Do bólu da się przyzwyczaić. A pozycja lidera zmienia mentalność

Damian Dąbrowski
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Damian Dąbrowski

– Pamiętam, że w przeszłości przez kilka dni potrafiliśmy się cieszyć z pojedynczego wygranego meczu w lidze, a teraz doszliśmy do momentu, w którym jest tylko trwająca jeden dzień satysfakcja. Mentalnie zaakceptowaliśmy to, że chcemy być jak maszynka wygrywająca mecz po meczu – mówi w rozmowie z Goal.pl Damian Dąbrowski, kapitan Pogoni Szczecin.

  • Z Damianem Dąbrowskim spotkaliśmy się w Szczecinie, by porozmawiać o przykrych doświadczeniach przeszłości oraz znacznie przyjemniejszych, jakich doznaje obecnie
  • Do bólu naprawdę można przywyknąć. Walka z bólem trwa przez kilka dni, wtedy trudno wyrzucić go z głowy. Natomiast po tym czasie, mimo że fizycznie ból jest identyczny, głowa funkcjonuje już normalnie – opowiada o chwilach, w których zmagał się z bardzo poważnymi kontuzjami
  • Rozmawiamy o tym. Nie da się o tym zapomnieć i unikać tego tematu. Nie jesteśmy odizolowani od social mediów, od artykułów o nas. Cały czas atmosfera wokół Pogoni jest podkręcana, ale co mi się rzuca w oczy, to spokój w szatni – to z kolei słowa wypowiedziane na trzy dni przed kluczowym meczem z Lechem Poznań

Głowa to wszystko zniosła

Zdarza ci się jeszcze bać o twoje zdrowie?

Wiadomo, że chęć bycia zdrowym jest czymś naturalnym, ale grając w piłkę nie mogę się nad tym zastanawiać. To normalne, że od czasu do czasu dostaję po kościach, jak każdy. Najważniejsze dla mnie jest to, że czuję się zdrowy w swoim ciele. Gdy wychodzę na boisko, zapominam o urazach z przeszłości, jestem absolutnie swobodny.

Mówisz o zdrowym ciele, ale ja dostrzegam w tej wypowiedzi przede wszystkim uwolnioną głowę.

Niewątpliwie, ale wiem, że bywa z tym różnie. Każdy z nas jest inną jednostką. Ma inny charakter, inny mental, więc trudno mi powiedzieć, jak przy ciężkiej kontuzji wzorcowo powinny rozkładać się proporcje pracy nad ciałem i nad głową. I wielu tego nie wie, gdy się spojrzy, ilu sportowców nie poradziło sobie psychicznie z tym problemem. Ja na szczęście nie miałem kłopotów z głową. Jedynie co, to przed operacjami pojawiały się momenty zwątpienia. Kłębiło się bardzo dużo mieszanych albo wręcz negatywnych myśli, ale po operacji zawsze miałem już tylko jeden cel – praca i odliczanie dni do powrotu na boisko.

Skoro nie miałeś żadnych problemów z głową, ciało musiało do bólu się po prostu przyzwyczaić.

Bo do bólu naprawdę można przywyknąć. Walka z bólem trwa przez kilka dni, wtedy trudno wyrzucić go z głowy. Natomiast po tym czasie, mimo że fizycznie ból jest identyczny, głowa funkcjonuje już normalnie. Akceptuje ten dyskomfort, potrafi skupić się na czymś innym. 

“Denerwowało mnie jedno”

Słucham to i wyciągam wnioski, że jesteś osobą, która nigdy nie robi z siebie ofiary.

To prawda, ale też nie w stu procentach. Bo gdy opowiadam publicznie o swoich doświadczeniach, staram się nie narzekać, ale zdarzało się, że w domu żona przejmowała rolę osoby, która musiała wysłuchać moich smutków. Jestem jej za to bardzo wdzięczny. Ale skoro już rozmawiamy o kontuzjach, mogę powiedzieć ci, co mnie w tym wszystkim zawsze najbardziej wkurzało.

Co takiego?

Gadanie, że gdyby nie kontuzje, Dąbrowski byłby ho ho, tak wysoko. Nienawidziłem tych haseł. Bo wierzę, że ktoś mi kiedyś zapisał taką ścieżkę i nie mam podstaw, by uważać, że gdyby nie kontuzje, to na pewno osiągnąłbym więcej. Może tak by było, a może byłbym dziś w dużo gorszym położeniu? Przecież wszystko zależy od boiska, a zakładanie, że bez moich problemów zaszedłbym znacznie dalej, to wiara w to, że za pomocą pstryknięcia palcem stałbym się lepszym piłkarzem. Dlatego też nie uważam się żadnym kozłem ofiarnym tej piłkarskiej machiny. Tak musiało być. A dziś jestem szczęśliwy z miejsca, w którym się znalazłem. A ono jest całkiem niezłe pod kątem sportowym.

Nie było satysfakcji

Czułeś kiedykolwiek satysfakcję – to nie jest nic złego – że Cracovia się pomyliła względem ciebie?

