Lech, Raków, powołania i towarzysz przez smutki tego świata. Poweekendowy dwugłos Tetryków

Obserwuj nas w
Na zdjęciu:

Uff, wtopa Lecha Poznań z Rakowem, powołania do reprezentacji Polski, zwolnienia w Wiśle Kraków, zwolnienia w Wiśle Płock. Sporo się w ubiegłym tygodniu wydarzyło, więc i jest o czym pogadać. Za podsumowanie ostatnich siedmiu dni w formie tekstowej zabrali się Tetrycy: czyli Leszek Milewski oraz Jakub Olkiewicz. Zapraszamy na ich dwugłos na temat zdarzeń minionych dni!

  • Lech przegrał u siebie z Rakowem: nowy faworyt do mistrzostwa?
  • Powołania do kadry z ligi rosyjskiej – tak czy nie?
  • Które zwolnienie bardziej zaskakujące – Pasieczny czy Bartoszek?
Źródło: Canal+

Co tam panie w wyścigu o mistrza Polski

LESZEK MILEWSKI: Kuba, zacznijmy od pytania najistotniejszego, pytania które zdominowało weekend w polskiej piłce. Co, twoim zdaniem, znajduje się w Cisowiancie trenera Kieresia?

JAKUB OLKIEWICZ: Barwa nie pozostawia wątpliwości – to zasadowy roztwór zabarwiony wskaźnikiem, fenoloftaleiną. Malinowy, nie do pomylenia z czymkolwiek innym, chyba że mowa o soku malinowym, ale tak oczywistych rozwiązań od Kamila Kieresia raczej bym nie oczekiwał. Ale Leszek, to jednak nie mecz Wisły Płock z Górnikiem Łęczna skradł show w ten weekend, choć próbował.

LM: Ktoś powiedział, nie pamiętam kto, że wszystko, co pada w zdaniu przed “ale”, nie ma większego znaczenia. I w tym kontekście przypominam sobie nasz reportaż z jesieni, w którym rozmawialiśmy z ludźmi z lechowego środowiska o tym, czy Lech dźwignie łatkę faworyta. Wszyscy mówili, że jest super, że najmocniejsza kadra, że nie można się bać, że logika wskazuje na Kolejorz. ALE padało też “ale” w postaci trójmeczu z Lechią, Pogonią i Rakowem. Powiem tak: gdyby to był turniej trójmagiczny, to Lech zapunktował raczej na poziomie Fleur Delacour. Wstydu nie ma, ale.

JO: Muszą paść tutaj mocne słowa, nie możemy gryźć się w język. Lech Poznań po prostu rozczarował. Rozczarował zwłaszcza dlatego, że w tym turnieju trójmagicznym zawiodły jego w teorii najmocniejsze ogniwa. Maciej Skorża dopominał się o tego czwartego środkowego obrońcę, zakładał, że to tutaj mogą się pojawić kartki czy urazy, które będą kosztować punkty, jakże potrzebne w długim mistrzowskim maratonie. A co się wysypało? Z Lechią poznaniacy ładują na bramkę dwadzieścia razy, z Rakowem kolejne szesnaście uderzeń. Łącznie 36 prób, zero goli, przy czym szwankowała już celność tych uderzeń. Rozczarowuje Dawid Kownacki, który miał być takim symbolem przełamania wielkopolskiego minimalizmu. Przycina się Amaral i robi się gigantyczny problem. Gra defensywna, gdzie Lech momentami miewał gigantyczne problemy, w trakcie turnieju trójmagicznego w niczym nie przeszkadzała. Nie uciągnął tematu ten wielki atak, naszpikowany gwiazdami i na dziewiątce, i na skrzydłach, i nawet w środku pola. To jest rozczarowanie tym bardziej bolesne, że przecież lechici – mam tu na myśli sztab czy zarząd – zrobili, co tylko było w ich mocy, by tam można było swobodnie przebierać, wybierać i rotować. Efekt jest taki, że grzybów w barszczu jest mnóstwo, ale strzelić gola na przestrzeni cholernie ważnych 180 ligowych minut – nie potrafi żaden z nich. Pogoń, która stanowiła przerywnik, daje nadzieję, że Lech i tak dopnie to mistrzostwo. Ale z Lechią i Rakowem bardzo skomplikował sobie dalszą drogę, również dlatego, że znów to Kolejorz “musi”, a czołowa dwójka “może”.

