Piłkarz na podsłuchu, czyli bliżej być nie można

PKO Ekstraklasa na podsłuchu
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: PKO Ekstraklasa na podsłuchu

Czasy, gdy kibicom zdarzało się wypić z piłkarzem piwo lub kieliszek wódki w modnym klubie po meczu ligowym to już odległa przeszłość, ale dziś do skrócenia dystansu dochodzi w zupełnie inny sposób. Kamery telewizyjne sprawiają, że fani wiedzą nawet, jak wygląda kluczowa odprawa. A teraz dowiedzą się również, jak brzmią ich boiskowe rozmowy.

  • Maciej Klimek z zespołem Canal+ przygotowują serial “Piłkarze”
  • Piłkarze Ekstraklasy w ostatnich miesiącach grali z przypiętymi mikromikrofonami, które rejestrowały każde wypowiedziane przez nich słowo
  • Premiera serialu planowana jest na przełom listopada i grudnia

Piłka nożna na podsłuchu

Zarzut, że Canal+ opakowuje Ekstraklasę lepiej niż na to zasługuje słyszymy wszyscy od lat. Prawda jest jednak taka, że my po prostu gramy do jednej bramki z klubami i piłkarzami: wszyscy tę ligę kochamy i chcemy, by się rozwijała. Nie sprawia to oczywiście, że możemy ją tylko chwalić, po prostu mówimy, jak jest. Na szczęście rozumieją to także – coraz częściej – piłkarze, trenerzy i działacze i dopuszczają najbliżej jak się da. Nie mam wątpliwości, że o ile serial „Sędziowie” był prawdziwą petardą, to przygotowywani przez Maćka Klimka z zespołem „Piłkarze” będą prawdziwą bombą. 

Młodsi kibice z zapartym tchem oglądają seriale Netflixa, w których kamera zagląda za kulisy największych klubów świata, nie tylko tych piłkarskich zresztą. Śledzą odprawy Jose Mourinho, kulisy zatrudniania nowych piłkarzy, codzienną pracę w klubie. Długo wydawało się, że u nas może to nie przejść. Tymczasem już na przełomie listopada i grudnia w Canal+ pokażemy serial, w którym widz znajdzie się w samym środku akcji, usłyszy każde słowo wypowiadane, bądź wykrzyczane przez piłkarzy w kluczowych momentach. Wiele rzeczy już w telewizji pokazywano, trudno często wymyślić coś nowego – bo przecież wszystko już było, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych – ale takiego dokumentu, jak ten z Ekstraklasy ja nie pamiętam.

W Polsce furorę zrobił ponad 20 lat temu film Tomka Smokowskiego „W kadrze Korea 2002”. Tomek zdobył zaufanie naszych kadrowiczów i wraz z kamerą stał się częścią reprezentacji Jerzego Engela. Sprawił, że reprezentanci przestali go wręcz zauważać dzięki czemu w filmie byli po prostu sobą. To zdecydowało, że nim był tak dobry. Pamiętam, że kilka razy ze Smokiem o tym filmie rozmawiałem i przyznawał, że największym problemem był… dobór materiału. Dziesiątki godzin nagrań z których trzeba było przygotować 45 minut filmu – koszmar reżysera, przez który jednak przejść musiał. Teraz ta sama droga czeka Macieja Klimka, bo przecież na każdym meczu mikromikrofony ma przypięte do swoich kamizelek kilku piłkarzy, co daje kilka godzin materiału. Z jednego tylko meczu, a takich meczów będzie około 25.

Przekonać piłkarzy i trenerów

Montaż i dobór materiału będzie ważny, ale kluczowy był pomysł i przekonanie, że warto spróbować. Z każdej strony. Maciek uwierzył, że da radę przekonać piłkarzy i trenerów, a ci – że warto spróbować czegoś nowego. Wszyscy wzajemnie sobie zaufali. Doskonale pamiętam nie tak wcale dawnego „Pomidora” z Michałem Probierzem w Lidze+Extra, gdy padło pytanie, czy dopuści ekipę Canal+ do drużyny na jeden mikrocykl. Obecny trener reprezentacji młodzieżowej wykluczył to zdecydowanie, uznając, że szatnia to jego królestwo i prywatność zespołu. Na szczęście czasy się zmieniają. Jeśli poziomiem wciąż jeszcze odstajemy od wielu lig, to na pewnych polach możemy bez kompleksów podjąć z nimi  rywalizację. Także wpuszczając kamery za kulisy.

