Szacunek Lewandowskiego, oferta od Bayernu

Krzysztof Golonka
Obserwuj nas w
arch. prywatne Na zdjęciu: Krzysztof Golonka

U Krzyśka to była zwykła chęć zaimponowania trenerowi, który niekoniecznie widział go w składzie Sandecji. Nie mógł przewidzieć, że za chwilę pójdzie z tym do “Mam Talent” i nawet pojedzie na Euro 2012. Nie mówiąc o tym, że zarobi na tam więcej niż którykolwiek z polskich piłkarzy. Agnieszka kopiąc z chłopakami na osiedlu też nie miała pojęcia, że mając jakieś 20 lat wyjedzie podbijać Londyn. A właściwie to piłkę, Londyn tak przy okazji.

1

Zaraz po naszej rozmowie, Krzysiek przysłał mi maila. “Zobacz, jak wyglądały moje początki”. Filmik nagrany w garażu, nieco brudne ściany, na podłodze płytki. I on – chudzielec podbijający piłkę, choć to złe słowo – żonglujący nią. Żeby zimą miał gdzie ćwiczyć, ojciec musiał wyjechać samochodem przed dom. “Niech młody się czymś zajmie, fajnie, że ma hobby” – mówił. Siedem lat później samochód znów wyjechał z garażu, ale już nie stanął na podwórku, a przez miesiąc woził Krzyśka od stadionu do stadionu. Pamiętacie słynną reklamę, w której Franciszek Smuda odczytywał swoje powołania: Adamiak, Adamiakowa? To kit. Powołanie dostał Golonka.

2

W roku polsko-ukraińskiego Euro w futbolu zakochała się też Agnieszka. – Grałam w piłkę nożną w małym klubie, zobaczyłam dwóch-trzech chłopaków uprawiających freestyle i zainteresowałam się, co to. Dzień później znalazłam piłkę i zaczęłam od zera. Wciągnęła mnie do tego stopnia, że przez tydzień nie robiłam nic innego. Kilka dni wystarczyło, by zrodziło się to w pasję – opowiada mi. To nie mógł być codzienny widok – drobna, choć wysportowana blondynka robi z piłką rzeczy, które lokalnym gwiazdom osiedlowych boisk nawet się nie śniły. “Ale jak? Dziewczyna? W piłkę nożną. Dobra jest, ale dałaby sobie spokój”. Z tymi stereotypami zresztą będzie jeszcze problem, choć Agnieszka raczej sobie głowy nigdy nim nie zaprzątała. A już na pewno nie teraz, gdy na Instagramie obserwuje ją 130 tys. osób, ma na koncie dwa mistrzostwa świata we freestylu, kolejne dwa Europy, a niedawno wypatrzył ją nawet Bayern Monachium i zadzwonił z propozycją.

Agnieszka Mnich (fot. arch. prywatne)

3

Na pewno widzieliście to wiele razy. Facet lub dziewczyna bierze piłkę, najpierw ją podbija, później – mając ją cały czas w locie – robi nad nią przeplatankę nogami. Choć tricki mogą być różne, nie można wykluczać wykonywania ich podczas siedzenia i leżenia. Czasem do tego dochodzą jakieś gadżety, podczas całej zabawy niektórzy jedzą kanapkę albo przebierają koszulki. Wszystko przypomina nieco breakdance i jest co najmniej tak samo efektowne. Ci bardzo dobrzy freestylerzy mogą przebierać w propozycjach występów na żywo, ci najbardziej efektowni zapraszani są do reklam.

Nieoficjalnie za ojczyznę tej dyscypliny uważa się Brazylię. Rozmawiamy z Diego Oliveirą, który uważany jest za pioniera freestylu w tym kraju.

– Zawsze śniłem o zostaniu piłkarzem. Byłem wiele razy zapraszany na testy do drużyn w Brazylii, ale w moim kraju dostać kontrakt jest bardzo trudno. Rywalizacja jest ogromna, przecież tyle dzieciaków chce zostać profesjonalistą. Niektóre z testów kończyły się pozytywną oceną i to sprawiło, że moja wiara w samego siebie bardzo rosła. W pewnym momencie trzeba było się jednak zastanowić, co dalej. Grałem wtedy w bardzo słabej drużynie U-20, która w dodatku się rozpadła. Musiałem zarabiać, więc znalazłem pracę w brazylijskim banku. Tak, banku! Przełomem była reklama z Ronaldinho. Po pracy próbowałem go naśladować, to, co robi z piłką. Nagrałem wideo, wrzuciłem do Internetu i okazało się, że ludziom naprawdę się to spodobało. Freestyle to wszystko. Na początku był hobby, potem stał się pracą, a teraz jest dla mnie stylem życia.

