“Zwolnienie Żurawia? Porażka wszystkich, z zarządem i dyrektorem sportowym włącznie”

Dariusz Żuraw
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Dariusz Żuraw

– Trener pracuje w jasno określonych warunkach, w których musi sobie poradzić. Nie chcę rozkładać proporcji win, bo nie mówimy o osobnych ciałach. Zarząd, dyrektor sportowy i trener to tak naprawdę bardzo ściśle powiązane ze sobą funkcje, a osoby je pełniące muszą ze sobą współpracować, rozmawiać o problemach, szukać rozwiązań. Dlatego mówienie, że ktoś zawalił w tylu procentach, a ktoś inny w tylu nie ma większego sensu – mówi w rozmowie z Goal.pl Paweł Wojtala, były piłkarz Lecha Poznań, a obecnie prezes Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej.

Ta decyzja była odwlekana w czasie, ale chyba każdy się jej spodziewał. Wreszcie w świąteczną sobotę Lech stał się pierwszym klubem w 2021 roku, który przegrał ligowy mecz z Cracovią, a los dotychczasowego szkoleniowca został przesądzony. “Zarząd Lecha Poznań zdecydował, że Dariusz Żuraw przestał pełnić funkcję trenera pierwszego zespołu. Umowa z 48-letnim szkoleniowcem została rozwiązana i odchodzi on z klubu” – poinformowano we wtorek. Rozmawiamy o tej sytuacji z Pawłem Wojtalą.

Zwolnienie Dariusza Żurawia to nie niespodzianka

Czy zwolnienie Dariusza Żurawia pana zaskoczyło?

W ostatnim czasie wyniki Lecha w żaden sposób nie broniły trenera, podobnie jak postawa drużyny. Władze kluby dały Dariuszowi Żurawiowi sporo czasu, w kwestii trenera wykazali się sporą cierpliwością. Taka reakcja wisiała w powietrzu, więc nie można mówić o zaskoczeniu.

Dlaczego pana zdaniem Żurawiowi nie wyszło w Lechu? Kolejny projekt na lata, który zakończył się tuż po upływie drugiego roku.

Trzeba tu być uczciwym i powiedzieć, że nie było to pasmo samych porażek. Było wicemistrzostwo Polski i zasłużony awans do fazy grupowej europejskich pucharów, co nie jest w naszej rzeczywistości czymś oczywistym. Ale drużyna Lecha się zmieniała, polityka klubu zobowiązuje do stawiania na młodzież, nie mówiąc o odejściu najlepszych zawodników w tym sezonie. Lech był na ciągłym etapie budowy, ale trener Żuraw akceptował stawiane przed nim cele. Tak naprawdę trudno wystawić mu jednoznaczną notę, bo na wyniki, które widzimy, składa się mnóstwo elementów, których nie widzimy: jak wygląda drużyna na treningach, jak funkcjonuje z danym trenerem, ale jednak pracę szkoleniowca ostatecznie ocenia się po wynikach i miejscach w tabeli. A te były dużo poniżej oczekiwań.

Czemu nie było jak w Europie

Przebudowa nie była tak duża, jak dysproporcja między meczem z Benficą, a tymi w Ekstraklasie. Zresztą rozmawialiśmy przed tamtym starciem z Portugalczykami. Mówił pan wtedy, że klasa rywala nie będzie miała znaczenia dla ofensywnego nastawienia Lecha. Wyszła drużyna naładowana energią, chcąca strzelać bramki, skończyło się na dwóch, a mogło na więcej. Jak to się stało, że dosłownie chwilę później w dużo słabszej Ekstraklasie był często problem, by w ogóle trafiać do siatki?

Przede wszystkim mecz z Benficą był jeden, a meczów w Ekstraklasie dużo więcej. Skoncentrowanie się na jednym zdarzeniu jest jednak trochę łatwiejsze. Gra w lidze rozkłada się na wiele tygodni, znaczenie zaczynają mieć rzeczy, które mogą nie być ważne w jednym, konkretnym starciu – na przykład krótka ławka, większe zmęczenie. Poza tym drużyny w lidze miały czas, by na Lecha przygotować się lepiej i później na niewiele mu pozwalać.

