Mistrz Czech pochłonięty w głębi składu FC Barcelony

Piłkarze FC Barcelony
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Piłkarze FC Barcelony

Dokładnie 272 dni upłynęły od czasu ostatniego meczu FC Barcelony w Lidze Mistrzów. Kibice Blaugrany nie przywykli do tak długiej rozłąki z tymi rozgrywkami, bo przez 19 kolejnych sezonów klub meldował się w fazie pucharowej. W ubiegłym sezonie po fatalnej fazie grupowej Barca musiała przełknąć gorzką pigułkę jaką było dopiero 3 miejsce w grupie za Benfiką i Bayernem. Spotkanie z Viktorią Pilzno w świadomości kibiców, a może i samych piłkarzy, miało wydźwięk nowego rozdania.

  • W pierwszym meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów 2022/23 Barcelona gładko wygrała z Viktorią Pilzno 5:1
  • Hattrickiem popisał się Robert Lewandowski, który został MVP meczu
  • Polak jest liderem zespołu, a trybuny z radością skandują jego nazwisko

Alemany gra w realu w FIFE na kodach

Przyjemność, jaką większość graczy czerpie z gry w FIFĘ wiąże się ściśle z możliwością samodzielnego zarządzania topowymi piłkarskimi klubami. Jako wieloletni fan tej serii gier kupowałem kolejne wydania co roku z jedną misją – odpalenia trybu managera i stworzeniu super-klubu, którego głębia składu pozwoli mi triumfować na każdym możliwym froncie. Zazwyczaj w tym celu wybierałem FC Barcelonę, Manchester City lub Paris-Saint Germain, gdyż dysponowały odpowiednio wysokim budżetem. Transfery przeprowadzane były początkowo z dziecięcą fantazją, którą potem zastąpiła już młodzieńcza, chłodna kalkulacja. Z niemałym rozbawieniem stwierdzam, że mój rozwój odzwierciedla sposób, w jaki prowadziłem w poszczególnych FIFACH konkretne drużyny.

Wyłączam komputer, odpalam w TV spotkanie Barcelona – Viktoria Pilzno i odnoszę wrażenie, że w klubie ktoś, tak jak ja, postanowił pobawić się w budowanie zespołu, który na każdą pozycję będzie posiadał kilka wyborów. Pozwalaja to trenerowi na regularne rotacje i posyłanie do gry niemal za każdym razem różnych jedenastek. Ojcem chrzestnym Dumy Katalonii w tym kształcie jest Mateu Alemany. Wizjoner. Biznesman. Trendsetter. To określenia, które w hiszpańskiej prasie nie odnoszą się do Jeffa Bezosa, czy Elona Muska, tylko dyrektora sportowego FC Barcelony. Nie ma sensu rozpisywać się nawet nad wszystkimi operacjami, które latem miały jego błogosławieństwo. Najlepiej przedsiębiorczość i wizję Hiszpana oddaje przykład Pierre-Emercka Aubameyanga. Gabończyk z łatką bad boya do Barcy przyszedł za darmo, strzelił 12 bramek i przyczynił się walnie do zdobycia wicemistrzostwa Hiszpanii, po czym został sprzedany do Chelsea za 12 milionów euro w pakiecie z Marcosem Alonso dla Azulgrany. 

Kiedy przy natłoku meczów w moim trybie kariery zauważyłem, że niektórzy zawodnicy są już zmęczeni, bez żadnych problemu konstruowałem nową jedenastkę złożoną w dużej mierze z piłkarzy rezerwowych, co też zrobił Xavi w meczu z Viktorią Pilzno. W podstawowym składzie wybiegli po raz pierwszy w tym sezonie Sergi Roberto, Fati i Kessie, a w drugiej odsłonie meczu zameldowali się również na murawie Depay, Pique, a nawet debiutujący Pablo Torre. Tak imponującym wachlarzem jakim dysponuje teraz sztab szkoleniowy Blaugrany popisać nie mogą się nawet pawie z wrocławskiego zoo. 

W trakcie spotkania Czesi niekiedy wyglądali na kompletnie zaskoczonych, gdy udawało im się odebrać piłkę Dembele, a na jego miejsce zaraz pojawiał się Kounde, który ją odbierał. Zawodnicy Barcy zmieniali strony, stosowali częste rotacje i wzajemnie się asekurowali, nie dając rywalom możliwości złapać nawet oddechu. Ta głębia składu powstała zaledwie na przestrzeni jednego okna transferowego. Nazwałbym to efektem Alemany’ego. Nie zastrzegam tej nazwy, możecie śmiało z niej korzystać. Środowy mecz inaugurujący zmagania Barcy w tej edycji Ligi Mistrzów uwidocznił, jak wspaniałą pracę latem wykonał zarząd wicemistrzów Hiszpanii.

Katalońskie problemy z sukcesją

Dlaczego większość trenerów nie pokusi się nawet o wykrzywienie kącika ust, sugerujące zalążek uśmiechu, gdy ich drużyna strzela kolejne bramki? Bo nieustannie coś analizują, wyszukując mankamenty w grze zespołu, które należy poprawić. Z jednej strony lepsze jest wrogiem dobrego. Z drugiej, jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził. Przed meczem jednym z niewielu zarzutów, jakie komentatorzy i dziennikarze stawiali drużynie prowadzonej przez Xaviego, było niewykorzystywanie stałych fragmentów gry. Tak jakby Barcelona kiedykolwiek słynęła ze zdobywania bramek z rzutów rożnych. 

