Michał Kucharczyk: są rzeczy, których nie da się przeliczyć na pieniądze

Michał Kucharczyk
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Michał Kucharczyk

– Przylgnęła do mnie pewna łatka, która sprawiała, że echa tego, gdy zrobiłem coś dobrze nigdy nie były tak głośne, jak po moich gorszych meczach. Ale nie jest to coś, do czego nie byłbym w stanie się przyzwyczaić. Radzę sobie z tym. Gdybym się przejmował wszystkim, co się pisze o mnie w internecie, zaszyłbym się w domu i nie grał już w piłkę – mówi w rozmowie z Goal.pl Michał Kucharczyk.

  • Z piłkarzem Pogoni Szczecin porozmawialiśmy o jego obecnym klubie, ale też o odejściu z Legii, przyczynach szybkiego powrotu do Polski z Rosji i łatkach, które do niego przylgnęły
  • “Kuchy” opowiada też o rzeczach, których nie da się przeliczyć na pieniądze. – Siedziałem w Rosji sam, a nic, nawet najlepszy kontrakt, nie jest w stanie wypełnić tej luki, gdy nie widzi się, jak rosną twoje dzieci. Ile się traci w życiu nie będąc obok nich. Nic tego nie odda, dlatego cieszę się, że dziś znów jestem w Polsce
  • Temat Aleksandara Vukovicia ucina dość szybko. – Nie chcę rozmawiać o tym człowieku

Pogoń ma najmniej porażek w lidze, najmniej straconych goli, najdłuższą obecnie serię zwycięstw i najdłuższą serię bez porażki. Do tego tylko punkt straty do lidera. I już pewnie wiesz, o co chcę spytać…

Domyślam się. Są podstawy, aby myśleć o walce o mistrzostwo, ale my sami nie pompujemy tego tematu. Skupiamy się na przygotowaniach do rundy, myślimy o najbliższym meczu. Wiadomo – z tyłu głowy siedzi myśl, że może to ten czas, w którym uda się osiągnąć coś więcej niż wicemistrzostwo Polski, ale podchodzimy do tego spokojnie. Znacznie więcej będzie się dało powiedzieć po początku rundy wiosennej. Jeśli będzie on dobry, może być ciekawie.

Kilkanaście tygodni temu gruchnęła wiadomość, że niemal cała drużyna Pogoni jest zakażona koronawirusem. Z perspektywy czasu myślisz, że wygraliście na tym, bo w przeciwieństwie do rywali nie wypadają wam teraz pojedynczy zawodnicy?

Nie wydaje mi się. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Przez koronawirusa nie mogliśmy wejść w rytm meczowy. Gdy wracaliśmy do treningów, to inne drużyny miały problemy z wirusem, a mecze znów były przekładane. Dopiero pod koniec rundy mogliśmy złapać rytm, a gdy się to udało, od razu pojawiła się seria zwycięstw. Dlatego na pewno nie powiem, że Pogoń była beneficjentem koronawirusa.

U ciebie choroba miała łagodny przebieg?

Wolałbym o tym nie mówić. Sztab medyczny prosił nas, byśmy nie udzielali informacji w tym temacie.

Musiałeś czekać na transfer do Pogoni, by strzelić najpiękniejszą bramkę w swojej karierze? Czy którąś zdobytą przed meczem z Zagłębiem oceniasz wyżej?

Teraz każdy patrzy przez pryzmat mojego ostatniego gola, a nikt już nie pamięta kilku efektownych trafień choćby w barwach Legii. A ja wcale nie potrafię jednoznacznie określić, czy gol z Zagłębiem był najpiękniejszym w mojej przygodzie z piłką, musiałbym dłużej się nad tym zastanowić. Ale jeśli kiedyś zrobię ranking, na pewno będzie wysoko.

Koszulkę z napisem “Kuchy King”, w której świętowałeś, miałeś gotową na taką okoliczność?

Podesłało mi ją biuro prasowe. Dostałem prośbę o zrobienie sobie w niej zdjęcia, więc w niej świętowałem.

Jak wygląda komunikacja z Kostą Runjaiciem? Pytam, bo ostatnio pojawiły się zarzuty do trenera, że po kilku latach w Polsce wciąż potrzebuje tłumacza.

Trener bardzo dobrze posługuje się angielskim i śmiało mogę powiedzieć, że komunikacja z jego strony stoi na wysokim poziomie. Właściwie cała szatnia mówi w tym języku, rozumie polecenia i naprawdę nikt nie ma problemu, że trener nie używa polskiego. Moim zdaniem ważniejsze jest, by zawodnicy, którzy przychodzą grać w Ekstraklasie uczyli się naszego języka. Sam wiem, jak to było w Rosji i na ile przydaje się ta umiejętność. Dość szybko przyswoiłem rosyjski przez co było mi o wiele łatwiej.

