Ekstraklasowy kozak o zgrupowaniu kadry. “Doceniłem to powołanie” [WYWIAD]

- Marzeniem każdego jest gra z orzełkiem na piersi. Jasne, że był pewien niesmak, bo wybierając się na zgrupowanie reprezentacji Polski, chciałem znaleźć się w kadrze meczowej i mieć okazję do gry. Twardo jednak stąpam po ziemi. Chcę robić swoje i mam zamiar dobrą dyspozycją na boisku sprawić, że będę gotowy na kolejne powołanie do kadry - powiedział zawodnik Jagiellonii Białystok – Bartłomiej Wdowik.

Bartłomiej Wdowik
Obserwuj nas w
fot. Imago / Adam Starszyński / PressFocus / NEWSPIX.PL Na zdjęciu: Bartłomiej Wdowik
  • Rewelacyjną dyspozycją w ostatnim czasie wyróżnia się Bartłomiej Wdowik, który w dwunastu meczach imponował przede wszystkim bramkami zdobytymi ze stałych fragmentów gry
  • W rozmowie z Goal.pl zawodnik Jagiellonii Białystok odniósł się do: rywalizacji o miano najpopularniejszego olkuszanina z duchownym Tadeuszem Rydzykiem, podziału kibicowskiego w Olkuszu, nieprzyjemnego faktu związanego ze spadkiem do III Ligi w 2019 roku, a także ostatniego zgrupowania kadry
  • 23-letni piłkarz dzisiaj jest przez wielu uważany za najlepszego polskiego lewego defensora. Jak na razie wystąpił w 90 spotkaniach w Ekstraklasie, w których strzelił osiem goli i zaliczył osiem asyst
  • Zawodnik dał się zapamiętać z efektownych bramek zdobytych z rzutów wolnych, a nawet trafienia bezpośrednio z rzutu rożnego

Wdowik fame rośnie w siłę

Przez długi czas najbardziej znaną osobą pochodzącą z Olkusza był polski duchowny Tadeusz Rydzyk, ale Bartłomiej Wdowik postanowił z nim rywalizować…

Nie myślę o takich rzeczach. Koncentruję się na graniu w piłkę najlepiej, jak potrafię. Na temat rozgłosu na swój temat mogę powiedzieć tylko, że staram się nie zaprzątać sobie tym głowy. Fajnie, że mam swój czas i staram się go wykorzystać.

Pierwsze kroki w świecie piłki nożnej stawiał Pan w swoim rodzinnym mieście w Olkuszu. Jak wspomina Pan ten czas?

Wspominam to bardzo dobrze. Miałem wówczas okazję grać w młodzieżowych rozgrywkach. Między innymi w krakowskich, gdzie mogłem rywalizować z drugimi drużynami Wisły Kraków, czy Cracovii. To było bez wątpienia cenne doświadczenie dla mnie. Mogłem się rozwijać i ogólnie rzecz biorąc mam same pozytywne wspomnienia z tego okresu.

Olkusz wydaje się podzielony kibicowsko między fanów Wisły Kraków, Ruchu Chorzów, czy GKS-u Katowice. Pan jako nastolatek dostrzegał również taki podział na ulicach miasta?

Faktycznie coś w tym może być. Pamiętam, że fanów GKS-u i Wisły było wielu i jeździli na spotkania swoich drużyn. Czy było niespokojnie? Nie przypominam sobie. Nie zdziwiłoby mnie jednak gdyby faktycznie coś się działo. Aczkolwiek na żywo sam niczego takiego nie doświadczyłem.

Spadek ukształtował charakter

Dzisiaj przeżywa Pan swój prime, ale w 2019 roku zaliczył Pan spadek z Ruchem Chorzów z II do III Ligi. Nie grał Pan wówczas dużo, ale jednak ten mało przyjemny fakt jest w Pana piłkarskim CV. Wzmocniło to w jakiś sposób charakter?

Takie rzeczy w piłce nożnej niestety się dzieją. Ruch miał wówczas kryzys, a nam zawodnikom nie udało się utrzymać. Wiadomo, że to nie było nic przyjemnego. Po tym spadku obrałem natomiast inną drogę. Trafiłem do Odry Opole, grającej w 1 Lidze. Dzisiaj natomiast zarówno ja, jak i Ruch jesteśmy w Ekstraklasie i cieszę się z tego. Nie można żyć tym, co było. Trzeba w życiu patrzeć przed siebie i tak staram się robić.

Jako zawodnik Ruchu Chorzów miał Pan okazję trenować pod okiem takich trenerów jak Jan Kocian i Dariusz Fornalak, a gdy był Pan jeszcze w młodzieżowym zespole Niebieskich, to był w klubie Joan Ramon Rocha. Jest coś, co dzisiaj określa Pan w ten sposób, że zawdzięcza właśnie jednemu z tych trenerów?

Myślę, że każdy trener wpłynął na mój rozwój. Miałem okazję być w drużynach dowodzonych przez Fornalaka i Kociana. Jeśli chodzi o trenera Rochę, to nie miałem z nim styczności. W każdym razie od każdego ze szkoleniowców można coś wyciągnąć, co może być przydatne na boisku. Trenerzy są dla nas piłkarzy i dzięki nim się rozwijamy.

