Wojciech Cygan: będziemy zasypywać dziurę, jaka powstała w ostatnich latach

Część przelewów już otrzymaliśmy. Ostateczna decyzja, co robić z tymi pieniędzmi stoi po stronie właściciela i zarządu. Plany na wydatki już są, natomiast pamiętajmy, że my przez ostatnie lata żyliśmy trochę na garnuszku właściciela, więc teraz z tego garnuszka trochę zejdziemy. Nie wszystkie środki zostaną spożytkowane na to, by się wzmacniać. Będziemy zasypywać dziurę, jaka powstała w ostatnich latach - mówi w rozmowie z Goal.pl Wojciech Cygan, przewodniczący rady nadzorczej Rakowa Częstochowa.

Wojciech Cygan
Obserwuj nas w
PresFocus Na zdjęciu: Wojciech Cygan
  • Raków Częstochowa rozegra w czwartek mecz ze Sturmem Graz, którego stawką będzie przedłużenie nadziei do występów w Europie na wiosnę
  • Przy tej okazji porozmawialiśmy z przewodniczącym rady nadzorczej Rakowa, Wojciechem Cyganem
  • Tematów było sporo: przeznaczenie pieniędzy podniesionych w europejskich pucharach, schodzenia z garnuszka właściciela, kulisy odejścia Roberta Grafa i pomysły na jego zastąpienie, rzekome faworyzowanie Rakowa przez władze polskiej piłki oraz podejście do tekstów w mediach, które czasem chwalą Raków za bardzo

Wojciech Cygan: finanse wypadkową marzeń

Przemysław Langier: Mecz ze Sturmem to mecz o podtrzymanie marzeń o grze na wiosnę, czy mecz o dużym znaczeniu strategicznym dla Rakowa?

Wojciech Cygan (przewodniczący rady nadzorczej Rakowa Częstochowa): Dla każdego klubu w Polsce dodatkowe pieniądze z gry w Europie powinny być bardzo ważne. Natomiast dla nas liczy się przede wszystkim aspekt sportowy. Mamy marzenie, by grać w europejskich pucharach także na wiosnę i to nam dziś przyświeca.

W pierwszym meczu Sturm był dużo lepszy od was. Zmieniło się coś na tyle, by dziś wierzyć w zwycięstwo?

Faktycznie w tamtym meczu Sturm wyglądał lepiej od nas, natomiast my wyglądaliśmy gorzej niż zazwyczaj. Ale to, że wtedy to nie był dobry mecz w naszym wykonaniu, nie oznacza, że w Grazu nie zagramy dużo lepiej. Według mnie to przeciwnik w naszym zasięgu. Wiara jest, bo gdyby jej nie było, pewnie przyjechałaby drużyna z jakimś wąskim sztabem szkoleniowym, a jest zupełnie inaczej. Wiemy, że na trybunach pojawi się rzesza naszych kibiców, którzy wiary nie stracili.

Pytałem wczoraj Dawida Szwargę o to, czy w klubie wajcha z presją jest mocniej przesunięta w meczu ze Sturmem, czy niedzielnym ze Śląskiem, ale on pryznał, że on narzuca na siebie ogromną autopresję niezależnie od meczu. Spytam więc pana.

Rozmawiamy tu, w Grazu, w dniu meczu ze Sturmem, więc jak tu myśleć o meczu ze Śląskiem? Nie sądzę, by u kogokolwiek w głowie rozgrywane było już spotkanie we Wrocławiu. Wajcha w tym kierunku zostanie przestawiona dopiero w momencie ostatniego gwizdka w czwartek.

Bez względu na wynik ze Sturmem, macie gwarantowaną już całkiem pokaźną kwotę nagrody za grę w Europie. Około 10 mln euro. Te pieniądze są już rozpisane ile i na co?

