Czerwony alarm w Arsenalu

Mikel Arteta
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Mikel Arteta

Arsenal zremisował w środę z Southampton (1:1), a Kanonierzy po raz kolejni musieli radzić sobie w osłabieniu po czerwonej kartce dla Gabriela.

Ostatnie miesiące są fatalne dla kibiców Arsenalu. Środowy mecz przeciwko Southampton był kolejnym, po którym mogli krytykować trenera Mikela Artetę.

Uniknięcie kompromitacji

Gdy były zawodnik Kanonierów, Theo Walcott, dał swej drużynie prowadzenie w 18. minucie, zespół z północnego Londynu był o krok od piątej ligowej porażki z rzędu na Emirates Stadium. Nadzieję gospodarzom przywrócił Bukayo Saka. Jego rajd zakończył się trafieniem Pierre’a-Emericka Aubameyanga. Był to pierwszy gol Gabończyka w barwach Arsenalu od 1 listopada. Wydawało się, że Kanonierzy znaleźli się na dobrej drodze, by przerwać fatalną serię i pokonać u siebie Southampton, ale – nie po raz pierwszy w tym sezonie – sami utrudnili sobie sprawę.

Czerwona fala

W zalewie nijakości w grze i fatalnych wyników, promykiem nadziei dla fanów Arsenalu były występy nowego nabytku, Gabriela, który z powodzeniem dowodził środkiem obrony nowej drużyny. Niestety, w meczu ze Świętymi to właśnie Brazylijczyk osłabił swój zespół. Stoper otrzymał dwie żółte kartki w odstępie czterech minut. Pierwszą za wybicie piłki, drugą za faul i musiał opuścić boisko. Kanonierzy byli zmuszeni do gry w dziesiątkę po raz trzeci w ostatnich pięciu ligowych meczach. Było to też siódme wykluczenie, odkąd zespół objął Mikel Arteta.

Biorąc pod uwagę zawieszenie Granita Xhaki, a także absencję Gabriela, trudno spodziewać się dobrego rezultatu w sobotnim starciu z Evertonem.

Arteta ma zaufanie

Ostatnio hiszpańskiego szkoleniowca wsparł publicznie dyrektor techniczny Arsenalu.,Edu stwierdził, że Arteta jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Jednakże, fatalne wyniki w połączeniu z plotkami dotyczącymi niezadowolenia najbardziej doświadczonych graczy sprawiają, że były asystent Pepa Guardioli musi jak najszybciej poprawiać ligową sytuację Kanonierów.

Komentarze