Jeden plan: brak planu. Mundialowy blog Olkiewicza #24

Czesław Michniewicz
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Czesław Michniewicz

Komunikat Polskiego Związku Piłki Nożnej po wczorajszych rozmowach prezesa Cezarego Kuleszy z selekcjonerem Czesławem Michniewiczem jest niewymownie smunty. Nie ma tam niczego złego, nie ma tam również niczego, czego nie moglibyśmy się spodziewać. Ot, na razie kontrakt z Michniewiczem nie zostanie przedłużony, bo trwa ocena jego dokonań, ale o szczegółowych decyzjach poinformujemy wkrótce, gdy skończą się rozmowy obu stron. Dlaczego to smutne? Bo po raz kolejny rzeczywistość złapała polski futbol na wykroku. 

  • Nie ma żadnych wątpliwości, że przyszłość Czesława Michniewicza zależy przede wszystkim od innych kandydatów na selekcjonera
  • Patrząc na giełdę nazwisk – widać, że znów decyzje podejmowane są na kolanie, bo plan A jednak nie wypalił
  • Czy polityka oświadczeń i przecieków, sprawdzania zdania opinii publicznej i podejmowania działań w oparciu o “klimat” to na pewno słuszna droga dla reprezentacji u progu wyboru swojej ścieżki na najbliższe cztery lata?

Plan A nie wypalił

Sytuacja wydaje się dość prosta – opcja w kontrakcie, o której napisał w oświadczeniu PZPN, była przygotowana na wypadek sukcesu mundialowego, po którym Czesław Michniewicz, w blasku chwały i w ramionach kibiców, mógłby zażądać podwyżki, albo dostałby ofertę życia z jakiegoś mocnego klubu czy innej reprezentacji. Zresztą, zdaje się, że to zwyczajnie był plan A, wykonać cele na mundialu, przedłużyć kontrakt, jechać dalej. Skoro PZPN z niej nie skorzystał, to znaczy, że plan A nie wypalił. Czesław Michniewicz zrealizował cele, ale i styl gry, i atmosfera wokół kadry, jakie towarzyszyły sukcesowi sportowemu, przeszkodziły w zwyczajnym kontynuowaniu założeń według planu A. 

Na takie wypadki PZPN zawsze ma przygotowany plan B, który właśnie został wdrożony. Plan B, najoględniej rzecz ujmując, to rozejrzenie się za jakimś innym rozwiązaniem niż plan A. Tomek Ćwiąkała, któremu bardzo ufam, zdradził u siebie na Twitterze, że PZPN kontatkował się z otoczeniem Andrija Szewczenki. Pojawiła się informacja o zainteresowaniu Maciejem Skorżą. Za moment ruszy zresztą na całego giełda nazwisk, choć:

– kontrakt Czesława Michniewicza jest ważny do 31 grudnia
– nikt oficjalnie Czesława Michniewicza nie zwolnił, ani nawet nie wyjawił zamiaru zwolnienia

Niestety, mam wrażenie, że to już pewnego rodzaju tradycja, nie tylko w reprezentacji, ale ogólnie w piłce, może nawet i szerzej, w naszych polskich realiach. Posada Czesława Michniewicza w idealnym świecie powinna zależeć od osiąganych przez niego wyników i realizowanych przez niego zadań – także w obrębie rozwijania zespołu czy wpływu na jego styl gry. Jak jest w rzeczywistości? Wydaje się, że posada Czesława Michniewicza zależy od tego, ile zaśpiewa nam Szewczenko, czy ktoś odnajdzie numer do Petkovicia, czy Papszun będzie mocno nakręcony na szybką przesiadkę z Rakowa na reprezentację. Wyolbrzymiam, ale czy takiej właśnie wymowy nie ma komunikat? Nie przedłużamy, ale jeszcze nie zwalaniamy. Musimy przemyśleć. A tak w ogóle – sprawdzić jeszcze, co na to wszystko opinia publiczna, piłkarze, dziennikarze, eksperci. 

Dlaczego to takie przykre, dlaczego to aż tak mocno martwi? Cóż, wyobrażałem sobie, że PZPN jest świadomy swego rodzaju “momentu dziejowego”, w którym się znalazł. Przed nami SZALENIE łatwe eliminacje Mistrzostw Europy w 2024 roku, następnie ta łatwiejsza z dwóch dużych imprez piłkarskich. Trudno o bardziej odpowiedni moment, by zacząć tę słynną budowę czegoś większego, by zacząć nowy cykl, już pełen spokoju i stabilizacji. Pisałem wielokrotnie – to można zrobić z Michniewiczem. Wierzę, że to trener, który potrafi być elastyczny, który potrafi grać inaczej, wreszcie trener, który uczy się na własnych błędach – i pewnie niektórych z ostatnich miesięcy już więcej nie popełni. Jasne, mam wątpliwości, co do jego obecnego stanu – banowanie jak leci dziennikarzy sportowych, kompromitujące wypowiedzi w wywiadach, poza bohatera walczącego z całym światem, która zresztą dotyka każdego kolejnego selekcjonera w Polsce. Natomiast jestem w stanie sobie wyobrazić, że Michniewicz na stanowisku pozostaje. 

