Darwin Nunez i przypadek napastnika żyjącego z momentów “wow”

Nie przez nieskuteczność swojego napastnika Liverpool nie pokonał Manchesteru United. Jeśli jednak w tak dominującym występie drużyny, która oddaje aż 34 strzały, Darwin Nunez zalicza ledwie dwie niskiej jakości próby, to czy nie można zastanowić się, ile i czego jeszcze brakuje mu do odblokowania swojego wielkiego potencjału?

Darwin Nunez
Obserwuj nas w
IMAGO/Ibrahim Ezza/NurPhoto Na zdjęciu: Darwin Nunez
  • Jakiego typu napastnikiem jest Urugwajczyk?
  • W czym jest mocny i co daje Liverpoolowi?
  • Jak i dlaczego rozwija się u Juergena Kloppa?
  • Czy z Manchesterem United zagrał słabo?

Przebłyski geniuszu

Czasem z meczów pamięta się tylko przebłyski geniuszu. Latem 2019 roku w Łodzi siedziałem za jedną z bramek i obserwowałem mecz Urugwaju z Norwegią. Szybkie, fizyczne spotkanie przyciągało uwagę ze względu na udział dwóch więcej niż obiecujących napastników. Zagrali przeciw sobie Darwin Nunez z Penarolu, który zaraz miał przenieść się do drugoligowej Almerii w Hiszpanii, i Erling Haaland z Salzburga, który tak naprawdę dopiero do Austrii się wprowadzał. Norweg nawet strzelił gola, ale anulowanego przez decyzję VAR. W słabym występie zespołu był niewidoczny, zresztą swój moment w turnieju miał dopiero tydzień później, gdy dziewięć razy pokonał bramkarza Hondurasu.

Za to tego, co zrobił w tym meczu Darwin Nunez nikt obecny na stadionie w Łodzi na pewno do dziś nie zapomniał. Po długim zagraniu z głębi pola opanował piłkę klatkę piersiową, ale tak naprawdę od bramki, jeszcze będąc przed “szesnastką”. Nie kalkulował, z powtórek trudno uznać, by nawet spojrzał, jak ustawiony jest bramkarz, ale uderzył piłkę tak czysto, tak idealnie, jak w młodzieżowych mistrzostwach jeszcze rzadko się zdarza. Ta poleciała nad głową Juliana Lunda i do bramki. To był jego moment “wow”.

Możliwe, że Darwin Nunez jest piłkarzem dostarczającym właśnie takich wrażeń. Kiedy strzelił pierwszego gola dla Liverpoolu w meczu o Tarczę Wspólnoty z Manchesterem City, to zdjął koszulkę i podbiegł do swoich nowych kibiców. Haaland – znów będący po drugiej stronie – nie trafiał z łatwych sytuacji i po meczu na Wyspach już wskazywano, kto będzie hitem, a kto kitem z transferów napastników. Wrażenie to podbił gol strzelony piętą Fulham w pierwszej kolejce, choć Liverpool tylko zremisował. Były też inne wykończenia, które znamionowały wielką klasę: z Arsenalem na wślizgu, z West Hamem głową, z Wolverhampton po długim podaniu od Trenta Alexandra-Arnolda, z Newcastle, gdy miał tego samego asystenta, ale jeszcze przyjmował piłkę. Był też gol z Realem Madryt – znów piętą. Trafiał też z Manchesterem United w wygranej 7:0, lecz ostatecznie był to sezon w którym zapamiętano go z sytuacji, których nie wykorzystywał. Uzbierało się ich dwadzieścia, mniej od Haalanda i Marcusa Rashforda, ale to oni byli skuteczniejsi, to ich zespoły osiągnęły swoje cele. Liverpool zawiódł, choć niekoniecznie ze względu na brak efektywności Urugwajczyka (w Premier League zdobył dziewięć bramek, choć gole oczekiwane wskazywały na dorobek dwunastu trafień).

“Jestem menedżerem, który chce pomagać piłkarzom, ale potrzebuję z każdym z nich kontaktu”, mówił Juergen Klopp oceniając pierwszy sezon Nuneza w Anglii. To wypowiedź sprzed miesiąca, ale nie pierwsza tego rodzaju w wykonaniu Niemca. “W idealnym świecie ten proces adaptacji byłby szybszy, gdybym mógł z nim normalnie rozmawiać, ale nie mówię po hiszpańsku, a on nie mówił po angielsku. Teraz jest u niego pod tym względem znacznie lepiej. Jest w innym momencie, zwłaszcza gdy patrzy się na to, jak zachowuje się w klubie. Niech ten moment trwa, ale już się trochę boję, co Nunez może osiągnąć, bo nie ma dla niego sufitu”.

