Z sanepidem nie ma żartów

Brazylia - Argentyna
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Brazylia - Argentyna

Wiele meczów już komentowałem, bardzo wiele widziałem, ale południowi Amerykanie zawsze potrafią zaskoczyć. Bitki na boisku, rekordy czerwonych kartek, gaz pieprzowy w tunelu dla piłkarzy, sfałszowane wybory transmitowane w telewizji… znam to wszystko. Ale ściągania zawodników z boiska przez przedstawicieli brazylijskiego sanepidu i policji federalnej jeszcze nie widziałem.

  • Mecz eliminacji Mistrzostw Świata 2022: Brazylia – Argentyna został przerwany po tym jak na boisko wkroczyła policja i przedstawiciele brazylijskiego sanepidu
  • Powodem było złamanie obostrzeń koronawirusowych przez czterech zawodników reprezentacji Argentyny
  • Giovani Lo Celso, Cristian Romero, Emiliano Martinez i Emiliano Buendia powinni przebywać na kwarantannie, a z zamiast tego pojawili się na murawie

Agenci na murawie

Mecz z Messim i Neymarem, transmisja idzie do blisko stu krajów, rewanż za niedawny finał Copa America, latynoski super-klasyk. Grają jedyne nieeuropejskiej ekipy mogące powalczyć o finał najbliższego mundialu. A tu agent Saldanha i jego trzej koledzy ładują się na boisko, bodaj w piątej minucie zawodów i dawaj ku Lo Celso i Romero. Otamendi najpierw, za chwilę Acuna a potem to już prawie wszyscy piłkarze z boiska i ławek wystartowali do odważnych przedstawicieli brazylijskiego aparatu opresji, zwanego też służbami porządkowymi i sanitarnymi.

Szczęśliwie agenci byli nieuzbrojeni, bo heca byłaby jeszcze większa, a piszący te słowa w sumie aż tak bardzo grubo to nie żartuje, bo przecież podczas meczów ligowych w Ameryce Południowej to oddziały szturmowe policji zapewniają bezpieczne zejście arbitrom, zasłaniając ich tarczami z pleksy (oczywiście nie po każdym meczu, ale też nie dzieje się to od wielkiego dzwonu).

Zamieszanie na boisku zrobiło się potworne. Chyba nawet dobrze się stało, że mecz rozgrywano bez udziału publiczności (nie żeby nikogo nie wpuścili, ale ludzi było tak niewielu, że wyliczać nie warto), bo a nuż ktoś wtargnąłby na murawę i nie wiadomo jaki byłby finał całego zdarzenia…

Ba, dobrze się stało, że w sumie to wszyscy uczestnicy meczu są kolegami, a nawet przyjaciółmi, bo przecież wszyscy Brazylijczycy i Argentyńczycy ostatecznie grają w Europie i albo są kolegami klubowymi teraz (weźmy takie PSG z Paredesem, Di Marią, Messim, Neymarem i Marquinhosem), albo byli nimi wcześniej (vide obieżyświaty – Daniel Alves i Nicolas Otamendi).

Sędzia mecz przerwał, chwilę potem wszyscy Argentyńczycy opuścili plac gry, pozostawiając na nim zaskoczonych Brazylijczyków i miliony widzów przed telewizorami.
Co tu się odstawia? – zachodzili w głowę kibice jak świat długi i szeroki. Ano, cyrk się odstawia, jak babcię kocham!

Cóż się bowiem okazało? Otóż, już dzień wcześniej ANVISA (brazylijski odpowiednik sanepidu) informował, że Lo Celso, Romero, a także bramkarz Martinez i Buendia nie mogą grać przeciwko Brazylii ponieważ powinni być na kwarantannie. Przyznam, że tak jak chyba wszyscy sprawozdawcy i komentatorzy tego meczu, nie do końca zdawałem sobie sprawę jakoby na wspomnianych piłkarzy oraz sztab Argentyny mogły spać jakiekolwiek konsekwencje „niedopilnowania protokołu sanitarnego” na okoliczność pandemii COVID 19. Po prostu, piłkarzom więcej wolno. Ba, prawie wszystko im wolno bo są gwiazdami i bawią miliony ludzi swoimi występami.