LM: Niewygodna statystyka: Legia zdobyła więcej punktów w 2022 niż Lech. Ja wiem, że Lech miał nieporównywalnie trudniejszy terminarz. Ale Legia, no cóż, jest aktualnie Legią walczącą o spadek. I mającą jeden mecz mniej – dzisiejszy ze Śląskiem. Raków natomiast wygląda bardzo mocno. Sprawdzałem to kiedyś – za Marka Papszuna mieli notorycznie problemy z dobrym wejściem w rundę. W częstochowskim środowisku, które miałem okazję poznać, mówiono wręcz, że Papszun świetny, Papszun trener stulecia, ale gdzieś te zimowe przygotowania i pierwsze mecze po nich są piętą achillesową. Teorie krążyły różne: w tym taka, że inaczej być nie może, bo Papszun daje im w kość, buduje na całą rundę, ale w pierwszych meczach świeżości musi brakować. Byłeś co prawda świadkiem pewnego lutowego meczu Rakowa w Bełchatowie, gdzie było -34 stopni (popraw mnie, jeśli było więcej), i który mógł pozostawić inne wrażenie, niemniej teraz Raków bezsprzecznie wszedł z kopyta, punktuje najlepiej w lidze. I, co chciałbym podkreślić, wciąż niektórych jego nowych kart w pełni nie poznaliśmy – mówię tu choćby o Szkurinie.

JO: Przestrzegałbym jednak przed zbyt wczesną koronacją Rakowa, czy nawet przymierzaniem go do dubletu. Jak wspomniałeś – Lech może trochę odetchnąć, że te najcięższe mecze ma już za sobą i wcale nie jest tak, że jakoś totalnie zawalił temat. W Pucharze Polski mimo natężenia trudnych spotkań ma właściwie autostradę do finału, Pogoń przekonująco ograł na wyjeździe, traci do tego pierwszego miejsca ledwie punkcik, a dalej ma już zdecydowanie luźniejsze mecze. Raków ma nadal przed sobą wyjazd do Szczecina, czeka ich także dwumecz z Legią, która – jak wspomniałeś – punktuje w tym roku lepiej od Lecha. Natomiast wiele razy powtarzałem – gdy masz takiego gościa jak Iviego Lopeza, który potrafi w pojedynkę rozstrzygnąć mecz nawet w 35-stopniowym mrozie w Bełchatowie, wszystko wydaje się łatwiejsze. Sam jestem ciekawy, czy Raków będzie w ogóle te nowe karty odkrywał – trudno wprowadzać jakieś szalone rotacje, gdy właśnie wywiozłeś komplet z niezdobytego Poznania. Swoją drogą – najbardziej mi zaimponowała w tej kolejce Pogoń. Robisz swoje w piątek, robisz to w sposób spektakularny, przyjemny dla oka, dający pozycję lidera. Potem prażysz sobie popkornu na całe trzy dni i wesolutko przyglądasz się jak tłuką się bezpośredni rywale na górze tabeli.

LM: To fakt. Pogoń zezłomowała Radomiak, czyli drużynę, która coś tam kopie, bez Grosickiego, z Kowalczykiem i Zahoviciem posadzonymi na ławce. To symbol głębi składu Pogoni. I najlepsza reakcja po Lechu, również nieco pewnie dająca wstrząs w szatni. Natomiast oczywiście, do koronacji w tym momencie nie przekonałoby mnie nawet to, gdyby ktoś – ktokolwiek – wygrał na twoich oczach przy 36-stopniowym mrozie w Bełchatowie. O Lechu, który dał powód, by wylać na niego pomyje, i w którego sam dziś rzucam umiarkowanie świeżym pomidorem, wciąż przecież da się powiedzieć, że nie grał przecież tych przegranych meczów tragicznie. Wciąż są tu wielkie rezerwy w potencjale. No i dość niedoceniana kwestia – terminarz. Pod względem tabeli, w dziesięciu ostatnich kolejkach najmocniejszą drużyną, z jaką zmierzy się Lech, będzie Wisła Płock u siebie. Lech gra jeszcze z Górnikiem Łęczna, Stalą Mielec, Wartą Poznań, Wisłą Kraków, Zagłębiem Lubin, Śląskiem Wrocław, Jagiellonią. Z trudniejszych meczów Piast na wyjeździe, no i mimo wszystko Legia – ale to Legia u siebie.

Powołania do kadry: czy powoływać z ligi rosyjskiej?

A Kuba, świeżutki temat powołań. Zaskoczony czyimś brakiem lub czyjąś obecnością?