Pamiętam doskonale, jak zachwycałem się, słysząc podczas transmisji meczów NBA fragmenty „Wired”, nagrane z mikrofonów przyczepionych do koszulek graczy. Od połowy listopada będziemy to mieli na swoim podwórku i ja nie mogę się doczekać – także dlatego, że pracę Maćka i jego ekipy śledzę z bliska i widzę, jak czasem świecą mu się aż oczy, gdy na żywo słyszy boiskowe dyskusje. Nie tylko „thrash talk”, czyli brutalne docinki lub wyzwiska, ale nawet dialog piłkarzy z przeciwnych drużyn, którzy zerkając na interwencję masażystów i dzieląc się napojami potrafią zamienić kilka zdań typu: Co u żony, jak dzieciaki, gdzie jedziesz na wakacje. Naprawdę, od połowy listopada widz znajdzie się tak blisko piłkarzy, jak nie był jeszcze nigdy.

– Pomysł był mój, ale bez akceptacji drużyn Ekstraklasy i szefostwa Canal+ nic by z tego nie było. Pracujemy najczęściej w pięciu, bo oprócz mnie jest Michał Siejak, Daniel Mazur i Adrian Duda, oraz najważniejszy człowiek w całym tym przedsięwzięciu, czyli Mirosław Rok. Mirek odpowiada za dźwięk, więc wchodzi do szatni przed meczami, ustawia i poprawia mikrofony, rozstawia wokół boiska sprzęt i wzmacniacze. Słowem – jest nie do zastąpienia – mówi Maciek Klimek. – Zaczynaliśmy od jednego podpiętego piłkarza, potem dwóch, ale prawdziwy ogień zaczął się, gdy zaczęliśmy podpinać czterech lub pięciu na jednym meczu. Jeszcze nie wiem, czy powstanie 6 czy 7 odcinków, bo nie chcemy też widza zanudzić, ale… będzie się działo – dodaje dziennikarz Canal+, który przygotowuje także serial poświęcony sezonowi Widzewa Łódź. Tam też nasze kamery są wszędzie: na boiskach treningowych, na meczach, w szatniach i gabinetów prezesów. Dlatego jestem pełen podziwu także dla bohaterów każdego odcinka obu tych seriali Maćka, że zdecydowali się na współpracę, dostrzegając, że współczesny sport i futbol to nie tylko to, co się dzieje na boisku. Że bardzo dużo marketingowo i wizerunkowo jest do wygrania także poza zieloną murawą. Idziemy wszyscy w naprawdę w dobrym kierunku, a stojąc w miejscu i wystawiając kolce w stronę kamer, zamiast się do nich uśmiechnąć – cofalibyśmy się.

Jeszcze kilka lat temu trudno było znaleźć piłkarzy, którzy przed meczem pozwolą podsłuchać trochę rozmowy z rywalami, a nawet wypowiedzą się ze swadą do kamery, pomagając nam przygotować skrót do Ligi+, robiony z jakąś myślą przewodnią. Sporo było takich, co „przed meczem nie rozmawiają”, unikają kamer, zapominając jakby, że gdyby nie te kamery to i kontrakty byłyby inaczej skonstruowane. Nie zawsze to rozumiałem, ale zawsze szanowałem. Cieszę się natomiast z tego, jak bardzo wszystko się zmieniło, jak bardzo poszliśmy do przodu.

Jeszcze jakieś 20 lat temu piłkarza zdarzało się spotkać po wygranym meczu w modnym klubie lub dyskotece. Kibic skracał dystans przy barze, a zdjęć nikt nie robił – zwłaszcza, że internet raczkował, a telefony nie miały kamer. Dziś piłkarze są też bardziej świadomi, co można a czego nie, bardziej dbają nie tylko o swój wizerunek, ale też organizm, więc pozwalają zbliżyć się widzowi w inny sposób. I to bardziej niż kiedykolwiek, z czego my możemy się tylko cieszyć, bo już od połowy listopada poznamy Ekstraklasę z kolejnej strony, od samego środka.

Ja już nie mogę się doczekać, zwłaszcza że na meczach z piłkarzami podpiętymi do mikrofonów działo się naprawdę dużo.

Komentarze