Skrót meczu Liverpool – Manchester United (VIDEO)

Mecz frustracji

W meczu z Manchesterem United Liverpool oddał aż 34 strzały, ale łączna suma goli oczekiwanych wyniosła niemal 2,5. Wystarczająco, by wygrać to spotkanie, ale oznaczało to brak klarownych okazji. Także dla napastnika Liverpoolu, który miał tylko dwie próby, wszystkie w pierwszej połowie spotkania. Gdy w piętnastej minucie otrzymał świetne dośrodkowanie od Alexandra-Arnolda, to timing jego wyskoku nie był idealny i zamiast uderzenia głową wyszło bardziej podanie wzdłuż bramki (obrazek poniżej).

Tuż przed przerwą miała miejsce sytuacja, która też doskonale obrazuje grę Nuneza i to w ciągu zaledwie kilkunastu sekund. Po przechwycie w środku pola przez Dominika Szoboszloia Urugwajczyk od razu był gotowy do sprintu na prostopadłe podanie. Gdy Węgier zagrał do Luisa Diaza w środku, to Nunez wykonał świetny ruch na zewnątrz, do lewej strony, dając Kolumbijczykowi opcję rozegrania. Piłkę otrzymał, a zza pleców na obieg ruszał mu Kostas Tsimikas. Liverpool był rozpędzony, w przewadze z możliwością zaskoczenia przeciwnika i wreszcie z przestrzenią, którą United starali się tak mocno ograniczyć. Jednak Nunez piłkę przytrzymał. Przez chwilę wykonywał przy niej dziwne ruchy, które jedynie pozwalały kolejnym rywalom wrócić we własne pole karne. Gdy już podjął decyzję – wystawienie piłki do prawej nogi i strzał – miejsca było tak mało, że praktycznie trafił w pierwszego stojącego przed nim obrońcę.

Właśnie na takie sytuacje irytował się po meczu Virgil van Dijk. Kapitan Liverpoolu podkreślał, że “tylko jedna drużyna chciała ten mecz wygrać”, a gospodarze “dominowali w każdym aspekcie spotkania”. Każdym poza strzelaniem goli. “Czasem zbyt często decydowaliśmy się na strzał z nieprzygotowanej pozycji, zamiast jeszcze zagrać do kolegi na obieg”, mówił Holender.

Nie jest tak, że Nunez wszystko robił źle. Był w tym meczu aktywny, a na pewno chciał sprawiać takie wrażenie. Wykonywał mnóstwo ruchów, które mogły powodować problemy obronie. Był agresywny bez piłki, choć Onana raz z łatwością go okiwał, gdy wydawało się, że ten pressing przyniesie Liverpoolowi korzyść. W drugiej połowie miał świetne rozegranie z Mohamedem Salahem po którym wpadł w pole karne, ale piłka zaplątała mu się pod nogami. Bardziej odbił ją w stronę Diaza, niż podawał lepiej ustawionemu koledze. A gdy na boisku pojawił się Cody Gakpo to z nim częściej wymieniali podania koledzy. Holender w ponad pół godziny zaliczył więcej kontaktów z piłką, niż Nunez w ciągu 78 minut.

Jeszcze w pierwszej połowie była też sytuacja z żółtą kartką, która pewnie najwięcej mówi o jego charakterze. Przy długim zagraniu z własnej połowy wszedł barkiem w wybijającego piłkę Jonny’ego Evansa i sędzia od razu odgwizdał faul. Zirytowany Nunez nawet nie próbował od razu protestować, ale za to, choć był kilkadziesiąt metrów od bramki, kopnął piłkę jak najmocniej z woleja. Niewiele mu zabrakło do spektakularnego – i nieuznanego – gola, jego momentu “wow” w tym meczu, ale jedyne co za to odkopnięcie otrzymał to napomnienie. Jego rywalizacja ze stoperami United była przez cały mecz zacięta, ale ostatecznie wygrani wyszli z niej goście. Raphael Varane został wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania, ale nagrodą (poprzez media społecznościowe) “podzielił się” z kolegami z całej formacji.

źródło: OPTA

Przekleństwo porównań

Czasami oglądając Nuneza można odnieść wrażenie, że chce być w ataku wszędzie, a ostatecznie kończy w sytuacjach, które nie są dla niego korzystne. Nawet Klopp podkreślał w tym sezonie, że umiejętności Urugwajczyka są tak duże, że może go ustawić na skrzydle, zależnie od tego, jak Liverpool zamierza rozpracować przeciwnika. Niemiec w kontekście całej drużyny mówi o potrzebie stabilizacji, kontroli wydarzeń, ale też o tym, że przebudowa i okres rozwoju tego „nowego projektu” się nie skończyły.

