SerieALL #12. Winy i “winy” Milika, czyli odmrażanie sobie uszu na złość babci

Arkadiusz Milik
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Arkadiusz Milik

Różnicę w meczu potrafi zrobić słabszy mental jednego z 22 biegających po boisku facetów. Znaczenie może mieć minimalne wykroczenie któregoś z piłkarzy poza optymalne dla niego obciążenie treningowe, kto wie – pewnie nawet gorsze śniadanie. Przy tak wyrównanym poziomie, jaki jest na szczytach piłki, o wyniku decydują niuanse. Skoro takie szczegóły nie są bez istoty, pomyślcie tylko, jak destrukcyjnie może działać ego właściciela klubu. Podsumowanie 12. kolejki Serie A to dobry moment na to, by zastanowić się, czy odsunięcie Arkadiusza Milika od drużyny nie jest klasycznym “na złość babci odmrożę sobie uszy”.

Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.

Oczywiście Milik w pewien sposób do swojej sytuacji przyłożył rękę, ale czas pokazał, że nie wszystko, za co ciskano w niego gromami, było zasłużone. Zwłaszcza wieszanie na nim psów za niepodjęcie rozmów z Fiorentiną w ostatnim dniu okienka transferowego, gdy już jasne było, że tylko transfer do Toskanii może zapewnić mu granie w najbliższych miesiącach. Sam wtedy tego nie rozumiałem, problem dostrzegałem przede wszystkim w pieniądzach (bo za transfer po kontrakcie, piłkarz zawsze zgarnia okazałą premię za podpis – część przelewu, który nie musi płynąć z klubu do klubu, płynie z klubu do zawodnika). Tylko że Milik sprawę widział szerzej i jeśli spojrzymy na nią jego oczami, dostrzeżemy coś więcej niż błyszczące monety – na jednej szali położyłby uratowanie połowy sezonu (lub w przypadku styczniowego fiaska całego, proporcje bardzo się nie zmienią), na drugiej kolejnych lat kariery.

Polak wyrobił sobie na tyle dużą markę we Włoszech, by nie musieć skazywać się na przynajmniej czeroletni kontrakt w pikującym klubie nie zdradzającym większych ambicji. W chwili, gdy wchodzi w najlepszy czas w swojej karierze – ma dopiero 26 lat i chęć powalczenia o coś więcej, niż trzy punkty w wyjazdowym starciu ze Spezią. Patrząc na beznadzieję Violi w obecnym sezonie (która żadną niespodzianką nie jest, od dłuższego czasu we Florencji wszystko szło w tym kierunku), jak na dłoni widać, że przejście do tego klubu byłoby dla Milika krokiem do przodu (bo zacząłby grać), by później wykonać trzy w tył (bo zmarnowałby najlepsze lata na tułanie się w dolnych rejonach Serie A). Zostając w Napoli już teraz zrobił wprawdzie krok za siebie, ale jednocześnie dał sobie szansę, by za parę chwil być kilka z przodu.

Pomyślcie, czy naprawdę nie poświęcilibyście kilku miesięcy kariery dla uratowania następnych lat, nawet jeśli na horyzoncie jest Euro (na które zawsze warto jechać, ale jednak nawet w topformie nie wyrośniecie ponad rolę rezerwowego).

Wbrew temu, co się mówiło, Milik wcale nie był zafiksowany wyłącznie na Juventus (choć wiadomo, że był to dla niego cel numer 1), bo przecież gdyby dostał papiery od Romy, podpisałby je. Nie po to godził się na testy medyczne, by później odesłać klub do diabła. To Roma w ostatniej chwili zmieniła warunki transferu na takie, których Napoli zdecydowało się nie przyjąć, choć ostatecznie Polak wyszedł na tego kręcącego nosem. Gdyby więc realne winy i “winy”, które doprowadziły Milika do jego obecnej sytuacji, rozłożyć na czynniki pierwsze, mielibyśmy:

a) brak przedłużenia kontraktu z Napoli – nie zrobił niczego, czego nie robiłoby setki piłkarzy na świecie, choć oczywiście mogło się to odbyć w bardziej elegancki sposób (Aurelio de Laurentiis wściekał się, że Milik nawet nie patrzy na niego, gdy rzuca tematem nowej umowy).
b) chęć związania się z Juventusem – wiadomo, że to rzecz, którą w Neapolu trudno wybaczyć, natomiast Milik nigdy nie deklarował swojego nierozerwalnego związku z tym miastem, nie poszedł ścieżką Gonzalo Higuaina, tak kochającego klub, że uciekł z niego na północ przy pierwszej okazji. Na myśl przychodzi od razu przykład Roberta Lewandowskiego, który wiedział, że jeśli nie przedłuży kontraktu z Borussią Dortmund, trafi do Bayernu Monachium. Tam jednak w BVB za postawę na boisku dostał podwyżkę zamiast zaproszenia do Klubu Kokosa.
c) brak podjęcia rozmów z innymi klubami – punkt wyjaśniony w poprzednich akapitach.
d) przejście obok meczu z Interem w końcówce poprzedniego sezonu – to mogłoby być największą winą i rzeczą trudną do wybaczenia, gdyby nie to, że… nikt w Napoli o tym nie mówi. Gdyby spytać de Laurentiisa, dlaczego skazał Milika na banicję, wymieniłby pewnie trzy pierwsze punkty.