Ogólnie ma Pan 23 lata, a w Jagiellonii zaliczył Pan już siedmiu szkoleniowców. Jakie ma Pan zdanie na tak częste zmiany trenerów w polskiej piłce?

Trudne pytanie. Nie jestem od tego, aby to oceniać.

W takim razie jak takie częste zmiany wpływają na Pana?

Tak naprawdę chyba wszyscy pogodzili się z tym, że taka jest piłka. Każdy zawodnik musi przystosować się do sytuacji panującej w danym momencie i tyle. Kluby zmieniają piłkarze, ale także szkoleniowcy, więc to bardzo częste w tym środowisku. Do każdych zmian trzeba się przyzwyczaić i funkcjonować po nich jak najlepiej.

Specjalista od stałych fragmentów gry

Kto w takim razie wpłynął najbardziej na to, że dzisiaj cyrkiel w nodze ma Bartłomiej Wdowik?

Dobre pytanie. Sam nie wiem (śmiech). Po prostu w końcu zaczęło wpadać. Trudno powiedzieć, czy to odkrył trener Adrian Siemieniec, czy po prostu to było we mnie, ale nie zostało to wydobyte. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym. Cieszy natomiast to, że mogę być dzięki swoim strzałom z rzutów wolnych przydatny na boisku.

W tym sezonie w 12 spotkaniach ma Pan na swoim koncie sześć goli i dwie asysty. Każdy dostrzega te pozytywne aspekty związane z radością, ale to kosztuje pewnie mnóstwo pracy na treningach. Jak to tak naprawdę wygląda?

Duży wpływ mogły mieć godziny spędzone na boisku już po treningach, gdy ustawiało się piłkę i oddawało się strzały z rzutów wolnych. Jasne jest, że im więcej się ćwiczy nad danym elementem piłkarskim, tym większa szansa na to, że powtarzalność będzie częstsza. W każdym razie w piłce potrzebne jest również szczęście i te jak na razie jest ze mną. Trzeba z tego korzystać.

Adrian Siemieniec od momentu, gdy trafił do klubu, odmienił drużynę. Spodziewał się Pan kilka miesięcy temu, że tak dobrze może wyglądać gra Jagiellonii?

Nie analizowałem tego w ten sposób. Ogólnie staraliśmy się jak najlepiej przepracować okres przygotowawczy. Trener zmienił naszą mentalność i taktykę. To wszystko się zazębiło. Do tego w drużynie jest świetna atmosfera, którą budują rzecz jasna wyniki, bo wygrywamy i to nie jest przypadek. Gramy naprawdę dobrze. Mamy swój plan na grę, chcemy dominować i chcemy dalej tą drogą podążać.

W niesamowitych okolicznościach podnieśliście się w meczu z Lechem Poznań. Można powiedzieć, że mogliście poczuć się trochę jak Liverpool z pamiętnego finału Ligi Mistrzów z AC Milan, który też przegrywał 0:3…

Już w poprzednim sezonie pokazaliśmy, że potrafimy wychodzić z trudnych sytuacji. Pamiętam, że w meczu z Wisłą Płock przegrywaliśmy w pewnym momencie 0:2, a finalnie wygraliśmy 4:2. Pokazaliśmy tym samym mental, a trzeba pamiętać, że miało to miejsce w trudnej dla nas sytuacji, bo gdy graliśmy o utrzymanie. Trener zresztą cały czas przypomina nam o naszej tożsamości, przekonując nas do tego, że stać nas na to, aby dominować w grze. Mając odpowiednie nastawianie, można podnieść się nawet w spotkaniach takich jak to z Lechem Poznań, gdy przegrywaliśmy 0:3.

John van den Brom był pod wrażeniem Waszej gry, doceniając, że mieliście blisko 60 procent posiadania piłki. Takie pochwały wpływają na Was mobilizująco, czy nie ma to żadnego znaczenia?

Nie słyszałem o tym, ale cieszy, że takie opinie z zewnątrz są na nasz temat. To oznacza, że dobrze funkcjonujemy jako drużyna. To na pewno miłe, ale nie można się takimi głosami zadowalać i trzeba dalej robić swoje.

Moda na Żółto-czerwonych

Gdzie tak naprawdę jest sufit Waszej ekipy, czy sezon 2023/2024 to właśnie ten, w którym Jagiellonia będzie bić się o mistrzostwo Polski?

Tak naprawdę nikt w Jagiellonii nie wie, gdzie jest nasz sufit. Podążamy swoją drogą, a co będzie, czas pokaże. Skupiamy się natomiast na tym, aby pracować i podnosić swoje umiejętności. Oby pozwoliło nam to zająć jak najwyższe miejsce w ligowej tabeli.

Czuje się Pan dzisiaj najlepszym lewym obrońcą w Polsce?

