Ludziom nie mieści się w głowie, że sława i pieniądze mogą nie rekompensować pęknięć na psychice. W tym samym czasie im nie mieści się w głowie, że następnego dnia znów trzeba będzie wstać z łóżka.
- Aż 38 proc. przepytanych zawodników przyznało, że czuje lęk, który są w stanie powiązać z depresją. Ponad połowa z nich gra w klubach z najwyższej ligi w swoim kraju – wynika z badań
- – Skoro wyobrażamy sobie, że sportowcy potrzebują cech, które pozwalają im wychodzić poza granice swojego komfortu, myślimy, że musi być wytrzymalszy w każdym aspekcie, także psychicznym – mówi nam Daria Abramowicz, psycholog sportu
- Depresja w piłce jest tematem szczególnym. Skoro nawet “zwykli” ludzie czują wstyd, by się do niej przyznać, zawodnik wręcz nie może tego zrobić. Bo co z takim zrobią w klubie?
Teraz zabiję demony. I siebie
Przed transferem przestrzegali go, że w Mendozie jest niebezpiecznie, więc niedługo po podpisaniu kontraktu kupił pistolet. Warto wyrównać szanse. Tutaj chęć łatwego zarobku zachęca ludzi do dokonywania napaści, a strach przed schwytaniem mobilizuje bandytę do trzymania w ręku broni. Zresztą ta część Argentyny nie różni się bardzo od pozostałych. Wystarczy chwila googlowania, by znaleźć komunikat na stronie polskiego MSZ: “Zagrożenie przestępczością pospolitą w Argentynie jest wysokie. Częste są kradzieże i włamania – również z użyciem broni”. Ale on tego dnia nie chciał się bronić.
Magazynek jego walthera kaliber 22 mógł pomieścić sześć kul. Włożył tylko jedną. Rodzina wolałaby, by była to “tylko” rosyjska ruletka – w niej szanse na przeżycie jednak zdecydowanie górują nad czarnym scenariuszem. W jego grze nie było miejsca na pudło. W sobotę 6 lutego 30-letni Santiago Garcia, król strzelców lig urugwańskiej i argentyńskiej, wystrzelił w swoją prawą skroń i zabił wszystkie swoje demony.
Jakąś godzinę wcześniej odebrał telefon od matki. Pytała, czy był dziś na terapii, pewnie nawet coś przeczuwała. Powiedział prawdę – był. Tylko ona wiedziała, że Santiago sobie nie radzi, a jego lekarz zdiagnozował depresję. Kiedyś rzucił do mamy, że ma wszystkiego dość. Narzekał, że w klubie średnio mu się układa, że presja zaczyna działać na niego destrukcyjnie. Nie umiał wskazać, kiedy piłka przestała mu sprawiać radość, ale musiał grać. Nie miał na siebie planu B. Akurat kończył mu się kontrakt, a jego przedłużenie – mimo sportowej klasy – wcale nie było formalnością. Od prezesa słyszał, że ma trudny charakter, zresztą nawet wychowawczo został odsunięty od zespołu.
W czwartek Santiago zrobił zakupy. Po drodze jeszcze kilka zdjęć z fanami, od lat był najlepszym strzelcem Godoy Cruz, a w tym sezonie z całej drużyny właściwie tylko on nie zawodził. Nie wiadomo, czy tych wszystkich uśmiechów się nauczył, czy były one prawdziwe, ale okazji do ich użycia nie brakowało. To o takich jak on Dawid Podsiadło śpiewa: “każdy mówi mi na Ty, a moje nazwisko, to czytany głośno szyld”.
Tego dnia zadzwonił też do niego Facundo Silva, z którym przez dwa lata grał w Godoy. „Dlaczego nie dałeś mi jakiegoś znaku, abym mógł zrozumieć? Widziałem cię na wideo, jak zawsze byłeś w świetnej formie” – Silva napisze dwa dni później na Instagramie.
