Wierzył, że pokona śmiertelną chorobę. Na koniec prosił już tylko o eutanazję

Fernando Ricksen
Obserwuj nas w
twitter.com/RangersFC Na zdjęciu: Fernando Ricksen

Gdy słyszysz, że masz chorobę neuronu ruchowego (ALS), jest to jak wyrok. To schorzenie, które najpierw przykuwa do łóżka, a później zabija. Fernando Ricksen wierzył, że będzie pierwszym, który z chorobą tą wygra. Zaczął pisać książkę, aby opisać swoją walkę o powrót do życia. Koniec końców prosił wszystkich o śmierć. Przywitał ją z prawdziwą ulgą.

Lipiec 2019 roku, dwa miesiące przed śmiercią. Szpital St Andrew’s w Airdrie (Szkocja)

Nie mogę już tak dłużej – powiedział Ricksen do swojego bliskiego znajomego i dziennikarza, Vincenta De Vriesa.

Czego, Fernando? – spytał.

Tego. Życia. Wszystkiego – odparł.  

Październik 2013 roku, 6 lat przed śmiercią

Wiadomość ta spadła na Fernando Ricksena jak grom z jasnego nieba. 37-latek był okazem zdrowia i pozostawał nadal czynnym piłkarzem. Po pełnej sukcesów karierze w Rangers i AZ Alkmaar reprezentował barwy holenderskiej Fortuny Sittard. To, co usłyszał od lekarza nie tylko zatrzymało jego dalszą przygodę z piłką. Wywróciło też jego życie do góry nogami. Doktor nie owijał w bawełnę. Gdy słyszysz, że masz chorobę neuronu ruchowego (ALS), jest to jak wyrok. Oznacza to powolną śmierć i dzisiejsza medycyna, poza uśmierzaniem bólu i odwlekaniem ostatecznego, niewiele może tu zrobić.

Fernando Ricksen, który na boisku był prawdziwym wojownikiem, nie zamierzał się łatwo poddawać. – Miał trzy życzenia – wspominali jego bliscy. – Chciał być pierwszą osobą, która stawi czoła i pokona ALS. Chciał zobaczyć jeszcze raz Rangers zdobywających mistrzostwo Szkocji. Chciał też napisać książkę o swojej walce z tą chorobą – mówili.

Niestety, dwa pierwsze życzenia nie zostały zrealizowane. Ricksen zmarł po sześcioletniej, bolesnej batalii, a Rangers dopiero teraz, w 2021 roku, zdobędą prawdopodobnie mistrzostwo Szkocji. Marzenie o książce zostało jednak zrealizowane. Napisał ją przy pomocy żony Weroniki i bliskiego przyjaciela i zarazem dziennikarza Vincenta De Vriesa. Nadali jej tytuł: The Final Battle – Finałowa walka. Środki z jej sprzedaży przeznaczono na cele charytatywne, by pomóc innym walczącym z tą chorobą.

Umierał dumny, z podniesioną głową

Gdy znane osobistości walczą ze śmiertelną chorobą, zwykle wyłączają się z życia publicznego i nie chcą mieć nic do czynienia z mediami. Ricksen postanowił jednak żyć na swoich zasadach. Nie dość, że pisał książkę, to jeszcze zaprosił do siebie do domu kamery BBC, by dziennikarze zrobili materiał, który obejrzały miliony widzów w Holandii i Wielkiej Brytanii. Tłumaczył, że chciał pokazać ludziom, że walka ze śmiertelną chorobą jest możliwa i nie powinno być to tematem tabu. Chciał też pokazać innym cierpiącym, że nie są sami.

To był typowy Fernando – mówiła płacząc w wywiadzie dla The Scottish Sun po jego śmierci wdowa po Ricksenie, Weronika. – Dlatego też tak nalegał na tę książkę. By pokazać, że nigdy nie należy się poddawać. Trzeba walczyć do końca, nawet jeśli wszyscy ci mówią, że batalia i tak będzie przegrana. Nawet z takim wyrokiem jak ALS można nadal oddychać, cieszyć się z małych rzeczy. Kochać i żyć – mówiła. I Fernando to robił. Przynajmniej do momentu, gdy ból nie był już tak silny, że prosił Boga o jak najszybszą śmierć.