Nie lubię oceniać samego siebie, bo to bardzo niezręczne. W każdym razie cieszę się, jak moja gra dzisiaj wygląda. Zdaję sobie jednocześnie sprawę z tego, że nie mogę się tym zadowolić, chcąc cały czas poprawiać swoje statystyki z golami i asystami.

Wciąż jest Pan pod obserwacją selekcjonera Michała Probierza. Gdy w trakcie październikowego zgrupowania musiał się Pan udać dwa razy na trybuny były w Pana głowie myśli w stylu: “Już naprawdę nie wiem, co mogę więcej zrobić, aby zagrać w reprezentacji Polski”?

Nic z tych rzeczy. Doceniałem natomiast to, że otrzymałem powołanie do kadry. Marzeniem każdego jest gra z orzełkiem na piersi. Jasne, że był pewien niesmak, bo wybierając się na zgrupowanie reprezentacji Polski, chciałem znaleźć się w kadrze meczowej i mieć okazję do gry. Twardo jednak stąpam po ziemi. Chcę robić swoje i mam zamiar dobrą dyspozycją na boisku sprawić, że będę gotowy na kolejne powołanie do kadry.

LEGIA – KIERUNEK WIOSNA? | Tetrycy #85 | Raków | Górnik Zabrze | Podbeskidzie

Trudne było wejście do reprezentacji Polski?

Nie było pod tym względem żadnego kłopotu. W drużynie każdy jest otwarty. Szybko nawiązałem nić porozumienia z kadrowiczami, co nie jest niczym nadzwyczajnym, bo dzisiaj to jest na porządku dziennym, nie tylko w reprezentacji, ale również w klubach.

Spodziewa się Pan powołania na listopadowe zgrupowanie reprezentacji Polski?

Do jego startu zostało jeszcze kilka meczów, więc na pewno każdy, w tym także ja, będzie pracować nad tym, aby przekonać do siebie selekcjonera.

A dzisiaj czuje się Pan lepszym zawodnikiem niż przed powołaniem do reprezentacji Polski na mecze z Wyspami Owczymi i Mołdawią?

Zebrałem kolejne doświadczenia, więc mogę spokojnie powiedzieć, że tak. Czuję się dzisiaj lepszym zawodnikiem. Miałem okazję z bliska zobaczyć zawodników, występujących na co dzień w klubach zagranicznych. Mogłem z nimi porozmawiać, trenować, to na pewno było rozwijające dla mnie.

Marzeniem gra w Premier League

Chwilę wcześniej poruszony został wątek, co mógł Pan zrobić więcej, aby zagrać w kadrze. Pół żartem pół serio zrobił Pan więcej, bo zareagował ostatnio na ligowych boiskach, strzelając gola a’la Sławomir Wojciechowski, czyli bezpośrednio z rzutu rożnego. Były zawodnik GKS-u Katowice trafił w trakcie swojej kariery do Bayernu Monachium. Pan również myśli o karierze za granicą?

Gram po to, aby się rozwijać i cały czas poprawiać swoją grę. Wierzę, że tak będzie. Jeśli to się uda, to można czerpać z takiej sytuacji jak najwięcej.

A gdyby miał Pan wybierać, to w jakiej lidze chciałby Pan spróbować swoich sił?

Tak daleko nie wybiegam do przodu (śmiech). Faktem jest natomiast to, że gdy mam śledzić piłkę w telewizji, to najbardziej odpowiada mi Premier League.

Wraz z dobrą grą będzie rosła popularność. Jak będzie Pan sobie z tym radził?

Na razie jest ok.

Nie zaczyna być to męczące?

W mediach jest ostatnio mnie dużo, ale to oczywiste, bo bramki robią swoje. Podchodzę w każdym razie do tego na spokojnie.

Bliscy okazują wsparcie

Będąc na zakupach, kibice rozpoznają Pana?

Jeszcze nie jest to taka popularność (śmiech). Chociaż poruszając się po Białymstoku, są sytuacje, że rozmawia się z kibicami, zrobi zdjęcie, czy podpisze autograf. Odnajduje się w nowej rzeczywistości.

Bartłomiej Wdowik
Bartłomiej Wdowik (fot. Imago / Grzegorz Wajda / SOPA Images)

Jak w domu przyjęta jest Pana eksplozja formy?

Rodzice i brat bardzo cieszą się, że mi się wiedzie. Moja dziewczyna również cały czas wspiera mnie. Mamy co prawda związek na odległość, ale nie przeszkadza jej to w tym, aby być na spotkaniach z moim udziałem, za co jestem jej niezwykle wdzięczny. Kibicowała mi na meczu między innymi z Lechem Poznań i bardzo jej za to dziękuję. Mogę liczyć cały czas na wsparcie ze strony najbliższych i różne wskazówki, co jest bardzo pomocne.

Dzisiaj ma Pan kontrakt z Jagiellonią do 2025 roku. Gdzie widzi Pan natomiast siebie za pięć lat?

Mam nadzieję, że będę regularnie grał w reprezentacji Polski.

Czytaj więcej: Co z przebudową stadionu Rakowa? “Wszystko odbywa się z poślizgiem”

Komentarze