Każdy dzień jak przebiegnięty maraton
Rozmawiamy z Darią Abramowicz, psycholog sportową posiadającą wieloletnie doświadczenie jako zawodniczka i trenerka.
Spotkała się pani w swojej karierze z przypadkami depresji u piłkarza?
Tak. Depresja jest chorobą całego organizmu, więc da się ją nawet zauważyć w szatni. Nie można jednak zapominać, że w wielu przypadkach, patrząc na osobę nigdy nie powiedzielibyśmy, że choruje. Diagnozując depresję mówimy o wycofaniu się z relacji społecznych, apatii i anhedonii, zaburzeniach snu, choć oczywiście nawet zaobserwowanie takich cech nie musi oznaczać depresji. Relatywnie często chorujące na depresję potrafią doskonale “maskować” się w społeczeństwie. Spotkałam się z opisem sytuacji, w której chory na depresję sportowiec mówił, że gdy wieczorem wraca do domu i zdejmuje maskę, czuje się zmęczony, jakby przebiegł maraton.
Dlaczego tylu ludzi nie potrafi sobie wyobrazić, że ktoś ze światowego topu też może mieć depresję?
Po pierwsze chodzi o to, jak się postrzega sportowców. Już w czasach starożytnych mieli oni wizerunek ludzi o ponadprzeciętnej sile i wytrzymałości, więc traktowano ich niemal jak osoby bliskie bogom. Dziś odbiór społeczny jest podobny, a do tego dochodzi fakt, że wielu jest idolami i już znajduje się w miejscu, do którego inni dopiero aspirują. Zajmują się profesją, która wzbudza podziw i pozytywną zazdrość. Po drugie skoro wyobrażamy sobie, że sportowcy potrzebują cech, które pozwalają im wychodzić poza granice swojego komfortu, myślimy, że musi być wytrzymalszy w każdym aspekcie, także psychicznym.
A właściwie dlaczego problem depresji dotyczy także sportowców? Młodych, bogatych, sławnych ludzi, o życiu których marzą miliony ich fanów?
Bo sportowiec to przede wszystkim człowiek, a ludzi dotykają zaburzenia psychiczne. Według dostępnych danych depresja jest czwartą najczęściej występującą obecnie chorobą na świecie, a według szacunków w 2030 może być nawet pierwsza. Wszystko wskazuje więc na to, że odsetek chorych na depresję będzie się zwiększał również wśród sportowców. Dopisek “piękni, młodzi, zdolni, bogaci, utalentowani” często jest tylko dodatkowym obciążeniem.
Jaka presja?
W opublikowanej w marcu 2018 roku książce “Return to Play in Football” autorstwa pracowników amsterdamskich uniwersytetów Vincenta Gouttebarge’a i Gino Kerkhoffsa czytamy, że problem depresji nie tylko dotyczy “sławnych i bogatych piłkarzy”, ale też dotyka ich w znacznie większym stopniu, niż resztę społeczeństwa. Aż 38 proc. przepytanych zawodników przyznało, że czuje lęk, który są w stanie powiązać z depresją. Ponad połowa z nich gra w klubach z najwyższej ligi w swoim kraju. 10-15 proc. przyznało, że zdarza im się popaść w rozpacz. 23 proc. uznało, że stany lękowe są u nich przyczyną zaburzeń snu. Dziewięć proc. stwierdziło, że szuka lekarstwa w alkoholu (w porywach do 19 proc., nie każdy był w stanie jednoznacznie określić, czy w jego przypadku alkohol jest faktycznie stosowany “terapeutycznie”).
Przy czym trzeba tu zauważyć – stany lękowe lub depresyjne nie są depresją. Ich fundamentem bywa strach przed niepowodzeniem, frustracja, niska odporność na presję. – Zdarza się, że pojawiają się tzw. epizody depresyjne, które się łagodniejsze i jeśli się wtedy zareaguje, można leczyć pacjenta na przykład bez skierowania na farmakoterapię. To jednak bardzo indywidualna kwestia, ponieważ każdy przechodzi chorobę inaczej. Diagnostyka leży w gestii psychoterapeutów i psychiatrów – tłumaczy Daria Abramowicz.