Trudno nie odnieść tych ostatnich słów do samego Nuneza. Liverpool chce dominować tak, jak to robił z Manchesterem United, ale to zespół tak odmłodzony, że czasem emocje biorą górę. Wówczas grają zbyt szybko do przodu, każdy ruch Nuneza biorą za sygnał do ataku, prostopadłego podania. Wiedzą, że to mocna strona Urugwajczyka. Jego gole są w pewnym sensie schematyczne, nieważne czy spojrzy się na sezon poprzedni czy obecny. Najlepiej czuje się w pościgu za piłką i z obrońcą obok, gdy ma przed sobą przestrzeń, a pokonanie bramkarza wydaje się trudniejsze, wymagające precyzji oraz mocy uderzenia. Przede wszystkim – instynktu, który niewątpliwie ma i który nie ogranicza go właśnie w takich trudnych momentach. Jednak inaczej jest w sytuacjach, gdzie sugerowanych rozwiązań jest więcej, trzeba w ułamku sekundy wybrać – bardziej zespołową, niż indywidualną – najlepszą opcję. Ta decyzyjność nie tylko u Nuneza szwankowała przeciwko United.

Nunez musi też wiedzieć, że będzie porównywany. Trafił do Premier League w tym samym czasie co Haaland, Liverpool ma walczyć z Manchesterem City o mistrzostwo kraju, a rola bramkostrzelnej „dziewiątki” znów jest niepodważalna, skoro sam Pep Guardiola zarzucił pomysł gry z „fałszywym” napastnikiem. W pewnym stopniu można uznać, że losy drużyn są niemal uzależnione od tej pozycji – oczekiwania, efekty, przyszłość trenerów. Z czołówki Premier League jedynie Mikel Arteta zdaje się być odporny na sugestie, że z bardziej ruchliwym, wszędobylskim i rozgrywającym piłkę napastnikiem nie można już zdobyć tytułu.

Tylko u nas

Napastnik zagadka?

W tym porównaniu problem Nuneza jest ten sam, co w poprzednim sezonie. Gdyby spojrzeć na średnią goli oczekiwanych na mecz, średnią xG na strzał czy liczbę prób w spotkaniu to jest on „dziewiątką” z samej czołówki. Osiem procent jego kontaktów z piłką to strzały, proporcje te wyższą mają tylko Callum Wilson oraz Erling Haaland. Jednak z czołowej dziesiątki w tym względzie napastników, to Urugwajczyka skuteczność zawodzi najbardziej. Tylko Dominic Solanke ma niższą celność strzałów (35%) niż piłkarz Liverpoolu. Wynik Nuneza (38%) jest o dziesięć punktów procentowych niższy od Haalanda i aż o dwadzieścia od Wilsona. W przełożeniu goli na strzały ta dysproporcja jest jeszcze bardziej znacząca. Haaland, Wilson co piątą próbę zamieniają na bramkę, Alexander Isak – co czwartą. Nunez ma skuteczność na poziomie ledwie ośmiu procent, niższą nawet od Nicolasa Jacksona (17%), a więc piłkarza Chelsea krytykowanego za swoje zachowanie pod bramką przeciwnika.

Jednocześnie Nunez zalicza lepszy sezon, niż ten poprzedni. Lepiej gra cały zespół, kreuje jeszcze więcej sytuacji i on z tego korzysta. Liverpool znów staje się wielowymiarowy w swoich sposobach na rozbicie przeciwnika i jeden niekorzystny wynik z United tego nie zmieni. Wie to Klopp mówiąc, że skoro punkt z takim rywalem jest uznawany za porażkę, to pozytywny sygnał postępu już wykonanego przez jego drużynę. Nunez dochodzi do lepszych sytuacji, jest jeszcze bardziej aktywny i skuteczny w wysokim pressingu. Chce dawać więcej i daje, ale nie zawsze.

„To zagadka w życiu napastnika”, mówił Klopp miesiąc temu. „Strzelasz kilka goli i nagle jest ci łatwiej. Ale on też będzie marnował sytuacje, a kiedy nie wykorzystasz pierwszych pięciu przed zdobyciem bramki, to samopoczucie nigdy nie jest najlepsze. Jest jednak w innym momencie. Trafił już parę razy, to były fantastyczne, różne gole. Ludzie zawsze będą się zastanawiali: ‘ile czasu mu jeszcze zajmie wejście na ten poziom?’, ale Darwin już tu jest. Jest w pełni, jest inny”.

Im większy talent, tym większa frustracja, gdy jego para idzie w gwizdek. W obserwacji Nuneza tak wiele z aspektów jego gry – fizycznych, technicznych, mentalnych – jest oczywistych do rozpoznania, już na bardzo wysokim poziomie, że aż chciałoby się zobaczyć ten potencjał w pełni. Nie przebłyskiem, nie momentem „wow”, które przecież następują, ale z taką regularnością, że – jak w przypadku Haalanda – zacznie się to nudzić, a uwagę będzie przykuwało nawet 90 minut bez gola. Piłkarze nie dojrzewają w tym samym wieku, ich proces rozwoju nie ma jednej ustalonej linii, trudno o dwa identyczne przypadki eksplozji talentu. Z Nunezem wydaje się, że wszystko uzależnione jest od cierpliwości: jego i Kloppa. Jak długo ten drugi z nich będzie wierzył w możliwy strach, w który pierwszy może wpędzać swoich rywali, tak szanse na uwolnienie pokazywanego momentami potencjału wciąż są spore.

Komentarze