W albańskiej piłce wybuchła bomba. UEFA omal nie zmiotła ich hegemona z powierzchni ziemi

Pilkarze Skenderbeu w ostatnim roku gry w pucharach
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Pilkarze Skenderbeu w ostatnim roku gry w pucharach

Wyobraźcie sobie, że najlepszy klub w waszym kraju zostaje wykluczony na dziesięć lat z europejskich pucharów, a władze UEFA mówią wprost: w całej historii piłki nożnej żaden zespół nie ustawiał swoich meczów na tę skalę. Albańczycy nie muszą sobie wyobrażać. Dwa miesiące po tym, jak piłkarze Skenderbeu Korcza z uniesionym trofeum do góry – siódmym w ostatnich ośmiu latach – tonęli w mistrzowskim konfetti, wybuchła bomba, która wstrząsnęła albańskim futbolem.

  • Już w czwartek wieczorem reprezentacja Polski zmierzy się z Albanią w meczu eliminacji mistrzostw świata
  • Do niedawna regularnym mistrzem kraju naszego rywala był zespół Skenderbeu Korcza. Dominację przerwała dopiero UEFA odkrywając przed światem największy proceder korupcyjny, jaki widziała piłka
  • W chwili, gdy UEFA oficjalnie zajęła się sprawą, wszystkie podejrzane ruchy wokół klubu ucichły. Ale było już za późno, a europejska federacja nałożyła na albańskiego hegemona karę, która omal nie zmiotła klubu z powierzchni ziemi

Radość, jaką wywołał awans reprezentacji Albanii na mistrzostwa Europy w 2016 roku najlepiej opisuje zdjęcie wykonane przez tamtejszą fotografkę Blertę Kambo. Ciągnący się na około kilometr szeroki tłum ludzi zawężył jedną z głównych ulic Tirany do jednego pasa, którym przejechać miała reprezentacja kraju. Działo się to kilka godzin po nocnym świętowaniu w każdym zakątku miasta. Bałkany to region, który w wyjątkowy sposób piłkę traktuje jako instrument do pokazywania światu swojego przywiązania do barw, symboli i tradycji. Była to do tej pory jedyna taka okazja w historii Albanii. Sukces smakował tym lepiej, że nie jest to naród „sytych” ludzi. Gospodarka od 20 lat przechodzi przemiany, ale wciąż są one na tyle powolne, że ubóstwo jest tu powszechnym zjawiskiem. Średnia miesięczna pensja w Albanii jest niższa od minimalnej w Polsce, a rozwój blokuje wszechobecna korupcja. W rankingu zajmującej się tym zagadnieniem Transparency International Albania zajmuje miejsce w drugiej setce (gdzie na pierwszym miejscu są najmniej skorumpowane kraje świata – ex aequo Dania i Nowa Zelandia), z europejskich państw wyprzedzając jedynie dwa – Rosję i Ukrainę.

Mając przed oczami te dane, nie można się dziwić, że korupcja przeciekła (zalała?) najpopularniejszy sport w Albanii.

Tłum nie pomógł

Korcza kocha swój klub. Gdy w lutym 2018 roku UEFA podejmowała decyzję o dziesięcioletnim wyrzuceniu Skenderbeu z europejskich pucharów, na ulice wyszło ponad 20 tys. mieszkańców miasta. To około 40 proc. całej populacji. Przez klubowe barwy przebijały się transparenty z powtarzającym się napisem: nie zabijajcie naszego snu. Ale było już za późno. Do dyskwalifikacji dorzucono milion euro kary – mniej więcej tyle, ile wynosi roczny budżet klubu. Z absolutnego hegemona zrobiono wegetujący twór, który w zakończonym przed Euro 2020 sezonie większość czasu spędził w strefie spadkowej, ale w lidze utrzymał się rzutem na taśmę.

Największe oszustwo świata

„Ten klub ustawia mecze piłki nożnej, jak nikt inny w całej historii tej gry” – to zdanie z raportu Komisji Etyki i Dyscypliny UEFA nie pozostawiało złudzeń, że i kara będzie najbardziej dotkliwa ze wszystkich nałożonych do tej pory. „Jak nikt inny” w praktyce oznaczało 53 zidentyfikowane mecze – towarzyskie, ligowe i w europejskich pucharach – przy wyniku których majstrowano w latach 2010-2016. Alarm podniósł system wykrywania oszustw bukmacherskich (BFDS), utworzony zaledwie rok wcześniej. BFDS wykorzystuje algorytmy i modele matematyczne do oceny ruchu wśród zakładów sportowych wokół poszczególnych meczów. Gdy pojawiają się nieregularne wzorce, zapala się lampka.

