Arsenal w rękach legend? Szykuje się wielki projekt

Thierry Henry przejmie Arsenal?
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Thierry Henry przejmie Arsenal?

Mówisz Arsenal, myślisz Denis Bergkamp, Thierry Henry, Patrick Viera. Wielkie nazwiska w historii klubu, wielkie nazwiska futbolu. Rzekłbyś trzech tenorów. Ba, znowu razem! Nie poszło im w trenerce, ale znajomość futbolowych zagadnień jest im znana. Zagrał więc im Spotify i razem z jego szefem… postanowili kupić Arsenal.

Arsenal FC znowu wielki?

Że piłkarze zostają udziałowcami w konsorcjach kupujących kluby, nikogo to nie dziwi. W końcu najlepsi zarabiają miliony funtów i jeśli mają rozum w głowie, to nie przepuszczają ich w pięć lat po zakończeniu kariery, tylko rozsądnie pomnażają. Przykładem niech będzie David Beckham swoje miliony inwestujący m.in. w klub z ligi MLS. Oczywiście łatwiej zostać dyrektorem sportowym, jakiś ambasadorem, nawet wiceprezesem ds sportowych. Kasa może nie jest tak oszałamiającą, ale pewna, zaszczyty jakieś są, na dawnym fejmie można sporo ugrać, a i robota mniej stresująca niż posada trenera, zwykle będąca “gorącym krzesłem”.

Ale wejście na rynek trzech niedawnych tuzów futbolu u boku szwedzkiego biznesmena by “odbudować wartości ważne dla futbolu” to jednak novum. Od lat klubowa piłka nożna schodzi na psy. To znaczy, piłkarze grają szybciej, więcej biegają, mają muskulatury godne greckich herosów, ale kibice narzekają na brak solidarności z klubem, miastem, regionem. W zawodowym sporcie zawsze ważna jest kasa, ale jednak Puyol w Barcelonie, Maldini w Milanie, czy Totti w Romie pięknie kojarzyli się grając na najwyższym poziomie i prowadząc kluby do sukcesów przez wiele lat. Paradoks arsenalowej sytuacji polega na tym, że klub, który przez lata stał w awangardzie przemian angielskiego futbolu sam stał się ich ofiarą.

Pamiętacie, kiedy w połowie lat 90. na Highbury trafił Arsene Wenger? Francuz zrewolucjonizował sposób grania, ale przede wszystkim metody treningowe i sposób funkcjonowania drużyny. W ciągu kilku lat zasypał klub graczami z ligi francuskiej, stopniowo zastępujących angielskich wiarusów klasy Tony’ego Adamsa, Martina Keowna czy Lee Dixona. Kilka krajowych tytułów, regularne występy w Lidze Mistrzów, aż po finał “ery Wengera” – czyli finał Champions League 2006, po którym Arsenal już nie był w stanie zdziałać już nic wielkiego.
Wielki za to postawił sobie stadion na obrzeżach Londynu. Angielscy piłkarze stali się rzadkim gatunkiem w kadrze meczowej, zdarzały się mecze kiedy nie było żadnego w wyjściowej jedenastce.

Era korpofutbolu

Amerykański właściciciel klubu, Stan Kroenke, stał się symbolem negatywnego zjawiska, które rozsierdziło angielskich kibiców – futbolu korporacyjnego. Swego czasu amerykańscy właściciele Manchesteru United (rodzina Glazerów), potem rosyjski właściciel Chelsea, następnie bliskowschodni właściciel Manchesteru City wkurzali kibiców na Wyspach. Za każdym razem było to samo: odejście od tradycji, klub przestał być klubem piłkarskim, stawał się przedsiębiorstwem rozrywkowym. Tak się składa, że akurat ten kwartet angielskich klubów znalazł się w gronie założycieli niesławnej Superligi. I wprawdzie angielskie kluby z pomysłu się wycofały, lecz smród pozostał, bo kibice mają dosyć przedmiotowego traktowania ich najważniejszych świętości. 

Stan Kroenke, prowadzi wiele sportowych biznesów w USA, jego żona jest spadkobierczynią spuścizny po Waltonach, założycielach największej amerykańskiej sieci handlowej – Wal-Mart. Na pewno umieją liczyć, znają się na giełdowych zależnościach i klimacie do robienia interesów. Wygląda na to, że klimat angielski przestał służyć. Chociaż… oficjalne stanowisko firmy zarządzanej przez Stana Kronke jest dobitne: “Nie zamierzamy sprzedawać nawet jednego udziału”.

Poważne plany czy tylko marzenia?

No więc zwalilibyśmy całe zamieszanie na Daily Mirror, Sun czy inną gadzinówkę, ale historia z zaangażowaniem trzech wielkich piłkarzy w projekt przejęcia klubu nie została wyssana z palca. Thierry Henry otwartym tekstem wyjaśnił, że idzie z kolegami po przywrócenie futbolu na właściwe miejsce. Natomiast sam założyciel Spotify, Daniel Ek, rocznik 1983 (rówieśnik Daniela Alvesa) na swoim Twitterze zadeklarował miłość do Arsenalu, długoletnie kibicowanie klubowi i gotowość do odkupienia udziałów. 

Póki co nie znamy liczb, ani żadnych konkretów, za to mamy poważnego biznesmena z branży muzycznej, otwarcie deklarującego gotowość kupna klubu, którego największe legendy idą mu w sukurs. Bladego pojęcia nie mam jak wyglądają targi o przejęcie klubu piłkarskiego wartego ok. trzech miliardów dolarów, lecz rozumiem, że zaprzeczanie chęci sprzedaży jest kwalifikowane jako “podbijanie ceny”. Tak przynajmniej można zrozumieć wypowiedź Jensa Lehmanna (obecnie w zarządzie Herthy Berlin) mówiącego o tym, że rodzina Kroenke wcale nie pali się do sprzedaży, a Josh (syn Stana) zapewniał go niedawno o tym jak to budować będzie solidną przyszłość klubu.
NIe wiadomo czym mieliby się zajmować w nowym projekcie (starego klubu Henry “nie poznaje”) Thierry Henry, Viera i Bergkamp? Trenerką, szefowaniem kwestiom sportowym, być udziałowcami i doradcami? Tak czy siak, przejęcie Arsenalu, gdyby do niego doszło, byłoby transferowym hitem 2021, a zarazem pierwszym namacalnym znakiem dla UEFA i FIFA, że z kibicami trzeba się liczyć, bo na ich wierność, zaangażowanie i gotowość do poświęceń wiecznie liczyć nie można. A klub sprzedać można zawsze!

Bartłomiej Rabij

Komentarze