Dziś Diego jest znany na całym świecie. Jego kanał na YouTubie ma 1 mln subskrybentów, a on dorobił się na nim fortuny. Ale o pieniądzach później.

Diego Oliveira (fot. arch. prywatne)

4

Krzysiek na chwilę odrywa się od rozmowy. Są rzeczy ważniejsze, jak na przykład płacząca córeczka. Dziś ten chuderlak z filmiku nagranego w garażu to 30-letni facet z dużym biznesem opartym na jego freestylowej historii. Po zażegnaniu kryzysu, rozsiada się wygodnie i opowiada nam ją. Jedno na pewno nie zaskakuje – znów pojawia się w niej Ronaldinho.

– Marzyło mi się, by zostać dobrym piłkarzem. Występowałem w lokalnych klubach, aż się dostałem do juniorów Sandecji. W lecie 2005 szukałem jakiegoś rozwiązania, by trener mnie zauważył, nie łapałem się do pierwszego składu. Miałem cel, by się wyróżniać. To były czasy Ronaldinho. Chwytliwe nazwisko, inspirowało mnie. Nie miałem pojęcia, że zaczynam właśnie przygodę z freestylem, ja nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. Jego “elastico” miało mi pomóc przebić się do składu. Trafiłem na forum internetowe, gdzie wrzucało się filmik i czekało na komentarze. Chciałem udowodnić coś trenerowi, tymczasem freestyle zaczął mi sprawiać więcej radości niż gra w Sandecji. Zwłaszcza, że w świecie freestylu aprobata była coraz większa.

Trenowałem rok-dwa i wystartowałem w mistrzostwach Polski. Zająłem w nich trzecie miejsce, a to już powód, by pomyśleć: kurde, jestem dobry. Przecież z niczego, z kopania piłki w garażu i przed domem, nagle byłem w czymś trzeci w Polsce. Wtedy nie mieliśmy jeszcze wielu freestylowców, ale wkrótce Polska stała się europejską potęgą w tej dyscyplinie. Sam zostałem mistrzem świata w trickach, a Aga Mnich lata później mistrzynią w bardziej prestiżowej konkurencji. Kiedyś usłyszałem od niej, że zainspirowała się mną. To miłe.

Byłem młody i czułem, że jestem dobry w tym co robię, więc w głowie pojawiła się chęć popularności. Na boisku już nie było czego szukać, tym bardziej, że w tamtych czasach jako freestylerzy spotkaliśmy się z hasłami: fajny trick, tylko nie strzelisz nim gola. Były podśmiechujki. A to zupełnie inna dyscyplina, właściwie bez przełożenia na boisko. Pracują inne mięśnie. Jak spojrzysz na Ronaldinho robiącego zwód, zobaczysz uśmiech na jego twarzy. U nas wykonując trick o uśmiech trudno. Chciałem udowodnić światu, że to, co robię, ma podłoże artystyczne. Wyjść poza moją małą wioskę.

Adam Nawałka i Krzysztof Golonka (fot. arch. prywatne)
Mauro Icardi i Krzysztof Golonka (fot. arch. prywatne)
Krzysztof Golonka i Sven Bender (fot. arch. prywatne)

5

Wtedy zgłosiłem się do “Mam Talent”. Mało kto wie, ale odpadłem w przedbiegach. Jurorzy mnie totalnie zniszczyli, w 30 sekund dostałem trzy “iksy”. Zjechali mnie, mówili, że to się nie nadaje do niczego. Powiedziałem sobie, że ja tam jeszcze wrócę i im pokażę, jak bardzo się pomylili. Zrozumiałem, że nie mogę w telewizyjnym programie pokazać tego samego freestylu, co na zawodach. Ten drugi nie jest tak efektowny, ale wymaga dużo więcej pracy, poziom trudności jest wyższy. Pierwszy to bardziej show. Mój komercyjny występ dał mi półfinał drugiej edycji. Przez kolejne lata moje występy były związane właśnie z “Mam Talent”. Właściwie to był powód, dla którego się zgłosiłem. Naprawdę. Nie liczyłem na wygraną. Do sprawy podchodziłem na chłodno, ze śledzenia zagranicznych edycji wiedziałem, że piłka w tym programie nie ma szans. Swoim udziałem chciałem zrobić dobry PR, by go później spożytkować. Udało się. Stałem się najpopularniejszym polskim freestylowcem w tamtym czasie.

6

Dzięki temu dostałem zaproszenie na Euro 2012. To było kompletne szaleństwo. Kiedy po “Mam Talent” rodzice mówili, bym podziałał, nie przypuszczali, że to się stanie moją pracą na stałe. Miałem normalnie skończyć studia, a co zarobię w peaku popularności, miało mi pomóc w przyszłości. Życie bez kredytu – to brzmiało dobrze.