Argentyńczycy wiedzieli co się święci

Zatem w piątek, trzeciego września Argentyńczycy wylądowali w Brazylii, podali informację, że z ich ekipą wszystko gra, acz urzędnik AFA wypisujący za zawodników deklaracje pobytu pozostawił jedną niewiadomą, tą dotyczącą krajów trzecich, gdzie – a wiemy to od 29 sierpnia – argentyńscy zawodnicy z Premier League powinni przejść kwarantannę.
Oj, przeliczyli się nieco Argentyńczycy, bo takiej Brazylii kluby Premier League zawodników na eliminacyjne mecze nie puścili (Thiago Silva, Ederson, Alisson, Gabriel Jesus, Firmino, Fabinho, Richarlisson, Fred… Srogie osłabienie, nieprawdaż?) Zatem próba wprowadzenia na teren tego kraju kwartetu graczy akurat z tej ligi musiała znaleźć się pod lupą odpowiednich służb.

I teraz najlepsze: Argentyńczycy są oburzeni skandalem zafundowanym w Brazylii. W zasadzie to my kibice także, lecz nim do niego doszło, AFA i sztab Albicelestes solidnie na ten skandal zapracowali.

Czytamy bowiem w oświadczeniu agencji ANVISA, że w sobotę rano (doszło do spotkania przedstawicieli tejże z ludźmi z ministerstwa zdrowia, centrali CONMEBOL, federacji AFA oraz brazylijskiej CBF). Innymi słowy, wszyscy wiedzieli co się święci. ANVISA stanęła na niezmiennym stanowisku, że czterej wymienieni powyżej piłkarze grać w meczu nie mogą, bowiem muszą przejść kwarantannę. Popołudniu tegoż dnia, po drugim spotkaniu z udziałem kolejnych oficjeli, delegacja argentyńska wystosowała prośbę do Casa Civil (to specjalne ministerstwo będące czymś w rodzaju naszej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Kancelarii Prezydenta w jednym, ale o jeszcze szerszych prerogatywach) o potraktowanie jej sportowców w szczególny, bezprecedensowy sposób. No tak, ale żeby w sobotę popołudniu?

Sorry, weekend mamy, a mecz to jednak nie wojna, ani katastrofa czy inna zaraza. Nie pykło! Nie postawili na nogi ministrów. Negatywna odpowiedź przyszła dokładnie 51 minut przed rozpoczęciem meczu. Słowem, w niedzielę rano Scaloni nie powinien był zabierać chłopaków na przedmeczowy rozruch. Bo wiedział, że będzie skandal, gdyż władze Brazylii nie wyrażają zgody na ich grę.

Brazylijskie służby porządkowe zostały bowiem przez tamtejszy sanepid zaalarmowane na okoliczność łamania reżimu sanitarnego w czasie epidemii. O dziwo, spod hotelu na stadion reprezentacja Argentyny wyjechała w komplecie. Dlaczego wówczas nie zatrzymano czterech piłkarzy? Prawdopodobnie sami policjanci nie wierzyli do końca, że na serio-serio będą zatrzymywać Argentyńczyków i uniemożliwiać im rozegranie meczu.

No, ale gdy piłeczkę już kopnięto, gra ruszyła pełną parą, urzędnicy ANVISA w towarzystwie panów z policji zrobili największe wejście w historii instytucji. I nawet gotów jestem się założyć, że dzisiaj więcej kibiców zna nazwę brazylijskiego sanepidu niż stadionu, na którym rozgrywano ten pamiętny mecz.

Z sanepidem nie ma żartów! Potrafi nawet Messiego z boiska przepędzić.

Bartłomiej Rabij

Komentarze