Gdyby tylko powierzyć budżet reprezentantom… Mundialowy blog Olkiewicza #23
Grzegorz Krychowiak (reprezentacja Polski)

Najogólniej rzecz ujmując – jestem w życiu bardzo wyrozumiały. Sam zrobiłem tyle głupstw, tyle razy się skompromitowałem, tyle razy błądziłem i tyle razy po prostu wybierałem zło zamiast dobra – że trudno mi krytykować kogokolwiek, poza sobą samym. “Ale tyle to nie” – głosi popularny mem, i ja się pod tym memem mogę dzisiaj z

Czytaj dalej…

Sęk w tym, że PZPN i Cezary Kulesza właśnie wykonali gigantyczny krok, by jego ewentualna dalsza praca zaczynała się w atmosferze rozczarowania, niewyjaśnionych sporów z przeszłości, w atmosferze “bylejakości” i tymczasowości. Jaka będzie pozycja Michniewicza od stycznia, jeśli jego największy sukces w karierze trenerskiej, doprowadzenie reprezentacji Polski do grona 16 najlepszych drużyn globu, nie zyskał większego uznania nawet w oczach pracodawców z PZPN-u? Po dzisiejszym komunikacie i szerzej – po działaniach związku z ostatnich dni, widać że to nie jest ich wymarzony kandydat. Po wypowiedziach piłkarzy, zwłaszcza ofensywnych, czuć, że też jeszcze nie do końca Michniewicza kupili. Co mógłby zrobić związek? Ano pokazać, że właśnie Michniewicz ma postawione określone zadania związane z nadaniem reprezentacji nowego, bardziej otwartego wymiaru, że piłkarze muszą się dostosować do jego wizji, a zrealizowanie zadań z 2022 roku to świetna baza, by budować też w 2023 i 2024. PZPN miał okazję Michniewicza podbudować, zamknąć w pewnym sensie ten burzliwy etap, uciąć spekulacje, uciec do przodu – z Michniewiczem u boku. 

Zamiast tego Michniewicza znów ustawiono pod pręgierzem. Rozumiem przyczyny: nie ma pewnego następcy. Ale to nie jest usprawiedliwienie, tylko kolejny zarzut. Cezary Kulesza przecież dopiero co wybierał na chybcika selekcjonera, po tym, jak poprzednik rozstał się w dość dziwacznych okolicznościach. Wyobrażam sobie zresztą, że PZPN od początku powinien mieć pewien plan B – bo przecież od początku było jasne, że po mundialu czeka nas tak naprawdę nowy, długi i w założeniu dosyć spokojny okres. Uzależnianie, z kim ten okres przejdziemy, wyłącznie od wyników na mundialu, to jest spore ryzyko – że coś pójdzie nie tak i… I będzie tak jak dzisiaj. 

Idealny świat

Znów odwołam się do idealnego świata. PZPN ma plan B, już przed mundialem przygotował sobie listę potencjalnych następców Michniewicza pod kątem wyzwań stojących przed reprezentacją – wymiana pokoleniowa, przekierowanie punktu ciężkości w stronę otwartej, ofensywnej gry, optymalne wykorzystanie doskonałego okresu w życiach Piotra Zielińskiego czy Roberta Lewandowskiego. Oczywiście nie chcę pisać o jakichś ustaleniach kontraktowych, czy nawet zwykłych rozmowach z potencjalnymi kandydatami – no ale jednak, liczyłbym, że shortlista jest, a już szczególnie – że przy komponowaniu tej shortlisty zorientowano się w sytuacji zawodowej każdego kandydata. Mamy jakąś pozycję numer jeden, mamy jakiegoś kandydata numer dwa, na wypadek, gdyby nie udało się dogadać z jedynką. W takim układzie komunikat zawiera już tylko wielkie podziękowania dla Czesława Michniewicza oraz serdeczne życzenia: wszystkiego dobrego w każdym kolejnym miejscu pracy. Żegnamy Michniewicza, siadamy do stołu z kandydatami, wybieramy – lepiej lub gorzej, ale jednak, według planu, który sobie założyliśmy wcześniej, że kadra ma zyskać nową twarz. 

Mamy rozwiązanie pośrednie, czyli poszukamy jakichś kozackich borowików, ale ostatecznie lepszy rydz, niż nic. Już pomijam, że to nie fair wobec samego selekcjonera, że to daje zły sygnał w kierunku świata – najbardziej boję się, że PZPN wykonuje tym samym swoisty sondaż. Jakie będą reakcje? Jak ludzie, jak środowisko, jak zawodnicy? Byłoby wielką tragedią, gdyby w PZPN-ie, tak jak na przykład w polityce, słupki poparcia w społeczeństwie wskazywały, jakie podejmować decyzje. Mam nadzieję, że tak nie jest. Ale nie jest to najsilniejsza wiara w moim życiu. 

Dużo bardziej prawdopodobny wydaje mi się scenariusz, który niestety dobrze znam, nawet ze swojego życia. Jakoś to będzie. Zresztą, wrócimy z mundialu, usiądziemy, zastanowimy się. Może pójdziemy w lewo, może w prawo, może właściwie w ogóle nigdzie się nie będziemy ruszać. Zresztą, ślubu nie bierzemy, jak coś – zawsze jest czas na korektę kursu. Będziemy sobie dryfować, jak zwykle w nieznanym kierunku, a gdy coś się spartoli – podejmiemy jakieś tymczasowe, zaimprowizowane działania. 

Tymczasowe zaimprowizowane działania to z jednej strony nasza polska specyfika, powód do dumy, cecha wyjątkowo przydatna podczas wyjazdów survivalowych czy remontu u szwagra. Z drugiej – chciałbym, by wśród decydentów modniejsze stały się jednak konsekwentne ruchy według ściśle wytyczonego planu. 

Do następnych mistrzostw cztery lata. Ilu selekcjonerów? Dwóch? Trzech? Pięciu? Ile wizji gry, trzy, cztery? Ile narodowości w fotelu pilota? Ile różnych pomysłów na zbudowanie czegoś trwalszego? Ile spontanu, ile planu?

Wszystko co mam, to złe przeczucia. 

Komentarze