Rosja jest dobrym miejscem do życia?

Mogę mówić o Jekaterynburgu, bo tam mieszkałem. To piękne miasto, w którym wszystko jest dobrze poukładane, na pewno nie powiem, że to “inny świat”. Gdybyśmy weszli w szczegóły, pewnie można by mówić, że obrzeża nie były tak zadbane jak centrum, ale czy Rosja, którą widziałem bardzo różniła się od Polski? Raczej nie. Jeśli coś mnie zaskoczyło, to fatalny stan samochodów. U nas nie przeszłyby przeglądu technicznego, a tam po prostu jeździły po ulicach.

Chciałeś wrócić, bo męczyła cię tam samotność…

Wszystko miało być inaczej, nie planowaliśmy rozłąki z rodziną. Koronawirus namieszał w planach na całym świecie, nas też to dotknęło. Gdyby nie to, całkiem możliwe, że wciąż grałbym w Jekaterynburgu, ale nie dało się tego pogodzić. Były problemy z lataniem do Polski, a są pewne kwestie, których nie da się przeliczyć na pieniądze. Narodziny dzieci sprawiły, że stałem się bardziej odpowiedzialnym człowiekiem niż kiedyś, na pewno nie myślę o sobie w pierwszej kolejności.

Decyzja o powrocie była zatem twoja? Nie decydowały np. naciski ze strony żony?

Nie chciałbym, by zabrzmiało to, jakby moja żona miała największy wpływ na to, co dzieje się w mojej przygodzie z piłką, ale na pewno odgrywa w niej ważną rolę. Wiadome było, że w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, musieliśmy dyskutować o tym, co dalej. Siedziałem w Rosji sam, a nic, nawet najlepszy kontrakt, nie jest w stanie wypełnić tej luki, gdy nie widzi się, jak rosną twoje dzieci. Ile się traci w życiu nie będąc obok nich. Nic tego nie odda, dlatego cieszę się, że dziś znów jestem w Polsce.

Pogoń więc nie musiała długo czekać na twoją odpowiedź?

Całe półtora dnia.

W Rosji znalazłeś się po odejściu z Legii, którego – jak kilka lat temu sam twierdziłeś – sobie nie wyobrażałeś. Dwa miesiące przed decyzją Aleksandara Vukovicia o nieprzedłużeniu z tobą kontraktu miałeś na stole umowę gotową do podpisu. Czemu jej wtedy nie podpisałeś?

Zostawię to dla siebie. Nie będę zdradzał szczegółów.

Vuković to też temat, którego wciąż nie chcesz ruszać?

Nie chcę rozmawiać o tym człowieku. Bo nie – w ten sposób utnę tę dyskusję. Za dużo wiem.

W takim razie to nie będę pytał o Vukovicia, tylko o tamtą chwilę, gdy dowiedziałeś się, że odchodzisz z Legii. Z czym ci się ten dzień kojarzy?

Ludzie w klubie nie dowierzali, że odchodzę. Pożegnałem się z nimi na swój sposób, bo na taki zasługiwali. Tamtego dnia w Legii podejmowano decyzje o przyszłości, były rozmowy indywidualne. Trener Vuković chciał się ze mną zobaczyć. Usłyszałem, że nie widzi mnie już w klubie, mój kontrakt nie zostanie przedłużony i tyle.

Znalezienie na youtubie filmiku, w którym trybuny skandują twoje nazwisko zajmuje sekundę. Nie wierzę, że nie poleciała ci łza na odchodne.

Nie poleciała, bo wierzyłem, że jeszcze tam wrócę. Choćby po to, by normalnie pożegnać się z kibicami. Ale na pewno nie jest to temat na teraz. Dziś jestem w Pogoni. Podpisałem kontrakt na trzy lata i będę chciał oddać zarządowi, zawodnikom, kibicom, to co mam najlepsze. Chcę spłacić kredyt zaufania, który dostałem w Szczecinie, a temat Legii zostawiam na spokojnie. Z jej kibicami nie mam żadnych niesnasek. Wiadomo, że mam jakąś grupę antyfanów, ale jest też potężne grono przychylnych mi osób.

Będąc w Legii częściej czułeś się uwielbiany, czy krytykowany?

Wszystko dzieli się na pół. Krytyki pod moim adresem było bardzo dużo, ale trochę pochwał też zebrałem. Choć zawsze byłem oceniany surowo, moim zdaniem nawet za bardzo.

