że nawet nie zaproszono cię na planowanie pierwszej konferencji z Czesławem Michniewiczem. Dlaczego?

Nie wiem.

A dlaczego czujesz, że cię nie zaprosili?

Bo przy PZPN pracuje taka firma, która próbuje udowodnić wszystkim, że się znają na komunikacji i tego typu rzeczach, a są – tak myślę – organizacją bardzo początkującą. Myślę, że od samego początku byłem dla nich przeszkodą i uznali, że nie muszę brać w tym udziału.

Mówisz o Publiconie?

Tak, dokładnie, zapomniałem nazwy tej firmy.

Znów wracamy do kolejnych zarzutów. Dość szybko ucinałeś pytania o 711 połączeń. To było OK?

Konferencja była w poniedziałek. Wcześniej, w niedzielę około godz. 19 dostałem telefon i usłyszałem, że odbyło się spotkanie, podczas którego przygotowywano strategię. Zapytałem tylko, czy zdają sobie wszyscy sprawę, że takie pytania mogą się pojawić, że będzie tam Szymon Jadczak. Powiedziałem, że nie będziemy blokować dziennikarzy, w tym Szymona. Usłyszałem, że może przyjść. Nie mogłem nie dać mu możliwości zadania pytania. Tego nie zrobiłem, bo nie chciałem opinii, że kogokolwiek cenzurujemy. Zresztą później na Twitterze ze strony niesportowych dziennikarzy pojawiły się i tak zarzuty, że to skandal, że PZPN cenzuruje.

Było tak, bo zaraz po pytaniu Szymona uciąłeś dyskusję.

Ale pierwszym, który zadał pytanie był Andrzej Janisz. Nie Szymon Jadczak. Uznałem, że przejście do Szymona, czyli dwa pytania w tym temacie, zakończą sprawę, bo inaczej do końca konferencji byłaby jałowa dyskusja.

Pamiętamy, że zaraz po Szymonie poprosiłeś o głos Łukasza Cionę, który wygłosił swoje expose o Czesławie Michniewiczu. To był przypadek, czy myślałeś, że najlepiej pożar gasić wiadrem wody?

Nie pamiętam dokładnie, ale chyba miałem taką myśl, że może bardzo przeciwstawna opinia pomoże. Ale to było dwa lata temu, nie kojarzę już szczegółów.

Cały wywiad z Jakubem Kwiatkowskim

Komentarze