Dlaczego właśnie teraz o tym piszemy? W środowym meczu przeciwko Interowi (0:1) poważnej kontuzji doznał Dries Mertens, który na liście niedostępnych piłkarzy tym samym wpisał swoje nazwisko obok Viktora Osimhena. Powrót Nigeryjczyka przedłuża się, dobre informacje o braku koniecznej operacji mieszają się z tymi złymi o koniecznej dodatkowej przerwie. W sezonie, w którym Napoli mogłoby realnie pokusić się o walkę nawet o pierwsze od czasów Maradony mistrzostwo Włoch, na jakiś czas Gennaro Gattuso ma do dyspozycji tylko jedną dziewiątkę, w dodatku umiarkowanej klasy – Andreę Petagnę (bo kto jeszcze pamięta, jak na boisku wygląda Fernando Llorente?). A co jeśli on też w weekend dozna urazu?

De Laurentiis tego nie przyzna, ale dość niespodziewanie ten Milik by mu się przydał. Przez własne ego naraża drużynę na stratę punktów. Zresztą nie pierwszy raz – Napoli jest obecnie w tabeli piąte, choć byłoby trzecie, gdyby pojechało kilka tygodni temu na mecz z Juventusem i nawet na boisku przegrało 0:3 (ale nie otrzymałoby kary ujemnego punktu). O tym, dlaczego De Laurentiis w tamtym sporze nie miał racji, pisaliśmy kilka miesięcy temu. Aurelio jednak dalej idzie w zaparte, bo według doniesień włoskich mediów, wciąż oczekuje oferty na 15-18 mln euro, by pozwolić Milikowi odejść w styczniu. Nie przesądzałbym, że nie znajdą się chętni na taką wątpliwą okazję (można będzie przecież Polaka zakontraktować jako wolnego zawodnika, tylko poczekać na dostępność do lipca), ale rynkowo kwota jest zdecydowanie przesadzona. Jeśli Milik nie odejdzie zimą tylko dlatego, że klub poodrzuca oferty opiewające przykładowo na 10 mln euro, nie będzie to nic innego, jak działanie Napoli na własną szkodę. Odmrażanie własnych uszu na złość babci.

Oczywiście Milik, gdyby grał, kilka swoich okazji by zmarnował, bo jakąś wybitną skutecznością nigdy nie grzeszył, ale czy to też coś wykraczającego poza kanon normalności? Napoli przegrało w 12. kolejce z Interem 0:1, mając całą masę okazji (nawet grając w dziesiątkę), by dość spokojnie wygrać. Innym też zdarza się nie strzelać, choć mogą.

Mecz kolejki

Juventus – Atalanta 1:1. Można powiedzieć, że tradycyjny remis, bo na Allianz już trzeci z kolei pomiędzy tymi drużynami. Ale jaki to był remis! Równie dobrze mogło być 4:1, jak i 1:3. Symptomatyczny był obrazem z 90. minuty, gdy goście – mając przecież w garści bardzo wartościowy wynik – ruszyli do ataku w siedmiu (!), czując, że Juve jest do ogrania. Mimo że gospodarze absolutnie nie grali słabo, tylko zawodzili w polu karnym. Absurdalnie mylił się Alvaro Morata (o tym jeszcze będzie niżej), a Cristiano Ronaldo nie wykorzystał rzutu karnego. Fenomenalna reklama Serie A, więc nie zdzicie się, że w kolejnych rubrykach to właśnie ten mecz będzie dominować.

Wydarzenie kolejki

Nieprawdopodobne pudło Alvaro Moraty. Zdarzają się bardziej oczywiste niewykorzystane sytuacje, jak niecelne uderzenia z metra, ale czegoś takiego, co zrobił Morata nie ogląda się wcale. Hiszpan być może myślał, że znów został złapany na spalonym (ale nie został) i potraktował wykończenie akcji ulgowo, ale jeśli jego strzał nazwiemy pudłem dekady, nie będzie to przesada. Jeszcze przy wyniku 0:0 miał wokół siebie mnóstwo miejsca i pustą bramkę za plecami. Mógł zrobić wszystko, a uderzył piętą obok słupka.

Kozak kolejki

Trudno wybrać jednego, bo od nich aż się roiło. I chyba nie podejmiemy się decyzji, który był najlepszy. Wyróżnienia wędrują do Mattii Destro, który w meczu Genoa – Milan (2:2) strzelił Rossonerim dwa gole – tylko o jednego mniej, niż kiedyś przez cały sezon w barwach Milanu, Pierlugiego Golliniego za zatrzymanie Juventusu (obronione sam na sam z Moratą oraz karny Ronaldo, bezbłędny w kilku innych sytuacjach) oraz Federico Chiesy – za piękną bramkę z Atalantą i wywalczony rzut karny.

Polak kolejki

Tutaj bez wątpliwości – Wojciech Szczęsny. To kolejny sezon, w którym jest dla Juventusu postacią kluczową. Co najmniej kilka jego interwencji w środowym meczu sprawiło, że Stara Dama nie przegrała pierwszy raz w lidze pod wodzą Andrei Pirlo. Nawiązał przy okazji do poprzedniego sezonu, w którym w dziesiątce najbardziej efektownych interwencji ze trzy mogły spokojnie należeć do niego. Znów fruwał między słupkami.

Gol kolejki

Wybór trudny, jak z kozakiem kolejki. Mieliśmy piękne trafienia Chiesy i Freulera w hicie środy, bombę Mchitarjana w Roma – Torino (3:1), “okno” Pellegriniego w tym samym meczu, ale jednak wszystkich pogodził Musa Barrow, który w starciu Spezia – Bologna (2:2) zdobył gola z 40 m z pierwszej piłki. Fenomenalne czucie piłki i reakcja na ustawienie bramkarza. Na filmie od 2:43.

Komentarze