Łobuz z Kolumbii. Z głodu polował na jaszczurki, a teraz robi karierę

Alfredo Morelos
Obserwuj nas w
Grzegorz Wajda Na zdjęciu: Alfredo Morelos

Rodzina Alfredo Morelosa ledwo wiązała koniec z końcem, a jego ojciec utrzymywał całą gromadę dzieci sprzedając owoce na taczce. Aż trudno uwierzyć, że jego syn wyrwał się do lepszego świata i gra za wielkie pieniądze w Rangers. Jedno tylko się nie zmieniło. Morelos za dziecka był łobuzem i pozostał nim do dziś.

Gdyby od tego, gdzie się urodzimy decydował rzut sześcienną kostką, to Alfredo Morelos wyrzuciłby jedno oczko. Przyszedł na świat w czerwcu 1996 roku w miasteczku Cerete w jednej z najbiedniejszych części Kolumbii. Dzieci, które rodzą się w tamtym regionie, zazwyczaj nie mają żadnych perspektyw na przyszłość. Przypadek Alfredo Morelosa stanowi jednak wyjątek od reguły. Chłopak wyrwał siebie i swoją rodzinę z biedy, a wszystko dzięki futbolowi.

Z głodu polował na jaszczurki

Pieniądze, jakie Alfredo Morelos senior zarabiał na sprzedaży owoców nie wytarczały, by utrzymać liczną rodzinę. Dlatego gdy jego synek skończył osiem lat, zaczęto wysyłać go do pobliskiego lasu na polowanie. Zwinny dzieciak wchodził na drzewa, skąd swoim bystrym wzrokiem potrafił dostrzec jaszczurki zwane legwanami. Młody Morelos miał zabierać do domu te, które były w ciąży. Tam jego matka rozcinała zwierzęcy brzuch, by dostać się do płodu. To z niego powstawała pożywna zupa dla całej rodziny. Dorosłą jaszczurkę zszywano, po czym wypuszczano ją na wolność.

Chyba nikt nie uwierzyłby wówczas, że ten sam chłopak wyrwie się dekadę później do odległej Europy, a swoją tygodniówką zarobi więcej, niż jego ojciec przez 50 lat trudnego życia w Cerete. Gdy nastoletni Alfredo stawiał pierwsze kroki jako piłkarz, zmarła jego 6-letnia siostra, Dali Luz. Cała rodzina doświadczyła potwornego bólu, bo zdawano sobie sprawę, że gdyby nie bieda, w której się znajdowali, mała otrzymałaby lepszą pomoc i żyłaby znacznie dłużej. To właśnie wtedy Alfredo miał obiecać swojej mamie, że wyrwie się do lepszego świata, a dzięki zarobionym pieniądzom zaopiekuje się nią i dwoma siostrami – Andreą Caroliną i Julieth Paole. Jak się później okazało, uczynił to z nawiązką.

Ma bowiem wystarczająco dużo funduszy, by pomagać nie tylko swoim najbliższym. Założył “Alfredo Morelos Foundation” – organizację charytatywną pomagającą wyrwać się dzieciom i ich rodzinom z potwornej biedy; takiej, w jakiej sam przed laty się znajdował. Alfredo nie zapomniał zresztą o swoich korzeniach i regularnie przyjeżdża do Cerete. Media opisywały jego wizytę z tego roku, gdy Morelos wspomógł miasteczko żywnością, środkami pierwszej potrzeby, książkami i zabawkami dla dzieci. – Śmierć siostry wywarła na nim ogromny wpływ. Alfredo wie co to znaczy bieda i nie chce, by kolejne pokolenia z Cerete przez to przechodziły. Robi wszystko, by miały możliwość realizować swoje marzenia; by mogły zostać sportowcami, nauczycielami czy prawnikami – powiedział mediom prowadzący fundację Morelosa Franklin Gonzalez.

