Jedynym spotkaniem, w którym nie padł żaden gol do przerwy, była rywalizacja Porto z Atletico. Dla obu drużyn starcie na Estadio do Dragao śmiało można nazwać “meczem o wszystko”. W pierwszej połowie każda z ekip stworzyła przynajmniej raz groźną sytuację bramkową. Zdecydowanie więcej działo się po przerwie. Rezultat w spotkaniu otworzył Griezmann. Pojedynek automatycznie nabrał większego tempa, ale w końcówce piłkarze nie utrzymali nerwów na wodzy. Posypały się czerwone kartki, które nieco zepsuły całe widowisko. W doliczonym czasie gry Rojiblancos zadali dwa bolesne ciosy, decydujące już o finalnym rezultacie 3:0 (0:0).
Pech Luisa Suareza
Przez pierwszy kwadrans warunki w meczu dyktowało Atletico. W pewnym momencie Luis Suarez stanął w miejscu i spojrzał w kierunku Diego Simeone. Grymas na twarzy Urugwajczyka dał trenerowi do zrozumienia, że potrzebna będzie zmiana. Dlatego też, w 13. minucie na boisku pojawił się Cunha.
Nie jest to dobry znak dla gości przed weekendem, kiedy trzeba będzie walczyć o komplet punktów w derbach Madrytu z Królewskimi.
Na boisku trzeszczały kości
Kiedy murawę opuścił Luis Suarez, Porto ruszyło do ataku. Zawodnicy ? mocno naciskali na rywala, co powodowało wiele kontaktowych sytuacji. Sędzia miał sporo pracy, choć w swoich decyzjach był bezbłędny. Piłkarze często skakali sobie do gardeł. W powietrzu unosiła się waga tego pojedynku, natomiast na płycie boiska trzeszczały kości. Nikt nie chciał dać za wygraną, stąd większość walki o piłkę toczyła się w środku pola.
Co do sytuacji bramkowych, jedni i drudzy mieli swoje okazje. Rojiblancos stworzyli najlepszą okazję do strzelenia gola w 24. minucie. Wówczas po kontrataku futbolówka odnalazła w polu karnym Marcosa Llorente. Chwilę wcześniej Antoine Griezmann poślizgnął się, więc Hiszpan bez namysłu uderzył w kierunku prawego słupka. Na posterunku stał jednak Diogo Costa, który uchronił swój zespół przed zagrożeniem.
Z kolei w swoich poczynaniach pod bramką przeciwnika groźniejsi byli gospodarze. Defensywa ekipy z Madrytu popełniała proste błędy, przez co spora odpowiedzialność spadała automatycznie na Jana Oblaka. Golkiper świetnie spisywał się między słupkami i tylko dzięki jego interwencjom do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis.
Na początku drugiej połowy lepiej grało Porto, ale to Atletico strzeliło gola
Gdy wystartowała druga odsłona, Porto kreowało obiecujące akcje bramkowe. Wydawało się, że gol dla Smoków jest tylko kwestią czasu. Rezultat nie uległ zmianie, ponieważ w decydujących momentach brakowało jedynie odpowiedniej skuteczności.
Niespodziewanie wynik w spotkaniu otworzył Griezmann. Francuz wykazał się sprytem podczas rzutu rożnego w 56. minucie. Uciekł spod krycia defensorom, zszedł pod dalszy słupek i szczęśliwie wpakował piłkę do pustej bramki z bliskiej odległości.
Carrasco nie utrzymał nerwów na wodzy i zaczął się chaos
Sporo negatywnych emocji wzbudziły wydarzenia z 68. minuty. Najpierw Yanik Carrasco uderzył rywala pięścią w twarz. Turpin od razu wyrzucił Belga za takie zachowanie do szatni. Po chwili każda ze stron zaczęła nerwowo machać rękoma.
Atmosfera sięgnęła zenitu, co skutkowało kolejnymi wykluczeniami. Po ostrym wejściu Wendella doszło do kolejnych starć na boisku. Rozpętała się bójka, której udział wzięły nawet dwa sztaby szkoleniowe. Ostatecznie Wendell też obejrzał czerwony kartonik i oba zespoły musiały radzić sobie w osłabieniu.
Rojiblancos z awansem do fazy pucharowej, Porto zagra w Lidze Europy
W samej końcówce Atletico wyprowadziło dwa zabójcze ciosy, które podcięły skrzydła gospodarzom. Po trafieniach Correi i De Paula z kontrataków marzenia Smoków legły w gruzach. Tuż przed ostatnim gwizdkiem arbitra Porto zniwelowało straty z rzutu karnego. Jedenastkę na gola pewnie zamienił Sergio Oliveira, jednak była to już tylko bramka na otarcie łez.
Milan nie dał rady Liverpoolowi, co w takiej sytuacji pozwoliło Rojiblancos cieszyć się z dalszej gry w elitarnych rozgrywkach. Tymczasem Porto zakończyło tegoroczne zmagania na trzeciej pozycji, więc na wiosnę weźmie udział w Lidze Europy.
Komentarze