Ten temat wraca każdego roku – czy zasada większej ważności bramek strzelonych na wyjeździe powinna być zniesiona? Przepis wydaje się archaiczny, często zmusza drużyny do kalkulacji kosztem efektownej gry, ale przede wszystkim daje ogromny margines dla przypadku – po odrobieniu przykładowej dwubramkowej straty z meczu wyjazdowego (prowadzenie 3:0 po wcześniejszej porażce 0:2), cały wysiłek może zostać zmarnowany na przykład przez gola po rykoszecie. Zapytaliśmy zatem w UEFA, czy pracuje nad zmianą tego przepisu.
Skończyło się na plotkach
Pytanie nie było bezzasadne, bowiem w 2019 roku pojawiły się konkretne doniesienia, że europejska centrala dostrzega problem z golami wyjazdowymi. Sprawę nagłośnił wówczas niemiecki oddział telewizji Sky, który powołując się na swoje źródła w UEFA, informował, iż wielu działaczy chce usunięcia kontrowersyjnej zasady. Pisano wówczas w tonie, że wykreślenie jej to bardziej kwestia “kiedy” niż “czy”. Tym bardziej, że wiele krajowych federacji wprost popierało zmiany. Ich zwolennikiem byli m.in. szef niemieckiego związku DFB, Reinhard Grindel, ale też prezes PZPN Zbigniew Boniek. “Dlaczego Juventus odpadł? Oprócz aspektów czysto sportowych, tylko dlatego, że mamy jeszcze regułę zwaną gol na wyjeździe… Czy nie czas to zmienić?” – napisał po wtorkowym zwycięstwie mistrzów Włoch nad FC Porto (3:2), które jednak eliminowało Starą Damę ze względu na bramki wyjazdowe.
Jasna odpowiedź UEFA
Jeśli wierzyć odpowiedzi, którą dostaliśmy od UEFA, na dziś żadnych zmian nie należy oczekiwać. “Aktualnie nie ma żadnych konkretnych planów, by zmieniać tę regułę” – poinformowało nas biuro prasowe piłkarskiej centrali. Dopytaliśmy jeszcze o sens stosowania tej zasady w dwumeczach, które ze względu na pandemię odbywają się na neutralnym gruncie. “Przed sezonem została przyjęta zasada goli wyjazdowych stosowanych w rozgrywkach, więc nie możemy zmieniać jej w trakcie ich trwania. Dlatego nawet, jeśli mecz odbywa się na neutralnym stadionie, ma swojego gospodarza i tak też traktujemy ten zespół przy rozliczaniu wyniku” – słyszymy.
Możliwe kuriozum
Dochodzi więc do kuriozalnej sytuacji, w której RB Lipsk może dziś wygrać z Liverpoolem 3:1 i awansować bez dogrywki, mimo że pierwszy mecz Niemcy przegrali 0:2, a miejscem obu spotkań jest Puskas Arena w Budapeszcie. Gdyby przy tych samych wynikach zamienić zespoły rolą gospodarzy, co w tym przypadku jest tylko formalnością, w ćwierćfinale znalazłby się Liverpool.
Stres w podróży i wielkość piłek
Zasada goli wyjazdowych w europejskich pucharach stosowana jest od drugiej połowy lat 60. XX wieku i patrząc, co wówczas kierowało europejską unią, by ją wprowadzić, można dojść do wniosku, że dziś ona nie ma żadnego uzasadnienia. Wtedy miała ona rekompensować stres związany z daleką podróżą oraz różnice w wielkości piłek, którymi rozgrywano spotkanie. Te bowiem wybierał gospodarz, co teoretycznie dawało mu lekką przewagę. UEFA chciała również ograniczyć liczbę powtarzanych spotkań (w przypadku remisu w dwumeczu, rozgrywano trzecie starcie na neutralnym terenie). Wszystkie te powody dziś już są nieaktualne. Podróż do innego kraju często nie trwa dłużej, niż autokarowy wyjazd na mecz ligowy, wszyscy grają takimi samymi piłkami, a zasadę trzeciego meczu zniesiono już lata temu.
Reguła goli wyjazdowych ma zdecydowanie więcej krytyków niż zwolenników. Oprócz wspomnianych wyżej prezesów krajowych federacji, nie zgadzają się z nią m.in. Gary Lineker, Carlo Ancelotti i Jose Mourinho. UEFA pozostaje jednak wciąż głucha na te głosy.
Komentarze