Część przelewów już otrzymaliśmy. Ostateczna decyzja, co robić z tymi pieniędzmi stoi po stronie właściciela i zarządu. Plany na wydatki już są, natomiast pamiętajmy, że my przez ostatnie lata żyliśmy trochę na garnuszku właściciela, więc teraz z tego garnuszka trochę zejdziemy. Nie wszystkie środki zostaną spożytkowane na to, by się wzmacniać. Będziemy zasypywać dziurę, jaka powstała w ostatnich latach.

Dawid Szwarga: Nikt w klubie nie zmusi mnie, bym pracował inaczej w poszczególnych meczach
Dawid Szwarga

Sturm Graz – Raków Częstochowa. Mecz o życie Aby Raków Częstochowa realnie mógł myśleć o grze na wiosnę w Lidze Konferencji, musi wygrać ze Sturmem różnicą dwóch bramek. To jednak nie oznacza, że mistrzowie Polski rzucą się na przeciwnika. – Plan zakłada strzelenie bramki i reakcję po niej. Jeśli trzeba będzie reagować, coś zmieniać, by

Czytaj dalej…

Po ponad dwudziestu milionach złotych na minusie w poprzednim okresie rozrachunkowym, wyjdziecie na zero?

Mam nadzieję, że ta przygoda się nie skończy, więc i pieniądze będą większe, co pozwoli, by sytuacja była jeszcze lepsza. Ale jaka to będzie kwota i na co ostatecznie pozwoli, dopiero zobaczymy. 

Ilu takich sezonów jak obecny potrzebuje Raków, by uniezależnić się od osoby właściciela?

My nie chcemy się uniezależniać od właściciela. Michał Świerczewski jest bardzo ważnym, powiedziałbym, że kluczowym, ogniwem Rakowa. Ciężko, byśmy chcieli się uniezależniać, natomiast…

No to nazwijmy to zejściem z garnuszka, o którym pan wspominał.

Trudno wyrokować, ile to może potrwać, bo każdy sezon jest inny. Ciężko w ciemno zakładać, że teraz rozegramy z rzędu trzy tak dobre finansowe sezony jak teraz, zwłaszcza, że dla polskich klubów awans do fazy grupowej Ligi Europy to nie jest jakieś totalnie standardowe wydarzenie. Dlatego tak daleko w przyszłość nie wybiegamy. Tym bardziej, że patrzenie na piłkę wyłącznie z perspektywy finansów, byłoby zabijaniem idei sportu. Chcemy po prostu koncentrować się na piłce, a profity będą po prostu wypadkową takiego podejścia.

Mówi pan o Michale Świerczewskim, ale to tylko jedna z osób z dużym ego w klubie. Obok ego właściciela, jest ego prezesa, ego pana, wcześniej ego Marka Papszuna i dyrektora sportowego Roberta Grafa, teraz sam widzę coraz większą pewność siebie Dawida Szwargi, więc i jego ego. Da się to pogodzić? Czy skaczecie sobie czasem do gardeł?

Jestem w Rakowie pięć i pół roku i jakichś krwiożerczych awantur nie kojarzę. Ale faktycznie nie jest tak, że zawsze zgadzamy się we wszystkim. Ale to chyba dobrze, bo klepanie się po plecach i mówienie za każdym razem “super pomysł” na pewno nie służy rozwojowi. Prawdę mówiąc, widzę w tym naszą siłę, że każda z osób ma mocny charakter i potrafi wyraźnie artykułować swoje zdanie, a później go bronić. Ale kompromisu nie szukamy w awanturze.

Bo pewnie kompromisem często jest ostateczne zgodzenie się ze zdaniem właściciela…

Nie chciałbym tu ujawniać jakichś tajemnic naszych rozmów, ale nie ma jednego schematu. Czasem faktycznie kompromisem jest uznanie zdania Michała jako szefa projektu, ale i jego da się przekonać do stanowiska, z którym pierwotnie się nie zgadzał. Ma silny charakter, wypowiada swoje zdania bardzo konkretnie, bijąc wprost. Człowiek czuje, czy warto polemizować, czy się zgodzić.

