Palermo w CFG. Jak działa wielka rodzina pod przewodnictwem Manchesteru City?

Khaldoon Al Mubarak i Ferran Soriano - dwaj kluczowi ludzie CFG
Obserwuj nas w
fot. pressfocus Na zdjęciu: Khaldoon Al Mubarak i Ferran Soriano - dwaj kluczowi ludzie CFG

W skład City Football Group (CFG) – po zakupie udziałów we włoskim Palermo – wchodzi już 11 klubów. A wkrótce do tego grona może dołączyć jeszcze brazylijska Bahia. Jak zwykle przy takich transakcjach rodzą się pytania: po co szejkom kolejne drużyny? Czy ich flagowy okręt potrzebuje aż tak potężnego zaplecza?

  • Najnowszym nabytkiem City Football Group jest beniaminek Serie B Palermo FC.
  • CFG kojarzone jest z wielkimi wydatkami. Ale mniejsze kluby wchodzące w skład grupy skupiają się na zawodnikach, których można pozyskać relatywnie tanio.
  • Na sukces CFG pracuje międzynarodowa sieć skautów. Szukają oni zawodników odpowiednich do każdego klubu z grupy.
  • Kolejnym klubem, który może zostać częścią CFG, jest brazylijska Bahia.

Filia = zależność

Instytucja klubu filialnego nie jest oczywiście w sporcie niczym nowym. Praktyka finansowania mniejszej drużyny występującej w słabszej lidze od wielu lat funkcjonuje choćby w NBA czy NHL. Na przykład Golden State Warriors, obecni mistrzowie najlepszej koszykarskiej ligi świata, posiadają w NBA G-League filię Santa Cruz Warrios. Z kolei zdobywcy Pucharu Stanleya, Colorado Avalanche, mają zaplecze w aż 2 drużynach: Colorado Eagles oraz Utah Grizzlies.

Filie z powodzeniem funkcjonują też w świecie futbolu. I to od wielu lat. Na pomysł kupna i prowadzenia własnego klubu filialnego pod koniec lat 90. wpadł Ajax Amsterdam. Holendrzy przez ponad dwie dekady byli większościowymi udziałowcami Ajaksu Cape Town (dziś Cape Town Spurs) z RPA. Ta kooperacja już co prawda zakończyła się, ale wciąż w poważnej piłce jest wiele klubów bardzo od siebie zależnych, bo pozostających w rękach jednego właściciela. Mamy chociażby ekipy z grupy Red Bulla czy Brighton & Hove Albion i Royal Union Saint-Gilloise, które są własnością Tony’ego Blooma.

Więksi od Red Bulla

Projekt City Football Group zdecydowanie przewyższa rozmachem inne tego typu przedsięwzięcia skupiające w jednych rękach co najmniej kilka klubów piłkarskich. Porównać go można jedynie do grupy Red Bulla, która też jest bardzo istotnym graczem w światowym futbolu, ale posiada tylko 4 składowe (RB Lipsk, Red Bull Salzburg, New York City Red Bulls i Red Bull Bragantino). Pod względem globalnego zasięgu i liczebności CFG jest zatem absolutnym światowym liderem. Tym bardziej, że swoją obecność – w odróżnieniu od koncernu z bykiem w logo – bardzo mocno zaznacza swoją obecność w Azji (3 kluby) oraz w Australii i Oceanii (1 klub).

Dziś w skład City Football Group wchodzą: Manchester City (Anglia), Troyes AC (Francja), Girona FC (Hiszpania), Lommel SK (Belgia), Palermo FC (Włochy), New York City FC (Stany Zjednoczone), Montevideo City Torque (Urugwaj), Melbourne City FC (Australia), Mumbai City FC (Indie), Sichuan Jiuniu (Chiny) oraz Yokohama F-Marinos (Japonia).

Know-how

Co daje Emiratczykom posiadanie 11, a być może w niedalekiej przyszłości 12 klubów piłkarskich? Zacznijmy od tego, że w każdym z nich – z niewielkimi modyfikacjami – obowiązuje podobny system szkolenia, te same standardy i filozofia zarządzania. Tę spójność zapewniają odpowiedni ludzie – dużą wagę w CFG przykłada się do tego, by kluczowe stanowiska zajmowały osoby rozumiejące i realizujące założenia całego projektu.

Nie ma też barier w dzieleniu się know-howem. Rozwiązania i zasady wypracowane w Manchesterze mogą być przekazywane i wdrażane w Montevideo, Chengdu czy Melbourne bez tych przeszkód, które zapewne pojawiłyby się, gdyby były to całkowicie niezależne organizacje. Mieliśmy tego przykład w trakcie pandemii – te same zasady bezpieczeństwa obowiązywały we wszystkich klubach, mimo że różne państwa stosowały różne obostrzenia.