Tomaszowi Rząsie dostaje się za tę krótką ławkę, zwłaszcza po słowach, że Lech jest gotowy do gry na trzech frontach. Jak rozłoży pan proporcje winy pomiędzy trenera, a zarząd, który jednak nie zbudował wystarczającej kadry?

Trener pracuje w jasno określonych warunkach, w których musi sobie poradzić. Nie chcę rozkładać proporcji win, bo nie mówimy o osobnych ciałach. Zarząd, dyrektor sportowy i trener to tak naprawdę bardzo ściśle powiązane ze sobą funkcje, a osoby je pełniące muszą ze sobą współpracować, rozmawiać o problemach, szukać rozwiązań. Dlatego mówienie, że ktoś zawalił w tylu procentach, a ktoś inny w tylu nie ma większego sensu. Zwolnienie trenera Żurawia to porażka wszystkich – z zarządem i dyrektorem sportowym włącznie.

Ryzyko sprowadzenia gwiazd

Bogusław Leśnodorski jakiś czas temu powiedział mi, że nie może się nadziwić, że przy obecnej sytuacji finansowej Lecha, po 11 mln euro otrzymanych za Jakuba Modera, klubu nie wzmocniło – jak to określił – trzech kozaków, którzy pozamiataliby ligę.

Ja rozumiem politykę Lecha, a słowa Bogusława Leśnodorskiego pokierowane są tym, że on będąc prezesem i współwłaścicielem Legii prowadził inną. W Poznaniu budowa klubu nigdy nie polegała na sprowadzeniu “kozaków”, którzy staliby się kominem finansowym.

Tylko finalnie Legia osiąga wyniki, a Lech się im tylko przygląda…

Nie chcę oceniać, który pomysł jest lepszy, bo przecież tacy zawodnicy potrafią dużo wnieść do zespołu i jego wyników, można na tym dużo wygrać, ale ryzyko jest spore. Trzeba zachować zdrowy rozsądek. Pamiętajmy też o ograniczeniach związanych z budżetem, z dostępnością zawodników, z chęcią ich przyjścia w dane miejsce, o stawianiu na akademię. Legia tak naprawdę ze swoją dopiero zaczyna pracę, a w Lechu od dawna jest to priorytet. Na logikę to powinny być dwa kluby, które w Polsce dzielą między siebie trofea, ale Lechowi to się nie udaje. Można więc przypuszczać, że złoty środek leży gdzieś indziej, choć nie sądzę, że akurat we wpakowaniu bardzo dużych pieniędzy w trzech-czterech zawodników. Jak pomysł z nimi wypali, to super, a jak nie, to co wtedy?

Czas na Macieja Skorżę?

Teraz według nieoficjalnych doniesień trenerem Lecha ma być Maciej Skorża, choć nie do końca wiadomo, czy jeszcze w tym sezonie, czy od następnego. Byłby to dobry wybór?

Nie wydaje mi się, by władze klubu nie miały jeszcze nazwiska następcy Dariusza Żurawia. To raczej nie było tak, że Lech zwolnił trenera i teraz stanął przed dylematem, co dalej. Co do Macieja Skorży, w Poznaniu kojarzony jest jednoznacznie – z ostatnim mistrzostwem Polski dla Lecha. To jest też trener, który pracował z panem Rutkowskim, więc pewnie łatwiej będzie się dotrzeć. Ten ruch wyglądałby na obranie zupełnie nowego kierunku.

Pamiętamy, w jakich okolicznościach odchodził Skorża – Lech był na ostatnim miejscu w Ekstraklasie, miał 5 punktów w 11 meczach. Równolegle awansował do fazy grupowej Ligi Europy, więc można mówić o podobieństwie sytuacji tamtej z obecną. Czy to oznacza, że władze klubu nie potrafią wyciągać wniosków?

To pokazuje, że może faktycznie trzeba więcej zainwestować, stworzyć szerszą kadrę. Tylko jeśli się decydować na takie ruchy, to przed awansem, więc jest ryzyko, że zostanie się z tymi wzmocnieniami, a pucharów nie będzie. To ryzyko, które trzeba wyważyć, bo przy zbyt wielkim nie przyniesie to nic dobrego.

Komentarze