Raków Częstochowa i kwestia dyrektora sportowego

Starcie ego było powodem odejścia Roberta Grafa?

Panowie wspólnie uznali, że kontynuowanie tego bardzo dobrego dla Rakowa okresu nie będzie na dłuższą metę służyło klubowi. Jakkolwiek jestem pełen szacunku i sympatii do Roberta, z którym wspólny czas będę wspominał bardzo dobrze, szanuję decyzję właściciela. Zwłaszcza, że ta decyzja zapadła podczas spotkania obu panów i według mojej wiedzy nie było tak, że to Michał zwolnił Roberta, tylko panowie razem doszli do wniosku, że ta współpraca musi się skończyć.

Jest już plan na zastąpienie Grafa?

Rozmowy trwają. Wydaje mi się, że jesteśmy blisko, by model wypracować i dołożyć do niego nazwiska. Obstawiam, że to może być kwestia najbliższych tygodni, kiedy takie informacje będą z klubu wypływały.

To będzie model niestandardowy, jeśli przyjmiemy, że standardowym jest po prostu zatrudnienie dyrektora sportowego?

W naszym modelu samo założenie jest trochę niestandardowe, bo bardzo duży wpływ na działanie pionu sportowego ma właściciel, bezpośrednio. Natomiast myślę, że sam model nie będzie jakiś bardzo ekstrawagancki, choć nazwisko niekoniecznie będzie bardzo oczywiste.

Raków potrzebuje zimą jakiegokolwiek transferu po letnim okienku, gdy z samych nowych nabytków mogliście stworzyć całkiem nową jedenastkę?

Potrzebujemy korekt. Zawsze warto wykorzystać okienko, by nawet dla higieny szatni wymienić parę ogniw. Na pewno nie będzie to jednak tak szalone okienko jak letnie. Pamiętajmy też, że może się okazać, że pojawi się oferta dla któregoś z zawodników, co będzie powodowało konieczność jego zastąpienia.

Jaki jest dziś Rakowa w Ekstraklasie? Wciąż mistrzostwo, czy po prostu awans do pucharów?

To drugie jest zawsze celem nadrzędnym. Natomiast po zdobyciu mistrzostwa naturalne jest, że każdy chce obronić to trofeum i na dziś to się nie zmienia. Wciąż jesteśmy w grze i to mimo terminarza wypchanego pod korek. Czemu mielibyśmy więc nie celować w tytuł?

Co z tym faworyzowaniem?

Tak pół żartem, pół serio, jeśli przejrzeć Twittera, to ludzie i tak wiedzą, że Raków będzie mistrzem Polski, bo panuje przekonanie, że jeśli na boisku drużyna nie dojedzie, to pomogą jej przy zielonym stoliku jakimiś korzystnymi decyzjami.

Reagujemy na to trochę uśmiechem, trochę politowaniem… Nie irytuje mnie to specjalnie, bo każdy szuka wytłumaczenia, dlaczego jego klub nie zdobył w zeszłym sezonie mistrzostwa Polski, i wtedy następuje wyciąganie, że a to sędziowie pomogli Rakowowi, a to ktoś coś ustalił. A gdy dochodzilo do meczu między Rakowem, a tym klubem, to się wtedy okazywało, że Raków w walce 11 na 11 najczęściej był po prostu lepszy na boisku. Czasy, gdy takie wpisy, do których pan nawiązuje, mnie wkurzały, minęły bardzo dawno i nie wrócą. Nawet, jeśli to wpisy personalne, atakujące mnie. Nie napinam się na to, bardziej uśmiecham. W piłce potrzebny jest dystans.

Jednak to Raków najgłośniej mówił o potrzebie zmiany przepisu o młodzieżowcu i taka zmiana się dokonała. A wy z niej skorzystaliście w sezonie mistrzowskim dość mocno.