Komunikacja za pomocą łączy internetowych między poszczególnymi klubami CFG jest stała. Podczas tych licznych rozmów omawiane są istotne sprawy zarówno dla funkcjonowania całej grupy, jak i poszczególnych jej składowych. Mowa tu między innymi o podpisywaniu umów z zawodnikami, transferach, zwalnianiu i zatrudnianiu trenerów czy konieczności inwestycji w infrastrukturę. Wszystko to musi być skoordynowane z Manchesterem. W ten sposób mniej doświadczony personel może uczyć się od najlepszych, np. od dyrektora sportowego Manchesteru City Txikiego Begiristaina czy jego odpowiednika w NYCFC Davida Lee.

W tej ścisłej i stałej współpracy rzecz jasna chodzi nie tylko o przekazywanie miękkich umiejętności czy o politykę kadrową. Ważne jest także dzielenie się konkretnymi rozwiązaniami przetestowanymi w Manchesterze – jeśli mniejszy klub potrzebuje kamery do nagrywania sesji treningowych czy nowego syntetycznego boiska, to je otrzymuje. To samo tyczy się

Wymiana piłkarzy

Nie tylko wiedzą czy technologiami dzielą się kluby należące do CFG. Chętnie wymieniają się także piłkarzami. Powszechną praktyką jest wypożyczanie zawodników wewnątrz grupy. Najczęściej to Manchester City zasila swoich satelitów piłkarzami, którzy nie mają szans na występy w Premier League. Ale zdarzają się też ruchy, w których The Citizens nie uczestniczą. Przykładem jest transfer Valentina Castellanosa z Montevideo Torque do New York City FC. Popularny „Taty” – wraz z Norwegiem Olą Kamarą – został najlepszym strzelcem sezonu zasadniczego. Miał wielki wkład w pierwsze w historii mistrzostwo MLS dla NYCFC.

Marketing ważna rzecz

Oczywiście, oprócz zalet czysto sportowych, posiadanie 11 klubów w różnych zakątkach globu daje potężne możliwości marketingowe i biznesowe. Trudno – przynajmniej w obecnej chwili – wierzyć, iż jakiś zawodnik Mumbai City FC miałby przebić się do pierwszej drużyny Manchesteru City albo nawet Girony czy NYCFC. Natomiast nie trudno sobie wyobrazić, jak duży potencjał niesie za sobą Mumbaj, w którym żyje – wliczając metropolię – 20 mln osób. Albo Chengdu, gdzie gra Sichuan Jiuniu, z populacją na poziomie 16 mln osób.

Nowy Jork, Melbourne, Jokohama, Montevideo – również o każdym z tych miejsc również można powiedzieć, że ma potężny biznesowy i marketingowy potencjał. Może nieco mniej to zdanie pasuje natomiast do hiszpańskiej Girony, belgijskiego Lommel czy francuskiego Troyes. Ale tu z kolei są kluby z dużymi tradycjami, o marce uznanej w swoich krajach. Inna sprawa, że te dwa ostatnie zostały kupione w trakcie pandemii po atrakcyjnych cenach.

Swoje we włoskiej piłce znaczy też Palermo FC. To klub z długą historią, ze sporego miasta (około 650 tys. mieszkańców), a w dodatku trzyma za niego kciuki duża rzesza zagorzałych fanów. Nie bez znaczenia są też możliwości rozwojowe. Tym bardziej, że Sycylia w ostatnich latach nie miała swojego przedstawiciela w Serie A (de facto nadal go nie ma, a najbliżej tego celu są właśnie Rosanero). Lokalna konkurencja została w tyle, choć z dziennikarskiego obowiązku trzeba wspomnieć, że lokalny rywal Catania też zyskała ostatnio inwestora, australijską Pelligra Group.

„Chcemy im pomóc”

Kluczowym elementem funkcjonowania CFG jest globalna sieć skautingowa pracująca dla każdego z klubów wchodzących w skład grupy. Obiektem zainteresowań poszukiwaczy zazwyczaj nie są jednak warte dziesiątki milionów euro latynoskie gwiazdki, które wzbudzają zainteresowanie połowy europejskich potęg. Nie ma też ostrej rywalizacji o talenty z lokalnymi potęgami. – Nasz pomysł nie polega na konkurowaniu z innymi zespołami o transfery zawodników – powiedział w rozmowie z „The Athletic” German Brunati, dyrektor sportowy Montevideo Torque, odkrywca talentu wspomnianego Castellanosa. – Nie chcemy konkurować o 5 czy 6 graczy z danego pokolenia. Wierzymy, że takich piłkarzy może być 10. Wielu zawodników odpada, gdyż nie mają możliwości ani nie są w systemie, który może ich wesprzeć. My chcemy im pomóc – opowiada Brunati.

Dużo energii i czasu skauci poświęcają na obserwację zawodników nadających się do mniejszych klubów grupy, nawet jeśli niespecjalnie rokują na transfer do silniejszej ligi, o Manchesterze City nie wspominając. Zresztą do tej pory żaden gracz drużyny satelickiej nie został ważnym graczem The Citizens. I – co ciekawe – nie ma tu wiele miejsca na rozrzutność. Szczególnie interesujący są zawodnicy, którym kończą się kontrakty, występują w klubach trapionych przez kłopoty finansowe albo po prostu chwilowo są bezrobotni. To oczywiście szansa na wzmocnienie po promocyjnej cenie lub całkiem za darmo.