JO: Nie wiem co o tym myśleć. Sebastian Szymański i Maciej Rybus nie są bardziej winni obecnej sytuacji na świecie niż ty czy ja, ale jednak – grają w lidze rosyjskiej, która stanowi fragment tej samej machiny propagandowej, co choćby reprezentacja Rosji. Uczestniczą w meczach, zabawiają kibiców, z których wielu ma na samochodach wyklejony znaczek Z, który ktoś trafnie nazwał “zwastyką”. Wymagamy od wszystkich, więc zastanawiam się, czy nie powinniśmy też wymagać od siebie, zwłaszcza, że Grzegorz Krychowiak dał bardzo czytelny sygnał reszcie. W chwili, gdy piszemy te słowa, Krasnodar gra z Uralem – w barwach gospodarzy są wyłącznie Rosjanie, jeden Białorusin i jeden Ormianin. Krychowiaka nie ma. Wczorajsze derby Dynama Moskwa ze Spartakiem? Szymański rozegrał 90 minut.

Nie potrafię tutaj zająć jednoznacznego stanowiska, ale wychodzę z założenia, że wszyscy czymś płacimy i wszyscy jakoś się poświęcamy. Część na froncie, część przyjmując uchodźców, jeszcze inni – biorąć na barki ekonomiczne konsekwencje sankcji nałożonych na Rosję. Nie widzę u naszych dwóch reprezentantów tego, co widzę u Krychowiaka. Jednocześnie tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. Czułbym absmak, gdybym dopominał się głośno wielkich ofiar od Rybusa czy Szymańskiego – podczas gdy sam być może nie byłbym w stanie takich ofiar ponieść.

LM: Rozumiem to. Też się z tym gryzę. Szymański i Rybus niczemu nie są winni. Co więcej, Szymański ostatnio strzelając gola zareagował cieszynką, której rosyjska telewizja nie chciała pokazać, bo było to de facto wołanie o pokój. Jestem pewien, że zarówno Rybus jak i Szymański mają serce we właściwym miejscu. Natomiast – i całkiem wierzę w to natomiast – jestem za tym, żeby zwiększać presję na Rosję. Zwiększać ją wszelkimi możliwymi sposobami. Gdyby wszyscy obcokrajowcy wyjechali z ligi rosyjskiej, byłby to kolejny sposób wywierania na Rosji presji. Kolejny sposób pokazywania zwykłym rosyjskim obywatelom, że Rosja, pod obecnymi władzami, jest pariasem, z którym nikt nie chce mieć nic do czynienia w jakiejkolwiek dziedzinie. Rozumiem, że brak powołania byłby niesprawiedliwy wobec Rybusa i Szymańskiego, rozumiem, że nie muszą zacząć lawiny. Ale sankcje ekonomiczne dotkną też wielu obywateli Rosji, którzy są przeciw wojnie. Też, z ich punktu widzenia, mogą być uznane za niesprawiedliwe. Natomiast są konieczne. Jest bowiem konieczne jak najszersze oprotestowywanie Rosji, wykluczanie jej ze wszystkiego i dlatego – nie mając do Rybusa i Szymańskiego żalu, pretensji, rozumiając w jak trudnej są sytuacji, kibicując, żeby się z niej wyplątali – byłbym za brakiem powołania. Za naszą wschodnią granicą toczy się regularna wojna. Jeśli poprzez sport można choćby w najmniejszym stopniu dołożyć sankcji na agresora, to trzeba spróbować to zrobić. A to byłyby de facto sankcje na ligę rosyjską.

JO: Przekonałeś mnie. Nie wymagamy od chłopaków bohaterstwa, nie wymagamy od nich rzucenia wszystkich gratów i wyjazdu prosto na front, ale spokojnie poradziliby sobie bez powołania, a gest byłby jasny i czytelny. Może jasny i czytelny tym mocniej, gdyby za jakiś czas powołanie dostali – już jako piłkarze klubów spoza Rosji. Wracając natomiast czysto do futbolu – zdaje się, że nie ma większego sensu debatowanie nad kandydaturami numer 22, 23 czy 25. Trzon składu się nie zmienia, trzon składu jest w miarę zdrowy, często nawet w porządnej formie jeśli chodzi o piłkę klubową. Cieszę się zwłaszcza z obecności Szymona Żurkowskiego – nie tylko dlatego, że skojarzenia z najlepszą spośród zup od razu windują jego akcje, ale też dlatego, że to był koń do biegania, walki, a i ze sporymi umiejętnościami czysto piłkarskimi. No i jeszcze Linetty. Jeden z moich ulubionych piłkarzy, ale obecnie – bez argumentów. Ani w postaci pamiętnych występów reprezentacyjnych, ani w postaci obecnej formy czy pozycji w klubie.