Alfredo zaczął grać w piłkę już w wieku pięciu lat, gdy dołączył do amatorskiej drużyny Los Fumigadores, założonej przez zbieraczy bawełny. Rodzina Morelosów nie miała rzecz jasna środków, by opłacić piłkarski rozwój syna. Alfredo nigdy nie zostałby profesjonalnym sportowcem, gdyby nie trener Jose Vicente Fernandez. To on zauważył nieprzeciętny talent młodego chłopaka i zdecydował się z własnych pieniędzy opłacać jego piłkarski rozwój. Jak się później okazało, odmienił tym jego życie.

Kolejną ważną osobą na drodze Alfredo był Luis Fernando Jiminez, dyrektor sportowy Independiente Medellin. Człowiek, który odkrył talent Jacksona Martineza i Juana Cuadrado. Do Cerete sprowadzili go trenerzy Los Fumigadores, a jednym z nich był wspomniany wcześniej Vicente Fernandez. Był 2012 rok i Morelos kończył 15 lat. Nie wyrwał się do tej pory do większego klubu i wraz z rodziną zastanawiał się czy nie porzucić futbolu.

Poznajcie El Bufalo

– Skontaktowali się ze mną i powiedzieli, że mają w swoim klubie wyjątkowy talent. Chcieli, bym go zobaczył i nim podjąłem decyzję, kupili mi bilet lotniczy i zarezerwowali hotel – wspomina w rozmowie z The Athletic Luis Fernando Jiminez. Nigdy nie żałował on swojej decyzji o podróży do Cerete. 15-letni Alfredo wyróżniał się na tyle zawodników do lat 17. Był szybki, zwinny i dobrze zbudowany. Już wtedy nazywano go El Bufalo. Decyzja Jimeneza mogła być tylko jedna – wzięli chłopaka do  Independiente Medellin. Tak zaczęła się jego prawdziwa kariera.

Grał w tym klubie do 2016 roku, notując wzloty i upadki. Wyraźnie ciągnęło go do Europy, ale fakt, że w dorosłej drużynie strzelił w dwunastu meczach tylko jednego gola, nie przekonywał zbyt wielu osób za oceanem. Ostatecznie, po miesiącach wysyłania nagrań z jego grą i bramkami, zaufali mu Finowie. – Mieliśmy jego wideo sprzed ośmiu miesięcy i Alfredo nie do końca pasował do profilu gracza, jakiego szukaliśmy. Chcieliśmy typowej “dziewiątki”, która strzeli 20 goli i pomoże nam zdobyć tytuł – wspominał Aki Riihilahti, dyrektor sportowy HJK Helsinki. Do wypożyczenia Morelosa przekonał ich agent Kolumbijczya, Jonne Lindblom. – Zaufaliśmy mu i muszę przyznać, że był to transfer w ciemno – dodał Riihilahti. Finowie nigdy nie żałowali swojej decyzji i później pozyskali Morelosa na stałe. W ciągu dwóch sezonów zdobył dla tego klubu 32 gole, po czym sprzedano go za 1,2 mln euro do szkockiego Rangers.

Gdy Morelos przyleciał do Helsinek, temperatura wynosiła -20 stopni Celsjusza. – On nigdy nie doświadczył takiego zimna i baliśmy się, że powie, że chce wracać do Kolumbii – wspominał jego agent. Zamiast tego, Alfredo miał go zapytać: “kiedy mogę zagrać pierwszy mecz?”. Takie podejście zrobiło na Finach wrażenie. Początki łatwe nie były, bo Morelos nie znał angielskiego i potrzebował hiszpańskiego tłumacza.

Angielski nie był mu jednak potrzebny, by zaskarbić sympatię kibiców. Trener Mika Lehkusuo zdecydował się wpuścić go na murawę podczas derbowego meczu z HIFK Fotboll, w którym Helsinki przegrywało 2:3. Alfredo wszedł z ławki i w ostatniej minucie strzelił wyrównującego gola. – To były derby, więc fani szybko oszaleli na jego punkcie. Potem zaczął strzelać jak na zawołanie. Nie mogliśmy wprost uwierzyć, że trafił nam się taki zawodnik – wspominał Riihilahti. HJK, w dużej mierze dzięki Morelosowi, odzyskało w 2017 roku mistrzostwo Finlandii.