Czerwiec 2019 roku, trzy miesiące przed śmiercią

Jego wiadomości z dnia na dzień stawały się coraz krótsze. Jeszcze miesiąc wcześniej, w czerwcu, Fernando Ricksen zorganizował pożegnalne spotkanie z kibicami Rangers. Przybyło na nie ponad 200 osób. Wielu wychodziło szybko z sali hotelowej, nie ukrywając łez. Obraz wychudzonego, ledwo odzywającego się 43-latka był trudny do zniesienia. Choroba niszczyła go coraz bardziej z godziny na godzinę. – Jego widok rozbił moje serce na małe kawałki – mówił jeden z fanów, który lata wcześniej oglądał Ricksena zdobywającego bramki na Ibrox Park.

Dokument, który wstrząsnął piłkarskim światem

BBC Scotland wyemitowało dokument The Final Battle – o takim samym tytule jak powstająca książka. Dla ludzi ze świata sportu, a zwłaszcza kibiców Rangers, niezwykle bolesne było zobaczyć to, w jakim ich idol był stanie. Po kilku latach walki z chorobą Ricksen został przykuty do wózka. Później nie mógł już poruszać żadną częścią ciała, nawet swoją głową. Nie był w stanie też mówić. Od 2018 roku porozumiewał się ze światem za pomocą programu komputerowego. Dokładnie tego samego, jaki służył najsłynniejszemu astrofizykowi Stephenowi Hawkingowi.

Gdy go zamontowano, całej rodzinie popłynęły łzy. Żona Weronika straciła już wcześniej nadzieję, że usłyszy jeszcze głos swojego męża. Za pomocą komputera stało się to przynajmniej częściowo możliwe. Fernando za pomocą ruchu gałek ocznych wybierał spersonalizowane frazy, które były odczytywane przez specjalny program. – To całkowicie zmieniło moje życie – mówił wówczas, w 2018 roku, Ricksen. – W końcu mogę znowu z nimi rozmawiać, by przekazywać swoje myśli, to czego potrzebuję i co czuję. Zapytać się jak się mają i prowadzić rozmowę – tłumaczył Ricksen. Jego najbliżsi mówili, że Fernando nawet wówczas, będąc w tak fatalnym położeniu, potrafił  z siebie i otoczenia żartować. Humor został z nim prawie do końca.

Po pewnym czasie Ricksen zdał sobie sprawę, że jest to walka, której nie wygra. Postanowił jednak przywitać śmierć z podniesioną głową. – Możecie sobie tylko wyobrazić jak to jest, gdy najprostszych czynności nie możecie wykonywać już samodzielnie. Gdy nie możesz wstać z wózka, mówić, poruszyć nogą. Kiedy jesteś zmuszony pić i jeść przez rurkę. To nie jest życie… To po prostu walka o przetrwanie i o to, by się całkowicie nie załamać – pisał w swojej książce.

Na pytanie, co robi, gdy nie może już tego znieść, Ricksen odpowiadał: – Zamykam oczy i słucham muzyki. Andrea Bocelli mnie uspokaja.

Problemy z alkoholem

Jego córka, Isabella powiedziała w wieku 7 lat, że chce pójść w ślady taty i zostać piłkarką. Nic w tym dziwnego, skoro miała ojca, w którym zakochała się połowa Glasgow. To właśnie w Szkocji Holender spędził najpiękniejsze lata swojej piłkarskiej kariery. Trafił tam w 2000 roku po udanych trzech sezonach w AZ Alkmaar. Trener Dick Advocaat zapłacił za niego 3,75 milionów funtów. W Glasgow Ricksen został kapitanem zespołu i jednym z bohaterów sezonu 2004-2005, gdy Rangers dopiero w ostatniej kolejce zapewnili sobie mistrzostwo kraju.

Faktem jest, że w Szkocji docenili go bardziej niż w jego ojczyźnie. Ricksen zagrał tylko 12-krotnie w reprezentacji Holandii, chociaż trzeba przyznać, że miał w tamtych czasach ogromną konkurencję. Do szkockiego stylu gry pasował idealnie. Nie bał się gry na łokcie i wykonywał bezpardonowe wślizgi w nogi rywali. Nie tylko, jak przystało na środkowego pomocnika, dobrze podawał, ale też świetnie uderzał z dystansu. Skutecznie wykańczał też akcje i strzelał niejednego gola Celticowi.