LM: Kontrowersje wzbudza Michalak. Natomiast nie mam złudzeń: nikt nie widział meczu Michalaka. Ani ci, którzy krytykują, ani ci, którzy go bronią – nie widzieli całego meczu Michalaka. Ja sam pamiętam go jako sprintera. Patrzę statystyki z tego sezonu – szału nie ma. Bardziej wierzyłbym w to powołanie, gdyby dotyczyło jakiegoś meczu testowego, a tu od razu najwyższa półka. Niemniej musisz mieć jakąś dozę zaufania wobec selekcjonera, czuć, że po prostu gracze, którzy może na pierwszy rzut oka nie wyglądają na hitowe powołanie, pasują do koncepcji.

Zwalniają, znaczy będą zatrudniać

No dobrze Kuba. Czas na temat, który zawsze grzeje – temat zwolnień. Które zwolnienie dla ciebie ciekawsze, uwzględniając szerokie spektrum słowa “ciekawy”. Bartoszek czy Pasieczny?

JO: Najciekawsze jest oczywiście zwolnienie Kibu Vicuny z ŁKS-u, liczę, że to początek nowej ery pełnej zwycięstw, awansów, wielkiej chwały i tak dalej. A tak naprawdę to nie, doskonale wiem, że życie kibica przyniosło mi sezon 2018/19, który stanowił top topów i teraz kolejne łzy szczęścia popłyną dopiero za 10-15 lat. Co do Ekstraklasy – niestety, z bólem – chyba Pasieczny. Ostatnio w programie trochę sprzeczaliśmy się o ocenę składu Wisły – ja czytałem kolejne nazwiska, brzmiące dość obco, ty słusznie punktowałeś, że przecież Frydrych czy inny Kliment to nie są kasztany, które Pasieczny zebrał gdzieś nad Wisłą. Zastanawiam się – czy ten ruch ze zwolnieniem, nie jest trochę potwierdzeniem, że dyrektor sportowy musi przy budowie kadry ważyć: być może czasem bardziej właściwy jest słabszy piłkarz, ale z mocniejszym charakterem? Z większą świadomością miejsca, do którego przychodzi? Wiadomo, kręcę się tutaj niebezpiecznie blisko tradycyjnego “dawania z wątroby”, ale myślę, że w tych głosach krytyki, że Pasieczny ściągał piłkarzy, którzy dobrze wyglądali w liczbach, a potem kompletnie ginęli na schodach tej krakowskiej Wieży Babel (już drugiej krakowskiej Wieży Babel!), jest jakaś prawda. Może nie “cała prawda”, ale jej element. Zmierzam do tego, że dyrektor sportowy ma za zadanie zbudować najsilniejszy zespół, a nie zbiór najsilniejszych indywidualności. Już po reprezentacyjnej piłce wiemy, że to często nie są synonimy.

Paradoksalnie – podobnie jest z Bartoszkiem. Jest jasne, że nie poleciał za wyniki, czy raczej: nie tylko za wyniki. Ale jeśli od początku nie czujesz chemii, od początku są tarcia – po co mydlić sobie oczy? Dlaczego nie powiedzieć wprost, już wiele tygodni temu – cenimy fach trenera Bartoszka, ale szukamy innej drogi dla klubu? Tak czy owak – obie Wisły trochę udowadniają, że możemy się jarać tym, jak zarządzany jest ścisły top tabeli, Lech, Pogoń i Raków, ale te doły, wraz ze środkiem, to często nadal gra czysto losowa. A w grach losowych często wykonuje się ruchy, byle nie stać w miejscu, ot tak, na przełamanie. Nie wiem, czy to dobre informacje, sądzę, że raczej kiepskie.

LM: Ja jestem przede wszystkim zdania, że fucha dyrektora sportowego wymaga zaufania. Wymaga czasu. Rozumiem, że nikt nie zakładał takiej sportowej katastrofy, jaka aktualnie jest udziałem Białej Gwiazdy. Rozumiem, że pewne ruchy Tomasza Pasiecznego się nie obroniły. Ale też nie było tak, że miał on całkowitą autonomię przy transferach. Nie było tak, by jego ruchy – bo przecież pomagał Wiśle jeszcze przed oficjalnym objęciem funkcji dyrektora – były w całości do kosza. Zawiódł? Trudno dziś bronić innej interpretacji zdarzeń. Ale może zawiodła też współpraca z nim? Ja wciąż będę ciekaw tego, gdzie pójdzie Tomasz Pasieczny i cały czas mam wiarę w jego warsztat.

