Perez gra w szachy 5D albo nad Realem Madryt wiszą czarne chmury

Florentino Perez
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Florentino Perez

Real Madryt od ponad dwóch lat nie przeprowadził transferu gotówkowego do klubu. Florentino Perez skupia się na sprzedaży kolejnych graczy, by uzbierać horrendalną kwotę potrzebną do sprowadzenia Kyliana Mbappe. Tylko – zakładając, że do przenosin dojdzie już tego lata – czy sam Francuz będzie w stanie przetransformować osłabioną na pozostałych pozycjach drużynę w zespół aspirujący do wszystkich najważniejszych trofeów?

  • Real Madryt balansuje na cienkiej linie, skupiając się wyłącznie na sprzedaży zawodników
  • Klub znajduje się w niezłej – zważywszy na pandemię – sytuacji finansowej, ale mimo tego odchodzą z niego kolejni istotni gracze
  • Wszystko to, by móc pozwolić sobie na transfer wagi ciężkiej, czyli przybycie Kyliana Mbappe. Trudno jednak przypuszczać, by napastnik PSG mógł sam odmienić oblicze drużyny

Niespotykane skąpstwo Galacticos

Jest 7 czerwca 2019 roku. Real Madryt potwierdza, że doszedł do porozumienia z Edenem Hazardem, a Chelsea otrzyma za swojego skrzydłowego 115 milionów euro. Pandemii koronawirusa nie widać jeszcze nawet na horyzoncie, a oprócz Belga na Santiago Bernabeu trafiają również Luka Jović, Eder Militao, Ferland Mendy, Rodrygo oraz Reinier. Wszystko wskazuje na to, że to Królewscy w najbliższych latach zdominują hiszpańską ekstraklasę.

Perspektywa dwóch lat zmienia jednak niemal wszystko. Tajemnicą poliszynela jest, że Perez postawił na Superligę w kwietniu, bo liczył, że nowy turniej ruszy wraz ze startem kolejnego sezonu. Za samo wzięcie w niej udziału zespoły pokroju Realu Madryt miały dostać zastrzyk 180 milionów euro. W czasach pandemii to kwota niebagatelna, zwłaszcza, że i sponsorzy byliby skłonni zapłacić więcej, widząc szum wokół klubów-założycieli. Superliga jednak nie rusza. Mimo tego Królewscy, w porównaniu, choćby z Barceloną czy Juventusem, radzą sobie nieźle. W lipcu  poinformowano, że Los Blancos zakończyli sezon 2020/2021 z zyskiem, spłacając jednocześnie ponad 200 milionów euro zapożyczonych z innych źródeł. Wiemy jednak, że zespoły tego pokroju zadłużone są niemal zawsze, a banki podchodzą do międzynarodowych gigantów ze znacznie większym pobłażaniem. Kibiców cieszy zielony kolor w Excelu, ale oczekują też drużyny, w jakiej się zakochali – czyli takiej, która walczy o wszystkie najważniejsze trofea.

Grosz do grosza, czyli galaktyczny transfer w dobie pandemii

I zeszły sezon, mimo że zakończony bez wspomnianych trofeów, mógł dawać pewne nadzieje. Na pozycji lewego obrońcy okrzepł Ferland Mendy, Karim Benzema zachwycił samego Didiera Deschampsa, kończąc sześcioletni rozbrat z reprezentacją, a duet Nacho-Eder Militao dał nadzieję na zagwarantowanie godnego zastępstwa Sergio Ramosowi i Raphaelowi Varane’owi. Tyle, że przerwa międzysezonowa zaburzyła ten optymizm. Najpierw na drugie – i tym razem już chyba ostateczne – odejście zdecydował się Zinedine Zidane. Następnie pojawiły się słynne “taśmy Pereza”. W międzyczasie sam prezydent pieczętował kolejne odejścia z klubu, nie zająknąwszy się nawet o wzmocnieniach.

Zaczynając od początku; trudno mi uwierzyć, że Carlo Ancelotti ponownie dźwignie Real Madryt na szczyt, jak miało to miejsce w czasach słynnej La Decimy, a nawet w pierwszej połowie kolejnego sezonu 2014/2015. Włoch prezentował delikatny “zjazd” już wtedy, gdy po zaledwie roku pożegnano się z nim w Bayernie. Nie bez powodu rynek zweryfikował go na tyle, że jego kolejnymi krokami były Napoli i Everton, a nie, choćby, Inter i Tottenham. Z czego zapamiętamy The Toffees pod wodzą Włocha? Z rozwoju kilku obiecujących graczy (jak Domenic Calvert-Lewin czy Richarlison), ale poza tym z braku stabilności niezbędnej do walki o określone cele. Dla Evertonu celem był awans do europejskich pucharów. Dla Realu jest to ich wygrywanie.

Zmiana warty na środku obrony

Następnie Real Madryt poinformował, kolejno, o odejściach Sergio Ramosa, Brahima Diaza i Raphaela Varane’a. Jako się rzekło, Nacho i Militao mają za sobą świetną rundę wiosenną. Zakładanie, jednak, że będą oni w stanie błyskawicznie wejść w buty duetu, który poprowadził drużynę do trzech pucharów Ligi Mistrzów z rzędu, jest w najlepszym przypadku niepoprawnym optymizmem. Ramos i Varane, choć nie zawsze stuprocentowo pewni, zapewniali drużynie bezpieczeństwo, a także pełen pakiet wymagany od nowoczesnego duetu stoperów: szybkość, reagowanie i łatanie dziur (Varane), a także charyzmę lidera, siłę fizyczną i fantastyczne wyprowadzenie piłki (Ramos).