Dlaczego?

Moim zdaniem byłem oceniany przez pryzmat tamtego słynnego wywiadu (mowa o rozmowie po meczu z Ajaksem Amsterdam. Dziennikarz rozpoczął ją słowami “fatalnie wyglądasz”, na co otrzymał odpowiedź “fatalny to ty jesteś” – przyp. red.). Pewnie nic i nikt tego już nie odkręci. Przylgnęła do mnie pewna łatka, która sprawiała, że echa tego, gdy zrobiłem coś dobrze nigdy nie były tak głośne, jak po moich gorszych meczach. Ale nie jest to coś, do czego nie byłbym w stanie się przyzwyczaić. Radzę sobie z tym. Gdybym się przejmował wszystkim, co się pisze o mnie w internecie, zaszyłbym się w domu i nie grał już w piłkę. A jednak wciąż po boisku biegam.

Kiedyś w rozmowie dla “Przeglądu Sportowego” powiedziałeś: “Nienawidzę w sobie tego dzieciaka, gdy obrażam się za byle pierdołę. Po czasie dociera do mnie, że nie mam się czym denerwować”. Skoro mówisz o wywiadzie po meczu z Ajaksem, spytam, czy żałowałeś tamtej instynktownej reakcji?

Tego akurat nie żałuję, nie żałowałem i nigdy nie będę żałował. Całe zamieszanie wzięło się z tego, że jedna osoba, która nie dosłyszała całego wywiadu, przekręciła go i puściła w internet zmieniając kontekst. Inni to podłapali. Następnego dnia pojawił się już prawidłowy zapis rozmowy, a reakcja ludzi na moje słowa się zmieniła. Teraz wokół mnie jest ciszej, zmieniłem swoje podejście do życia. Nie potrzebuję wybielania swojej osoby, udzielam znacznie mniej wywiadów, jest mnie w mediach mniej. Tak mi lepiej.

Z dziennikarzami – jak widać na powyższym przykładzie – różnie ci się układało, ale to ciebie Romeo Jozak oskarżył o donoszenie do mediów, co dzieje się w szatni Legii. Skąd te oskarżenia?

To kolejny temat, którego wolę nie roztrząsać publicznie. Ja wiem, kto trenerowi to powiedział, bo te informacje do mnie doszły. Mowa o osobie, która mnóstwo razy rzucała kłody pod nogi Legii Warszawa. Zostawię jej nazwisko dla siebie.

Dziś wciąż czujesz w sobie ten sam ogień, który czułeś w Legii?

Ja naprawdę jestem wdzięczny, że mogę grać w Pogoni Szczecin. Nie wyznaczam sobie jakiegoś konkretnego planu minimum, chciałbym po prostu, by wiosna w moim wykonaniu była lepsza niż jesień. Co do ognia, kariera trwa kilkanaście lat i są w niej różne momenty. Gdybyśmy wzięli na przykład ostatnią dekadę, będą wzloty i upadki. Żałuję tylko, że nie udało mi się przez dłuższy czas ustabilizować jednego poziomu, co uważam za swój największy minus. Różni bywali też trenerzy od przygotowania, a to na fizyce zawsze bazowałem najmocniej, to nią nadrabiałem braki techniczne. Moje problemy najczęściej wychodziły, gdy pojawił się kłopot z motoryką.

W Szczecinie żyje się spokojniej?

Tak. W Warszawie życie płynęło o wiele szybciej. Wszyscy ścigają się z czasem, a gdy tego nie robią, to pewnie dlatego, że akurat stoją w korkach. Wiem coś o tym, w stolicy spędziłem osiem lat. Gdybym miał porównać tamto życie do obecnego, mam dużo więcej spokoju. Inna sprawa, że teraz mam rodzinę i zupełnie inaczej na wszystko patrzę.

Myślałeś już, gdzie zamieszkasz po karierze? Wrócisz do Twierdzy Modlin?

Nie myślałem jeszcze o tym, ale wydaje mi się, że tak. Mam w tej okolicy mieszkanie, nie ukrywam też, że po przygodzie z piłką chciałbym się zakręcić koło rejonów, w których się wychowywałem. Ale czas pokaże, piłka nauczyła, że trzeba być gotowym na nieprzewidywalne.

Trzeci raz używasz sformułowania “przygoda z piłką”. Słowo “kariera” nie przechodzi ci przez gardło?

Karierę robią wielcy zawodnicy. Choć może kiedyś po swoim ostatnim meczu w życiu usiądę i zastanowię się, jakim słowem określić to moje granie.

Komentarze