Kiedyś Jose Mourinho wzbudził powszechny aplauz, gdy po pytaniu o presję, pod jaką grają jego piłkarze, odpowiedział: “Jaka presja? Z nią mierzą się ludzie, którzy każdego dnia walczą o jedzenie dla swoich dzieci”. Ludzie biją brawo, gdy mówisz im to, co chcą usłyszeć.
List
W październiku 2019 roku Gianluigi Buffon napisał list do 17-letniego samego siebie. “Piszę jako 41-letni mężczyzna, który doświadczył w życiu wielu, wielu rzeczy i popełnił kilka błędów. Mam dla Ciebie dobre i złe wieści” – zaczął.
Buffon jest jednym z wielu zagranicznych piłkarzy ze ścisłego topu, którzy otwarcie przyznali się do depresji. W Polsce wciąż jest to temat tabu. O ile nie do wstydu. O depresji dowiadujemy się po najgorszym, jak choćby w przypadku Adama Ledwonia, którego wizerunek spełniał wszystkie kryteria bycia twardzielem. Z tym, że beton kruszył się od środka.
Rozmawiamy dalej z Darią Abramowicz.
Ma pani wrażenie, że depresja jest wstydliwym tematem?
Niewątpliwie była wstydliwym problemem. Gdy pojawiały się już jakieś doniesienia, że sportowiec cierpi na depresję, tytuły artykułów brzmiały: “przyznał się, że choruje”. Mówienie o “przyznaniu się” niejako sugeruje, że to coś wstydliwego. Zaburzenia psychiczne zawsze były tematem tabu, choć dziś są nim odrobinę w mniejszym stopniu, aczkolwiek wiele jeszcze mamy do zrobienia w zakresie budowania świadomości społecznej. W USA, Kanadzie i krajach Europy Zachodniej jest nieco lepiej niż chociażby u nas, zresztą nie tylko w środowisku sportowym, ale generalnie w społeczeństwie, choć wiele w tej kwestii zmienił koronawirus. Już częściej patrzymy, jak ważne jest zdrowie psychiczne w kształtowaniu dobrostanu, a także częściej widzimy, że sportowiec też mierzy się z trudnościami tak jak każdy z nas.
Jaka jest świadomość depresji wśród samych piłkarzy?
Wciąż stosunkowo niewielka, choć zauważam, że ten obraz się zmienia. Sportowcy edukują się coraz częściej w tym zakresie i rozumieją, jak ważne jest zdrowie psychiczne w ich karierze. Ale wciąż jest wiele do zrobienia. Jako przykład podam młodych sportowców i ich rodziców, którzy często nie zdają sobie sprawy z tego, jaki wpływ na rozwój ich dzieci ma psychika. W Niemczech w każdej akademii jest wymóg zatrudnienia psychologa.
Odsetek osób z myślami samobójczymi się zwiększa, aczkolwiek nie jest tak, że są one jedynymi wyznacznikami depresji. Nie jest powiedziane, że jeśli ktoś nie ma takich myśli, nie choruje na depresję. Niestety coraz więcej prób samobójczych kończy się śmiercią. Jeśli chodzi o sportowców, jest bardzo mało danych, ale często powtarzam, że jeśli coś jest problemem społeczeństwa, to ma on podobne odzwierciedlenie w samym sporcie.
Depresja musi przeszkadzać w karierze? Na przykład w przeskoczeniu na kolejny poziom? Czy jej efekty są przede wszystkim widoczne po meczach i treningach, gdy wraca się do normalnego życia, a na boisku głowa jest w stanie się zresetować?