Ale dobra, do rzeczy. Euro 2012. Zapewniałem rozrywkę we wszystkich strefach kibica, strefach VIP. Miałem po trzy występy dziennie, z wysiłku chudłem w oczach. Tata wziął wtedy miesięczny urlop w pracy, by podczas turnieju stać się moim szoferem. Kiedy jednego dnia mecz był w Lwowie, a następnego “na Lechu”, zaraz po występie jechaliśmy do Rzeszowa, bym tam wsiadł w samolot i poleciał do Poznania. Finansowo wszystko się zgadzało. Na koniec roku na PIT zobaczyłem 350 tys. zł przychodu.

Krzysztof Golonka w strefie kibica w Kijowie przed finałem Euro 2012 (fot. arch. prywatne)
Krzysztof Golonka w teledysku Oceany (fot. arch. prywatne)

7

Podczas rozmowy z Agnieszką słyszę wyraźnie angielski akcent. Można więc powiedzieć, że jej plan skończył się sukcesem, bo na Wyspy ruszyła przede wszystkim po naukę języka. Ją też proszę, by opowiedziała mi swoją historię.

– Kiedyś grałam w piłkę nożną, ale właściwie od zawsze czułam, że bardziej interesują mnie indywidualne sporty. Jeśli czegoś nie osiągam przez błędy, chcę, by były to moje błędy. Chcę wiedzieć, że jak wyeliminuję u siebie braki, będzie lepiej. Zresztą samą piłką nieszczególnie się interesuję. Wolę siatkówkę. Mecze piłki oglądam, jak jest jakiś wielki turniej, kibicuję oczywiście Polsce, jestem dumna będąc rodaczką Lewandowskiego, ale samo oglądanie piłki jakoś nieszczególnie mnie cieszy.

Do Londynu wyjechałam w 2016 roku i od początku żyłam wyłącznie z freestylu. W Polsce jest trudniej o karierę w tym sporcie, w Anglii wszystko wydaje się prostsze. Otrzymywałam propozycje występów, później przyszły też oferty udziału w reklamach. Od międzynarodowych korporacji. W pewnym momencie zaczęło się to kręcić na dobre, założyłam firmę i stało się to moją pracą. Dziś gdy mam do wyboru udział w reklamie i występ na żywo – mam takich około 50 rocznie – zawsze wybiorę to pierwsze. Choć nie z wszystkich reklam jestem zadowolona, niektóre trzymam głęboko schowane w szufladzie i ich nie pokazuję. Ale są też dobre strony. Niedawno odezwał się do mnie Bayern Monachium i zaprosił do udziału w ciekawym projekcie. Nie ukrywam, że zarobiłam dobre pieniądze.

Minusem mojej historii jest małe wsparcie ze strony rodziny. Może tak moi rodzice zostali wychowani? Już się do tego przyzwyczaiłam. Mam Boga i to jest wystarczające. Mówili mi, bym przestała kopać piłkę, bym się zajęła czymś innym, bo z tego nie wyżyję. Rodzice nie widzą, jak ciężkim kawałkiem chleba jest freestyle, nie widzą, jak moje ciało czasem nie wytrzymuje. Bardzo bym chciała, by mnie wsparli, ale może kiedyś…

Chciałabym zbudować też rozpoznawalność w Londynie. Wiesz, że w Polsce niektórzy mnie kojarzą? Podczas wakacji w Gdańsku i na Helu zdarzyło się, że ludzie podchodzili i pytali: ty jesteś tą Aguśką od freestylu?

Agnieszka Mnich (fot. arch. prywatne)
Agnieszka Mnich (fot. arch. prywatne)
Agnieszka Mnich podczas mistrzostw świata (fot. arch. prywatne)

8

Krzysiek dzięki Euro 2012 zarobił więcej niż polscy piłkarze. PZPN zdecydował wówczas, że za każdy remis w fazie grupowej wypłaci piłkarzom do podziału 250 tys. euro, do tego za udział w turnieju po 15 tys. euro na głowę. Średnio każdemu z 23 uczestników mistrzostw przyniosło to zarobek w wysokości ok. 150 tys zł, choć byli tacy, którzy wyciągnęli więcej (nagrody dzielił Smuda). Choć pewien żaden od PZPN nie otrzymał tyle, co Krzysiek od sponsorów Euro.

Freestyle, jeśli naprawdę jesteś dobry, może być żyłą złota.

Krzysiek: – Nigdy nie miałem innego przychodu, który nie był pochodną freestylu, poza obieraniem porzeczek u rodziców. Teraz zarabiam nawet lepiej niż na Euro, mimo iż nieco się wycofałem i właściwie już nie występuję. Zbudowałem własną markę, jestem influencerem.