Piłkarze zakasali rękawy i postarali się już w pierwszej połowie zadać temu kłam, zdobywając bramkę na 1:0 a jakże, po rzucie rożnym. Następne na liście do odhaczenia będą gol bezpośrednio z rzutu wolnego i może przewrotką, bo takowych wariacji na temat zdobywanych bramek w tym sezonie jeszcze nie widzieliśmy. Jeśli czyta to Robert Lewandowski, to mam nadzieję, że postara się o dostarczenie kibicom rozrywki jeszcze w taki sposób. W końcu po meczu Ligi Mistrzów może pochwalić się już hattrickiem w barwach FC Barcelony. Śmiało można powiedzieć, że kwestia znalezienia nowego lidera projektu sportowego została rozstrzygnięta. Na horyzoncie brak niestety dalej następcy Sergio Busquetsa.

Hiszpan całe spotkanie przesiedział na ławce rezerwowych, a na jego pozycji wystąpił Frenkie de Jong, który nie zebrał zbyt wysokich not. 25-latek był często spóźniony, nie ustawiał się odpowiednio i o ile na tle rywala pokroju Viktorii Pilzno konsekwencje nie były zbyt poważne, o tyle silniejszy rywal mógłby to zdecydowanie lepiej wykorzystać. Holender chwalony jest za liczbę przebiegniętych w tym meczu kilometrów, ale to nie zawody lekkoatletyczne, żebym nagradzać piłkarzy za takie elementy ich gry.

W tym sezonie to Pjanic miał pełnić rolę zmiennika Busquetsa, ale na ostatni moment zdecydował się opuścić Barcelonę w poszukiwaniu regularnych występów i obecnie gra już w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Inna sprawa, że Bośniak jest zaledwie dwa lata młodszy od Hiszpana, dlatego nie był rozwiązaniem przyszłościowym. Na takowe również nie zapowiada się Frenkie de Jong, który kilkukrotnie już próbował wejść w jego buty i zawsze kończyło się to zawodem.

Podczas gdy Gerard Pique, czy Jordi Alba zostali już wyparci z podstawowego składu przez młodszych, dynamiczniejszy i nie mniej utalentowanych młodych zawodników, Busquets niczym ostatni bastion post-Guardiolowskiej drużyny wciąż się trzyma i stanowi o sile drugiej linii Blaugrany. Wielu dyrektorów sportowych i trenerów poległo już próbując namaścić kogoś na jego następcę. Odpowiedź nasuwa się naturalnie. 34-latek jest piłkarzem unikalnym, którego próżno szukać w obecnym futbolu. Nie dlatego, że szkółki piłkarskie nie produkują obecnie jakościowych defensywnych pomocników. W mojej opinii jest on zawodnikiem wywodzącym się z zupełnie innego pokolenia pomocników, na których zapotrzebowanie we współczesnym futbolu maleje. Teraz potrzeba piłkarzy szybkich, silnych i dynamicznych. Busquets nie ma żadnej z tych cech. On daje zespołowi przede wszystkim wizję i umiejętność antycypowania zachować rywali. Jeśli Barca to Pinky, Busquetsowi należy przypisać rolę Mózgu.

Hype, który upośledza rzetelną ocenę

Kolejne wysokie zwycięstwo FC Barcelony, a do tego hattrick Roberta Lewandowskiego cieszą naturalnie niezmiernie. Niestety przychodzę w roli pana niszczyciela zabawy, pogromcy dobrego humoru. Dostrzegam to, jak ogromny hype posiada obecnie Duma Katalonii. Wiąże się to ściśle z bramkami strzelanymi seryjnie przez Roberta Lewandowskiego, a także efektowną grą zespołu. Barca rozegrała w tym sezonie dopiero pięć meczów i nie mierzyła się jeszcze z rywalem z prawdziwego zdarzenia. Zdecydowanie za takowego nie postrzegam mierzącej się z głębokim jak Rów Mariański kryzysem Sevilli. Żeby wyciągnąć poważne wnioski, ocenić, chciałbym zobaczyć Barcę w starciu z silnym rywalem. Taka okazja będzie już za tydzień podczas fazy grupowej Ligi Mistrzów, gdy sentymentalną podróż w przeszłość odbędzie Robert Lewandowski. Naprzeciwko siebie staną znów Barcelona i Bayern Monachium.

O hype, o którym tu mówię najlepiej świadczy dysproporcja w kursach, jakie przed meczem Barcy z Viktorią Pilzno oferowali bukmacherzy. Linia na mistrza Czech wynosiła nawet 40.00. To dysproporcja na poziomie silnej reprezentacji europejskiej mierzącej się z San Marino, czy Gibraltarem. Na tle wicemistrzów Hiszpanii, będących wciąż na etapie rekonstrukcji i kreowania swojej wizji gry, Viktorię Pilzno potraktowano jak zespół pół-amatorski, który nie zaprezentował się przecież na Camp Nou fatalnie, a nawet zdobył bramkę. Czas na wyciąganie głębszych wniosków będzie w połowie sezonu. Teraz możemy się przede wszystkim cieszyć grą Roberta Lewandowskiego i trzymać dalej kciuki za Xaviego. Już, przestałem marudzić.  

Przeczytaj też: “Lewangolski” króluje na okładkach. “Show Barca”

Komentarze