To nie dotyczy tylko Cracovii, bo pewnie w Zagłębiu Lubin też mogą dziś pomyśleć, że jednak zbyt lekką ręką mnie skreślono i oddano do Krakowa. Tam historia wróciła jak bumerang, moje zakończenie historii w Cracovii chyba też okazało się lekkim sportowym błędem. Ale ich błędy, jeśli oczywiście tamte kluby tak to widzą, w żaden sposób nie przynoszą mi satysfakcji. Naprawdę. Ja bardzo mocno wierzyłem, że i w Lubinie, i w Cracovii, mogę dać swoim klubom więcej. A że oni uznali inaczej? Nie mam im tego za złe. Możemy wrócić do rozmowy o losach zapisanych gdzieś na górze. Momenty, w których ze mnie rezygnowano, nie były łatwe, ale koniec końców okazało się, że to były dla mnie mega fajne posunięcia. Stawałem się po nich lepszym piłkarzem i lepszym człowiekiem.

W którym momencie zacząłeś zauważać, że w tym ekstraklasowym rollercoasterze wsiadłeś do wagonika jadącego wyłącznie do góry? Odkąd przyszedłeś do Pogoni, ta sezon po sezonie idzie w górę.

Nie było takiego jednego momentu, ale to, co mogę na pewno powiedzieć, to że od pierwszego dnia rzuciła mi się w oczy organizacja klubu. To baza, dzięki której jesteśmy w stanie osiągać duże rzeczy, a później w czasie pobytu w klubie zdałem sobie sprawę, że w Pogoni na każdym stanowisku są właściwi ludzie. Odkąd tu jestem, mamy jeden sztab szkoleniowy, a szatnia, mam na myśli piłkarzy, są jednym organizmem. Do tego kibice. Strasznie żałuję, że na meczu z Lechem pojawi się tylko dziewięć tysięcy, bo więcej nie może, a oni zawsze dają pozytywnego kopa. Czuć, że Szczecin żyje Pogonią. Na przykład jako rodzic odwożę dzieci do przedszkola i zawsze ktoś zagada, poprosi o autograf, powie, że trzyma kciuki. To tworzy spójną całość zlepioną z wielu małych, pasujących do siebie rzeczy, a wszyscy z tego korzystamy.

Szatnia nie unika tematu mistrzostwa

Szatnia czuje, że to może być ten sezon? Pojawia się napinka na mistrzostwo?

Rozmawiamy o tym. Nie da się o tym zapomnieć i unikać tego tematu. Nie jesteśmy odizolowani od social mediów, od artykułów o nas. Cały czas atmosfera wokół Pogoni jest podkręcana, ale co mi się rzuca w oczy, to spokój w szatni. Zwłaszcza po ostatniej kolejce, która przecież się świetnie dla nas ułożyła i po której zostaliśmy liderem. Ale ja też jestem od tego, by te wszystkie zapędy hamować i nie pozwalać się nikomu podniecać tym, co jest teraz. Staram się wszystkich zachęcić do tego, by nie traktowali obecnej sytuacji jako końca drogi. I to się udaje. Pamiętam, że w przeszłości przez kilka dni potrafiliśmy się cieszyć z pojedynczego wygranego meczu w lidze, a teraz doszliśmy do momentu, w którym jest tylko trwająca jeden dzień satysfakcja. Mentalnie zaakceptowaliśmy to, że chcemy być jak maszynka wygrywająca mecz po meczu. To sprawia, że jeszcze mocniej wierzę w sukces Pogoni.

Jako kapitan czujesz się w szatni pierwszym po trenerze?

Nie, broń Boże tak nie jest. Pewnie są miejsca, gdzie byłoby to prawdą, ale ja wyznaję zasadę, że w szatni każdy jest na równi, każdy ma prawo się wypowiedzieć.

Pojawiające się wszędzie hasło, że Lech musi, a Pogoń może, to z perspektywy waszego zespołu mit, czy prawda?

(długie westchnienie) Chyba coś pomiędzy. W trakcie pierwszej rundy powiedziałbym, że to prawda. Ale zaczęła się druga runda, a my wygraliśmy wszystkie mecze. Nie da się więc nie myśleć poważnie o mistrzostwie Polski. Zaczęła być odczuwalna presja, ale cieszy mnie to, że od nas ona odbija się jak od ściany. Robimy swoje, w weekend wygraliśmy trzecie spotkanie na wiosnę. Przed nami mega fajny mecz przed swoją publicznością i nie czuję, by z tego powodu było jakieś większe podniecenie. Podchodzimy do wszystkiego bardzo zdrowo.

W poprzednim sezonie bardzo podobnie rozpoczęliście wiosnę, ale później rywale zaczęli wam odjeżdżać. Czy wracacie do tego w kontekście obecnego sezonu? Da się na bazie tamtego doświadczenia teraz nie dopuścić do takiej samej sytuacji?

Myślę, że tak. Pamiętam, gdy pojechaliśmy na Legię i zostaliśmy rozłożeni na łopatki. Podskórnie od początku tamtego meczu czułem, że brak nam doświadczenia. Przełożyło się to na boisko, ale mądry człowiek potrafi umieć wyciągać wnioski. Potraktowaliśmy porażkę w Warszawie bardzo osobiście, każdego ona dotknęła. Sezonu do sezonu nie da się porównywać, bo każdy jest inny, ale dziś już wiem, że to doświadczenie nam pomoże. Poza tym mamy dużo szerszą i lepszą kadrę, co ma przecież odzwierciedlenie w wynikach.

Komentarze