Widzimy, którzy gracze są na odpowiednim poziomie. Jednocześnie patrzymy, jakiego zawodnika potrzebuje albo za kilka miesięcy będzie potrzebował każdy klub CFG. To jeden ze sposobów. A czasem klub po prostu mówi, że przydałby mu się gracz na daną pozycję i określa swój budżet. Wtedy porównujemy zawodników dostępnych na rynku i podejmujemy decyzję – wyjaśnia Brunati.

Sporym niedopowiedzeniem byłoby jednak pominięcie informacji o tym, że CFG też od czasu do czasu staje w szranki z innymi gigantami o zawodnika z potężnym potencjałem, mogącego realnie wzmocnić ich okręt flagowy. W 2017 roku na Etihad Stadium zawitał Gabriel Jesus. The Citizens zapłacili za niego Palmeiras 32 mln euro. Z kolei 10 mln euro kosztował jego bardzo utalentowany rodak Kayky, którego Guardiola dopiero wprowadza do pierwszego zespołu. Sporo droższy był Julian Alvarez. River Plate zainkasowało za niego 17 mln euro (tyle, ile wynosiła klauzula odejścia).

Co jest zwycięstwem?

Pragnienie trofeów w Manchesterze City jest oczywistością. Ale to, z czym nie dyskutuje się na Etihad Stadium, nie ma aż tak dużego znaczenia w innych klubach CFG. Wprawdzie NYCFC to aktualny mistrz MLS, a Melbourne City od dwóch lat rządzi w australijskiej A-League, ale póki co nie udało się tym klubom zaistnieć zbyt mocno w rozgrywkach kontynentalnych. Po mistrzostwa kraju pod skrzydłami emirackich szejków sięgały też Mumbai City i Yokohama F.Marinos. Jednak w kolejnych sezonach nie obroniły prymatu.

Z kolei Montevideo Torque w pierwszym roku bycia częścią CFG awansowało do urugwajskiej ekstraklasy, lecz szybko z niej spadło. Teraz klub znów występuje w elicie i na stałe zadomowił się w czołówce. Póki co mistrzostwa kraju nie zdobył, ale miał okazję reprezentować Urugwaj w Copa Sudamericana i eliminacjach Copa Libertadores.

Degradację w erze szejków zaliczyła także Girona, a na zapleczu spędziła 3 lata. Dopiero niecały miesiąc temu wywalczyła awans do Primera División. Nie była to jednak promocja wywalczona w cuglach. Troyes to obecnie ekipa z Ligue 1, ale znacznie bliżej jej do strefy spadkowej niż do walki o europejskie puchary. Sichuan Jiunjiu już trzeci sezon z rzędu jest chińskim drugoligowcem. Na grę w elicie musi też poczekać belgijski Lommel. Jak widać, tworzenie Dream Teamu za grube pieniądze to przywilej zarezerwowany dla Manchesteru City.

Wyjaśnieniem zorientowania nie na szybki sukces, lecz na powolny, aczkolwiek stały postęp w mniejszych klubach CFG mogą być słowa Briana Marwooda, szefa akademii Manchesteru City.  – Zwycięstwem jest wprowadzenie chłopców do pierwszej drużyny, czy to w Manchesterze, Nowym Jorku, Melbourne, Gironie czy Jokohamie. To jest ideał – tłumaczy Brian Marwood. – Jeśli nie możemy tego zrobić, to chcemy dać im kariery na poziomie odpowiednim do ich umiejętności. Mamy teraz wiele klubów w City Football Group, więc istnieje ścieżka dla wszystkich naszych młodych graczy – uważa.

Wycofanie z Holandii, otwarcie na Brazylię

Na początku tekstu wspomnieliśmy, że do CFG wkrótce może dołączyć brazylijska Esporte Clube Bahia. Oferta, jaką złożyli szejkowie, prawdopodobnie opiewa na około 100 miliony funtów. Czemu właśnie ten klub? Decydenci grupy widzą w Brazylii i samej Bahii, wielki potencjał. Drugoligowiec ma swoją markę w Kraju Kawy, a w dodatku gra na nowoczesnej Arenie Fonte Nova, obiekcie zbudowanym na Mistrzostwa Świata 2014. Wcześniej CFG interesowało się zakupem Botafogo i Atletico Mineiro. Działaczom tego drugiego przedstawiono nawet propozycję kupna za 140 mln funtów, ale oni zażądali 2 razy tyle, w związku z czym temat upadł.

Warto dodać jeszcze, że nie wszędzie kibice życzą sobie, by ich klub trafił do grupy. Tak stało się z holenderskim NAC Breda, z którym CFG miało umowę partnerską. Na jej podstawie do ekipy z Północnej Brabancji na wypożyczenie trafiali zawodnicy City, m.in.: Angelino czy Thierry Ambrose. Sprawa przejęcia była w zasadzie dogadana, ale fani wyraźnie dali do zrozumienia, że ich zgody na transakcję nie będzie. W tej sytuacji szejkowie wycofali się z negocjacji.

Komentarze