Trudno mówić o jakimkolwiek „wyłączaniu” choroby. To nie jest tak, że chorujemy na depresję wtedy, gdy jesteśmy poza boiskiem, a na nim już nie. Na krótką metę wielu sportowców uprawia sport chorując. Depresja wiąże się jednak z obniżeniem jakości funkcjonowania. Gorzej się śpi, gorzej odżywia, doświadcza się zaburzeń nastroju – wtedy trudno, by organizm w sposób optymalny zregenerował się do wysiłku. Do tego dochodzi poziom myśli i przekonań. To wpływa na obniżenie jakości treningu, co prowadzi do gorszych wyników. Coraz gorsze rezultaty z kolei wpływają na postrzeganie siebie i samopoczucie. Następuje więc swoista spirala.
***
Ale co z tym listem Buffona?
“Już za kilka dni otrzymasz trzy rzeczy, które są bardzo, bardzo odurzające, ale także bardzo, bardzo niebezpieczne. Pieniądze, sława i wymarzona praca. Teraz na pewno myślisz: co może być w tym niebezpiecznego? Cóż, to jest paradoks.
Z jednej strony to prawda, że bramkarz potrzebuje pewności siebie. Musi być nieustraszony. Jeśli dasz trenerowi wybór pomiędzy bramkarzem o najlepszej technice na świecie, a najbardziej nieustraszonym, gwarantuję Ci, że za każdym razem wybierze nieustraszonego drania. Z drugiej strony osoba, która jest nieustraszona, może łatwo zapomnieć, że ma umysł. Jeśli będziesz żył myśląc tylko o piłce nożnej, twoja dusza zacznie więdnąć. W końcu staniesz się tak przygnębiony, że nie będziesz chciał nawet wychodzić z łóżka.
Możesz się śmiać, jeśli chcesz, ale to ci się przydarzy. Stanie się to u szczytu twojej kariery, kiedy będziesz mieć wszystko, czego mężczyzna może kiedykolwiek chcieć w życiu. Będziesz mieć 26 lat. Będziesz bramkarzem Juventusu i reprezentacji Włoch. Będziesz miał pieniądze i szacunek. Ludzie będą nawet nazywać cię Supermanem.
Ale nie będziesz superbohaterem. Będziesz po prostu mężczyzną jak każdy inny. A prawda jest taka, że presja tego zawodu może zmienić cię w robota. Twoja rutyna może stać się więzieniem. Idziesz na trening. Wracasz do domu i oglądasz telewizję. Idziesz spać. Robisz to samo następnego dnia. Wygrałeś. Przegrałeś. Powtarza się i powtarza.
Pewnego ranka, gdy wstajesz z łóżka, aby iść na trening, nogi zaczną się niekontrolowanie trząść. Będziesz tak słaby, że nie będziesz mógł prowadzić samochodu. Początkowo pomyślisz, że to tylko zmęczenie lub wirus. Ale wtedy będzie gorzej. Chcesz tylko spać. Podczas treningu każde ćwiczenie będzie jak tytaniczny wysiłek. Przez siedem miesięcy będziesz miał trudności ze znalezieniem radości w życiu.
Wiem, co myślisz, czytając to, mając 17 lat. Mówisz: “Jak to jest możliwe? Jestem szczęśliwą osobą. Jestem urodzonym liderem. Jeśli będę piłkarzem Juventusu, zarabiając miliony, muszę być szczęśliwy. Nigdy nie będę w depresji”.
Gdyby tak przyznali się wszyscy
Daria Abramowicz zauważyła wcześniej, że depresja wciąż jest postrzegana jako powód do wstydu. Skoro takie podejście dominuje wśród “zwykłych” ludzi, od których nikt nie wymaga heroizmu, w piłce jest to temat tabu w stopniu najwyższym. David Cotterill, 24-krotny reprezentant Walii, powiedział kiedyś: “jeśli wszyscy piłkarze byliby szczerzy i otwarci na tematy związane z depresją, mielibyśmy przerażające liczby”. Cotterill swoją depresję ujawnił kilka lat temu w rozmowie z BBC przy okazji zdradzając mechanizmy, jakie kierują piłkarzem chcącym ukryć swoją chorobę.
