Koniec pięknej bajki

Reprezentacja Argentyny
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Reprezentacja Argentyny

Futbol, tak jak każda dziedzina życia, potrzebuje swoich mitów i legend. Historii o piłkarzach powołanych prosto z plaży, by potem wygrali Euro, chłopakach z rioskich plaż wygrywających mundiale albo bajek o jakiejś bliżej nieznanej, ale cudownej odmianie piłki nożnej jakby żywcem wziętej z filmów o kapitanie Tsubasie.

  • Piłkarze coraz częściej są zagonieni w schematy i coraz mniej miejsca na solowe popisy
  • Brak dokładnego planu i ciekawego pomysłu na rozegranie Copa America spowodował, że turniej był mało atrakcyjny

Być może dlatego, że piłka nożna jest coraz bardziej zaawansowana, że jednostka znaczy w niej coraz mniej (chociaż Lionel Messi i Cristiano Ronaldo zadają kłam tej podstawie funkcjonowania sportu zespołowego, to raczej należy traktować ich jako odstępstwa od reguły) wielu ludzi wierzy w te bajki, przez innych nazywane kocopałami, a przez kolejnych głupotami. Prawdą bowiem jest, że zawodowy futbol generuje nam rozrywkę najwyższych lotów ale też dawno już zagonił piłkarzy w schematy, odział w gorset zadań taktycznych tak zaawansowanych, że mniej już miejsca na solowe popisy.

Copa America nie taka jak z marzeń

Piszę o tym wszystkim ciągle mając w pamięci nieudany turniej Copa America. Turniej rozgrywany w Brazylii, bez udziału kibiców. Turniej, którego niewłaściwy regulamin promował przeciętniaków a najlepszych skutecznie zniechęcał do grania na pełnych obrotach.
Jeśli kto liczył, że spotka “nowego Ronaldo” czy “następcę Messiego” to pewnie solidnie się zawiódł. Miał jednak okazję dostrzec szeregi różnic w futbolu europejskim i południowoamerykańskim. Niestety, dla tego drugiego, znacząco wpływających na odbiór zawodów piłkarskich.

I wcale nie chodzi o to, że piłkarze w Ameryce Południowej gorzej kopią piłkę niż na Starym Kontynencie, to opakowanie i sprzedawca niszczą produkt. Pisałem o tym, że piłkarze Brazylii i Urugwaju w Copa America grać nie chcieli. Pisałem o pustych trybunach, o graniu w szczytowej fazie pandemii (Ameryka Pd. jest teraz jej epicentrum). O prezydencie federacji szantażującym selekcjonera Brazylii, a potem oskarżonym o podejmowanie nieuprawnionych decyzji, a wreszcie o molestowanie seksualne i mobbing. 

Pisałem o beznadziejnym sędziowaniu, którego efektem było szatkowanie meczów niezliczonymi przerwami w grze. O nieprzygotowanych (bo i kiedy?!) płytach boisk. Wreszcie o tym, że ta sama federacja Brazylii, która była gospodarzem turnieju nie przerwała rozgrywania meczów ligi krajowej więc kilkunastu zawodników wzięta prosto z klubu na turniej i prosto po turnieju (bez żadnych urlopów) zagnano do treningów w klubach! 

Wszystko to razem brzmi jak nieprawda, jak zmyślone w chorej głowie kłamstwo. NIemożliwe by tak traktowano Neymarów, Casemirów, Edersonów czy Marquinhosów… Ale tak to właśnie wygląda. Brak planu, brak pomysłu, byleby się kręciło, a do kopania piłki zawsze ktoś się znajdzie. Nie zliczę ilu kibiców z Polski zadawało sobie pytanie: dlaczego ten turniej nie jest organizowany wspólnie z Ameryką Północną? Nie zliczę też argumentów, którymi posługują się obie strony (CONCACAF właśnie katuje rozpaczliwie bezprestiżowy Gold Cup), by wspomnieć tylko najważniejsze:

  • reklamodawcy w Ameryce Pd i Pn stosują diametralnie inne strategie promocji i nie chcą ich łączyć (chodzi o firmy z USA);
  • różnice czasowe (jakby zakładano, że turnieje od razu będą grane w Kanadzie, USA i Meksyku);
  • odległości (patrz wyżej);
  • eliminacje…

I właśnie ten ostatni argument jest najczęściej paraliżującym rozmowy. CONMEBOL był bardzo zadowolony z formuły znanej z 2016, kiedy to rozegrano Copa America Centenario. Wtedy raz jeden w historii obie federacje połączyły siły. 10 drużyn z CONMEBOL (wszystkie) i sześć z CONCACAF (wycinek spośród 41 członków federacji). 

Kogo poświęcić miałby CONMEBOL i jakich chwatów wyłoniłyby eliminacje z północy jeśli poza Mekykiem i USA nikt inny południowcom do szczęścia nie jest potrzebny. Nota bene, USA i Meksyk są już w półfinałach Gold Cup, rywali mają w drużynach Kataru i Kanady, zatem najbardziej spodziewany finał turnieju jest bardzo prawdopodobny.

Skoro więc południowcom zależy na nieskończonych meczach Argentyny z Brazylią a północnym Meksyku z USA to dlaczego działacze obu federacji mieliby to przerywać? Najbardziej oczywista odpowiedź – dla sportu – w świecie cyników brzmi kretyńsko. Bo tam nie o sport, a o tony dolarów chodzi. Już nawet widzów nie potrzeba, by się kasą podzielić, co już zdaje się najgorszym wyzwaniem wielbicieli tamtejszych reprezentacji. Niech zatem nie dziwi nazywanie Brazylii “reprezentacją CBF”, “drużyną w żółtych koszulkach” itp.

Tak się nie da wygrać

Młodsi kibice pewnie szperając w przepastnych archiwach internetu natknęli się na ośmioletnią lukę w rozgrywaniu Copa America. Zwrócili uwagę na znacznie mniejszą liczbę udziałów w turnieju Brazylii niż Argentyny czy Urugwaju, a nawet Chile. To jeden z efektów podobnego przesilenia z lat 60. Wtedy to Brazylia po wygraniu dwóch z rzędu mistrzostw świata poczuła się “za duża” na turniej, w którym kontynentalna federacja nie płaciła za udział największych wówczas gwiazd światowego futbolu. Dość powiedzieć, że Pele w Copa America zagrał raz, w 1959 roku jako 19-latek. Po prostu, Kanarkowym opłacało się jeździć na tournee po Europie i Ameryce, by kasować grube pieniądze za dziesiątki towarzyskich meczów z lokalnymi klubami i reprezentacjami. Paradoksalnie, właśnie wtedy Brazylia grała najczęściej z europejskimi drużynami, a nie to co teraz, kiedy to południowi Amerykanie ciągle grają ze sobą eliminacje (bo wszystkie kraje grają z wszystkimi), a do tego w tym samym zestawie rywalizują o Copa America.

Nie ma co się dziwić, że selekcjonerom ekip kontestujących Puchar Ameryki najbardziej doskwiera brak konfrontacji z Europejczykami. Bo w końcu to oni wywalają za burtę Latynosów podczas mundialu a ten nieustannie jest najważniejszym turniejem na świecie! A przyjechawszy prosto z plaży nie da się go wygrać. I tej bajki nie kupi już żaden frajer!

Bartłomiej Rabij

Komentarze