Każdy po części z niego skorzystał. To nie jest zapewne przepis idealny, ale w zmienionej formule pozwolił trenerom bardziej niezależnie kształtować kadrę meczową i podejmować decyzje odnośnie zmian czy składu, które mu bardziej pasują. My od początku deklarowaliśmy, że dla nas najważniejszy jest wynik sportowy, a nie to, czy dany zawodnik urodził się rok wcześniej, czy pół roku później. Sprawiedliwość polega na tym, by grali najlepsi, a nie ci kilka miesięcy młodsi niezależnie od umiejętności. Dlatego tak do tego podchodzimy, nawet jeśli ostatecznie będziemy musieli przez to zapłacić dodatkową opłatę do PZPN-u. Czy pomogło nam to w walce o mistrzostwo Polski? Każdy mógł zastosować takie podejście.

Nie każdego stać.

Nie do końca. My to kalkulowaliśmy jasno – chcemy zdobyć mistrzostwo Polski, za które dostaniemy odpowiednio wysoką kwotę. Za same prawa telewizyjne otrzymaliśmy przeszło 20 mln zł, więc nawet maksymalna kara byłaby czymś do udźwignięcia.

Komisja Ligi zawiesiła też jeden z trzech meczów kary dla Frana Tudora po jego czerwonej kartce w meczu z Wartą Poznań. Prosiliście o złagodzenie i zostaliście wysłuchani.

Uwagi w tym przypadku dziwią mnie o tyle, że przepis pozwalający na złożenie wniosku o darowanie lub zawieszenie kary po odbyciu przynajmniej połowy jej długości, funkcjonuje od wielu lat. Korzystały z tego także inne kluby. To normalne zagranie, zgodne z przepisami. Komisja Ligi na podstawie tych przesłanek, jakie dostarczyliśmy, podjęła taką decyzję. Ale przecież nikt jej do tego nie zmusił. Zresztą to nie był nasz jedyny wniosek, bo inny – w podobnej sytuacji – nie uzyskał akceptacji Komisji Ligi. To jest organ, który w żaden sposób nie jest stronniczy, choć zawsze mu się to zarzuca. Pamiętam, jak pojawiłem się w Ekstraklasie w związku z awansem Rakowa, to byli tacy, którzy mówili, że to nie jest Komisja Ligi, tylko Komisja Legii. Mógłbym wyciągać z tego jakieś wnioski, ale uznaję to po prostu za żart. A każdemu polecam zapoznanie się z przepisami, bo one wiele ułatwiają. Tylko trzeba je znać.

A jak reagujecie na teksty dziennikarzy chwalących Raków ponad stan?

Z zaciekawieniem czytałem artykuł, do którego być może pan nawiązuje, bo zastanawiałem się, gdzie był ten nasz historyczny wyczyn w Lizbonie. Osobiście nie odniosłem wrażenia, by coś historycznego się tam wydarzyło. Takim pewnie byłoby zwycięstwo, a nie zdobycie bramki. Ale niezależnie od tego, mam poczucie, że to wszystko wywołuje zbyt wielkie napięcie. Za bardzo sie tym emocjonujemy, a to tylko piłka. Warto czasem podejść na luzie, czy to do takich artykułów czy komentarzy… To wszystko rzeczy, które można przeczytać, uśmiechnąć się, i tyle. Natomiast zarzuty, że my jako klub mamy jakikolwiek wpływ na to, że pisze się o nas być może lepiej niż w danej sytuacji się powinno, nie są poważne. Czasem można odnieść wrażenie, że ludzie naprawdę myślą, że po meczu w Lizbonie ktoś z nas dzwoni do dziennikarza i mówi: słuchaj, napisz taki artykuł o historycznym momencie w polskiej piłce.

Nie wysyłacie za to laptopów?

Ani laptopów, ani klawiatur, ani myszek. Wierzymy, że jeśli dziennikarz potrzebuje takiego sprzętu, to sam wejdzie na stronę naszego głównego sponsora i płacąc skorzysta z jego bogatej oferty.

Komentarze