Tymczasem obserwując kibiców Królewskich, wydają się oni tym faktem niezbyt przejęci. Tłumaczą, że przecież przyszedł David Alaba, a do tego z wypożyczenia wrócił Jesus Vallejo. Niestety, fakty pozostają takie, że Austriak ma zamiar bronić się przed grą na stoperze, a nawet jeśli zostanie do tego zmuszony, to nawet w Bayernie prezentował się tam słabiej niż choćby na boku defensywy. Vallejo nie był w stanie wywalczyć sobie na stałe wyjściowego miejsca nawet w składzie Granady i zwyczajnie wygląda na to, że Real Madryt to dla niego za duże buty.

Inne niepokojące objawy rozkładu

A przecież linia defensywna to nie jedyna w ekipie Królewskich, która wzbudza niepokój. Linia ataku została “wzmocniona” powrotem Garetha Bale’a. Walijczyk nie zamierza zrezygnować z rocznej pensji, więc Ancelotti musi uwzględnić go w składzie. Z jego powrotem wiąże się jeszcze problem liczby miejsc dla zawodników spoza Unii Europejskiej. Każda z drużyn może mieć w składzie trzech takich piłkarzy. W zeszłym sezonie byli to Eder Militao, Vinicius oraz Rodrygo. Teraz do tego dochodzi wspomniany Bale oraz biorący aktualnie udział w igrzyskach olimpijskich Take Kubo, który od odejścia z Mallorci nie może znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca do rozwoju.

Jeśli zaś chodzi o pomoc, to w dalszym ciągu opierać się będzie na tercecie Casemiro-Luka Modrić-Toni Kroos. Nie byłoby w tym nic złego, bo to piłkarze wybitni, ale pesel nie kłamie. Chorwat niedawno przedłużył kontrakt, ale to prawdopodobnie jego ostatni sezon na Santiago Bernabeu – przynajmniej jako członka wyjściowego składu. Niemiec zapowiedział, że chce pozostać w Hiszpanii jeszcze przez dwa lata. Tymczasem jedynym godnym zastępcą dla całej trójki (!) jest Fede Valverde. Urugwajczyk, który zrobił świetne wrażenie w sezonie 2019/2020, a w zeszłej kampanii rozwój utrudniły mu kontuzje i wybitna forma duetu Modrić-Kroos. Możliwe też, że Ancelotti ugnie się przed Alabą i to Austriak będzie częściej grał w pomocy. Tak czy owak, po którejś ze stron zabraknie kołdry i braki kadrowe będą widoczne.

Tę ofensywną część pomocy w teorii miały też wzmocnić powroty Diaza, Daniego Ceballosa czy – co najważniejsze – Martina Odegaarda. Pierwszy z nich powrócił już do Milanu. Przyszłość Ceballosa jest nieznana, za to Odegaard coraz mocniej nosi się z odejściem. Madryckie media podkreślają, że Norweg zawodzi w trakcie presezonu. Nie wykonał kroku do przodu, a przy tym kiepsko dogaduje się z kolegami. Arsenal jest chętny do sprowadzenia go z powrotem, najchętniej na stałe. Jeżeli do tego dojdzie, możliwość manewrowania ławką rezerwowych zostanie Carletto zredukowana do minimum.

Czy to wszystko to masterplan Pereza?

Jako się rzekło, te wszystkie odejścia bez równoważących je wzmocnień to część procesu, którego efektem ma być sprowadzenie Kyliana Mbappe. Plan ten ma dwie luki. Po pierwsze, Paris Saint-Germain walczy, by Francuz podpisał z nimi nowy kontrakt. 22-latek najpierw się opierał, po czym wyznał, że marzy o wygraniu ze swoją drużyną Ligi Mistrzów. Ponadto sam gracz jest zirytowany na Królewskich; wierzył, że ci wykażą się większą inicjatywą przy próbach nacisku na PSG. Tymczasem na gigantów Ligue 1 nikt pomny, co takie zachowanie przyniosło Barcelonie, naciskać nie chce. Dlatego też coraz bardziej prawdopodobne wydaje się pozostanie Mbappe w Paryżu.

Być może tylko na ten sezon, a za rok napastnik trafi na Santiago Bernabeu bez kwoty odstępnego. A być może w ciągu dwunastu miesięcy zirytowanie weźmie górę i podpisze nową umowę? Tak czy owak, Królewskich w najlepszym przypadku czeka kolejny sezon “na przeczekanie”. W najgorszym zmarnowanie trzech lat na oszczędzanie na gracza, który nie zdecyduje się na przenosiny.

Mbappe ma być nowym Cristiano Ronaldo, ale cofnijmy się może do 2009 roku. CR7 staje się najdroższym piłkarzem na świecie, ale oprócz niego na Santiago Bernabeu przybywają niedawny zdobywca Złotej Piłki, Kaka, Karim Benzema, Xabi Alonso czy Raul Albiol. Znajdujący się na szczycie Portugalczyk ma zdetronizować Barcelonę, ale jest obudowany piłkarzami z topu. Nie można wykluczyć, że Perez ma w zanadrzu kilka asów, których ujawnienie możliwe będzie dopiero po dopięciu kupna mistrza świata z 2018 roku. Teraz, jednak, wygląda na to, że stawia on wszystko na jedną kartę. Jeżeli Mbappe trafi do Madrytu, część kibiców zapewne wybaczy mu bierność w ostatnich latach. Ale czy Francuz, jako jedyne realne wzmocnienie od dwóch lat, zdoła poprowadzić Los Blancos na szczyt? Śmiem wątpić.

Przeczytaj również: Tutaj Kane kosztuje 12,5 miliona. Czym jest Fantasy Premier League?

Komentarze