Zmarnowane Złote Pokolenie. Zniszczyły ich media, taktyka i presja oczekiwań

Dawne gwiazdy reprezentacji Anglii
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Dawne gwiazdy reprezentacji Anglii

Anglicy, podobnie jak Polacy, często żyją przeszłością i wracają do niej w dyskusjach przy stole. Zwłaszcza, gdy pojawi się temat Złotej Generacji. Panuje powszechne przekonanie, że posiadali reprezentację, która mogła wygrać mistrzostwa Europy lub mistrzostwa świata. Tymczasem tylko raz podczas wielkiego turnieju dotarła do ćwierćfinału.

24 czerwca 2004 roku. Ćwierćfinał mistrzostw Europy z Portugalią zakończył się remisem 2:2. O wszystkim decydują rzuty karne. Ulubieniec fanów, David Beckham, podchodzi do jedenastki i w kompletnie niezrozumiały dla siebie i wszystkich widzów sposób posyła piłkę kilka metrów nad poprzeczką. Tak umierają marzenia Synów Albionu o półfinale wielkiej imprezy. Później pudłuje jeszcze Darius Vessell i piłkarze Svena-Gorana Erikssona jadą do domu.

Każdy kolejny wielki turniej, począwszy od tego w 2002 roku, wiązał się z wielkimi nadziejami. Jedziemy po złoto – krzyczały nagłówki takich gazet jak The Sun czy Daily Mail. Anglicy mieli zresztą podstawy, by oczekiwać po swoich ulubieńcach dobrego wyniku. Ci zwykle przechodzili jak burza przez eliminacje. Mieli poza tym piłkarzy światowej klasy. Nieprzypadkowo drużynę z przełomu XX i XXI wieku zaczęto określać mianem Złotego Pokolenia.

Ośmieszyli reprezentację Niemiec

David Beckham, Paul Scholes, Steven Gerrard, Frank Lampard, John Terry, Wayne Rooney, Rio Ferndinand, Michael Owen, Ashley Cole… – wielkich nazwisk, które robiły kariery w swoich klubach, było od groma. Największe oczekiwania względem tamtej drużyny związane były z mundialem w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku. W eliminacjach Anglicy upokorzyli Niemców wygrywając 5:1. Dziennikarze nie mają wątpliwości, że to właśnie wtedy, w 2001 roku, narodziło się Złote Pokolenie.

Ludzie przez lata zaczepiali mnie na ulicy i mówili mi o tym meczu. Upokorzyliśmy wtedy Niemców, rewanżując się za porażkę u siebie. Nasz występ był po prostu wielki – mówił w wywiadzie dla FourFourTwo Michael Owen. – Nigdy nie widziałem lepszego występu reprezentacji Anglii – stwierdził natomiast Franz Beckenbauer. Wyznanie Niemca było tym bardziej znaczące, że grał przecież w 1966 roku przeciwko wyspiarzom w finale mundialu. Arsene Wenger mówił natomiast: – Anglicy są dla mnie faworytami tego mundialu.

Zatrudnienie w styczniu 2001 roku pierwszego w historii zagranicznego selekcjonera, Svena-Gonara Erikssona, wywołało w Anglii wiele kontrowersji. Wystarczyło jednak kilka miesięcy, by Szwed przekonał do siebie wszystkich krytyków. Podczas Euro 2000 Anglicy nie wyszli nawet z grupy, a dwa lata później jechali do Azji w roli pretendentów do tytułu.

Na turnieju zabrakło z powodu urazów Stevena Gerrarda i Gary’ego Neville’a, a rzutem na taśmę do kadry wrócił po kontuzji Beckham. – Byliśmy w grupie śmierci – wspominał Danny Mills, który zastępował w składzie wspomnianego Neville’a. Anglicy swój najlepszy mecz na całym turnieju rozegrali 7 czerwca, gdy po rzucie karnym wykorzystanym przez Beckhama wygrali 1:0 z Argentyną. Media i kibice byli niczym w ekstazie. Niepokojące było jednak to, że zarówno na tle Szwedów, jak i Nigeryjczyków drużyna Erikssona wypadała już bladziej. Wydawało się jednak, że Anglicy będą rozkręcać stopniowo. Po wyjściu z grupy rozbili Duńczyków (3:0), ale później zatrzymała ich Brazylia.