Wielu uważa jednak, że zrobiłby znacznie większą karierę, gdyby nie jego problemy z piciem. – Jestem alkoholikiem – przyznał po latach Ricksen. To właśnie wódka zniszczyła jego pierwsze małżeństwo. – Gdy zaczynam pić, piję dopóki nie upadam na podłogę. To mój największy problem. Alkohol poplątał mi wszystko, włącznie z małżeństwem – wspominał. Ostatecznie to właśnie przez picie zakończyła się jego przygoda z Rangers. Ricksen upił się w samolocie zabierającym drużynę na obóz przygotowawczy do RPA. Trener Paul Le Guen tak się wściekł, że zdecydował się odesłać Ricksena do domu.

Trafił potem na kilka tygodni do kliniki walki z nałogiem w Hampshire, ale wrócił do picia po zaledwie kilku tygodniach. Potem upijał się tez po transferze do Rosji, gdzie występował w St. Petersburgu. Na dobre alkohol odstawił dopiero w ostatnich latach kariery, grając dla Fortuny Sittard. Ricksen był z siebie naprawdę dumny i liczył kolejne tygodnie bez kropli wódki. Mówił, że chciałby zostać w przyszłości trenerem. Na świat w 2012 roku przyszła jego córka. Miał nową żonę i piękne plany. Gdy mała Isabella skończyła zaledwie 18 miesięcy, Fernando usłyszał jednak, że ma ALS i umiera.

Marzenie o eutanazji

Pod koniec Fernando nie rozmawiał już ani ze swoją matką, ani ze znajomymi. Czekał po prostu na to, by jego życie się zakończyło. Wtedy, na przełomie czerwca, Ricksenowi zaświtała myśl o powrocie do Holandii, gdzie w przeciwieństwie do Szkocji możliwa byłaby eutanazja. “W pełni to rozumem. Za każdym razem, gdy go odwiedzam, nic się nie zmienia. Wciąż tam jest, w swoim łóżku i ze swoim bólem, dokładnie w tej samej pozycji. Dla niego życie stało się nieustannym cierpieniem. Nie dziwię się, ze mówi: pozwólcie mi wyjechać do Holandii, by zakończyć to bezużyteczne życie” – wspominała Weronika.

Ostatecznie do wyjazdu nie doszło. Fernando odszedł 18 września 2019 roku.

W ostatnich tygodniach choroby Weronika usłyszała, że nie ma odwiedzać go już w szpitalu. Fernando nalegał, by wraz z córką Isabellą pozostała w ich domu w Hiszpanii. – Nie chciał, bym oglądała go w takim stanie. Chciał mi tego oszczędzić. Sprzeczaliśmy się o to, ale ostatecznie uszanowałam jego wolę. To było jego ostatnie życzenie – wspominała Weronika. Po jego śmierci przyznała jednak, że ma wobec siebie duże wyrzuty sumienia. – On umierał tam w Szkocji sam, bez swoich bliskich. Wiem, że taka była jego wola, ale ta myśl będzie mnie prześladować do końca moich dni – wyjaśniła.

Po pogrzebie w szkockim Airdie rodzina Fernando Ricksena udała się pod Ibrox Park. Cała ściana stadionu została ozdobiona koszulkami, szalikami i kwiatami. Wszystko na cześć zmarłego Ricksena. – Wiedziałam, że w Glasgow go kochali, ale nie przypuszczałam, że tak bardzo – przyznała matka Fernando, Anneke w rozmowie z The Athletic. Gdy zobaczyła, że wśród pozostawionych przy stadionie rzeczy są nawet koszulki kibiców Celticu, miała zalać się łzami.

Można powiedzieć, że w pogrzebie Fernando Ricksena udział brało całe Glasgow. Samochód z jego trumną jechał ulicami miasta, by zahaczyć o stadion Ibrox Park. Na ulicach czekały na Fernando tysiące ludzi. Przede wszystkim kibiców Rangers, ale nie tylko.

W kościele Wellington puszczono piosenkę Abby – Fernando. To właśnie na jej cześć otrzymał takie, a nie inne imię. Gdy trumnę z jego ciałem chowano do ziemi, z głośników poleciał natomiast utwór Tiny Turner – Simply The Best (Po prostu najlepszy). Jest to nieoficjalny hymn Rangers i zarazem tytuł, który dobrze określa Fernando Ricksena. Bo choć zmagał się z alkoholizmem i śmiertelną chorobą, dla ludzi z Glasgow i swojej rodziny pozostał bohaterem. Po prostu Simply The Best.

Komentarze