Bartoszek, no cóż. Nie wiem do końca o co chodzi z Bartoszkiem. Może brakuje mi wiedzy. Może poznałbym powody dopiero wtedy, gdybyśmy razem założyli klub i zatrudnili Bartoszka – albo przynajmniej nagrali z trenerem odcinek menadżera. Natomiast Bartoszek jest trenerem permanentnie na wylocie. Bartoszek jest na wylocie w momencie zatrudnienia. Bartoszek jest na wylocie w momencie odbierania nagrody trenera sezonu. Bartoszek jest na wylocie robiąc niezłe wyniki. Bartoszek to fenomen socjologiczny.

Co do ŁKS-u – nie wiem czy wiesz, ale Ireneusz Mamrot jest wolny.

JO: Michał Probierz też. I Kazimierz Moskal. Z tych trzech byłych trenerów ŁKS-u Mamrot plasuje się na wysokiej trzeciej pozycji gwarantującej brązowy medal.

Z tematów do omówienia został nam chyba tylko jeden. Czy słyszałeś plotki, jakoby mecz z Rosją miał zostać nie tyle odwołany, co po prostu przełożony? Zastanawiam się, co robi Gianni Infantino tuż po tym, gdy wstanie rano z łóżka i niestety – coraz więcej jego czynów świadczy o tym, że sprawdza, czy Ukraina już padła, czy jeszcze się broni. Przełożenie to czytelny ruch – myśleliśmy, że Rosja zainstaluje swój marionetkowy rząd jeszcze przed 24 marca, ale skoro wielka czerwona armia potrzebuje jeszcze paru tygodni, to baraż przełożymy na czerwiec. A jeśli nadal nie będzie postępów na froncie, to na wrzesień, w końcu do Kataru jest jeszcze kupa czasu. Obrzydliwa postać, obrzydliwa organizacja, obrzydliwe okoliczności.

LM: Doniesienia dotyczące FIFA doprawdy zaskakujące. Ostatni raz w takim szoku byłem, gdy woda okazała się mokra. Albo gdy w życiu coś mi nie wyszło. FIFA jest sutenerem futbolu.

Żeby nie skończyć jednak w tak smutny sposób. Wiem, że przeżywałeś bardzo pierwszego ligowego gola Teodorczyka od trzech lat. Czy mógłby spróbować opisać to uczucie. Chciałem cię także zapytać o to, co sądzisz o Franku Castanedzie, który, po pierwsze, grał niedawno z Sheriffem w Lidze Mistrzów, a teraz trafił do Warty, po drugie, są podobno dowody, że grał niedawno z Sheriffem w Lidze Mistrzów, a teraz trafił do Warty, po trzecie, nie był wyznaczony do karnego, a podszedł i spartaczył karnego, po czwarte, Warta mecz z Termaliką przegrała, po piąte, Castaneda dostał konkretną publiczną zjebkę od Szulczka.

JO: Łukasz Teodorczyk jest dla mnie wielkim towarzyszem podróży przez smutki tego świata. Jest jedynym piłkarzem na świecie, który według numeru PESEL pozostaje człowiekiem młodszym ode mnie, a według szeroko rozumianego zmęczenia wypisanego na twarzy – starzej wyglądającym. To marne pocieszenie, to prawda, ale jednak pocieszenie.

Castaneda powinien się nazywać Castenada, jak w tej piosence “Masquenada”. Przez to nieporozumienie jakim jest niewłaściwy układ liter “a” i “e” w nazwisku, ciągle robię babole przy pisowni, więc zapewne zrozumiesz, że nie chcę rozwijać jego tematu. Ciekawe czy przeszłoby opisywanie go jako “Kastanieta”, albo nawet przeforsowanie u części widzów, że to jego nazwisko właśnie tak się powinno poprawnie odczytywać. Mogę zawrzeć z tobą układ? Następnym razem o Castanedzie cokolwiek powiem lub napiszę, gdy przeforsuję jedno z tych dwóch rozwiązań: pisownia Castenada, wymowa Kastanieta.

ROZMAWIALI – JAKUB OLKIEWICZ I LESZEK MILEWSKI

Komentarze