Między Belgią a Szwajcarią. Progres Ekstraklasy budzi nadzieję

Piłkarze Legii podczas meczu z Dinamem Zagrzeb
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Piłkarze Legii podczas meczu z Dinamem Zagrzeb

Jest w tym pewna symbolika, że w lipcu – w którym zazwyczaj wygasały ostatnie nadzieje na grę polskich klubów jesienią w pucharach – pierwszy z nich zapewnił sobie już fazę grupową. Na wyciąganiu przedwczesnych wniosków można się bardzo przejechać, ale nie sposób nie zauważyć, że w 15 rozegranych meczach przez zespoły Ekstraklasy, oglądaliśmy tylko jedną porażkę. I przedstawiciele żadnej innej ligi w eliminacjach nie punktują lepiej od naszych.

  • Polska zaczynała sezon od 32. miejsca w rankingu krajowym UEFA, a na półmetku trzeciej rundy eliminacji europejskich pucharów jest już 29.
  • Do euforii wciąż daleko, ale warto odnotować wyraźny progres. Dwie drużyny – Legia Warszawa i Śląsk Wrocław – zanotowały bilans 4-1-0 każda
  • Gdyby zrobić ranking tylko dla wyników z poprzedniego sezonu oraz dotychczasowych z obecnego, Ekstraklasa zajmowałaby 17. lokatę wśród europejskich lig. Między belgijską a szwajcarską

Każdy, kto oglądał dwie pierwsze kolejki Ekstraklasy, musiał zauważyć, że coś się zmieniło. Trudno to jednoznacznie zdefiniować, bo ani sumaryczna liczba sprintów nie wskazuje na podniesienie tempa gry względem poprzednich rozgrywek, ani nie widzimy też fajerwerków technicznych, a dwa najgłośniejsze transfery do ligi – Lukasa Podolskiego i Damiana Kądziora – na razie nie zdążyły odpalić. Ale ligę ogląda się lepiej. Jak na razie to nudne mecze liczymy na palcach jednej dłoni, a czasem – jak w przypadku otwierającego spotkania Niecieczy z Łęczną – musimy ograniczać się do wskazania wyłącznie nudnej połowy. Gdyby rozdzielić w czasie eliminacje europejskich pucharów i pierwsze kolejki ligi, mielibyśmy uzasadnione nadzieje, że jakieś punkty do rankingu krajowego UEFA zdobędzie więcej niż jeden zespół.

Walka o współczynniki

Wspomniany ranking – niezależnie od rankingów klubowych – może zapewnić rozstawienie w kolejnych rundach eliminacji pucharów. Stąd fakt, że np. Union Berlin jest rozstawiony w fazie play off Ligi Konferencji, mimo że ostatni raz w rozgrywkach pod flagą UEFA występował dwie dekady temu. Gdyby przełożyć to na polskie warunki, poprawa współczynnika krajowego może w przyszłości sprawić, iż nasze zespoły będą trafiać na teoretycznie słabszych od siebie rywali częściej niż obecnie. Kiedy Zbigniew Boniek mówił dwa lata temu, gdy stało się jasne, iż UEFA utworzy europejską „trzecią ligę” słowa „jak my nie będziemy wrzucać tam co roku dwie-trzy drużyny, będzie to oznaczać, że jesteśmy na totalnym marginesie piłki”, nie zaznaczył, że ściganie jego oczekiwań wymaga wieloletnich postępów w budowaniu współczynników. Być może w tym roku skończy się na jednej drużynie w fazie grupowej, ale przynajmniej pierwsze kroki we właściwym kierunku zostały wykonane.

Awans większy niż się wydaje

Na awans Ekstraklasy w rankingu krajowym można spojrzeć na dwa sposoby. Pierwszy to spojrzenie na to, co widzimy na pierwszy rzut oka. Polska zaczynała obecny sezon na 32. miejscu, a po czwartkowych meczach wskoczyła na 29. lokatę. Wciąż jest ona powodem bardziej do wstydu niż radości, ale to miejsce definiują przede wszystkim trzy najbardziej odległe sezony wliczane do generalnej klasyfikacji. Właśnie te, w których już w lipcu wiedzieliśmy, że nic z tego nie będzie. Gdyby stworzyć ranking tylko dla dwóch ostatnich lat – to właśnie nasze spojrzenie numer dwa – naszymi sąsiadami w nim byłyby ligi Belgii (nad nami) oraz Szwajcarii (pod nami), a nie Słowenii i Azerbejdżanu jak obecnie. Wliczając tylko dwa najnowsze sezony, Ekstraklasa zajmowałaby 17. pozycję w Europie.

Na co możemy jeszcze liczyć

Przede wszystkim na to, że dwa sezony to wystarczająco dużo, by mówić o trendzie. Bo nawet jeśli z poprzedniego roku w europejskich pucharach pamiętamy przede wszystkim Lecha Poznań i jego przejście przez eliminacje w stylu hegemona tej fazy, punkty wreszcie zdobywali też inni. Tylko w eliminacjach polskie zespoły wygrały osiem na 12 meczów. W fazie play off Ligi Europy obok Lecha zagrała Legia, a Piast Gliwice, zanim odpadł w III rundzie eliminacji, wyeliminował rywali z Białorusi i Austrii. Jedynie Cracovia nie dostarczyła żadnych punktów dla Polski.

W obecnych rozgrywkach progres jest widoczny – nie mieliśmy żadnej drużyny, która nie wspomogłaby Ekstraklasy w odbijaniu się od europejskiego dna. Już na pierwszej przeszkodzie odpadła Pogoń Szczecin, ale w dużej mierze stała się ona ofiarą fatalnego współczynnika ligowego i musiała rywalizować z wicemistrzem Chorwacji. Ogólnie na 15 zagranych meczów przez polskie zespoły, osiem zakończyły się ich zwycięstwem, sześć remisami i tylko jeden porażką. Przełożyło się to na 2,750 punktów do rankingu krajowego UEFA – najwięcej ze wszystkich lig mających swoich przedstawicieli w dotychczasowych eliminacjach.

Przekładanie meczów

Głośno było ostatnio o sprawie Legii Warszawa, która wnioskowała o przełożenie meczu z Zagłębiem Lubin. Kibice przeciwni takim rozwiązaniom przekonywali, że ich zespoły nie mają żadnego interesu w pójściu na rękę pojedynczemu klubowi. Prawda jest taka, że zależy, o którym zespole mówimy. Te, które europejskie puchary mają zamiar oglądać wyłącznie w telewizji, na sukcesach swoich ligowych kolegów faktycznie zyskać nie mogą. Ale przykład Pogoni, po długiej europejskiej przerwie muszącej na dzień dobry grać z drugą siłą chorwackiego futbolu, pokazuje, że warto dbać o krajowy współczynnik. I jeśli trenerzy polskich zespołów mogą mieć ułatwione przygotowania swoich piłkarzy do europejskich bojów, warto spojrzeć na to szerzej. Z peryferii wyjdziemy wszyscy albo

Komentarze