Kibice Celticu go nienawidzą

Działaczom Rangers spodobał się nie tylko z powodu skuteczności strzeleckiej, ale także zadziorności na boisku. Morelos grał dość agresywnie i często na granicy faulu. W Finlandii go za to karano, ale Szkoci wiedzieli, że w ich lidze będzie wyglądać to inaczej. Szybko okazało się, że Kolumbijczyk jest wprost stworzony do tamtejszego futbolu. W pierwszym sezonie (2017-18) zdobył 18 goli. W kolejnym aż 30, a w następnym 29. W ubiegłym sezonie imponował zwłaszcza w rozgrywkach Europa League. Rangers doszli do 1/8 finału, a on zdobył w 17 występach aż 14 bramek.

To od Alfredo Morelosa menedżer Steven Gerrard zaczyna ustawianie swojego składu. Napastnik ten ma jednak jedną wadę. Na boisku często traci głowę, przez co zarabia czerwone kartki. Tylko w samym sezonie 2018-19 dostał ich aż pięć. Większość z nich była kompletnie niepotrzebna. Często dostawał kartki za kopnięcia rywali lub uderzanie ich swoim łokciem. Przez lata nic się nie zmieniło, bo w ostatnich dniach ukarano go po raz kolejny. W meczu ligowym z Dundee United Kolumbijczyk walcząc o piłkę uderzył rywala przedramieniem, za co spędzi dwa najbliższe mecze na trybunach.

W Szkocji debatowano przez pewien czas czy Morelos nie potrzebuje czasem pomocy psychologa. Fani lokalnego rywala, Celticu, wprost go nienawidzą. Morelos niejednokrotnie gestykulował podczas derbów w kierunku trybun i naigrywał się z fanów The Bhoys, próbując prawdopodobnie ich sprowokować. Ci odgryzają mu się mówiąc, że nigdy nie zdobył przeciwko Celticowi gola. Być może zmieni się do 2 stycznia, gdy kluby te spotkają się ponownie.

Morelos nie wie, co to dyscyplina

Steven Gerrard odetchnął z ulgą, że Rangers zatrzymali Morelosa na kolejny sezon. – Jeśli chcemy odzyskać mistrzostwo kraju, to nie możemy go sprzedać – mówił w rozmowie z BBC przed startem ligi. Kolejka po 24-latka była latem naprawdę długa. Gracza, którego w Szkocji wyceniają na co najmniej 15 milionów funtów, chciały kluby w angielskiej Premier League, a nawet w Katarze. Wydaje się, że transfer do jeszcze większej europejskiej marki jest tylko kwestią czasu.

Niektórzy twierdzą, że Morelos nie odejdzie, póki nie strzeli gola przeciwko Celticowi. – Ten fakt go prześladuje i stawia go sobie za punkt honoru – powiedział mediom informator wewnątrz klubu. – Znałem Morelosa, nim przybyłem do Rangers, ale dopiero na miejscu przekonałem się, jaki jest dobry. Nawet gdy wygrywaliśmy 8:0, on nadal parł do przodu i chciał zdobyć gola. Ja też byłem taki, gdy byłem młody – powiedział Jermain Defoe, który przybył do Rangers z angielskiej Premier League,

Eksperci uważają jednak, że chcąc zrobić jeszcze większą karierę, Morelos musi skończyć z prowokacjami i łapaniem niepotrzebnych kartek. To, co w Glasgow uchodzi mu na sucho, niekoniecznie sprawdzi się w Premier League czy hiszpańskiej La Liga. – Alfredo to takie duże dziecko, które pomimo wszystko kochamy – mówił po jednym z nieudanych występów, zakończonych złapaniem kolejnej kartki Steven Gerrard.

Morelos ma w każdym razie dwie twarze. Jedna z nich to porywczy, ale piekielnie skuteczny napastnik. Druga – wrażliwy chłopak, który wyrwał się z kolumbijskiego piekła i chce pomagać najuboższym. Patrząc na to, ile przeżył i jak daleko zaszedł, wielu rodaków – i nie tylko – może inspirować.

Komentarze