Skenderbeu zostało oskarżone o „manipulacje mające na celu uzyskanie zysków z zakładów sportowych na oszałamiającą skalę globalną” i zarobienie w ten sposób milionów dolarów. Wśród ustawionych meczów znalazły się m.in. starcia z fazy grupowej Ligi Europy przeciwko Sportingowi Lizbona (1:5) oraz Lokomotiwowi Moskwa (0:3). Schemat działania zgadzał się co do joty. W pierwszym przypadku na kwadrans przed końcem zauważono szereg ogromnych zakładów na minimum sześć goli w meczu (było wtedy 4:0), w drugim po 85. minucie (przy wyniku 1:0 dla Rosjan) masowo i za setki tysięcy euro ktoś zaczął obstawiać przynajmniej trzy bramki (Lokomotiw ostatecznie strzelił brakujące dwa gole w 88. i 90. minucie).

UEFA wspomina też o meczu el. Ligi Mistrzów z północnoirlandzkim Crusaders. Albańczycy prowadzili na Wyspach 2:1, gdy tuż przed 90. minutą postawiono „kilkaset tysięcy dolarów” na zwycięstwo gospodarzy. W ciągu kilku minut Crusaders strzelili dwa gole (w raporcie meczowym figurują jako zdobyte w 92. i 93. minucie), a dwóch innych sędzia im nie uznał. To po tym spotkaniu bramkarz mistrzów Irlandii Północnej Sean O’Neill napisał na swoim Twitterze: „Jeśli dziś wieczorem nie będzie śledztwa UEFA w sprawie naszego meczu, to coś jest nie tak”.

UEFA śledztwo podjęła, a mecze Skenderbeu na prośbę federacji zanalizował panel ekspertów – z uznanymi trenerami w składzie. Nie mieli oni wątpliwości, że szereg zachowań piłkarzy Skenderbeu od chwili wniesienia zakładów był daleki nie tylko od ideału, ale też od tego, co prezentowali wcześniej. Gdy coś się dzieje raz, może to być przypadek. Tu się działo dziesiątki razów. Ciekawe jest też to, że od momentu oficjalnego wszczęcia śledztwa przez UEFA w 2016 roku… ani raz nie zaobserwowano już nietypowych zdarzeń bukmacherskich związanych z meczami Skenderbeu.

„Piłka to nie nauka ścisła”

Oczywiście wszyscy ludzie związani ze Skenderbeu dostrzegają tu spisek, którego ich klub jest celem, nie źródłem. Orges Shehi, bramkarz ekipy z Korczy, który wystąpił w 46 podejrzanych spotkaniach, wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że „jest urażony raportem opartym nie na dowodach, a na plotkach”. Dodał, że piłka nożna nie jest nauką ścisłą, a dyscypliną, w której błędy na boisku zawsze będą decydować o wyniku.

Jeszcze ostrzejszy w komentarzach był prezes klubu Ardian Takaj. To jeden z najmocniej wpływowych ludzi w Albanii, właściciel nadmorskiego hotelu, a w przeszłości jednego z kanałów telewizyjnych. – UEFA wykorzystała nas do promowania swojego systemu BFDS. Poświęcono nas, bo kogo obchodzi mały klub z małym budżetem. Przecież nikt nie ma wątpliwości, że gdyby sprawa dotyczyła jakiegoś zachodniego giganta, rozeszłoby się po kościach, a nie skazywano za wątpliwości wynikające z zawierania zakładów, na które my nie mamy wpływu – grzmiał w rozmowie z AFP.

Śledztwo wykazało powiązania Takaja z Ridvanem Bodem, byłym ministrem finansów Albanii. Ten ostatni miał być „sponsorem” podejrzanych zakładów, choć oczywiście temu zaprzecza. – Nigdy nie byłem częścią i nigdy nie byłem świadomy jakiejkolwiek próby wpłynięcia na wynik jakiegokolwiek meczu. Nigdy też nie wspierałem finansowo Skenderbeu – odpowiedział na zapytanie „Guardiana”.

Zamiecione pod dywan

Kiedy UEFA wycofała swoje czołgi sprzed siedziby Skenderbeu, pojawiło się pytanie: co dalej. Odpowiedź jest jeszcze krótsza: nic. Albańska prokuratura nikomu nie udowodniła winy, Ardian Takaj wciąż jest prezesem klubu, nikt nie zająknął się też o degradacji niedawnego giganta do niższej ligi. Trudno się dziwić, skoro rządzący tamtejszą piłką od 2002 roku Armando Duka po wybuchu skandalu stwierdził, że „ustawianie meczów to nie jest jakiś albański fenomen, ale proceder znany w całej Europie”. Gdy na początku ubiegłej dekady do UEFA zaczęły docierać niepokojące sygnały o wynikach Skenderbeu, federacja zwróciła się do Duki o współpracę. Nie doczekała się odpowiedzi.

– Tak naprawdę to UEFA zostawiła nas z tym wszystkim samych – mówi Artan Shyti, prezes krajowej federacji firm bukmacherskich w Albanii. – My wciąż nie wiemy, kto obstawiał, kto wygrał i kto powinien iść do więzienia.

***

Pisząc tekst korzystałem z materiałów “Guardiana” i France24.

Komentarze