Anglicy długo przeżywali ten mecz. Po bramce Owena prowadzili, ale szybko wyrównał Rivaldo. Po przerwie z rzutu wolnego do siatki trafił Ronaldinho. Wyspiarze mieli swoją szansę, bo od 57. minuty po czerwonej kartce grali w przewadze. – Jednak nawet wtedy, mając jednego piłkarza mniej, Brazylijczycy lepiej utrzymywali się przy piłce – lamentował Mills. – Było 38 stopni gorąca i nie mieliśmy sił biegać po murawie – dodawał.

Ostatecznie w finale z Brazylijczykami zagrali Niemcy. Ci sami, którzy rok wcześniej zostali przez Anglików upokorzeni. Krytyka ze strony mediów po powrocie na Wyspy nie zmiotła Svena-Gonara Erikssona. Szwed został na stanowisku, a drużyna jechała z równie wielkimi nadziejami na turniej Euro 2004 do Portugalii. Zwłaszcza, że do Złotej Generacji dołączyła wschodząca gwiazda, młodziutki wówczas napastnik Wayne Rooney.

Wszystko zaczęło się spytać, gdy podczas ćwierćfinału z Portugalią Wayne doznał po pół godzinie gry kontuzji – wspominał Emile Heskey. Później sędzia Urs Meier w kontrowersyjnych okolicznościach nie uznał gola Campbella. Rzuty karne okazały się natomiast totalną katastrofą ze wspomnianym na wstępie pudłem Davida Beckahama.

To, co miało być siłą, okazało się słabością

Anglicy mieli w drugiej linii takich piłkarzy jak Beckham, Lampard, Gerrard i Scholes. Ich współpraca nie układa się jednak wcale doskonale. Nieporozumienia zdarzały się zwłaszcza na linii Lampard – Gerrard. Ci dwaj wybitni piłkarze niezbyt dobrze umieli ze sobą współpracować. Ciosem była dla Anglików decyzja Paula Scholesa, który jeszcze w samolocie, który wracał z turnieju z Portugalii postanowił zrezygnować z gry w kadrze. W wieku zaledwie 29 lat. – On był z nich wszystkich najlepszy. Dla mnie to kompletnie niezrozumiałe, że mając takich graczy jak Scholes Anglicy nigdy niczego nie wygrali. Jego odejście z kadry było początkiem końca tego niespełnionego pokolenia – wspominał znany dziennikarz Henry Winter.

O taktyce szwedzkiego szkoleniowca mówił też po latach Michael Owen. Jego zdaniem Anglicy osiągnęliby więcej, gdyby selekcjoner dał im szansę w ustawieniu 3-5-2. Tymczasem uparcie stawiał na system 4-4-2. – Mijają lata, a ja wciąż uważam, że taktyka Erikssona nas ograniczała. W środku pola kotłowało się zbyt wielu dobrych piłkarzy, takich jak Gerrard, Lampard i Scholes. To, co miało być naszą siłą, okazało się naszą słabością – ocenił Owen.

Niektórzy zwracają uwagę, że na każdym kolejnym turnieju Anglicy wyglądali na zmęczonych długim klubowym sezonem. Znamienne było to, co po odpadnięciu Synów Albionu z mundialu powiedział dawny mistrz świata z reprezentacją Francji, Michel Platani. – Zimą Anglicy są jak lwy i mogliby rozszarpać każdego. Ale na wiosnę, po sezonie, są bezbronni niczym jagnięcia – mówił.

Zjadły ich media

Swoje miały zrobić też angielskie tabloidy. Presja jaką wywierała przed każdym wielkim turniejem opinia publiczna była ogromna. – Nie sugeruję, że dziennikarze mieli zawsze złe intencje, ale to, co o nas pisali nam nie pomagało. Wiem, że jako profesjonaliści powinniśmy radzić sobie z presją, ale ta ze strony mediów w naszym kraju była nieraz toksyczna – tłumaczył Emile Heskey.