Agnieszka: – Za pierwsze miejsce na mistrzostach świata dostałam 3 tys. euro, za drugie 1,5 tys. Więc nie za dużo. Ale nagrodą na MŚ była przede wszystkim statuetka, ciężka i duża. No i prestiż. Zarabia się gdzieś indziej. Raz na zawodach we Francji można było wyciągnąć 10 tys. euro, wiele zależy od organizatora. Za pokaz można dostać od 500 do 1500 funtów. Jeśli przy okazji jest to połączone z nauką tricków, to trochę więcej. Od 2016 nie robię nic innego, więc da się z tego wyżyć. Teraz staram się być aktywną influencerką. To dobry kawałek chleba.

Diego: – Dzięki freestylowi zarobiłem naprawdę dobre pieniądze. Odwiedziłem ponad 30 krajów, występowałem na wielkich eventach, mam na koncie udział w wielu reklamach na całym świecie. Przez pewien czas mieszkałem w Chinach i uczyłem freestylu, dostałem też angaż w sztabie Shandong Luneng, jednym z największych chińskich klubów. Założyłem kanał na YouTubie i mam ponad 1 mln subskrybentów. Mam pełne wsparcie rodziny, ale pewnie tylko dlatego, że jestem jednym z nielicznych freestylerów w Brazylii, który może się z tego utrzymać na dobrym poziomie. Nie każdemu jest to pisane.

Agnieszka raz jeszcze: – Faceci są zdecydowanie lepsi we freestylu, więc jest też rozjazd w zarobkach. To naturalne, ja zawsze uważałam, że dziewczyny powinny zarabiać mniej, skoro u facetów konkurencja jest dużo wyższa i oni muszą poświęcić więcej sił, by być na topie.

9

Aga puchar za mistrzostwo świata odbierała z rąk Roberto Carlosa. Spotkała też Naniego. Normalni ludzie. Wchodząc na stronę Krzyśka łatwo dokopać się do filmu z Robertem Lewandowskim. Gdyby zamazać im twarze, mielibyście problem rozróżnić, który z nich nie mieścił się w składzie juniorów Sandecji, a który jest największą gwiazdą Bayernu Monachium.

Krzysiek: – Freestyle dał mi możliwość spotkania wielkich gwiazd piłki. Z Peterem Schmeichelem spędziłem kiedyś pięć-sześć dni. Wielka sprawa, bo facet był moim idolem. W 2011 roku występowałem z Luisem Figo, a wśród polskich piłkarzy – oprócz “Lewego” – nagrywałem z Grześkiem Krychowiakiem i Arturem Borucem. Miałem obawy, że nie będą mnie, jako freestylowca, szanować, ale było zupełnie inaczej. Lewandowski nawet mnie kojarzył. W 2009 roku występowałem na gali Piłki Nożnej – w tamtym roku byli nominowani on, Paweł Brożek i Ireneusz Jeleń. Ja robiłem tricki, mając na sobie trzy koszulki, które kolejno ściągałem. Lewandowski wtedy nie wygrał, ale gdy spotkaliśmy się w grudniu 2015 roku, powiedział mi, że pamiętał mój występ. Potem jeszcze kilka razy mieliśmy okazję się zobaczyć, zawsze było pozytywnie. Z niektórymi piłkarzami reprezentacji lajkujemy sobie wzajemnie zdjęcia.

Diego: – U mnie było podobnie. Na planie spotkałem wiele gwiazd piłki, brałem też z nimi udział w różnych eventach. Np. z Ronaldinho, który przed laty wyrwał mnie z pracy w banku. Poza tym kopałem piłkę z Neymarem, Ronaldo, Romario, Denilsonem, Cafu, Cannavaro, Roberto Carlosem, Gullitem, Valdivią, Davidsem… Nawet z Shaquillem O’Nealem.

Diego Oliveira z gwiazdami futbolu (fot. arch. prywatne)
Robert Lewandowski i Krzysztof Golonka (fot. arch. prywatne)
Grzegorz Krychowiak i Krzysztof Golonka (fot. arch. prywatne)

10

Diego dziękuje, że zainteresowałem się freestylem. Agnieszka kończy rozmowę i mówi, że czas na trening. Przed zawodami dziennie poświęca na niego jakieś pięć godzin, ale ostatnio nieco sobie pofolgowała. Jest COVID, żadnych mistrzostw nie widać na horyzoncie. Krzysiek sam o sobie mówi, że jest już emerytem, teraz raczej dogląda, by to inni trenowali. Jeśli sam podbija piłkę, to przed córką.

Właśnie, córka… Musimy kończyć, mała Iza znów domaga się występu.

Komentarze