– Dla mnie gra w meczach była jedyną odskocznią. Nie mogłem powiedzieć nikomu w klubie o moim stanie psychicznym, bo gdyby trener dowiedział się o takich problemach, prawdopodobnie wykorzystałby to jako wymówkę, aby mnie nie wystawiać. Jeśli jesteś ważnym ogniwem tego zespołu, to może załatwią ci pomoc, jeśli jesteś jedynie jednym z wielu, to wątpię, abyś otrzymał pomoc, na jaką zasługujesz – mówił.
I dalej: – Skoro staramy się zapobiegać urazom kolana, stopy czy czegokolwiek innego, to dlaczego nie chronimy mózgu? Kiedy jest się wśród innych i toczą się rozmowy, to po prostu nie masz czasu nawet o tym myśleć, chcesz jedynie uciec i potrenować. Były jednak momenty, kiedy kończyłem trening i nie mogłem doczekać się, aż wyląduję w łóżku. Leżałem tam godzinami. Gdy nie graliśmy, spędzałem po trzy – cztery dni, nawet nie jedząc, myśląc tylko o najgorszych rzeczach, jakie można sobie wyobrazić i w ogóle nie śpiąc. Zostawałem sam, bo nie chciałem wychodzić do świata.
Pamiętacie procenty sportowców z depresją, którzy ratunku szukają w butelce? Cotterill przysłużył się do ich wzrostu.
Świat zna mnóstwo historii piłkarzy, których głowa nie nadążyła za karierą, presją i oczekiwaniami. Niektórzy mieli problem z hejtem. Hector Bellerin wyznał swego czasu, że nie może znieść chwil po słabszych meczach, gdy kibice Arsenalu wyzywają go w social mediach od lesbijek. Pieniądze miały być tym, co zrekompensuje wszelkie niedogodności, ale nie zawsze taki rachunek da się spłacić. Zaprzeczanie istnieniu depresji w świecie pełnym świecidełek to walka z faktami. Robert Enke popełnił samobójstwo niedługo po adopcji maleńkiej Leili, kilka dni po świetnym występie w meczu ligowym. Później jego żona wyznała, że wszystkie swoje demony zgniatał w środku. Pera Mertesackera każdy z kilkuset meczów w karierze przerażał do tego stopnia, że po przyjeździe na stadion na długo zamykał się w toalecie. Andre Gomes po odejściu z Barcelony po bardzo nieudanej przygodzie wyznał, że kompletnie nie radził sobie z presją. Bał się zakładać koszulkę tego klubu. Andre Schuerrle zakończył karierę mając 29 lat. W rozmowie z “Der Spiegel” powiedział, że wykończył go świat, w którym nie można sobie pozwolić na słabość. Przestał wierzyć w swój tatuaż z napisem “Upadnij siedem razy, wstań osiem”. Gianluca Pessotto, przed laty człowiek budujący markę żelaznej defensywy Juventusu, skoczył z dachu budynku klubowego. Szczęśliwie przeżył.
Psychologowie nie mają wątpliwości, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Do depresji, stanów depresyjnych lub napadów lęku (oprócz wyżej wymienionych) przyznali się również m.in. Andres Iniesta, Michael Carrick, Bojan Krkić, Aaron Lennon, Josip Ilicić, Arrigo Sacchi, Luis Aragones, Nelson Acosta, Ralf Rangnick, Breno, Martin Fenin, Robbie Savage, Sebastian Deisler i David James. Jeśli to tylko promil “odważnych”, można wyobrazić sobie realną skalę zjawiska.
Buffon w liście do młodszego siebie pisze o depresji: “jesteś zbyt naiwny, by to dostrzec”. Ale to nie problem 17-letniego Gigiego.
To świat jest zbyt naiwny.
Komentarze