Znamienne są zresztą słowa Harry’ego Wintera. – Jeden z ówczesnych piłkarzy z kadry wyznał mi, jak wielką tremę i strach odczuwał w tunelu stadionu przed wybiegnięciem na murawę. Potrafił myśleć tylko o tym, co napiszą o nim media i co powiedzą dziennikarze. Bał się złej noty za występ. Jeśli zawiodłeś, to brukowce nie miały dla ciebie litości – dodał.

Powszechnie uważa się, że ówczesną drużynę zaczęto nazywać Złotym Pokoleniem za sprawą Adama Croziera, szefa Angielskiej Federacji Piłkarskiej. – My o to, by nas tak nazywano się nie prosiliśmy – wyznał w 2009 roku Frank Lampard. – To, że nas tak nazywano nam nie pomagało i nakładało na nas dodatkową presję. Zwłaszcza, że niczego, nim określono nas takim mianem, nie wygraliśmy. Czasem czuliśmy, że ludzie tylko czekają na nasze potknięcie, by odczuwać satysfakcję – wspominał Lampard.

Nie mam wątpliwości, że nasz zespół miał potencjał, by wygrać wielką imprezę. Jednak w kluczowych meczach trafialiśmy na zespoły lepiej zorganizowane i takie, które lepiej się rozumiały – ocenił Emile Heskey. – Inna sprawa, że określano nas mianem, na jakie nie zasługiwaliśmy. Złote Pokolenie mieli Francuzi z Henrym, Petitem, Desaillym, Zidane’em czy Anelką. Mieli je też Brazylijczycy z Ronaldo, Rivaldo czy Ronaldinho. Oni, w przeciwieństwie do nas, wygrywali puchary – stwierdził Heskey.

Stracone pokolenie

Nie brakuje opinii, że zbyt duża liczba gwiazd okazała się przekleństwem tej reprezentacji. W mediach pojawiały się artykułu, że Eriksson osiągnąłby znacznie więcej, gdyby zrezygnował z Franka Lamparda lub Stevena Gerrarda. Chociaż obaj byli wybitnymi pomocnikami i robili wielkie kariery, w kadrze, na boisku, między nimi nie iskrzyło. Sam Lampard, w wywiadzie z 2018 roku, był jednak innego zdania. – Nie należało z któregoś z nas rezygnować, tylko pomóc nam i do naszej dwójki dołożyć trzeciego środkowego pomocnika. Kogoś takiego jak Owen Hargreaves, Michael Carrick czy wcześniej Paul Scholes – mówił Lampard. Tłumaczył on, że dzięki temu zarówno on, jak i Gerrard mogliby grać bardziej naturalnie i do przodu. Dokładnie tak jak w swoich klubach, z którymi wygrywali Ligę Mistrzów.

Anglicy nie mieli w tamtej dekadzie szczęścia do selekcjonerów. Następca Svena-Gorana Erikssona, Steven McClaren kompletnie zawalił eliminacje. Jego drużyna przegrała w Zagrzebiu i Moskwie. Mogła jeszcze się uratować, gdyby zremisowała u siebie z Chorwacją. Anglicy jednak przegrali i w kompromitującym stylu odpadli z eliminacji do Euro 2008. Złote pokolenie zaczęto nieprzypadkowo nazywać pokoleniem straconym.

Anglikom na pocieszenie została tylko piłka klubowa. Terry, Cole i Lampard wygrali Ligę Mistrzów z Chelsea. Scholes, Beckham i Neville sięgnęli w 1999 roku po Puchar Europy z Manchesterem United. Później, w 2008 roku, uczynili to też Rooney i Rio Ferdinand. Swojego triumfu doczekał się także Steven Gerrard, sięgając po upragniony sukces w Lidze Mistrzów po pamiętnych finale w Stambule.

Już dzisiaj Anglia zmierzy się z Polską na Wembley. Sprawdź gdzie oglądać mecz Polska – Anglia w telewizji oraz online!

Komentarze